Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-06-2009, 23:48   #205
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Nicolas, w zamyśleniu przygryzając wargę, spoglądał na ekran komputera obsługiwanego przez Heintza z wyświetloną mapką tego kawałka muru, w którym się właśnie znajdowali.

- Podejrzewam, że przy odrobinie szczęścia może udać się nam prysnąć z tego kotła - odezwał się po chwili, odrywając wzrok od gości w białych uniformach, przypominających mu o Externusie, portalach i innych tego typu bzdurach, o których wolał nie pamiętać. A przynajmniej nie myśleć za dużo.

- Możemy skorzystać z mundurów tych tam - wskazał na ciała leżące za biurkiem - i dobrać coś ze skrzyń z zapasami dla soldatów. Kiedy już nie będziemy rzucać się w oczy, można zrobić zamieszanie z reaktorem - w końcu to cholerstwo jest dość niestabilne i nieduży ładunek wybuchowy powinien załatwić sprawę - i zaraz potem prysnąć jednym z tych opancerzonych wozów, albo poszukać jakiegoś mniej rzucającego się w oczy wyjścia. Zależy, jak sytuacja się rozwinie.

- Mam nadzieję, że awaria reaktora podkręci ten bałagan do najwyższych obrotów i nikt nie będzie miał w głowie szukać paru turystów... - dodał.

- Co wy na to? - zapytał resztę.

Towarzystwo było co najmniej ciekawe. Istna menażeria. W dodatku ten nerwowy koleś w prochowcu, niczym detektyw z jakiegoś chałowatego czytadła dodawanego czasem do jakiejś lokalnej gazety w wielu miejscach na tym zdewastowanym świecie. Od spotkania pod szpitalem we Frankfurcie Nowy go nie lubił. Nikt nie lubi frajerów, którzy kozaczą z gnatem w garści. Był przekonany, że sprawa zakończyłaby się inaczej, gdyby dorwał go w zasięg swoich ramion. Nicolas może nie wyglądał na byka, ale przypierniczyć potrafił. Uśmiechnął się nieznacznie, wyobrażając sobie rozbity nos Malaka.
"Ciekawe, czy dalej by się tak rzucał. Pendejo - zakończył przekleństwem, które kiedyś podsłyszał od jednego Meksykańca.

Wiedział jedno na pewno. W takim towarzystwie lepiej pilnować swoich pleców. Zwłaszcza, że Hahn mogła mieć coś wspólnego z kolesiem, który załatwił mu bilet na tę żałosną imprezę. O ile wierzyć szaleńczym wizjom z niby-świata.
- Ja pierdolę, ale się porobiło... - mruknął i splunął na podłogę.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline