Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2009, 17:31   #21
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Po odstawieniu Czarnej w przeznaczonym do tego celu miejscu, Klaus udał się w kierunku kajuty. Jak się okazało jego „narowista” klacz była najspokojniejszym z czterech wierzchowców obecnie przebywających na barce. Dla niektórych mogło to być niezrozumiałe, ale ci, którzy niejeden dzień spędzili w koński siodle doskonale znali powód tej nagłej metamorfozy.

Schodząc pod pokład wpadł na rozmawiającą z kapitanem szlachciankę. Z racji tego, że nie miał najmniejszej ochoty pchać się w kolejną gorącą rozmowę. Zajął pierwszą wolną kajutę. Pokoik maleńki, ale i tak było to dla niego dużym zaskoczeniem. Spodziewał się raczej jakiś hamaków rozwieszonych we wspólnym pomieszczeniu. Zrzucił ekwipunek na łóżko i po chwili zaczął wypełniać rzeczami stojącą pod ścianą skrzynię przymocowaną do podłogi. Zresztą chyba jak wszystkie meble.

Słysząc wielkie oburzenie Nastii odnośnie warunków panujących w kajutach ręce mu opadły. Chyba ta osoba zupełnie nie zdaje sobie sprawy, w jakim luksusie spędzać będzie najbliższe dni. Dach nad głową, sucho i ciepło. Zastanawiał się czy ona jest świadoma, w jakie rejony jest wyprawa i czego może się spodziewa. Jednak po chwili zwątpienia stwierdził, że to nie jego sprawa.

Wrócił do rozpakowywania swoich gratów. Szczególnie zadbał o broń i zbroję. Upewnił się czy są dobrze zabezpieczone i czy nie będą się walały po podłodze. Pierwszym, który zawitał do jego kajuty był zarośnięty dryblas i tym samym on został jego współlokatorem.

- Wolne to wyrko?
Zapytał z wyraźnym ostlandzkim akcentem. Jego spojrzenie i oddech bez wątpliwości wskazywały na sposób spędzania ostatniego dnia w Nuln.

- Zapraszam. Jestem Klaus Vogel.
- A ja Jurgen. Pierwszy raz na wyprawie profesorka? No potakujące pokiwanie głową stwierdził, że on też.

Woźnica rzucił swoje klamoty w kąt i z ciężkim westchnieniem wyłożył się na łóżku. – Oj działo się wczoraj, mówię ci Klaus się działo… i chwilę później już słodko sobie spał.

***

Zwiadowca siedział na jednej ze skrzyń popalając fajkę i obserwując mijające ich barki oraz latające nad nimi ptaki. Raz czy dwa otworzył do kogoś usta. Wymienił kilka informacji i właściwie na tym się kończyło. Potrzebował trochę ciszy i spokoju po pobycie w wielkim mieście. Nieomalże cały swój sprzęt zostawił pod pokładem. Zawinął się mocniej w płaszcz dający dodatkową ochronę przed zimnym wiatrem. Wprawdzie skórzana zbroja skutecznie go powstrzymywała, ale ogarniające go senne zmęczenie nakazywało się opatulić.

Ranne wstawanie i ciężka praca to dla niego nie pierwszyzna mimo to perspektywa trudnej wyprawy oraz niejednej nieprzespanej nocy zrobiła swoje. Do tego przyjemne kołysanie barki, świeże powietrze i brak odgłosów miasta sprawiały, iż poddał się drzemce. Dla kogoś nawykłego do spania w siodle to były wręcz idealne warunki. Poczucie bezpieczeństwa go zgubiło.

Ze snu wytrącił go głuchy dźwięk wydobywający się spod dna, reszty dopełniło nagłe uderzenie i utrata równowagi. Klaus wylądował na pokładzie. Nim ktokolwiek zdążył się zorientować, co się dzieje nad pokładem zaczęły mordercze żniwo olbrzymie macki. Dosięgając wszystkich nie dość szybkich abym im umknąć.



Z największym trudem udało mu się uniknąć spotkania z jedną z nich. Nim jednak spostrzegł kolejną ta skutecznie go podcięła w tak niefortunny sposób, że wpadł w objęcia drugiej. Poczuł straszliwy ból w klatce piersiowej. Przed oczyma zobaczył mroczki.

Nim otrzeźwiał z zamroczenia wisiał już daleko od pokładu statku. Jego sytuacja była wręcz tragiczna. Czuł, że jak za chwilę się nie wyswobodzi macki albo pogruchotajom mu kości albo rozerwą na strzępy. Najlepszą perspektywa, jaka go mogła czekać to lodowata woda. A i to dawało mu minimalne szanse na przeżycie – już pomijał obecność potwora, ale sama jej temperatura po kilku minutach zrobi swoje. A Klaus do najwytrawniejszych pływaków się nie zaliczał.

Nie zamierzał jednak tanio sprzedać skóry. Nie czekając aż macka zmiażdży mu żebra dobył noża. Jedynej broni jaką teraz posiadał, nie licząc sztyletu. Miecz podobnie jak zbroję kolczą zostawił w kajucie. Nie przypuszczał, że takie niespodzianki będą go czekać.


Uchwyciwszy rękojeść dwoma rękami. Z całych sił, jakie mu pozostały starał się wbić ostrzę w masywne ramię i ciąć w poprzek…
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 26-06-2009 o 17:40.
baltazar jest offline  
Stary 29-06-2009, 21:23   #22
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Jak na okoliczności działała spokojnie. Z rozwagą. Powtarzając sobie, że to tylko zwierzę. Wyjęła z sakiewki kostkę cukru, zmełła ja w palcach wypowiadając zaklęcie. Bardzo proste. Wiatr zawirował, zapachniał piżmem i … zgasł. Skupiła się. Nie patrzeć na uwieszonego za nogę chłopca, na resztę ludzi w śmiertelnym uścisku. Oddychać. Znowu coś rozkruszała w rękach. Wszystko inne na pokładzie docierało do niej jak przez mgłę. Sięgnęła do dhar, strużki potu ciekły jej po plecach, z nosa kapała dziwnie wolno krew. Zaczerpnęła dużo mocy. Chyba najwięcej w życiu. Była potężną czarodziejką i ledwo stała na nogach. Krzyczała - słowa nie istniejące w żadnym języku, władczy ton - pchnęła strumień mocy prosto w zwierzę.
A ono oparło jej się z łatwością.

Ciało Margot eksplodowało potwornym bólem. Padła nieprzytomna na pokład.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 30-06-2009, 08:05   #23
 
woltron's Avatar
 
Reputacja: 1 woltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumnywoltron ma z czego być dumny
"Cholerna łajba" pomyślał Snorri sekundę po tym jak odpłynęli od brzegu. Nienawidził wody i wszystkiego co z nią związane, a podróż barką uważał za chory wymysł przemądrzałych ludzi, ale ponieważ nie miał nic do gadania chwycił mocniej topór w ręce i zszedł pod pokład w poszukiwaniu kajuty. Nie zajęło mu to wiele czasu, gdyż z propozycją wspólnego mieszkania wyszedł Orim Magnarsonem, krasnoludzki kowal i złota rączka wyprawy. "Może podróż nie będzie taka zła" pomyślał otwierając butelkę krasnoludzkiej wódki, którą nabył przed wyruszeniem w podróż.

*

Upłynął ledwie dzień, gdy podrózowali na barce, a Snorriemu zdawało się, że to już cały tydzień. Znudzony krasnolud stał na pokładzie i obserwował pracę żeglarzy, którzy uwijali się przy różnych urządzeniach, których Snorri nie potrafił nawet nazwać. Monotonię życia na barce przerwał krzyk jednego z żeglarzy:
- Kapitanie! – krzyknął i wszyscy spojrzeli w stronę dziobu, gdzie jeden z członków załogi barki trzymał bosak ociekający śluzem.
- Co znowu do cholery? – przeklął Snorri pod nosem, chwycił mocniej toporek i zaczął iść w stronę mężczyzny, gdy coś otarło się o dno barki i omal jej nie wywaliło. Krasnolud o mały włos nie wypadłby do wody, ale w ostatnim momencie złapał się jakieś liny.

Zapanowała, dziwna, nienaturalna cisza. A potem z wody wystrzeliły macki uderzając z obu stron burt, ale Snorri za późno zorientował co się dzieje. Gruba macka szybko oplotła go wokół pasa i porwała do góry, dobre 5-6 metrów nad lodowatą wodą. Krasnoludowi udało się co prawda uwolnić prawą rękę, ale w żaden sposób nie mógł dosięgnąć broni za pasem. Dyndając do góry nogami obserwował co dzieje się na pokładzie, jak żeglarze i jego nowo poznani kompanie walczą nieporadnie o życie.

- Kurwa!!! Medicus, mój topór! Podaj mi cholerny topór! – rzucił do medyka, gdy ten odrzucił pistolet i z otwartą gębą przyglądał się sytuacji. Dieter spojrzał się tępo na Snorriego, jakby krasnolud mówił do niego w khazalidzie, a nie w imperialnym, a po chwili znikł pod pokładem. – Złamany chuj! – krzyknął krasnolud za mężczyzną, po czym nie myśląc wiele spróbował wydobyć broń przypiętą u pasa. Bo też co innego mógł zrobić?
 
__________________
"Co do Regulaminów nie ma o czym dyskutować" - Bielon przystający na warunki Obsługi dotyczące jego powrotu na forum po rocznym banie i warunki przyłączenia Bissel do LI.

Ostatnio edytowane przez woltron : 30-06-2009 o 08:08.
woltron jest offline  
Stary 30-06-2009, 09:13   #24
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Zamarł w przerażeniu obserwując jak jedna z macek porywa uzbrojonego mężczyznę. Z półotwartymi ustami i szybkim oddechem postąpił krok do tyłu jakby mimowolnie odsuwając się od zagrożenia. I to był błąd. Nim dostrzegł drugą mackę tuż obok niego było już za późno. Mięsiste ramię z siłą żelaznych szczypiec zacisnęło się na jego kostce i zwaliło z nóg. Nathaniel wrzasnął do krwi krusząc obgryzione paznokcie, którymi próbował przez krótki ułamek sekundy przytrzymać się desek pokładu nim potwór szybkim ruchem wyszarpnął go wysoko w powietrze. Błagalnie jeszcze wyciągał dłonie w stronę burt statku gdy potwór majtnął nim parę razy i zaczął wciągać pod wodę. Nagle jednak po jednym z wystrzałów ramię zatrzęsło się w bolesnym spazmie i rozluźniło uchwyt upuszczając chłopaka w toń Aver. Runął do wody zanurzając się na głębokość paru metrów. Wszechogarniające wrażenie lodowatego zimna i paniki wyrwały mięśnie chłopaka z odrętwienia. Uciec. Jak najdalej. Jego oczom ukazał się niewyraźny zarys wielkiego bulwiastego korpusu przyklejonego do kila barki niczym ślimak wodny. Monstrum szczęśliwie jednak było zajęte statkiem nie zwracając szczególnej uwagi na pierwsze strącone śliwki.

Nat trochę niezgrabnie, ale niezwykle szybko podpłynął do burty zatrzymanej przez potwora barki i przylgnął do oślizgłego drewna przytrzymując się nierówności w deskach.
- Boże chroń mnie. Chroń mnie. Chroń mnie. Chroń mnie... - szeptał półprzytomnie nie otwierając oczu i kurczowo trzymając się barki. Nie słyszał już odgłosów walki i nie czuł zimna. Chciał stąd tylko zniknąć. Poranionymi palcami wymacał nieco nad głową jeden z otworów, którymi wypuszczano wiosła gdy wiatr cichł. Wdrapał się i wszedł do środka, po czym rzuciwszy się w jeden z kątów pomieszczenia, skulił się dygocząc i modląc się by to już był koniec.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 02-07-2009, 09:53   #25
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Ledwo przebrzmiały słowa Dorra, by podpalić macki, a z zaskoczenia ocknął się Le Boeuf. Wyrwał z pochwy swój ciężki, kawaleryjski rapier. Ostrze zalśniło bladą, błękitną poświatą, gdy Bretończyk z okrzykiem :
- Macki ! Ciąć macki w imię Pani Jeziora ! – doskoczył do najbliższego ramienia stwora, by je przeciąć.
Brzeszczot ze zdumiewającą łatwością przeszedł przez śluz i przeciął ramie do połowy. Armand natychmiast poprawił i odciął mackę drugim uderzeniem.
Tymczasem jeden z najemników Jacob Fuchs posłuchał rady Petera i skrzesał ogień podpalając oblaną przez Dorra mackę. Z początku nic się nie stało, ale po jakimś czasie stwór puścił i wycofał oparzone ramię do wody. Peter już na to nie patrzył zajęty przecinaniem kolejnego ohydnego ramienia. Śluz skutecznie blokował ostrze i trzeba było się napocić, by je wyrwać. Na szczęście choć nie udało się mężczyźnie przeciąć macki, to zadane rany były tak głębokie i najprawdopodobniej bolesne, że potwór i w tym wypadku puścił barkę chowając pokrwawione ramie w wodzie.

Decyzja o pozostaniu pod pokładem była chyba jedną z najlepszych jaką Dieter podjął w życiu. Zamiłowanie do kobiet i alkoholu najpewniej ocaliło go. W momencie ataku nic mu nie groziło. Gdy zaś wydostał się na pokład po wstępnym szoku jaki przeżył dość szybko przeszedł do działania. Pomimo wypitych kilku głębszych w towarzystwie uroczej Kislevitki strzał nie był trudny. Cel był bliski i duży. Garłacz rzygnął ogniem wypluwając z impetem pocisk, który trafił trzymającą Nata mackę tuż nad nogą chłopca. Kula dosłownie oderwała koniec ramienia stwora i młody łotrzyk z impetem wpadł do lodowato zimnej wody. Instynktownie zdążył złapać haust powietrza nim zamknęły się nad nim wody Aver. W panice jaka go ogarnęła przez chwilę się nie ruszał obserwując pod wodą z przerażeniem potężnego potwora uczepionego kadłuba barki. Dzięki temu nagromadzone w płucach powietrze wypchnęło go ku powierzchni. Zdążył wziąć oddech i zaczął rozpaczliwie machać rękoma i nogami, by dopłynąć do burty. Jednak nie umiejąc pływać jego ruchy odniosły skutek przeciwny do zamierzonego. Głowa skryła się pod wodę, co spowodowało jeszcze gwałtowniejsze ruchy, tym samym zmniejszając jego szanse na przeżycie. Nat się topił. Jeszcze przez chwilę próbował się utrzymać na powierzchni, lecz w końcu zachłysnął się wodą i poszedł na dno. Przestał walczyć, a jego umysł oszukiwał się tworząc wizje bezpiecznego dopłynięcia do burty barki, co było niestety nieosiągalne.

W międzyczasie przez nikogo nie zauważona Margot toczyła walkę, która mogła w razie powodzenia wszystkich uratować. Niestety pierwszy czar nie powiódł się dowodząc kapryśności wiatrów magii. Drugi znacznie trudniejszy magiczka wykonała perfekcyjnie niczym na egzaminie w kolegium, jednakże stwór, który miał się podporządkować jej woli pozostał nieczuły na jej urok. Margot zaczerpnąwszy tak dużo mocy osunęła się na deski pokładu tracąc przytomność. Pełna ofiarności walka zakończyła się fiaskiem.

Znacznie więcej szczęścia miał Snorri. Nie bacząc na zagrożenie zatonięcia barki i okrzyki ludzi Ori postanowił ratować pobratymca. Z przezornością zwykł był trzymać ze sobą nabitą, skróconą rusznicę, którą nazywał „obrzynem”. Teraz zaś wycelował i odpalił trafiając w mackę poniżej nóg Snorriego. Ranny stwór puścił krasnoluda, który niczym kamień wpadł do rzeki. Ori patrzył przez chwilę w wodę. Nie widząc jednak wynurzającego się Snorriego kląc pod nosem ściągnął skórznię i wskoczył do wody. Zobaczył od razu jak pobratymiec idzie na dno niczym kowadło. Oba topory skutecznie ciągnęły go w dół. Ori chwycił Snorriego z tyłu pod pachy, ale kompan był zbyt ciężki. Próbował tedy wyjąć zza pasa topory, ale wtedy zabójca zaczął gwałtownie machać rękoma.

Tymczasem na pokładzie trwała walka. Dwóch Stirlanczyków zajadle atakując w końcu przecięło kolejną mackę.

Wielebny Angus modlił się by wlać otuchę w serca walczących ludzi i chyba z powodzeniem, bo wszyscy dwoili się i troili, by odeprzeć atak.

Niekrasow berdyszem przeciął kolejne ramię, zaś Fieofan posłał bełt w mackę trzymającą Vogela, którą mężczyzna już ciął nożem, ta jednak nie puściła i dopiero kula z pistoletu kapitana Mauera skłoniła stwora, by się wycofał, jednakże ciągle mężczyznę trzymała druga macka, która wciągnęła go pod wodę. Co gorsze pierwsza macka zniknęła wraz z ugrzęźniętym w niej ostrzem.

Tymczasem dwaj żeglarze próbowali odnaleźć Olafa, który został zmieciony z dziobu barki. Jeden z nich obwiązał się liną i skoczył do wody, gdy drugi asekurował go z pokładu.


Kislevitki nie było na pokładzie. Zamiast walki postanowiła sprawdzić co z końmi. Ich dziwnie spokojne zachowanie stało się jasne, gdy zauważyła w sianie powrzucane przesuszone główki makówek i kłącza mandragory. Pytanie kto i dlaczego chciał uciszyć konie pozostawało na razie bez odpowiedzi.

Wtedy na pokład wpadł Richthofen, a tuż za nim Baucholz. Stali przez chwilę zdezorientowani. Profesor podbiegł do leżącej Margot, by sprawdzić co się jej stało, zaś Martin kolnął najbliższą mackę. Rana jaką zadał była w sumie niewielka, ale najwidoczniej stwór nie był przygotowany na tak zajadła obronę i miał już dość. Na powierzchni rzeki zabulgotały bąble powietrza i trzymające jeszcze macki jedna po drugiej zaczęły się ześlizgiwać z pokładu.

Po ataku Suil obudził gwałtowny wstrząs i trzęsienie. Jakieś krzyki i trzaskanie dobiegały z zewnątrz. Przestraszona dziewczyna zaczęła szukać innych, bała się być sama, barką kołysało tak mocno! Najbliższa była kajuta Nastii. Zapukała, a nie słysząc nic zajrzała ostrożnie, może podczas wstrząsów dziewczynie coś się stało ? W pomieszczeniu było ciemno, pewnie coś zgasiło lampę przytwierdzoną do ściany. Jakiś dziwny kształt leżał koło koi, podbiegła tam, ale to były tylko ubrania, które rozsypały się podczas wstrząsów. Najwyraźniej nikogo nie było tu więcej. Ze strachem i biciem serca ruszyła ku wyjściu na pokład. Wielkie macki trzymające ludzi i okręt wprawiły ją w przerażenie. Gdy jedna z nich znalazła się niebezpiecznie blisko jej głowy, nie wytrzymała. W ostatniej chwili podbiegła do burty i wychylając się na zewnątrz zwymiotowała w wypełnione szlamem odmęty.

Wycofujący się stwór po chwili zniknął w głębinach rzeki. Nigdzie nie było widać jego ramion. Zniknął jakby go w ogóle nie było. Wraz z nim zniknął Jurgen Kraft woźnica, któremu nikt nie pomógł i Klaus Vogel ciągle będący w uścisku potwora. W głębinach został Nathaniel, dwa krasnoludy i dwójka żeglarzy.


Zmęczeni krótką, ale intensywną walką ludzie dyszeli ciężko. Pierwszy otrząsnął się Le Boeuf.
- Gdzie wpadli do wody ?! – krzyknął.
- Hohenzoler gdzie wpadł mały ? – spytał pomijając „von”.
Dieter podbiegł do burty.
- Gdzieś tam … - wskazał ręką.
- Izwol'te gospodin wracz. – odsunął go Niekrasow odpinając pas z bronią i skoczył do wody.
- Lina ! – krzyknął Armand po niewczasie.
- A Vogel i Craft ? – spytał Wielebny Angus.
Bretończyk uciekł wzrokiem w bok.
- Macki ich wciągnęły … Im nie pomożemy. – stwierdził poważnie.

Dieter podszedł do leżącego skryby. Mężczyzna nie oddychał. Medyk sprawdził puls na szyi … nic. Rozerwał koszulę na piersi Kurta, by przytknąć ucho do piersi i … zamarł.
Skryba miał na piersi wytatuowany znak … a raczej symbol



Nagle Kurt gwałtownie otworzył oczy i … chwycił oburącz Dietera dusząc go z całych sił za szyję.

Michaił wynurzył się prychając.
- Nie wiżu malczika. – odkrzyknął i zanurkował ponownie nieco dalej od burty.

Vogel tracił świadomość. Zimna woda powoli lecz stale pozbawiała go czucia i tylko resztkami woli bronił się by nie wciągnąć jej do płuc. To byłby koniec. Stwór przyciągnął mackę w pobliże potwornie wielkiego łba. Klaus dostrzegł ogromne oko, które jakby mu się przyglądało. Po chwili która zdawała się wiecznością macka … puściła. Stwór pchnął ramieniem mężczyznę w górę. Vogel poczuł, że się wynurza. Przez moment przemknęło mu przez głowę „cud”.

Niekrasowa był dobrym pływakiem, lecz jego umiejętności były na nic, gdy nigdzie nie mógł dostrzec Nata. Zmącone przez stwora wody i wszechobecny śluz ograniczały skutecznie widoczność. Już zrezygnował, już zaczął się wynurzać, gdy dostrzegł w dole po lewo jakiś cień. Brakowało mu powietrza, ale postanowił spróbować ostatni raz. Wiedział, że gdy zanurkuje ponownie chłopiec, jeśli to w ogóle był on, będzie zbyt głęboko by udało się go wyciągnąć.

Tym razem też stał się „cud”. Michaił trafił na chłopca, choć cień mógł oznaczać cokolwiek innego, choćby kawałek odciętej macki. Chwycił za kołnierz Nata i mozolnie zaczął się wynurzać. Jednak przecenił swoje siły. Powierzchnia była coraz bliżej, ale Kislevita był coraz słabszy. Chciał krzyknąć „Pomocy”. Niestety nie mógł.
 

Ostatnio edytowane przez Tom Atos : 02-07-2009 o 10:04. Powód: Uwaga Suarril : "Izwol'te, nie dozwolitie".
Tom Atos jest offline  
Stary 02-07-2009, 11:44   #26
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Niezwykle przyjemny był to dzień, gdy wypłynąwszy z portu, ruszyli wodami rzeki Aver na wschód, ku Averheim. Nastia, zadowolona z siebie oraz faktu, iż udało jej się przekonać kapitana do odstąpienia jej kajuty, zaprosiła medyka na pogawędkę przy trunkach, jakie znalazła w barku kapitana. Raczyli się wybornym winem, gdy wtem barka zatrzęsła się i zatrzeszczała złowróżbnie. Spojrzeli po sobie, oboje zdumieni. Czyżby wpadli na mieliznę albo uderzyli o skały? Ale nie, drewno trzeszczało coraz głośniej, zupełnie jakby ktoś chciał zmiażdżyć statek. Kobieta chwyciła swój rapier, który odpięła była dla większej wygody i położyła na koi. Wybiegli z pomieszczenia niemal równocześnie, z tą różnicą, że Dieter pomknął na pokład, zaś Nastia, zatroskana o cennego ogiera, podarunek od ojca, ruszyła do ładowni, by się przekonać, czy nic mu nie jest. Dziwna cisza zaniepokoiła dziewczynę, a wyjaśnienie jej przyczyny tym mocniej. Kopnęła jeden z korzeni mandragory. Czyżby ta zołzowata czarodziejka otępiła zwierzęta? Ale po co miałaby to robić? Może kapitan rozkazał podrzucić do siana główki maku, nie chcąc, by konie płoszyły się podczas rejsu. Nie wiadomo, jakich szkód mogłyby narobić, gdyby wpadły w panikę. Soroka nie był wprawdzie płochliwy, wręcz przeciwnie, to najodważniejszy koń, jakiego kiedykolwiek w swym życiu Nastia widziała, ale przecież kapitan wiedzieć o tym nie mógł. Obejrzała wierzchowca dokładnie, na wszelki wypadek, chcąc sprawdzić, czy nikt nie zaszkodził mu w inny sposób. W pewnym momencie rzuciło nią trochę, jakby barka przechyliła się mocno na jeden bok, a potem została puszczona z dużą siłą. Złapała równowagę, podobnie jak konie. Napoiła Sorokę i Burkę-Siwkę, wałacha Fieofana, i dopiero potem, niespiesznym krokiem – drewno przestało groźnie jęczeć i barka nie trzęsła się już – wyszła na pokład.

Pierwsze, co zobaczyła, to spojrzenie Niekrasowa, który wyszczerzył się do niej w radości, że jest cała i zdrowa, po czym dziarsko podszedł do burty i, odpiąwszy pas z bronią, wskoczył do wody. ~Co za skończony głupiec!~, przemknęło przez myśl szlachcianki. Dlaczego nie obwiązał się liną? Popisywał się, by jej zaimponować, ale ta zupełnie niepotrzebna brawura mogła go kosztować życie. Były jednak sprawy bardziej naglące niż martwienie się o Niekrasowa.
- Fieofan, prismotri-ka za nim! [1] – krzyknęła do sługi. Skoro Michaił Pietrowicz skoczył, znaczyło to, że pływać umie, zaś Nastia nie umiała, toteż nie było się tu nad czym zastanawiać, i tak nie byłaby w stanie mu pomóc. Za to umiała walczyć, dlatego gdy kątem oka dostrzegła, że medyk szarpnął się raptem, jednym szybkim ruchem obróciła się na pięcie i doskoczyła do niego, wyprowadzając zdecydowane pchnięcie. Ciało skryby drgnęło, ręce zadrżały, lecz po chwili uścisk rozluźnił się i ciało Kurta opadło na skrwawione deski, ześlizgując się z głowni, która zanurzyła się w jego boku. Dieter spazmatycznie złapał powietrze.
- W porządku s wami? – spytała. Widziała, jak Bauholz cucił czarodziejkę, a potem zauważyła zdenerwowanego kapitana, rozmawiającego z Le Beoufem. Nie dosłyszała wszystkiego, zdawało się jednak, że Mauer chce zawrócić, zaś Le Beof przekonuje go cierpliwie, by płynąć dalej. Zaraz jednak zwróciła twarz z powrotem w stronę Dietera oraz zabitego mężczyzny. Przyjrzała się ciału.
- Co to? - spytała, wskazując na tatuaż.


---
[1] Fieofanie, pilnuj go!
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 02-07-2009 o 11:52. Powód: Dopisałam pytanie na końcu.
Suarrilk jest offline  
Stary 03-07-2009, 14:33   #27
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Klaus z największym trudem utrzymał powietrze w płucach nim dotarł do powierzchni. Umęczony i zmarznięty ledwo miał siłę by walczyć z prądem rzeki. Czuł, że pomimo niemalże cudownego uratowania jego życie dalej wisi na włosku. Przeraźliwy chłód wody docierał w każdy zakamarek jego ciała, każdy jego mięsień odmawiał posłuszeństwa. Wysiłek, jaki musiał wkładać w utrzymanie głowy ponad wodą był nie do zniesienia. Machał rękami czując jak chwile zanurzenia stają się coraz dłuższe… czuł jak zaczyna tonąć. A barka wcale się nie przybliżała.

Wtem poczuł mocny uchwyt z tyłu.

- Nie szarp się po obaj skończymy w rzece. Powiedział ktoś za jego plecami. Ciągnij, mam go! Krzyknął po chwili.

Klaus poddał się wybawicielowi, jego zmarznięte do szpiku kości ciało z każdą chwilą było bliżej upragnionego ratunku, bliżej ciepłej kajuty. Wracał do żywych.

***

Gdy znalazł się na pokładzie ledwo mógł oddychać. Wyglądał jakby ledwo, co wstał z grobu. Jego sino blade oblicze, fioletowe usta, z których wypływał mieszanka śluzu, wody i resztek żołądka sprawiały, iż wyglądał jak zombi. Ktoś narzucił na niego koc, ktoś inny podał flaszkę z wódką.

- Masz pij. Rzucił oschle. To cię rozgrzeje.

- Ściągnijcie z niego te mokre rzeczy, bo nie wyżyje do jutra. Musi się teraz ogrzać. Dobiegło do niego z lewej strony. Klaus zwrócił głowę w tamtą stronę. Dostrzegł doktorka i ciało skryby…

Ktoś go pochwycił, pomógł mu wstać i zejść do kajuty. Nim zszedł przez głowę przeszła mu myśl na temat dziwnej rany, jaką zobaczył na jego ciele jakby wcale nie był ofiarą potwora.

***

Przebrał się. Suche i dobrze chroniące przed zimnem ubrania oraz rozgrzewający trunek robiły swoje. Z każdą chwilą wracał do siebie. Przypiął pas z mieczem i z wyraźnym wysiłkiem powędrował na pokład. Każdy krok był okupiony zaciskaniem warg. Ból żeber dawał się we znaki – ale wyglądało na to że nie miał ich połamanych.

Starał się dowiedzieć się o zajściach na pokładzie. Widząc Petera złapał go za ramię.

- Co się stało, co z krasnoludem i małym? Co ze skrybą, nie wyglądał jakby to monstrum go dopadło.
 
baltazar jest offline  
Stary 03-07-2009, 17:09   #28
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Co za gówno! - Peter zgrzytnął zębami, z trudem odrywając miecz od pokrytej śluzem macki. - Jakby klejem...

Potężny cios, który mógłby odrąbać nogę dorosłego mężczyzny nie zrobił na potworze żadnego wrażenia. A rana była zadziwiająco płytka...
Kolejny cios, wymierzony dokładnie w to samo miejsce, sięgnął głębiej. Dopiero teraz macka, jakby z wahaniem popełzła za burtę.
Peter nie zamierzał jej ścigać - jeszcze zdecydowałaby się wrócić...

Na szczęście ostrzelany, podpalony, posiekany potwór zdecydował się na odwrót... Niestety zabierając ze sobą paru uczestników wyprawy.
Peter rozejrzał się dokoła.
Niekrasow skakał za burtę, tuż obok był Fieofan. Dieter pochylał się nad skrybą...
Nim Peter zdążył ruszyć na ratunek duszonemu medykowi do akcji wkroczyła Nastia. Na powstrzymanie jej nie starczyło czasu...

"Żeby ci ręka odpadła "- zażyczył jej w duchu, widząc bezsensowny postępek Kislewitki.

Skryba, dźgnięty ostrzem rapiera, osunął się na deski pokładu. Zdecydowanie martwy.

- Czto ty zdiełała?! - wykrzyknął Peter. Miał nadzieję, że do głupiej baby słowa wypowiedziane w ojczystym języku prędzej dotrą. - W plen nada było wzjac... Żywcem i przepytać... Eh...
"Żenszczina" - dokończył w myślach.

Wołanie Jacoba uniemożliwiło rozwinięcie dialogu.

- Izwinitie, pażałsta - powiedział Peter.

Nie czekając na odpowiedź skoczył do burty.
W wodzie, całkiem niedaleko, taplał się Klaus. Wyglądało na to, że choć kąpiel nie sprawia mu zbyt wielkiej przyjemności, to jednak Klaus nie zamierza wrócić na pokład. Na szczęście Jacob skoczył do wody, by pomóc. Trzeba było tylko rzucić linę...
W końcu dygocący z zimna Klaus znalazł się na pokładzie. Razem z Jacobem ruszyli do kajuty.


W tym momencie dobiegł do Petera cichy szloch.
Wciśnięta w kąt, tuż przy zejściu pod pokład, siedziała skulona w kłębek Suil. Z jej oczu płynęły łzy.
Peter przyklęknął obok dziewczyny.

- Co się stało? Zranił cię ten potwór? - spytał.

- Nnie... - wydusiła z siebie dziewczyna. - Bbbo oni wypadli za burtę, a ja... - Suil przerwała.

Peter czekał cierpliwie.

- Nie umiem pływać ani walczyć. Jestem bezużytecznym gryzipiórkiem... - szlochała dziewczyna. - Tylko do tego się nadaję... Do pisania tekstów i noszenia ksiąg za profesorem...

Dość trudno było zaprzeczyć - trochę racji w tym było. Z drugiej strony, nie każdy musi umieć walczyć. Ładna i mądra dziewczyna ma wiele zalet, chociaż nie potrafi sprawnie machać rapierem czy strzelać z pistoletu. Czy to jednak mogło pocieszyć Suil?

- Nie płacz - powiedział Peter - proszę. Ci, co nie biorą udziału w walce są bardziej przydatni po jej zakończeniu.
- Otrzyj oczy... - kontynuował. - Zobacz, ile osób potrzebuje pomocy. Klaus ... Nathaniel... - Peter wskazał na chłopca, którego przed chwilą wyciągnęli z wody Niekrasow wraz z Fieofanem. - Tak samo Snorri. Wszyscy są przemoczeni, zmarznięci. Potrzebne są koce, coś na rozgrzewkę...

Tego, co pojawiło się na twarzy Suil, raczej nie można było nazwać uśmiechem, ale lepsze to było, niż łzy.

- A jeśli zechcesz - dodał Peter - nauczę cię strzelać...



- Co się stało z krasnoludem i małym? Co ze skrybą, nie wyglądał jakby to monstrum go dopadło - siła uścisku trzymającej go za ramię dłoni Klausa świadczyła o tym, że mężczyzna odzyskuje nadwątlone podczas walki siły.

- O, właśnie cię szukałem - Peter podał Klausowi kubek interesująco pachnącego napoju. - Suil załatwiła coś na rozgrzewkę. Naszego chłopca wyłowił Niekrasow. A nie wygląda na takiego, co skoczyłby do wody by ratować małego łapserdaka - Peter pokręcił głową. - Zaś krasnoluda wyratował ten kowal, Ori. Ale Snorri'emu kąpiel chyba nie przypadła do gustu, bo klął wniebogłosy, gdy go wyciągali i odgrażał się potworowi, że go jeszcze dopadnie...

- Za to skryba... - Peter wzruszył ramionami. - Leżał sobie nieruchomo na pokładzie, więc medyk, jak to medyk, wziął się za ratowanie. Nagle skryba zaczął medyka dusić. Ale już się nie dowiemy, o co poszło, bo jej wysokość Nastia Osipowna zaszlachtowała skrybę i nie będzie z kogo wydusić zeznań...
 
Kerm jest offline  
Stary 06-07-2009, 11:50   #29
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
To wszystko było takie paskudne! Oślizgłe macki, przerażający potwór, skrzypiące deski pokładu i wrzaski ludzi i nieludzi. Wystrzelił, i to chyba nawet zadziałało, ale szybko potem zagubił się w tym chaosie. Ktoś chyba nawet do niego krzyczał, ale medyk nie do końca to zarejestrował, przerażony nie wiedząc dokładnie co robić. Zbiegł na dół i wrócił z siekierą, ale to już był najwyraźniej koniec! Macki zwijały się, więc z westchnieniem ulgi odłożył broń czy tam narzędzie i rozejrzał się wzrokiem osoby mającej ratować życie. Najgorzej wyglądał ów skryba, nie ruszający się i wyglądający przynajmniej na ogłuszonego. Nie zdążył mu się nawet w pełni dokładnie przyjrzeć, gdy ten chwycił go za gardło i to z całkiem sporą siłą! Gdyby nie szybka odsiecz w postaci Nastii to mogłoby to się różnie skończyć. Dieter klęczał jeszcze przez chwilę, kaszląc i rzężąc. W tym czasie już jakiś mężczyzna, najwyraźniej jego współlokator, zaczął narzekać na dokładny cios kislevitki. Medyk zaś wstał tylko i zasunął trupowi z kopa. Pewnie sam również były przeciw takiemu natychmiastowemu zabijaniu, ale teraz czuł satysfakcję widząc krew tamtego spływającą po pokładzie. Obejrzał się na Petera.

-Oszczędziła nam sporo problemów i opóźnień jak sądzę.
Potem dopiero wrócił wzrokiem do pięknej kobiety i skłonił się jej lekko.
-Dziękuję za pomoc, pani. Jestem twoim dłużnikiem.
Uśmiechnął się, ale nie było mu do śmiechu.
-To zaś - wskazał nogą symbol, pokazując go wszystkim - to znak wyznawania Potęgi Chaosu, spaczonego boga rozpusty. Myślałem, że lepiej dobierasz sobie towarzyszy podróży, panie.
Spojrzał na profesora, zaciskając zęby. Ciekawe czy jeszcze jacyś kultyści się tu kryli?!
-Może powinniśmy nakazać wszystkim się rozebrać? Czuję się niekomfortowo w towarzystwie niepewnych ludzi.
Celowo użył ludzi, nigdy bowiem nie zasugerowałby krasnoludowi, że może wyznawać jednego z czwórki spaczonych bogów. Kiedy Dieter wspomniał o kultystach, Nastia splunęła na pokład. Plwocina opadła tuż obok twarzy martwego.
-Mój kuzyn zginął, walcząc s Chaosem - rzekła zimnym głosem, jednoznacznie wyrażającym pogardę dla wyznawców mrocznych bogów. - Nigdy ni jeden Miedwiediew nie skalał imię rodu, wyznając Chaos.
W jej głosie pobrzmiewała duma. A także obietnica, że każdy, kto ośmieli się zaprzeczyć, skończy równie i nieodwołalnie martwy, jak skryba. Hohenzoler westchnął, kiwając głową.
-Obawiam się, że my, Imperialni, nie jesteśmy tak odporni na Chaos i jego zakusy, jak twój naród, Nastiu.
Nastia spojrzała przeciągle na von Hohenzolera, po czym skinęła głową.
-Na tym statku jest kapitan. Dawajtie, niech on zadecyduje. Ktoś przeciw? Profesor jak uważa?
Medyk skinął głową na te słowa.
-Spotkałem się już z mutacjami. Kiedyś jeden z mutantów spróbował zapłacić mi wielką sumę pieniędzy, bym pozbył się jego skazy. Myślę, że potrafię rozpoznać oznaki chaosu. Oczywiście sam również udowodnię, że jestem ich pozbawiony.
Czekał, spodziewając się na pewno protestów. Ale mieli tu przywódcę formalnego, który im płacił. I to jego decyzję miał zamiar respektować.
 
Sekal jest offline  
Stary 06-07-2009, 15:07   #30
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
- To czego nam oszczędziła przedstawicielka nieskalanego chaosem rodu Miedwiediew to możliwości zadania pytań i wysłuchania na nie odpowiedzi. Czyli jednak przysporzyła nam problemów i opóźnień. Bo zamiast działać ze świadomością co się tu kurwa dzieje będziemy się bawić w obmacywanki.

Zwiadowca nie wiedział czy ostatnie słowo przyszło mu na myśl pod wpływem wspomnianego rzekomego kultu Pana Rozpusty czy raczej pod wpływem zachowania von Hohenzolera, który nieustannie stara się przypodobać tej zołzie. Natomiast jeżeli medyk miał ochotę na oglądanie jej nagiej dla własnego komfortu to nie widział w tym problemu, ale w swój zadek nie zamierzał pozwalać komukolwiek zaglądać.

- Wprawdzie nie jestem tak biegły w rozpoznawaniu oznak chaosu jak nasz szanowany doktor, ale następnym razem racz Pani bardziej rozważnie podchodzić do tematu odbierania komuś życia. Mając na uwadze nieodwracalność swoich czynów.

Klaus w taki sposób zaakcentował „pani”, że maiło ono bardzo niewiele wspólnego z grzecznościową formą.

- Mam również ogromną prośbę do ciebie - cały czas zwracał się do szlachcianki, jak kiedykolwiek wezmę się z kimś za łby to nie wsadzaj mi żelaza w serce. Jeżeli jednak nie będziesz mogła się powstrzymać przed włączeniem się… to użyj buta zamiast rapiera.

Nie wiedział dlaczego ale ta kobieta niemalże od pierwszego spotkania działała mu na nerwy. A im dłużej miał z nią do czynienia tym trudniej mu było powstrzymywać się od prowokowania jej.

- Oczywiści czuję się zobowiązany stwierdzić wszem i wobec, że żaden członek mojej rodziny nigdy nie czcił bogów chaosu. Ja natomiast zabiłem w swoim, życiu niejednego mutanta więc chyba jasne jest, że i ja jestem bez wszelkich podejrzeń! Czyli i mnie, żaden znawca sprośnych praktyk Pana Rozpusty nie musi zaglądać w dupę dla własnego komfortu. Bo do jasnej cholery gówno mnie obchodzi twój jebany komfort! Więc lepiej skończ opowiadać pierdoły i zajmij się tym na czym podobno się znasz, czyli pomaganiu rannym.

- Może za nim wpadniesz na kolejny wspaniały pomysł to wielebny Angus z tym małym przeszukają kajutę skryby. Albo ja mu będę towarzyszył jeżeli zechce. Idziemy ojcze?
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 06-07-2009 o 15:10.
baltazar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172