Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2009, 14:41   #127
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Otworzył oczy.
Arena zniknęła. Był w swoim pokoju. Żywy.
Czy można się obudzić martwym?

Seraph...

Liadon zerwał się z łóżka i zaczął się błyskawicznie ubierać.
To, że w głowie mu się kręciło i czuł się tak, jakby przebiegł po nim cały tabun dzikich koni nie znaczyło, że może tu leżeć i odpoczywać po niespokojnym śnie. Musi sprawdzić, co się dzieje z jego towarzyszem sennych koszmarów.


Nie zdążył zejść na dół, gdy rozległy się wrzaski Dazaana i Kosefa.
Zawarte w nich polecenia nie kolidowały z planami Liadona, lecz ich ton niezbyt mu się spodobał. Spojrzenie, jakimi obrzucił go znajdujący się na parterze nieznany mu z imienia najemnik Kosefa, nie należało do zbyt przyjaznych.
Co się stało tej nocy?

Wyjaśnienie nadeszło dość szybko.
Napaść, gwałt, morderstwo...
Aż dziw, że nie o wszystko właśnie oni byli oskarżeni. A jeszcze dziwniejsze było to, że Dazaan im wierzył. Przynajmniej na razie.


Wkrótce po wyjściu Dazaana we drzwiach stanęła Riviella.
Sądząc z jej wyglądu lepiej było nie wypytywać, jakie nieprzyjemności spotkały ją podczas tej nocy. Ale na pytanie zadane odpowiedzieć można było.

- Mnie - zaczął Liadon - a raczej nam, trzeba by powiedzieć - tu spojrzał na Serapha, który na równie sponiewieranego jak Liadon wyglądał - sen się przytrafił. Przyjaciele pomordowani w sposób okrutny i wróg po zęby uzbrojony, z którym gołymi rękami walczyć na arenie przyszło. A gdyśmy tego pokonali, czarodziejka jakaś dusić nas zaczęła. Jak zmora, co występuje w baśniach ludowych.
- Na szczęście babcia Danusia jakoś pomogła i zdołałem się obudzić.

- To była Wiedźma Nocy - wtrąciła Babcia Danusia.

- W każdym razie dziękuję bardzo, bo niezbyt wiedziałem, jak się zbudzić z tego snu. Na szczęście udało się.



- Gdzie leży Eberk? - spytał Liadon.

- W swoim pokoju - odrzekł Garet. Człowiek Dazaana, ten sam, co przyniósł wieści o śmierci krasnoluda.

Liadon z trudem opanował czysto ludzki odruch, polegający na wzniesieniu oczu ku niebu w niemej prośbie o cierpliwość.

- To znaczy? - spytał. - Wolałbym nie chodzić od pokoju do pokoju, aż trafię...

Tamten ramionami wzruszył, pewnie dziwiąc się, że ktoś może nie wiedzieć tak oczywistej rzeczy. Z jego twarzy widać było, że niezbyt się pali do odwiedzania ponownie tego miejsca, ale pomieszczenie wskazał bez oporu.

Eberk leżał na podłodze.
Raczej nie wyglądało na to, że poderżnięto mu gardło. Cios, który pozbawił go życia, trafił w szyję z dużą siłą, zaś krew znalazła się nie tylko na podłodze, ale i na meblach i ścianach.
A to znaczyłoby, że zginął w tym miejscu. Nikt go nie przeciągnął z innego pokoju, nie przeniósł magicznie z innego miejsca.
I raczej nie zginął na skutek sennych koszmarów, bo te, jak się Liadon przekonał na własnej skórze, ran otwartych nie pozostawiały.

Liadon spojrzał na twarz Eberka.
To co na niej widniało zdecydowanie nie było przerażeniem. Raczej można by to nazwać zaskoczeniem zmieszanym ze Wzburzeniem.
Przyłapał kogoś znajomego na buszowaniu po pokoju?
I co dalej zrobił ten ktoś? Wyszedł nie zauważony przez nikogo?

Okno było zamknięte.
Jeśli ktoś wszedł prez okno, to musiał je za sobą zamknąć. Jeśli wyszedł zamykając okno za sobą... To byłaby sztuka. Albo nawet Sztuka...
Liadon obszedł ciało Eberka, starając się nie wdepnąć w żadną plamę krwi.
Pod oknem, na podłodze, nie było żadnych śladów. Czy były jakieś na zewnątrz?
Tego Liadon nie wiedział, a jak na razie nie zamierzał wychodzić na dwór i sprawdzać. Pytanie zresztą, jak by na to zareagowali ludzie Dazaana. A nuż by wzięli to za próbę ucieczki...

Liadon spojrzał na Gareta.

- Wchodziłeś do środka?

Zapytany pokręcił głową.

- Po co? - spytał. - Od razu widać, że Eberk nie żyje.

- Czyli to nie twoja robota - na wpół spytał, na wpół stwierdził Liadon, pokazując odciśnięty we krwi ślad buta. Pojedynczy, nieco zaschnięty. Skierowany w stronę drzwi. Ani w pokoju, ani na korytarzu dalszych śladów nie było.

- Tylko jeden? - Garet był podobnie zdziwiony. - Więc pewnie wytarł... albo zmienił buty... albo szedł na rękach.

Albo rozpłynął się w powietrzu, albo odleciał, albo stworzył portal - dodał w myślach Liadon.


Przeszukanie całego pomieszczenia nie przyniosło żadnych efektów.
Wyglądało na to, że zabójca Eberka nic z pomieszczenia nie zabrał. Chyba, że znajdujący się w szafie stosik pieniędzy pozostawiono dla zmylenia tropów.
Do zbadania został jeden obiekt, który Liadon postanowił pozostawić na koniec.


Skrzynia, wielkości średniego kufra, pokryta była malunkami szkieletów, ghuli, duchów. I trudno było jednoznacznie określić, czy malunki miały odstraszać ciekawskie osoby, czy też sugerowały zawartość skrzyni. W tym drugim przypadku lepiej byłoby jej nie otwierać.
Liadon uśmiechnął się.
W to nie wierzył, ale skrzynia mogła być w jakiś sposób zabezpieczona.
Magiczna pułapka? To byłoby nawet prawdopodobne.
Szczególnie biorąc pod uwagę fakt, że w solidnym na pozór zamku nie widać było żadnej dziurki na klucz.



Czy to ciekawość, czy też chęć niesienia pomocy... w każdym razie Babcia Danusia natychmiast zgodziła się pomóc w zbadaniu skrzyni.

- Pułapek tu nie ma - powiedziała po chwili - a przez zamek przepływa negatywna energia. Sama zaś skrzynia ma w sobie magię transmutacyjną. Znaczy magię Przemian.

Przemiany... Zamiana czegoś w coś innego...
Ciekawe, co takiego robiła ta skrzynia. Wkładało się stalowy młotek, wyciągało srebrny? Zamieniała zwykły patyk w pierwszej jakości strzałę?
A może sama była efektem takiej przemiany i tylko czekała, by ktoś zechciał przywrócić jej dawny kształt?
Wielkiego potwora z wielką paszczą...?

- Ciekawe, czy magia pozytywna zneutralizuje negatywną - powiedział cicho Liadon.

Babcia spojrzała na Liadona z widocznym na twarzy namysłem.

- Coś, co tak wygląda - powiedziała - prawdę mówiąc należałoby głęboko zakopać i modlić się, by w okolicy nie było nikogo kto potrafi to otworzyć.

- Tylko po co Eberk trzymałby to w domu - Liadon ponownie spojrzał na skrzynię. - W końcu stoi tu, jak widać, już jakiś czas.

Skrzynia była nieco zakurzona, a widniejące na niej ślady rąk świadczyły o tym, że ktoś, może Eberk, jej używał.

Babcia, podobnie jak Liadon, przez moment wpatrywała się w skrzynię.

- Mimo wszystko uważam, że trzeba to otworzyć. Lepiej wiedzieć wcześniej, niż później, co to jest i jak to działa.

- Jeśli to coś groźnego, to lepiej to odkryć teraz, póki nie mamy na karku stu gnoli, paru troli i jeszcze kilku bliżej na nieznanych wrogów. - Liadon zgodził się ze zdaniem Babci.

- No to zaczynam eksperyment z pozytywną energią... - powiedziała cicho Babcia.

- Czy to znaczy, że należy się chować po kątach? - spytał Garet, który dotychczas bez słowa, chociaż z brakiem entuzjazmu wypisanym na twarzy, przysłuchiwał się dyskusji.

- Tak - odpowiedziała krótko Babcia.

Na twarzy Gareta pojawił się wyraz niepewności. Spojrzał na Liadona, szukając potwierdzenia, lub zaprzeczenia swoich wątpliwości.
Liadon nic nie rzekł. Prawdę mówiąc wolałby być w tym momencie daleko od miejsca eksperymentu, ale skoro sam namawiał Babcię...

Babcia Danusia wypowiedziała kilka słów w języku bliżej Liadonowi nie znanym.
Zamek zaczął nagle świecić jasnym białym światłem, a cała skrzynia zaczęła się trząść.

- O kurwa! - wrzasnął Garet. Głośny tupot butów o podłogę świadczył dobitnie o tym, że ich właściciel nie miał zamiaru obserwować eksperymentu do końca.

Liadon uświadomił sobie nagle, że wstrzymuje oddech.
I że odruchowo sięgnął po miecz.

Skrzynia zatrzeszczała niepokojąco, podskoczyła lekko i... znieruchomiała.

- Chyba wiem - powiedziała Babcia Danusia - kto to potrafi otworzyć. Potrzeba nam kapłana. Albo kogoś kto włada magią bogów.
 
Kerm jest offline