Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2009, 20:24   #416
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Ucieszyła się. O tak. Ucieszyła się, że Roland istnieje. A jednak, mimo wszystko przetrwał atak Vykos. Uśmiechnęła się. Z każdym kolejnym jego słowem ktoś ściskał jej nieżywe serce (a może duszę?) i wpychał je w jej gardło. Zamarła. Wpatrywał się w nią tak złym wzrokiem. Pełnym gniewu, nachalnie wypchanym wyrzutami sumienia.

Spuściła wzrok. Miał rację, zawiodła go. Ciągle i ciągle myśli za dużo, zamiast robić.

Chciała się wycofać. Jej noga ponownie osunęła się z kamienia. Zabolało jak szlag, ale nawet nie jęknęła.

Jaskinia a w niej rzeka kwasu i błękitne niebo? A ona sama jest trupem i rozmawia z jeszcze bardziej nieżywym trupem. Właściwie nie jaskinia a bramy piekieł. Pamiętała, że był krąg, którym potępieni stali w rzece gnoju, ale morze kwasu? Urozmaicenie?

Dwoma palcami lewej dłoni odciągnęła obrożę. Dalej miała opuszczoną głowę, ale uśmiechu na jej twarzy ciężko było nie zauważyć, kiedy powoli ją uniosła. Pewnie zaśmiałaby się w głos, gdyby nie ten kamień w gardle.

To NIE jest Roland. Możliwe, że tak wyglądał zaraz przed śmiercią. Ale to nie są jego słowa poprzekręcane przez szaleństwo. Ani jego prawdziwy gniew. Śmierć która wynikła z ratowania niewiasty. Czegóż prawdziwy rycerz mógł więcej żądać?

Przekręciła lekko głowę na bok. Nikt jej nie powstrzyma, kiedy idzie po Matkę.

- Obok? Ależ możesz iść przede mną.
- powiedziała słodko i niewinnie. - Z pewnością lepiej znasz drogę ode mnie. Szukam bramy, przez którą wpuszczają takich potępieńców jak my.

- Jesteś żałosna. Twoja matka tam umiera. Lecz pewnie i to ciebie nie obchodzi, prawda? - odparł pogardliwie Roland - Nie mogę się ruszyć. Przez ciebie jestem tu uwięziony. Nie mogę i nie chcę cię przepuścić. Odejdź!

Kolejne ostre słowo zraniło ją do głębi. Pewnie by westchnęła, ale na "Twoja Matka" i "umiera" ponownie przyszedł spokój i stalowa pewność, że musi go minąć.
- Widzisz, ja też nie mogę odejść, właśnie dlatego że ona gdzieś tam umiera. - Cały czas się uśmiechała, pokazując śnieżnobiałe ząbki. - To nie ja zmieniłam cię w wampira, co przesądziło Twój los. Zresztą źle ci tu? Przynajmniej masz ładny widok. Wracając do tematu - może mogę cię przeskoczyć?

- Nie obwiniam cię, głupia, o moją przemianę. To było dawno... Tak dawno, że byłem ciekaw śmierci, dlatego tak często zaglądałem jej w oczy. Dlatego poświęcałem siebie, by ratować innych. Ty tego nie potrafiłaś. I pewnie nawet, gdybym pozwolił ci przejść, nie ocaliłabyś swej matki. Bo jesteś nikim i nic nie potrafisz. Jeśli chcesz więc zrobić coś dobrego dla świata, rzuć się do jeziora śmierci.


Powinna się przejąć. Chociaż nie. Tak duże nagromadzenie obraźliwych komentarzy powodowało jedynie irytację. Gdzieś tam Matka może jej potrzebować, a ten tu wykorzystuje jej zagubienie, niską samoocenę, a przede wszystkim cholerne wyrzuty sumienia.

- A co to świat obchodzi, że jeszcze jeden nikt skończy ze sobą? - podeszła bliżej. Wyciągnęła dłoń, aby dotknąć Rolanda. - Aż tak bardzo mnie nie znosisz? - szepnęła. - Więc zrób to dla Matki. Może przynajmniej posłużę jej za tarczę. Ty będziesz miał moją śmierć, ja satysfakcję.

Patrzyli na siebie w pełnym napięcia milczeniu. Roland nie odsunął się, pozwolił, by palce Toreadorki dotknęły jego zimnego niczym głaz ciała.

- Zależy ci na tym... - ni to spytał, ni stwierdził mężczyzna - Jeśli więc chcesz przejść, musisz złożyć ofiarę. Zabij mnie. Nie ma innego sposobu. Doprowadź do końca mej egzystencji po raz drugi, własnoręcznie.

Nagle w dłoni, którą dotykała Malkaviana, Shizuka poczuła jakiś przedmiot - ostry niczym nóż odłamek skalny jakimś cudem trafił do jej ręki.

To nie fair. Ciągle stawała między wyborem albo wszystko, albo nic. Tak ciężko było wymyślić drogę pośrednią. A właściwie nawet nie drogę, a dróżkę. Tym razem już odważnie przytuliła się do Rolanda. Był taki chłodny. Pocałowała go w policzek.
- Już dawno porzuciłam logikę, ale skoro już umarłeś dwa razy, to czego oczekujesz po trzecim?

- Spokoju. - odpowiedział nad wyraz miękko - Po prostu to zrób. Mnie już i tak nie zaboli.


Cofnęła się o dwa kamienie. Dotarło do niej w końcu, o co on ją prosił.
- Nie będę - powiedziała tępym głosem pozbawionym poprzedniego ciepła - składać ofiary demonom, których nie wyznaję.
Odłamek wypadł spomiędzy jej palców, pochłonęła go woda-kwas, pożegnało ciche chlupniecie.
- Ups. - nawet nie spojrzała za kawałkiem skały - Szukasz spokoju i oczekujesz czegoś więcej niż to? Cicha szumiąca woda, błękitne niebo, mały ruch turystyczny... Więcej spokoju już nie można ci zagwarantować.

Pozostaje go przeskoczyć i utrzymać się na kolejnym kamieniu.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline