Wątek: Dziecię Chaosu
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-06-2009, 21:31   #91
Revan
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
*** Lili, Diego, Jednooki, Wulryk ***

Staruch jakby pokręcił głową z niedowierzaniem. Głos zabrał inny, rosły i brodaty mężczyzna, o głowę przewyższający Diego.
- Jesteśmy w ratuszowych podziemiach, gdzie tortury straszne zadawano naszemu imć ducze Lorenzo.
- I ta świnia się teraz pasie na naszej niedoli! – krzyknął ktoś.
- Śmierć warchołowi!
- Śmierć! – zakrzyknęli chórem. Unieśli swój oręż i popędzili w przeciwnym kierunku, z którego przyszyliście, czyli zapewne do wyjścia. Ruszyliście za nimi, mając nadzieję się stąd wydostać.
- Czuję zapach krwi. Będzie bitka. – odparł ponuro Jednooki.

Wyszliście gromadą na środek jakiegoś korytarza. Osobno wy i grupka „powstańców”. Nie wiedzieliście dokładnie gdzie pójść, ale chcąc się stąd wydostać nierozsądne było iść za nimi. Nie mieliście jednak innego wyjścia. Im dalej szliście, tym bardziej nachodziły was odgłosy walki.

- Te. Zgubiliśmy się. Byłeś tu kiedyś? – zapytał ktoś starszego.
- Milcz kiepie, wiem co robić. – odpowiedział mu.

Trafiliście na dziedzińczyk, gdzie walka trwała w najlepsze. Zabarykadowani strażnicy bronili bramy przed motłochem, z różnym skutkiem.

- Biją naszych! – rzucił ktoś, rzucając się w kierunku strażników. Brodaty złapał go za kaftan i pociągnął do tyłu.
- Nie teraz, idioto. Mamy zabić burmistrza, a nie wdawać się w niepotrzebne walki. –stwierdził bystro. Krasnolud smutno pociągnął nosem, gładząc pieszczotliwie swój topór po ostrzu.

Wtem na plac wjechała siła konnych w liczbie około trzydziestu mężczyzn. Na przedzie jechał wystrojony w zdobioną płytę burmistrz, którego pamiętaliście podczas egzekucji. Spojrzał w waszą stronę, coś szeptają do jeźdźca obok. Wtem burmistrz ruszył z większością konnych przez bramę, roztrącając wszystkich walczących na boki.
- Ten skurwysyn ucieka! – w stronę odjeżdżających poleciało kilka bełtów. Jeden spadł z konia pośród walczących, gdzie został dobity przez motłoch.
- Na dziewięć piekieł, ratuj się kto może! – krzyknął ktoś inny. Miał całkowitą rację, bowiem na placu zostało jeszcze około tuzina konnych, którzy zamierzali roznieść was na ostrzach lanc i mieczy.


*** Marius Luccareni ***

Grzmot pioruna nagle wstrząsnął miastem. Zanosiło się na burzę.

- Chodź, nie ma czasu na wyjaśnienia. – wyszeptała. W jej głosie wyczułeś głęboki spokój, i siłę, każącą ci jej zaufać. Wszakże to nie ona strzelała do ciebie z kuszy.

Pośpiesznym tempem przemierzyliście kilka uliczek, gdy nagle deszcz runął jak z cebra. Dziewczyna dopadła do jakiś drzwi, i wpadliście do środka. Było ciemniej niż w najciemniejszej krypcie, takie miałeś wrażenie. Nieznajoma poprowadziła cię przez ciemny korytarz do pokoju, i rozpaliła kilka świec. Od razu poczułeś się lepiej. Pokój był nawet całkiem przestronny, nie licząc zupełnie niepasujących do eleganckiego wystroju wnętrza skrzyń i beczek, zupełnie jak w magazynie.

Dziewczyna oparła się o skrzynię, lustrując cię swoim pięknymi, niebieskimi oczami. Amulet w kształcie kruka swobodnie spoczywał pomiędzy szerokim dekoltem białej koszuli, i lekko rozpiętej skórzanej kamizelki. Odgarnęła swoje mokre włosy koloru pól pszenicy, skąpanych w promieniach słońca.

- Jestem Chiara. Po twojej minie wnioskuję, że nie spodziewałeś się kogoś takiego jak ja. – uśmiechnęła się, wycierając twarz i ręce o jakiś skrawek materiału.


*** Selirethinel lete Oterelith ***

Skręciłeś w jakąś uliczkę, spodziewając się znaleźć się znaleźć trochę spokoju od całego zamieszania. Istotnie, pomimo, iż prawie wszystko dookoła buchało żywym ogniem, w dzielnicy biedoty było o wiele mniej ludzi, którzy zajmowali się pożarami. I straży.

Nie minęło wiele czasu, gdy zauważyłeś przed sobą szajkę złożoną z około pół tuzina mężczyzn, zaglądających do każdej z chałup w poszukiwaniu dóbr. I kobiet. Właśnie wywlekli na drogę jakąś młodą dziewczynę, mając zamiar sobie na niej ulżyć, gdy któryś z nich zauważył cię, jak skręcałeś w uliczkę.

- Patrzcie tego! Nie dość, że elf, to pewno jakieś złoto ma przy sobie. Brać go! – wrzasnął jakiś mężczyzna, zarośnięty gorzej niż krasnolud. Dystans, jaki dzielił cię od nich wynosił jakieś kilkanaście metrów. Raczej nie mogą się równać z elfią zręcznością, ale też nie wyglądali na szczególnie groźnych. Za to na pijanych, jak najbardziej.


*** Estella ***

Potężny huk gromu zerwał cię z łóżka, niczym z najgorszego koszmaru. Chwilę potem o dach zaczął bić solidny deszcz. Spojrzałaś przez okno. Błysnął kolejny piorun. Przez chwilę wydawało ci się, że obok ciebie stoi jakaś zakapturzona postać. Na szczęście coś ci się przywidziało. To będzie ciężka noc, pomyślałaś, kładąc się ponownie, jednak z głębi korytarza usłyszałaś, jak ktoś wchodził po schodach. Usłyszałaś trzeszczące deski, po których musiałaś przejść przez korytarz. Nie wiesz, co to może być, ale z bronią w ręku czułaś się o wiele pewniej. Czułaś to, że ktoś, lub coś znajduje się dokładnie pod twoimi drzwiami.
 
Revan jest offline