Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-07-2009, 23:03   #25
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dom Tavarti, Travar


Z domu Tavarti wyruszyła w sporej obstawie. Bo Raelus nie chciał jej puścić tylko w towarzystwie Ace’a. Zaś Acelon wzruszając ramionami poparł Raelusa, słowami.- Niech idzie. Odrobina wprawy w bohaterskim rzemiośle przyda mu się w przyszłości.
Tak więc trójka wyruszyła z domu Tavarti do siedziby Omasu. I o ile Raelus brał tą całą sprawę z ochroną Tavarti bardzo poważnie, łypiąc złowrogo na mijających ich przechodniów i trzymając dłoń na mieczu. O tyle Ace był swobodniejszy i zabawiał Tavarti opowieścią o swej znajomości z Grolmakiem.
- Znam go z Kratas, poznaliśmy się tam w...eee....skomplikowanych okolicznościach. Grolmak to ork o gołębim sercu. Bardzo łatwo się wzrusza. Nie wiem, jakim cudem jest wojownikiem. Ale jak na orka, jest strasznie miękki. Niech cię nie zwiedzie jego wczorajsza postawa...w gahad wszystkie orki są straszne.- opowiadał Ace.- O czym to ja? A tak, poznałem go, gdy z jego inicjatywy broniliśmy sierocińca w Kratas. Właściwie trudno było to nazwać sierocińcem. Ot, małżeństwo staruszków zbierało sieroty i opiekowało się nimi. Mieli ich z osiem... poszła plotka, że jedno z dzieci jest naznaczone znamieniem Horrora. I od razu znalazła się banda „zabójców Horrorów”, a raczej banda rzezimieszków, która postanowiła uratować Kratas od Horrora, mordując „naznaczone” dziecko i profilaktycznie...cały sierociniec. A ja wraz Grolmakiem i jeszcze dwoma adeptami, stoczyliśmy ciężki bój w ich obronie. Od tego czasu się przyjaźnimy. A ostatnio zawarliśmy braterstwo krwi, pieczętując w ten sposób naszą przyjaźń magią. Zraniliśmy nasze piersi i czoła i wymieszaliśmy naszą krew. A co do dziecka...nie było naznaczone. Tylko była beztalenciem artystycznym.

Rezydencja Omasu, Travar



I dotarli... rezydencja Omasu była piętrowa, olbrzymia i na swój sposób prymitywna. Ściany wykonane z bloków skalnych, były jedynie delikatnie obrobione, przez co zachowana została faktura materiału.
Cała rezydencja tonęła w obsadzonym dookoła niej parku. Parku, którego układ przypominał bardziej las poprzecinany żwirowymi ścieżkami, niż park.
Ale tego ani Raelus, ani Acelon zobaczyć nie mogli. Ochrona na teren rezydencji wpuściła jedynie Tavarti. Szła w tej chwili, za krasnoludzkim lokajem po jednej ze żwirowych ścieżek w kierunku sporej sadzawki ukrytej wśród drzew. W pobliżu niej bowiem znajdował się kamienny stół (właściwie granitowa płyta, położona na pojedynczym głazie) w otoczeniu głazów i jednego drewnianego krzesła.
Przeznaczonego zapewnie dla niej. Dookoła stołu i "krzeseł" znajdowało się kilka małych głazów w które wprawione świecące kryształy, rzucające lekki blask na okolicę.
Gdy Tavarti podeszła bliżej, z pomiędzy krzewów wyszedł rosły obsydianin . Ubrany misternie tkane szaty i z diademem ze złota na głowie. Miał dwa i pól metra wzrostu, szorstką ciemnoszarą skórę poprzecinaną żyłkami różowej barwy. I bardzo niski, acz niezwykle melodyjny głos.
-Mam nadzieję, że menu ci się spodoba. My obsydianie, nie jemy mięsa.- odparł, a Tavarti odparła.- Same wegeteriańskie przekąski?
I oczy Tavarti rozszerzyły się w zdumieniu. On to powiedział w innym języku, niż dotąd Tavarti używała! A mimo to zrozumiała, i odpowiedziała mu instynktownie w tym samym języku.
-A więc znasz mowę Theran. To nie powinno mnie dziwić. A jak z innymi językami, na przykład mową elfów?- spytał Omasu przechodząc na bardziej śpiewną mowę.
-Też rozumiem.- odparła Tavarti. Omasu sprawdził znajomość języków dziewczyny, która ograniczała się jednak do throalskiego, którym mówiła na co dzień, języka elfów i mowy Theran.
Usiedli do kolacji, która składała się z samych wegetariańskich dań. A choć na stole było wytrawne wino, to Omasu nad nie przedkładał zimną źródlaną wodę.
-Przyznaję Travarti, że...twój przypadek mnie zaciekawił.- rzekł Omasu pomiędzy kolejnymi kęsami.- Amnezja, tajemniczy klejnot...znikające zwłoki. Zastanawia mnie, co sama o tym sądzisz i...co zamierzasz czynić dalej? Jaką przyszłość zamierzasz stworzyć dla siebie.
Gdy usłyszał odpowiedź, spojrzał na dziewczynę i dodał.- Co sądzisz o Therze?
Po czym się uśmiechnął.- Przepraszam, wszak nie pamiętasz zbyt wiele. W takim razie pozwól, że ci coś opowiem. Otóż, przed Pogromem, praktycznie cała Barsawia była pod kontrolą Thery. Ale po Pogromie, imperium nie zdołało ponownie narzucić swej władzy. Pogrom nauczył Barsawian niezależności, a imperium miało ważniejsze prowincje do odzyskania. Przodownikiem walki o wolność stał się Throal, i pod jego przywództwem zapędy Thery zostały zepchnięte na południe Barsawii. Ale taki stary obsydianin jak ja widzi krótkowzroczność zarówno Thery jak i Throalu. Te ich kłótnie o zwierzchność, szkodą obu stronom. A są na tym świecie organizacje o wiele groźniejsze, od Thery. A oni tracą czas na bzdury..
Po tej przemowie rzekł.- Ja jednak nie zajmuję się bzdurami. I dlatego zamierzam cię wspierać Tavarti, w twych zamierzeniach. Bo myślę, że to wyjdzie na dobre Barsawii.
Wyjąwszy sakiewki papier zaczął odczytywać kobiece nazwiska z listy.- Laeticia el’Kharim, Lorraine Silversong...o tych dwóch nic powiedzieć nie mogę. Natomiast... Altea Rubaric.
Odłożywszy listę dodał. –Altea Rubaric to już inna historia. Dom kupiecki Rubaric, to ród kupców nuworyszy wywodzący się z Vivane. Ród silnie wiążący swe bogactwo z therańskimi wpływami. Ostatnio zaowocowało to sojuszem handlowym z Domem Dziewięciu Klejnotów. Kolejnymi sojusznikami Thery w Barsawii. Z Rubaricami skutecznie konkuruję w Vivane, a na t’skrangach wymusiłem dostęp mym okrętom do ich terenów. Ani jedni, ani drudzy nie mają powodu by mnie lubić. Ani jedni, ani drudzy nie mają powodu by mnie lubić, ani jedni, ani drudzy nie mają powodu by dać mi zarobić. A jednak, to mój okręt powietrzny przewiózł ładunek Rubariców, nadzorowany przez członkinię ich rodziny. Ładunek przeznaczony, dla Domu Dziewięciu Klejnotów. Dlaczego? Nasuwa mi się tylko jedna odpowiedź. Ładunek był zbyt niebezpieczny, by ryzykować własny okręt powietrzny i zbyt ważny by pozostawić go bez nadzoru.
Omasu napił się wody, przez chwilę patrzył na Tavarti. Wreszcie rzekł.- Przybyli do Travaru przedstawiciele Domu K’Tenshin. Uważają, że właśnie Altea Rubaric przeżyła katastrofę Żelaznego Orła, a ja...postanowiłem nie wyprowadzać ich z błędu. Mam do ciebie prośbę, oni chcą z Alteą Rubaric rozmawiać. Chciałbym, żebyś rozmówiła z nimi udając Alteę Rubaric. Nie znają jej z widzenia, powinno się udać. Chciałbym byś wyciągnęła z nich, jakiż to ładunek przewozili.
Tu przerwał na moment, po czym dodał.- Nie będę cię okłamywał Tavarti. Oszukiwanie Domu Dziewięciu Klejnotów może wystawić cię na niebezpieczeństwo. Jeśli nie chcesz ryzykować, to zrozumiem to. I w niczym to nie zmieni twej sytuacji. Nadal będziesz pod opieką mej kompanii. Jeśli potrzebujesz czasu do namysłu, cóż...dzień wystarczy? Jeśli zaś masz jakieś pytania, chętnie odpowiem.

Ulice Travaru


Po uczcie wracali we trójkę, lecz nie do domu Tavarti, ale do „Ognistego Jaszczura”. Dziewczyna miała tyle do opowiedzenia Damarri. I wtedy z ciemnego zaułka wyszła trójka zbirów. Tavarti rozpoznała jednego z nich. To oni napadli ją i Damarri na placu przed świątynią. Teraz byli nieco inni, bardziej szarzy na twarzach i milczący.
Ace szybko rozpoznał sytuację i rzekł do Tavarti.- Stań za nami i na Pasje...Nie uciekaj. Możliwe, że w okolicy czai się ich więcej.
Po czym sięgnął po swój krótki miecz mówiąc.- Panowie, na waszym miejscu odpuściłbym sobie napad na nas.
Raelus także sięgnął po oręż.
A oni zaatakowali. Dwóch na Ace’a, jeden na Raelusa. Różnica pomiędzy nimi była widoczna gołym okiem. Raelus atakował szybko i mocno, zaś Acelon wydawał się tańczyć pomiędzy dwoma przeciwnikami, unikając ciosów. Ace wyprowadził szybką ripostę w podbrzusze jednego z przeciwników. Ostrze krótkiego miecza wbiło się w ciało przeciwnika... i szybko wycofało. A kpiący uśmieszek doświadczonego adepta, znikł z twarzy Ace’a. Spoważniał krzycząc.- To żywotrupy!

Tavarti przeszły ciarki po grzbiecie. Teraz zrozumiała, czemu wydawali się tacy „szarzy”. Oni nie żyli, ktoś lub coś zmieniło ich w nieumarłych.
Raelus zadał celny cios i zakończył to triumfalnym okrzykiem radości, a Ace kłując nieustannie i unikając ciosów dwóch żywotrupów, krzyknął.- Uważaj głupcze, ból powoduje u nich furię.
Rzeczywiście, przeciwnik Raelusa, zaatakował z większym impetem...grad ciosów, powalił młodego wojownika na ziemię. A w okolicy klatki piersiowej widoczna była spora rana cięta...Życie Raelusa, było zagrożone. Zmagający się z dwoma żywotrupami Ace, nie mógł mu pomóc.
Tavarti poczuła że musi coś zrobić, ale wtedy głos tuż za nią osadził ją na miejscu. –Tavarti, nie ryzykuj życia bez potrzeby.
Tuż obok niej przeleciał z impetem spory kryształowy miecz, i przeszył klatkę piersiową nastającej na życie Raelusa maszkary, odrzucając ją do tyłu. Po chwili przebiegł obok niej Druss, a miecz wbity w ciało żywotrupa wyrwał się z niego i powrócił do rąk właściciela. Troll, zaczepił kostur o pętle przy pasie i zamachnął się mieczem, rozcinając żywotrupa na pół, po czym doskoczył do Ace’a i zajął się jednym z jego adwersarzy. Odciążony od drugiego żywotrupa, Acelon sprawnie zadawał nieumarłemu przeciwnikowi kolejne ciosy swym mieczem, szybko posyłając go w niebyt. Także troll dość szybko rozprawił się ze stworem, którego ciało, trzymany oburącz kryształowy miecz ciął jak masło.
Druss podszedł do rannego Raelusa i wziął go na ramiona mówiąc do Ace’a.- Ja go zabiorę do świątyni Garlen, a ty zabierz dziewczynę w bezpieczne miejsce.
Po czym zwrócił się do Tavarti.- I nie martw się, chłopakowi nic nie będzie. To nie jest ciężka rana.

Karczma "Pod Ognistym Jaszczurem", Travar


Damarri była już po występie. Leżała na pryczy w pokoiku, w którym przygotowywala się do występów, przykryta kocem. Stojąca obok karafka była już opróżniona. Orczyca na widok wchodzącej Tavarti spojrzała i uśmiechnęła się. –Długo z tym Omasu gruchałaś...strasznie nudziłam się czekając, wiesz?
Usiadła przykryta kocem i dodała. – Opowiadaj, opowiadaj. Strasznie jestem ciekawa twych słów...a potem.- tu orczyca podniosła nogę, koc zsunął się odsłaniając nagie kolano, nagie udo i nagie łono...Damarri nie miała na sobie nic, i jej nagość przykrywał jedynie koc. Orczyca uśmiechnęła się lubieżnie mówiąc.- Pamiętasz o obietnicy?
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 02-07-2009 o 11:08. Powód: dużo drobnych poprawek
abishai jest offline