- Klaus przyjacielu, nawet nie wiesz jak bardzo Ci wdzięczny jestem. Chce Ci złożyć propozycję, którą musisz szybko przemyśleć i dokonać wyboru.
Edgar ściszył głos, po czym kontynuował. - Spieprzam stąd dzisiaj i chcę żebyś mi towarzyszył. Dobrze wiem, że stać Cię na dużo więcej. Krótko mówiąc: marnujesz się tu chłopie, a ja mogę Ci pomóc znaleźć coś lepszego. Wchodzicie w to Panie Steiner?
Doktorek zobaczył na twarzy Klausa ogromne zmieszanie. Widać ten nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. - Zaskoczyłeś mnie Doktorku. Bardzo mnie zaskoczyłeś. Ja...ja nie wiem co powiedzieć... - Wystarczy krótkie tak lub nie. Jak nie umiesz podjąć decyzji, to rzuć monetą. Ranald za Ciebie zdecyduje, lecz wiedz jedno. Jego decyzja może Ci się nie spodobać...To jak? - Tak. Zgadzam się. Spierdalamy stąd i potem znajdziemy lepsze zajęcie. Jak rozumiem tamta Jaśniepani ma coś wspólnego z Twoim misternym planem, hę? - Z tego co mi wiadomo, to tak. Nie wnikaj w to jednak tak dogłębnie, bowiem sam wszystkiego nie wiem. Wiem zaś jedno...
Położył rękę na ramieniu Klausa. - ...jesteśmy i (pstryknięcie palcami) już nas nie ma.
Na te słowa oboje się szczerze uśmiechnęli. Steiner nagle palnął się w łeb. - Kurwa. Muszę ruszyć dupę do kwatery po kilka rzeczy i mieć nadzieję, że moi przełożeni nie wpadną na jakiś cudowny pomysł wypełnienia mi czasu. My tu gadu gadu a czas leci. Dobra biorę dupę w troki, ogarniam się i będę na miejscu, kiedy będzie trzeba. Widzimy się wiesz gdzie.
Mrugnął do niego porozumiewawczo. - Steiner! - Tak? - Jeśli nas złapią...urwą nam łby i nasrają do środka. - Ja też Cię kocham (uśmiech). Do zobaczenia. "Poszło gładko. Oby reszta równie gładko poszła..."
Edgar pożegnał się z przyjacielem, po czym odmówił pod nosem krótką modlitwę do Ranalda... - Ranaldzie. Ty, który władzę nad szczęściem piastujesz. Okaż nam łaskę, nie pożałujesz...
Oraz do Morra... - Morrze, Prawdziwy Władco dusz Umarłych, błogosławionych Twą opieką. Tobie powierzamy dusze nasze...
Doktorek chwilę obserwował co się dzieje na dziedzińcu. Szlachcianka o niezwykłej urodzie rozmawiała z kapitanem, któremu - wnioskując po minie - sranie tak do końca nie przeszło. "Biedak. Szczerze mu współczuję. Jeszcze przy tak pięknej kobiecie...ach szkoda, że takie nigdy nie zainteresują się skromnym felczerem..."
Poświęcił kilka myśli - zarówno zwyczajnych jak i tych sprośnych - kobiecie, a następnie udał się powoli w kierunku miejsca przetrzymywania Gerharda.
"Powinien wiedzieć, że załatwiłem co mogłem. Mam nadzieję, że uda mi się chwilę z nim porozmawiać, przed całą akcją..." |