Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-06-2009, 21:31   #91
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
*** Lili, Diego, Jednooki, Wulryk ***

Staruch jakby pokręcił głową z niedowierzaniem. Głos zabrał inny, rosły i brodaty mężczyzna, o głowę przewyższający Diego.
- Jesteśmy w ratuszowych podziemiach, gdzie tortury straszne zadawano naszemu imć ducze Lorenzo.
- I ta świnia się teraz pasie na naszej niedoli! – krzyknął ktoś.
- Śmierć warchołowi!
- Śmierć! – zakrzyknęli chórem. Unieśli swój oręż i popędzili w przeciwnym kierunku, z którego przyszyliście, czyli zapewne do wyjścia. Ruszyliście za nimi, mając nadzieję się stąd wydostać.
- Czuję zapach krwi. Będzie bitka. – odparł ponuro Jednooki.

Wyszliście gromadą na środek jakiegoś korytarza. Osobno wy i grupka „powstańców”. Nie wiedzieliście dokładnie gdzie pójść, ale chcąc się stąd wydostać nierozsądne było iść za nimi. Nie mieliście jednak innego wyjścia. Im dalej szliście, tym bardziej nachodziły was odgłosy walki.

- Te. Zgubiliśmy się. Byłeś tu kiedyś? – zapytał ktoś starszego.
- Milcz kiepie, wiem co robić. – odpowiedział mu.

Trafiliście na dziedzińczyk, gdzie walka trwała w najlepsze. Zabarykadowani strażnicy bronili bramy przed motłochem, z różnym skutkiem.

- Biją naszych! – rzucił ktoś, rzucając się w kierunku strażników. Brodaty złapał go za kaftan i pociągnął do tyłu.
- Nie teraz, idioto. Mamy zabić burmistrza, a nie wdawać się w niepotrzebne walki. –stwierdził bystro. Krasnolud smutno pociągnął nosem, gładząc pieszczotliwie swój topór po ostrzu.

Wtem na plac wjechała siła konnych w liczbie około trzydziestu mężczyzn. Na przedzie jechał wystrojony w zdobioną płytę burmistrz, którego pamiętaliście podczas egzekucji. Spojrzał w waszą stronę, coś szeptają do jeźdźca obok. Wtem burmistrz ruszył z większością konnych przez bramę, roztrącając wszystkich walczących na boki.
- Ten skurwysyn ucieka! – w stronę odjeżdżających poleciało kilka bełtów. Jeden spadł z konia pośród walczących, gdzie został dobity przez motłoch.
- Na dziewięć piekieł, ratuj się kto może! – krzyknął ktoś inny. Miał całkowitą rację, bowiem na placu zostało jeszcze około tuzina konnych, którzy zamierzali roznieść was na ostrzach lanc i mieczy.


*** Marius Luccareni ***

Grzmot pioruna nagle wstrząsnął miastem. Zanosiło się na burzę.

- Chodź, nie ma czasu na wyjaśnienia. – wyszeptała. W jej głosie wyczułeś głęboki spokój, i siłę, każącą ci jej zaufać. Wszakże to nie ona strzelała do ciebie z kuszy.

Pośpiesznym tempem przemierzyliście kilka uliczek, gdy nagle deszcz runął jak z cebra. Dziewczyna dopadła do jakiś drzwi, i wpadliście do środka. Było ciemniej niż w najciemniejszej krypcie, takie miałeś wrażenie. Nieznajoma poprowadziła cię przez ciemny korytarz do pokoju, i rozpaliła kilka świec. Od razu poczułeś się lepiej. Pokój był nawet całkiem przestronny, nie licząc zupełnie niepasujących do eleganckiego wystroju wnętrza skrzyń i beczek, zupełnie jak w magazynie.

Dziewczyna oparła się o skrzynię, lustrując cię swoim pięknymi, niebieskimi oczami. Amulet w kształcie kruka swobodnie spoczywał pomiędzy szerokim dekoltem białej koszuli, i lekko rozpiętej skórzanej kamizelki. Odgarnęła swoje mokre włosy koloru pól pszenicy, skąpanych w promieniach słońca.

- Jestem Chiara. Po twojej minie wnioskuję, że nie spodziewałeś się kogoś takiego jak ja. – uśmiechnęła się, wycierając twarz i ręce o jakiś skrawek materiału.


*** Selirethinel lete Oterelith ***

Skręciłeś w jakąś uliczkę, spodziewając się znaleźć się znaleźć trochę spokoju od całego zamieszania. Istotnie, pomimo, iż prawie wszystko dookoła buchało żywym ogniem, w dzielnicy biedoty było o wiele mniej ludzi, którzy zajmowali się pożarami. I straży.

Nie minęło wiele czasu, gdy zauważyłeś przed sobą szajkę złożoną z około pół tuzina mężczyzn, zaglądających do każdej z chałup w poszukiwaniu dóbr. I kobiet. Właśnie wywlekli na drogę jakąś młodą dziewczynę, mając zamiar sobie na niej ulżyć, gdy któryś z nich zauważył cię, jak skręcałeś w uliczkę.

- Patrzcie tego! Nie dość, że elf, to pewno jakieś złoto ma przy sobie. Brać go! – wrzasnął jakiś mężczyzna, zarośnięty gorzej niż krasnolud. Dystans, jaki dzielił cię od nich wynosił jakieś kilkanaście metrów. Raczej nie mogą się równać z elfią zręcznością, ale też nie wyglądali na szczególnie groźnych. Za to na pijanych, jak najbardziej.


*** Estella ***

Potężny huk gromu zerwał cię z łóżka, niczym z najgorszego koszmaru. Chwilę potem o dach zaczął bić solidny deszcz. Spojrzałaś przez okno. Błysnął kolejny piorun. Przez chwilę wydawało ci się, że obok ciebie stoi jakaś zakapturzona postać. Na szczęście coś ci się przywidziało. To będzie ciężka noc, pomyślałaś, kładąc się ponownie, jednak z głębi korytarza usłyszałaś, jak ktoś wchodził po schodach. Usłyszałaś trzeszczące deski, po których musiałaś przejść przez korytarz. Nie wiesz, co to może być, ale z bronią w ręku czułaś się o wiele pewniej. Czułaś to, że ktoś, lub coś znajduje się dokładnie pod twoimi drzwiami.
 
Revan jest offline  
Stary 01-07-2009, 21:53   #92
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Estella

Niemal panikując usiłowała przypomnieć sobie, czy dokładnie zamknęła drzwi i drżącymi dłońmi umieściła miecz w zasięgu dłoni, po czym bezszelestnie naciągnęła cięciwę kuszy i umieściła bełt w łożysku. Starając się nie trząść za bardzo wycelowała w drzwi - gotowa zaatakować każdego uzbrojonego potencjalnego złodzieja, mordercę, czy gwałciciela, gdy ten tylko spróbuje wejść do jej pokoju.
Co prawda jako niezbyt bogaty medyk teoretycznie nie miała zbyt wielu powodów do obaw, jednak spojrzenia rzucane jej przez miejscową ludność skłaniały do dużej dawki ostrożności, w końcu lepiej być gotowym do walki i jej uniknąć, niż być zabitym we śnie. Roztrząsając te niezbyt wesołe myśli estalijka wlepiła spojrzenie w drzwi, bezgłośnie modląc się do Shalyi o zmiłowanie.
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 06-07-2009, 12:18   #93
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Marius na słowa kobiety odpowiedział uśmiechem. Wiedział, że Zakon przyjmuje także kobiety. Jednakże samą walką zajmują się głównie mężczyźni.

- Przyznaje, że jestem nieco zaskoczony. Myślałem, że mam spotkać się z mężczyzną. - Przerwał na chwilę by wytrzeć twarz i włosy. - Zwą mnie Marius. Rozumiem, że z tobą miałem się spotkać? Masz dla mnie jakieś informacje?

W innych okolicznościach zapewne próbowałby przeciągnąć rozmowę. Lubił kobiety, choć żadna już nie pociągała go tak jak Oriana. Lubił towarzystwo kobiet. Z chęcią słuchał kobiecego głosu. Może dawało to mu namiastkę obecności swojej ukochanej? Może czuł się dzięki temu mniej samotny? Rozmowa z kobietą pozwalała mu na chwilę odciągnąć myśli od wspomnień. Wspomnień, które z jednej strony sprawiały mu przyjemność. Z drugiej - potęgowały uczucie pustki.

Rycerz rozejrzał się dokładnie po pomieszczeniu, w którym się znajdowali. Robił to odruchowo, przez lata służby nauczony ostrożności. Zastanawiał się co robiły w tym miejscu skrzynie. Ciekawiło go co się w nich znajduje.

- Nie możemy długo zwlekać. Pościg nie może trwać w nieskończoność.
- I... gdzie my właściwie jesteśmy? - zapytał po chwili.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 06-07-2009, 22:40   #94
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"Nie wypowiadaj życzeń, bo mogą się spełnić..."

Stara jak świat prawda jeszcze raz się potwierdziła.
W podziemiach ratusza było raczej zacisznie, w porównaniu z tym, co działo się na ratuszowym podwórcu. Buntownicy usiłowali dobrać się do gardeł strażników, ci odpłacali im tym samym.
Wrzaski i szczęk broni słychać było chyba na milę dokoła.

- W gównośmy znów wdepnęli - stwierdził ponuro Jednooki, oddając w pełni położenie, w jakim wszyscy się znaleźli.

Kotłująca się przy bramie grupa skutecznie zagradzała możliwość przejścia.
Niedaleko czerniały furtki prowadzące do dwóch baszt, oraz wejście do ratusza.

- Do żadnej wieży pchać się nie mam zamiaru - powiedział Diego. - Oblężenia byśmy nie przetrzymali, a skakać ze szczytu lub wyskakiwać z okienek... Tego byśmy raczej nie przeżyli, a latać nie umiem.

- W ratuszu też gościnne przyjęcie by nas nie czekało - Wulryk wtrącił się do dyskusji. - A raczej nikt nas nie weźmie za zwykłych petentów.

- Dzień dobry, spalili mi dom - dorzucił Diego kpiącym tonem.

- Gdzie mogę się zgłosić po odszkodowanie - kropkę nad i postawiła Lili.

Jednooki nic nie mówił, tylko głodnym okiem wpatrywał się w walczących.


Dodatkowa atrakcja, jaką stanowił burmistrz w otoczeniu paru dziesiątek zbrojnych, w niczym nie poprawiała sytuacji.
A spojrzenie, jakie rzucił na nich właśnie ten przedstawiciel władzy, wyrażało wiele uczuć, ale z pewnością nie należała do nich sympatia...

- O jasna dupa! - Jednooki uniósł topór. Odruch zrozumiały, acz w obecnej sytuacji bezsensowny. - Ale będzie naparzanie! - przejechał paluchem po ostrzu topora.

- Rozniosą nas w puch... - Diego przytrzymał krasnoluda, rwącego się do bitki.

Buntownicy, którzy wraz z nimi wyszli z podziemi ratusza, na widok tuzina pancernych kierujących się w ich stronę rozpierzchli się jak stado wróbli na widok kota.

- To chociaż walnij pan w nich jaką kulą ognia, panie magik - rzucił Jednooki. Nad wyraz rozsądnie.

- A potem tylko krzyknąć, że smok leci, to wszyscy uciekną - dodał Diego.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 06-07-2009 o 23:23. Powód: Poprawki
Kerm jest offline  
Stary 13-08-2009, 00:48   #95
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
*** Lili, Diego, Jednooki, Wulryk ***

Wulryk uśmiechnął się pod nosem. Wymamrotał jakieś zaklęcie, a oczy zalśniły ognistą czerwienią. Wokół nagle temperatura podniosła się o kilka stopni. Uniósł dłoń wycelowaną wprost w konnych, a z niej poleciały trzy ogniste pociski. Kule dość sporych rozmiarów mimo wszystko wcale nie poleciały w konnych. Przynajmniej nie wszystkie. Jedna uderzyła z impetem pierwszego na przedzie, zwalając go z nóg. Ognisty podmuch przy trafieniu podpalił grzywę drugiego konia, i osmolił do czerni siedzącego na nim jeźdźca. Druga eksplodowała tuż pod kopytami koni, tworząc coś na kształt ognistej ściany. Konia, stając dęba, pozrzucały kilku jeźdźców w płytach. Nie sprawiali wrażenie, jakby mieli wstać. Wciąż jednak zostało ponad pół tuzina jeźdźców, którzy znów uwzięli się z zamiarem szarży, nie przewidzieli jednak jednego.

Trzecia kula poszybowała prosto w basztę nad bramą, w której kotłowali się rebelianci i strażnicy. Kula zniknęła w niewielkim otworze strzelniczym, skierowanym na dziedziniec, by po chwili rozsadzić wieżę od środka. Fala gorących materiałów i cegieł została wyrzucona w powietrze na odległość kilkunastu metrów, by spaść jako ognisty deszcz na wszystkich zgromadzonych. Kto mógł, ten brał nogi za pas, kto nie, marny jego los.

O dziwo, Lili, Diego, krasnolud, oraz Mag ze swoich Chowańcem zdołali przedrzeć się przez walczących, wykorzystując chwilę nieuwagi i fakt, że ludzie byli zajęci ratowaniem własnego życia, niż patrzeniem na barwy w boju. Wylądowaliście w ciasnej uliczce, ludzie byli zajęci gaszeniem własnych domostw, wynoszeniem rzeczy z palących się kamienic, oraz walką.

Całe miasto stało w ogniu. Lili zauważyła jednak jedną niepokojącą rzecz. Z bocznej uliczki, gdzie przed chwilą przechodzili, widziała świecące w blasku czerwone ślepia. I wcale nie należały one do ludzi.

*** Marius Luccareni ***

- Spokojnie, mój drogi. Jesteśmy u mnie w domu. Na razie nic nam nie grozi, chociaż nie wiem jak długo może to trwać.
- Mamy całą noc, mimo to, obawiam się, że może jej nie starczyć mi, aby opowiedzieć ci wszystko, o co prosisz. Wybacz mi ten… - przerwała na chwilę, oglądając pomieszczenie. - … bałagan. Pewnie dziwi cię, co w tym miejscu robią te wszystkie skrzynie. Przejdźmy może do drugiego pokoju, nie sposób rozmawiać w takim miejscu. – zaproponowała, uśmiechając się przy tym.

W drugim pokoju, o dziwo, nie było żadnych skrzyń. Chiara rozpaliła świecznik, jaki stał na dużym, okrągłym dębowym stole. Pokój ten był o połowę mniejszy od poprzedniego, ale i tak był bardzo przestronny. Ściany były obwieszone obrazami i zabytkową bronią. Okazałe, zdobione meble, będące zapewne chlubnym dziełem jakiegoś rzemieślnika stały w kątach pokoju. Typowe, eleganckie mieszkanie godne bogatych kupców.

- Rozgość się. – odparła, rzucając swoją kamizelkę na wyściełane materiałem krzesło. Zamknęła drzwi od tarasu, i zasłoniła wszystkie okna zasłoną. Postawiła dwie świece na biurku, odgarniając jakieś zwoje i papiery, i usiadła na krześle.

- Człowiek, którego szukasz – zaczęła od razu. – Jest jak na razie nieuchwytny. Albo chce sprawiać takie wrażenie. W każdym bądź razie kimkolwiek byś nie był, sam nie jesteś w stanie go dopaść bez niczyjej pomocy. Ja niestety nie jestem w stanie ci pomóc. Mam na głowie rebelię w mieście Vizeaya, oraz wyprawę na wybrzeże Tarantuli. Te skrzynie, które widziałeś, to właśnie zaopatrzenie i broń.

Nie chcę cię bardziej martwić, ale masz też mało czasu, obawiam się nawet, że za mało, aby cokolwiek osiągnąć, a tym bardziej dopaść Von Goldmana. Bo widzisz… ta cała sprawa jest dużo poważniejsza, niż wygląda. Tu nie chodzi tylko o tego nekromante.

*** Estella ***

Cisza, przerywana odgłosem deszczu padającego na dach narastała z każdym oddechem. Czułaś to, sekundy zamieniały się w godziny, każdy ostry grzmot swoim brzmieniem zamieniał się w nieustający harmider. Na dłoń skapnęła ci zimna kropla potu. Kolejna długa chwila w skupieniu minęła, zanim uświadomiłaś sobie, że tak naprawdę nikogo tam nie ma, a nawet jeśli, to już dawno sobie poszedł. A może jednak ktoś tam ciągle stoi?

Wydawało ci się, że ktoś położył ci rękę na ramieniu. Drgnęłaś, niemalże podskakując do góry i obracając się szybciej niźli tygrys gotowy do ataku. Nic tam nie było. To tylko chora imaginacja umysłu…

W tej chwili usłyszałaś, jak ktoś grzebał w zamku. Za późno jednak, by podjąć jakąkolwiek akcje. Do środka wdarł się niczym oszalały jakiś odziany w czerń napastnik, z tasakiem w ręce gotowym, by zadać cios. Uchyliłaś się, w ostatniej chwili przed morderczym cięciem. Kusza upadłą z łoskotem na podłogę, a uruchomiony podczas wypadku mechanizm spustowy uwolnił bełt, który poleciał gdzieś w otwarte drzwi, w głąb korytarzu.
 
Revan jest offline  
Stary 13-08-2009, 16:16   #96
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
"I to by było na tyle" - pomyślał Diego, spoglądając w stronę kłębiących się w bramie ludzi. A raczej w stronę tego, co z owego kłębowiska pozostało.
Estalijczyk nie znał się na magii, ale nawet jako laik potrafił należycie ocenić cudzą robotę.
Kula ognia, która powstrzymała grupkę kawalerzystów, kolejna, wprowadzająca jeszcze większe zamieszanie. I ta trzecia, sprawiająca wrażenie prawdziwego pandemonium.

- Smok! - wrzasnął Jednooki głosem typowego krasnoluda, zagłuszając na moment wszystkich.

Nawet jeśli część nie uwierzyła, widząc maga w akcji, a z pozostałych połowa nie zrozumiała, o co chodzi krasnoludowi, to i tak do znacznej części uczestników zajścia na podwórzu dotarła przekazana przez Thalgrima informacja.
Niektórzy, ci mniej rozsądni, stanęli jak wryci, wpatrując się w niebo i poszukując potwornej bestii, inni, bardziej rozważni, kryli się po kątach, poganiani wrzaskiem ludzi, na których sypały się iskry i kawałki rozpalonego gruzu, lecące z potraktowanej trzecią kulą ognistą baszty.

Diego chwycił ze ramię krasnoluda, który rwał sie do walki z tymi nielicznymi kawalerzystami, którzy pozostali jeszcze w siodłach, szarpnął z całej siły i skierował w stronę bramy. Powiedzmy - usiłował skierować, bowiem Thalgrim zaparł się niczym przysłowiowy muł i stał, jakby zamierzał dokończyć zapoczątkowane przez Wulryka dzieło zniszczenia kawalerii.
W trwającej całe wieki sekundzie krasnolud rzucił tylko:

- Niech ci będzie - i całym rozpędem ruszył w stronę bramy.

Ci wszyscy, którzy uciekając tu czy tam przed lecącym z nieba ogniem biegali po podwórzu, nie stanowili żadnej przeszkody dla pędzącego żywego tarana. Kto nie zdążył uskoczyć, ten znalazł się na ziemi, w najmniejszym stopniu nie przyczyniając się do zwolnienia tempa, w jakim poruszał się Jednooki. A temu było wszystko jedno, czy na jego drodze znajdzie się mieszczanin, czy strażnik.

Nie warto było czekać i sprawdzać, czy Jednooki zdoła się przebić. Wyrwa, wyryta w tłumie przez krasnoluda, mogła się w każdej chwili zabliźnić.
Lili pędziła do przodu, trzymając się tuż za plecami Talgryma, zaś Diego podążał za nią pilnując, by nikt, przypadkiem lub naumyślnie, nie próbował jej zatrzymać. O maga się nie martwił. Po takim pokazie był pewien, że nie istnieje siła, która by w tej chwili zdołała powstrzymać Wulryka.


Zatrzymali się na ułamek sekundy przed bramą.

- Świetna robota, pani magik! - stwierdził Jednooki.

- Perfekcyjna! - potwierdził Diego. - A teraz w nogi. Tam! - wskazał wąską uliczkę, odchodzącą od głównej ulicy.

Był pewien, że nikt z ludzi zajętych swymi sprawami (takimi, jak ratowanie dobytku przed pożarem) nie zwróci uwagi na parę osób uciekających przed pożarem. Nawet, jeśli wśród tych osób był krasnolud.

- Znajdźmy jakieś miejsce, gdzie się nie pali - zaproponował Diego.

Gospoda, zajazd... Cokolwiek, gdzie mogliby doprowadzić się do porządku.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-08-2009, 23:29   #97
 
Drusilla Morwinyon's Avatar
 
Reputacja: 1 Drusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwuDrusilla Morwinyon jest godny podziwu
Estella

Strach... Wszechogarniające poczucie zagrożenia, w porównaniu ze względnie bezpieczną podróżą miejsce, w którym przyszło jej spędzić noc jawiło się łagodnie ujmując nie najlepiej... A może to przemęczenie sprawiało, że jej umysł tak łatwo dawał się opętać wizjami wszelakich niebezpieczeństw?
Jeżeli tak, to jak na gust Estelli wydawały się one aż zbyt realne.
Dziwny odgłos przy drzwiach, wtargnięcie zamaskowanego napastnika, chybiony strzał... Wszystko działo się o wiele za szybko, by dziewczyna miała czas zastanowić się co się właściwie dzieje i dlaczego - jedyne czego w tej chwili chciała to znaleźć się jak najdalej od wymachującego bronią szaleńca.
Szaleńca, który prawdopodobnie przyprowadził ze sobą kompanów, choć bogowie raczą wiedzieć, czego mogli spodziewać się w bagażach wędrownego cyrulika...
Widząc, że ma tylko chwilę, nim ten zada następny cios z niczym nie tłumionym wrzaskiem przerażenia ubrana tylko w płócienną nocną koszulę estalijka chwyciła leżący tuz obok jej dłoni miecz i bardziej instynktownie niż z jakiegokolwiek racjonalnego powodu wymierzyła niezgrabne cięcie w krocze napastnika - wkładając w to całą zwielokrotnioną strachem siłę.
Tuż przed tym nim ostrze powinno wniknąć w ciało niespodziewanego gościa Estella zamknęła i tak zamglone od łez przerażenia oczy i modliła się, całą dusza modliła się do Myrmidii, by jej cios okazał się celny...
Ile by dała, by znów zobaczyć spotkanego niedawno cudzoziemca, lub by zamiast zostać w karczmie pod byle pretekstem ruszyć z nim. Ktoś taki z cała pewnością nie musiałby przecież przejmować się byle łachmytą... Który jednak, jak dobrze wiedziała miał spore szanse zakończyć jej żywot...
 
__________________
Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie.
Drusilla Morwinyon jest offline  
Stary 27-08-2009, 13:01   #98
 
Kokesz's Avatar
 
Reputacja: 1 Kokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputacjęKokesz ma wspaniałą reputację
Marius wszedł za Chiarą do drugiego pokoju. Gdy poprosiła go by się rozgościł, tan zdjął płaszcz i przewiesił go prze z oparcie krzesła. Stał przez chwilę rozglądając się po pokoju. Następnie by się dokładniej przyjrzeć obszedł go dookoła. Co chwila przystawał na chwilę przed obrazem lub przed wiszącą na ścianie bronią. Spoglądał w oczy postaciom widniejącym na portretach. Przyglądał się pejzażom uwiecznionym przez malarzy. Najdłużej przyglądał się zabytkowym broniom na ścianach. Większość imponująco zdobionych, najczęściej motywami roślinnymi. Aczkolwiek na ostrzu jednego topora widniała wygrawerowana podobizna lwa. Tak go to zajęło, że dopiero po chwili dotarło do niego, że kobieta do niego mówi.

Opamiętał się i nieco zawstydzony swoim nagannym zachowaniem usiadł na krześle. Samo krzesło było równie piękne co broń i obrazy. Najprawdopodobniej z dębowego drewna, ozdobione było również licznymi roślinnymi motywami. Słuchając Chiary rycerz gładził dłońmi oparcia krzesła, jakby zmysłem dotyku chciał im się lepiej przyjrzeć.

Ostatnie słowa białowłosej nie poprawiły mu humoru. Pogoń za Von Goldmanem była jego pierwszą samodzielną misją. Na nie wypełnienie jej nie pozwalał mu honor oraz szczera chęć zemsty. Nie zamierzał ustąpić. Chyba, że sam Mistrz Zakonu go do tego zmusi. Był pewny, że pokona każde trudności, które napotka na swojej drodze.

- Co to znaczy? - spytał. - Nie przybyłem tu zajmować się rebelią. Jednak jeśli ma ona wpływ na moją misję, to chciałbym o tym wiedzieć.
- To, że nie mam dużo czasu jest oczywiste. Ten plugawy nekromanta ma nade mną przewagę. Wiem też, że nie przybył do Estalii bez powodów. Jednak jego śmierć spraw, że wiele pytań stanie się nieaktualnych.
 
__________________
Nic nie zostanie zapomniane,

Nic nie zostanie wybaczone.
Księga Żalu I,1
Kokesz jest offline  
Stary 02-09-2009, 20:36   #99
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Lili patrzyła z podziwem an efekty działań maga. Dobrze wiedziała co potrafią magowie. Wiedziała również, iż na placu boju bywają niezastąpieni i potrafią zmienić losy nie jednej bitwy. Ale słowa podziwu i podziękowania będzie można wypowiadać później, gdy będą już bezpieczni.

Magowskie kule wprowadziły tyle zamieszanie, że zdołali uciec jeźdźcom. Elizabeth podkasała wysoko spódnicę, a właściwie to co z niej zostało, starając się dotrzymać kroku mężczyzną. Jakoś się udało. Wylądowali w wąskiej uliczce nie niepokojeni przez nikogo.

Kobieta oddychała ciężko. Ten bieg dał jej się we znaki. Oparła się o jakąś ścianę, pochyliła się do przodu zapierając się rękoma o kolana. Starała się uspokoić oddech i odpocząć. Musiałą się jednak szybko zebrać gdyż wszyscy ruszyli dalej.
Mijając jakąś uliczkę Lili ujrzała złowrogie, czerwone ślepia.

Mimowolnie wyciągnęła rękę do będącego przed nią Diego i pociągnęła go za rękaw.

- Popatrz. - Ruchem głowy wskazała w uliczkę. - Te ślepia.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 07-09-2009, 23:16   #100
 
lopata's Avatar
 
Reputacja: 1 lopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumnylopata ma z czego być dumny
Elf klucząc uliczkami poszukiwał swojej ofiary. Kiedy usłyszał słowną zaczepkę z ust kilku pijaczków wypuścił powietrze z cichym gwizdnięciem bezradności.

"Czy ludzie muszą być tak idiotycznie głupi?"

Na dobywanie łuku nie mógł sobie pozwolić. Mordowanie byle pijaczyny też urągało klasie jaką reprezentował sobą łowca. Problemy jakie mogły by wyniknąć ze śmierci mieszkańca tej mieściny aż nazbyt przypominały mu o strażniku i co się działo potem. Postanowiłwięc zadziałać psychologicznie. Gdyby conajmniej czwórka padła ranna na bruk skamląc jak psy, pozostałą dwójka pewnie i dała by spokój. Szybkimi ruchami wyrzycił noże w kierunku napastników. Postanowił celować w nogi. Ranni mogli albo paść na glebę albo stracić conajmniej równowagę. Tak czy owak zamierzał poświęcić prawie wszystkie noże na atak z odległości, niewielkiej acz zawsze z odległości. Kiedy tylko odległość między opryszkami a Serinelem zrobiła się niebezpiecznie mała dobył ostatniego noża i nim zamierzał wykonywać drobne cięcia ofiarom. Tak aby złamać ich morale i zmusić do ucieczki.
 
__________________
"...a ścieżka, którą podążać będą zaścieli trawy krwią bezbronnych i niewinnych. Szczątki ludzkie wskrzeszać będą do swych armii aż do upadku wszelkiego życia. Nim słońce..."
lopata jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172