Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2009, 22:47   #486
Qumi
 
Qumi's Avatar
 
Reputacja: 1 Qumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetnyQumi jest po prostu świetny
Nieco pewniejsza siebie dzięki słowom Siabo, Luna pobiegła do Elhana. Domyślała się, że ciężar zadanego mu pytania był spory i była mu naprawdę wdzięczna za to, że zgodził się odpowiedzieć na jej pytanie. W dzieleniu się odpowiedzialnością istniało poczucie ulgi, gdy inna osoba przejmuje część konsekwencji za czyjeś czyny. W chaosie bitwy, na placu polanym krwią i spalonym ogniem – Luna potrzebowała tego typu ulgi.

Wzięła głęboki wdech gdy klęknęła przy Elhanie. Powietrze było tu nieco czystsze i bardziej rześkie po zaklęciach, które rzuciła Luna. Dźwięk, elektryczność i chłód sprawiły, że powietrze było wyjątkowe, mimo iż tylko odrobinę inne, w stosunku do woni spalenizny rozchodzącej się po reszcie pobojowiska. Nie miała jednak teraz na to czasu…

- Spokojnie, zaraz poczujesz się lepiej – szepnęła do nieprzytomnego Elhana. Ciężko było sprawdzić czy był martwy czy nieprzytomny przez całe jego osprzętowanie, więc Luna postanowiła zaryzykować i przystawiła ręce do jego twarzy. Włosy kronikarki zalśniły gdy usta zaczęły wypowiadać krótką modlitwę, a srebrzysta energia przeszła z jej ciała do Elhana. Nie była to najsłabsza z jej modlitw, ale wystarczająco silna aby postawić nieprzytomnego na nogi. Wtedy nastąpił straszliwy huk, Elhan otworzył oczy.

Luna automatycznie obróciła się do tyłu widząc jak potężna ognista kula pochłania spory kawałek placu. Falę gorąca było czuć nawet z tej odległości przez co oczy Luny stały się szkliste i już po chwili zaczęły łzawić. Kronikarka zasłoniła ręką czoło i utworzyła daszek nad oczami. Elhan ścisnął ją za nogę i spojrzał pytająco prosto w oczy. Ona jednak nie potrafiła mu odpowiedzieć. Wśród ognia kronikarka dostrzegła jakieś sylwetki. Rosa, Siabo, Blajndo i Liah. Rosę odrzuciło w tył. Leżała oparzona i krwawiąca na kamiennej posadzce. Siabo…

-Siabo…! – krzyknęła Luna widząc jak anioł spala się stojąc wciąż w tym samym miejscu gdzie go zostawiła niczym zapałka. Jego ciało zmieniło się z powrotem w człowieka, którym był… łzy zaczęły lecieć z oczu Luny i tylko kątem oka zauważyła po zniknięciu ognistej kuli, że Liah nic nie jest.

-Siabo, Blajndo… on… oni nie mogą… powinien wtedy zostać tam… powinienni… nie powinien umrzeć… czy oni…? – zadawało sobie pytania Luna, gdy nagle szturchnął ją, również płaczący, Elhan i wskazał na Severa i innych. Do Siabo w tym czasie podczołgała się Aner. Aner… nie miej wyrzutów sumienia… pomyślała gdy przypomniała sobie, że to właśnie Siabo dał Aner eliksir leczący, którego teraz znacznie bardziej potrzebował… Blajndo leżał jednak sam, tuż przy ciele licza i Rosy

Z czułością Luna spojrzała na Aner trzymającą rękę Siabo i przez łzy się uśmiechnęła delikatnie. Nie był to uśmiech radości, nie był to uśmiech szczęścia, ale smutku połączonego z troską. Zdała sobie sprawę, że tak jak Aner i ona nie powinna obwiniać się, teraz liczą się losy innych, którzy jeszcze żyją i są ranni. Luna obróciła głowę do Elhana z tym samym uśmiechem na ustach i wstawała…

Biegła ile miała sił, najpierw do Siabo, ale zatrzymała się tylko na chwilę, gdy Aner pokiwała głową w odpowiedzi na pytający wzrok Luny. Bez słów, bez zbędnych, nic nie mogących naprawdę wyrazić słów, oznajmiła to co Luna czuła i wiedziała od chwili gdy zobaczyła jak Siabo spada na bruk. Nie tracąc czasu pobiegła do Rosy, która była najbliżej.

Miała mieszane uczucia do Rosy, nie była pewna czy chce jej pomagać i leczyć – teraz jednak musiała odłożyć osobiste opinie na bok. Rosa pomogła im w tej walce, choć mogła zrobić znacznie więcej. Należy się jej choć odrobina szacunku. Luna przyłożyła ręce do ciała kapłanki. Była w kiepskim stanie, mocno poparzona, oszpecona i ranna. Część Luny uważała, że to adekwatna kara dla poczynań upadłej kapłanki, inna część, znacznie cichsza współczuła jej. Podobnie jak w przypadku Elhana wymówiła krótką modlitwę, nie miała czasu na długie litanie, Sever wciąż czekał. Błękitna energia przeskakiwała z rąk kronikarki do ran Rosy. Część z oparzeń i skaleczeń zostało zasklepionych, choć nadal nie wszystkie. Powinno to jednak przywrócić Rosie przytomność.

- Wiedz, że nadal czuję się zawiedziona twoim postępowaniem, nawet gdy postanowiłaś nam pomóc, znowu zmieniając stronę. Mogłaś zrobić znacznie więcej gdybyś zdecydowała się na to szybciej… Mimo to uzdrowiłam część twoich ran, powinnaś czuć się lepiej – teraz nie jestem ci nic dłużna. Ty natomiast nadal masz dług do spłacenia – wskazała na innych towarzyszy, martwego Blajndo i Siabo, oraz resztę rannych ludzi i nieludzi, którzy ramię w ramię walczyli o Rath – wstawaj i udziel im pomocy, to będzie dobry początek, aby naprawić swoje błędy. – dokończyła, nieco chłodno Luna. Nadal nie była pewna co się stało i czemu Yalcyn jednak postanowiła pomóc Rosie… nie miała jednak czasu na rozważania… obok leżał Blajndo… - Zacznij od sprawdzenia co z Blajndo, jesteś nadal w kiepskie formie, a Sever i Mara są dość daleko…

Luna pobiegła od razu do Severa po tych słowach. Leżał umierający lub martwy dość długo. Kronikarka przykucnęła przy nim i sprawdziła puls. Wciąż żył, choć puls był już naprawdę słaby, potrzebował sporej dawki magii, aby wstać na nogi i takiej mu udzieliła Luna. Przyłożyła ręce, włosy i oczy kronikarki zabłysły złotym światłem mieszającym się ze srebrnym dosłownie zalewając ciało Severa w obłoku światła. Rany zaczęły się goić i zasklepiać. Kiedy tylko paladyn zaczął mrugać oczami i je otwierać, bez zbędnych słów i czasu Luna ruszyła do Mary wciąż przywiązanej do Golema.

Paladynka była w opłakanym stanie, a większość zaklęć leczących już zużyła. Pozostały jej tylko bardzo proste modlitwy leczące… gdyby umiała czerpać bezpośrednio moc od bóstwa mogłaby… ale nie może, nie teraz… przyłożyła ręce do paladynki. Małe iskierki srebrnej energii powędrowały przez palce Luny do ran Mary, skacząc po jej ciele niczym jakieś owady i wpełzając w rany, które zaczynały się zaklepywać. Stan Mary był znacznie lepszy teraz, wciąż jednak trzeba było ją rozwiązać, wciąż jednak było sporo rannych.

-Yon! Zajmij się Marą, trzeba ją rozwiązać! Nieco ją uzdrowiłam, ale jeszcze nie jest w pełni sił! Szybko! – wykrzyknęła do Yona z poważnym wyrazem twarzy po czym pobiegła do Milo i przyłożyła ręce do jego ran. Te same iskierki co w przypadku Mary zaczęły skakać po ciele Milo lecząc jego rany.

-Spokojnie, będzie dobrze – powtarzała co chwilę, bardziej chyba jednak starając się samą siebie do tego przekonać. Wróciła zaraz do Aner. Tuż przed nią nieco zwolniła tempo. Kucnęła przy niej. Przyłożyła ręce do jej ciała i odmówiła cicho krótką modlitwę. Iskierki zaczęły skakać po ciele Aner, która wciąż trzymała dłoń Siabo, lecz gdy tylko zbliżały się do tej dłoni natychmiast odskakiwały i zawracały naprawiać inne rany. Bez słowa Luna wstała, uśmiechnęła się, zrobiła parę kroków i zemdlała.

Była zmęczona od ciągłego biegania, od rzucania tylu zaklęć, od bitwy, od wydarzeń. Nie miała już siły, nie miała i tak już żadnej leczącej magii. Sama również była ranna i poobijana, a nagłe ruchy i spory wysiłek tylko spotęgowały jej obrażenia. Po prostu padła na bruk nieprzytomna, oddychając równo i zasypiając.

W snach widziała radosne twarzy towarzyszy, wszystkich którzy przybyli do Rath i postanowili pomóc w jego obronie. Wszyscy się uśmiechali i radośnie dyskutowali w gospodzie o swoich podróżach, o życiu, o kelnerce czy innych drobiazgach. Wśród nich była i Luna, uśmiechnięta rozmawiała z Rosą i Aner, Siabo flirtował z Zorą ku wyraźnemu niezadowoleniu właściciela lokalu, a brat Zory biegał za jakimś małym kotkiem po lokalu.

Następnego dnia Luna obudziła się w swoim pokoju w świątyni. Była cała obolała, choć nieco uzdrowiona jak się jej wydawało. Na twarzy wciąż miała uśmiech, który śnił się jej kiedy padła nieprzytomna, ale szybko ustąpił on łzą gdy zdała sobie sprawę, że to tylko był sen.

-Siabo… Blajndo… Arcagnon… Calamrun… Szaded, Harkh i Johan… czy nie było innego sposobu… - łzy leciały strumieniami padając na poduszkę kronikarki. Płakała jeszcze tak z godzinę, gdy się w końcu uspokoiła. Podeszła do okna a ciepły wiatr otulił jej twarz i pogłaskał po włosach.



Niech ten wiatr wysuszy te łzy
niech ten wiatr przegoni smutki,
niech ten wiatr rozniesie imiona poległych
aby każdy usłyszał o ich bohaterstwie

Niech niesie wieści o ich wyczynach
do najdalszych krańców świata
aż przekroczy bramy innych planów
aż znajdzie tych o których prawi
i przekaże im naszą modlitwę
nasze pozdrowienia.

Zaśpiewała kronikarka głosem wplecionym w wiatr. Była to jedna z pieśni pogrzebowych wyznawców Shaundakula, które kronikarka poznała jakiś czas temu. Czuła pewne pocieszenie w słowach piosenki, głęboko wierzyła w jej słowa i w to, że dotrą one do tych, którzy zginęli.

Po chwili przystąpiła do studiowania swojego modlitewnika, nie przychodziło to jej jednak tak łatwo jak zwykle. Czuła, że musi coś zmienić, głębiej poznać boską moc, że to co teraz potrafi… to za mało… musiała być jednak gotowa. Rother wciąż żył i wciąż chował się gdzieś Rath, jeśli nie uciekł gdzieś poza miasto. Wizja, którą jej zesłano podczas snu również nie była zbyt optymistyczna i Luna szczerze wątpiła, aby był to koniec owej ciemności, przed którą ostrzegał ją Shaundakul.

Po przypomnieniu sobie zaklęć, Luna ubrała się i zeszła do wspólnej Sali. Nie śmiała się odezwać ani słowem, nie miała też ochoty na rozmowę, po prostu usiadła przy oknie na krześle i spojrzała z delikatnym uśmiechem na swoich towarzyszy.

- Przeżyliśmy – odpowiedziała po chwili ciszy – obroniliśmy to miasto… wielu oddało za nie życie i nie zostaną zapomniani… ten ciepły wiatr… ten który wieje zza okna… zaniesie nasze myśli i nasze serca do nich… -odpowiedziała nawiązując do pieśni, której mogli nie znać, lecz mogli usłyszeć gdy ją śpiewała Luna – postarajmy się, więc chociaż aby nie napawały ich one smutkiem, tylko dumą , aby oświadczyły im, że wszyscy jesteśmy z nich dumni! – uśmiechnęła się łagodnie zamykając oczy, gdy ciepły wiatr ponownie spłynął na jej twarz, sprawiając, że włosy zaczęły falować.

***
Leczenie średnich ran na Elhana i Rosę, leczenie poważnych ran na Severa, leczenie lekkich ran x2 na Marę, leczenie lekkich ran na Milo, leczenie lekkich ran na Aner.
 

Ostatnio edytowane przez Qumi : 30-06-2009 o 23:46.
Qumi jest offline