2028, Pflugzeit – Altdorf Helga wyspała się dobrze. Nie czuła wczorajszego zmęczenia. Rzuciła okiem przez otwarte okno – słońce stało już dość wysoko. Wprawne oko Helgi oceniło, że na dworze jest około ósmej rano. Nieco później Helga zauważyła że na podłodze siedzi kot i czeka na nią. Uśmiechnęła się do siebie pod nosem i delikatnym głosem przywołała zwierzę. Mogła użyć innego sposobu, ale jeśli tylko była taka możliwość, to wybierała drogę pokojową. Kot podszedł i po chwili Helga wykorzystując amulet powoli dowiadywała się co widział kot, a przy okazji dowiedziała się co nieco o elfie.
Przez chwilę miała problemy z kocim widzeniem świata, ale szybko się do tego przyzwyczaiła. Szybko dotarło do niej, że elf jest bardzo ostrożny – usłyszeć kota, dla niej niepojęte, dla Elfa błahostka. Zdziwiło ją, że kot dał się złapać elfowi i że ten nic mu nie zrobił. Większość ludzi w Altdorfie miała raczej nieprzychylny stosunek do dzikich kotów – przeganiała je, niektórzy, jak rzeźnicy, wręcz tępili.
Helga widząc obraz karczmy do której wszedł elf przez chwilę zastanawiała się gdzie ona się znajduje. Problem w jej zlokalizowaniu stanowił fakt, że po wypuszczeniu przez elfa kot nie szedł wprost za nim ulicą ale korzystał głównie z dachów domów i różnych dziwnych miejsc. Ostatecznie Heldze udało się „mniej więcej” zlokalizować ową karczmę. Postanowiła, że po wizycie w kancelarii, jeżeli elf się tam nie zjawi, pójdzie do niej i spróbuje swego szczęścia.
Na koniec dała kotu resztki jedzenia i powiedziała: – Poczekaj tu na mnie, a skombinuję jeszcze coś na ząb. A właściwie to na kilka zębów. uśmiechnęła się do kota, ten jakby rozumiejąc co mówi patrzył i na koniec dodał „miau”.
Helga, chociaż do spraw mycia dawnej podchodziła z rezerwą, to wspólne mieszkanie z czarodziejem wyrobiło w niej nawyk mycia się codziennie. W sumie również dzięki temu mogła wykorzystać swoje atuty. Po szybkiej ablucji zaordynowała śniadanie, zapytała przy tym niewinnie o surową rybę dla swojego kota. Co prawda karczmarz zdawał się nieco zaskoczony prośbą o surową rybę – ale bez pytania posłał młodego posługacza po zakupy.
Po niecałej godzinie śniadanie było zjedzone, a świeża flądra czekała na talerzu. Helga zapytała o rachunek za nocleg, kolację, piwo i śniadanie. Karczmarz zbył ją ruchem ręki i powiedział, że nie musi płacić za jeden dzień – dla przyjaciół Martina był widocznie wielce łaskawy. Chwilę później Helga dostarczyła kotu świeżą rybę i życząc smacznego, pomyślnych łowów i długiego życia ruszyła do Kancelarii.
Droga do kancelarii była taka jak poprzednio. Mnóstwo ludzi miasto tętniło życiem, po drodze tu i ówdzie słyszała rozmowy o mieście Hirschenstein, domysły ludzi na temat zadania jakie może mieć Kanclerz dla poszukiwaczy przygód. Po drodze dokonała kilku zakupów. Zaopatrzyła się między innymi w surowe mięso. Później dyskretnie w zaułku zwabiła kilkanaście kotów wybrała najsilniejszego i delikatnie sztyletem odcięła nieco futra. Oczywiście kotu nic przy tym nie zrobiła, a zwierzę wydawało się nie zauważyć braku kilku kłaków.
Przed kancelarią Helga stanęła na chwilę zastanawiając się po raz ostatni czy dobrze robi. Po chwili wahania weszła śmiało do środka.
__________________ In vino veritas, in aqua vitae - sanitas |