Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-07-2009, 12:03   #42
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tiny
Słowa perswazji olbrzyma nie nawiele się zdały, Strażnik był nie ugięty. Tiny próbował swoją dobrocią i czystością serca namówić wojownika na zmianę decyzji, ale nic to nie zmieniło. Już po chwili Strażnik uniósł w górę obusieczny topór. Olbrzym wiedział, że już nieuniknie walki.
-Ostatni raz...- zaczynał rycerz, gdy Tiny ryknął, rozstawił szeroko ręce i rzucił się na niego, widząc, że nie ma innego sposobu na przekroczenie mostu. Gigant zakręcił ogromnymi łapami jak wiatrakiem mając nadzieje na zrzucenie wojownika z mostu.
Ostatnią rzeczą o jakiej pomyślał to co zrobi wojownik. Czy ogromne łapy kolosa skruszą lśniącą zbroję człowieka?
Tiny ruszył do ataku. Całą swoją złość i frustację skupił w jednym punkcie. Na ślniącej zbroi Strażnika. Jego potężne ramiona mieliły powietrze, aż świstało.
- Arrrrrrrrrrhhhhhhh! - wrzasnął olbrzym.
Strażnik do ostatnij chwili stał niewzruszony, a w ostatniej sekundzie gdy gigant był już tuż tuż, zrobił błyskawiczny unik. Wirujące pięści Tiny'ego
ominęły go. Strażnik, gdy olbrzym przelatywał obok niego kopnął go z wielką siłą z kamienną rzyć. Tiny widząc unik Strażnika nie mógł już wiele zrobić, prędkość do jakiej się rozpędził był zbyt duża, by próbować cokolwiek. Otrzymany cios nie był może bolesny, ale na pewno upokarzający. Olbrzym obronił się przed upadkiem łapiąc w ostatniej chwili się jednej z kolumn.
Odwrócił się i spojrzał na Strażnika. Ten stał pośrodku mostu z toporem uniesionym w górę, gotowy na przyjęcie kolejnego ataku. Co ciekawe zauważył, że nie zamierza on sam atakować. Jego zadaniem jest poprostu obrona mostu i tyle.
Kamienny olbrzym zamyślił się:
- Co teraz? Próbować ponowie? Strażnik to silny i dobrze wyszkolony wojownik, ale przecież nie ma innej drogi, by dostać się do Wewnętrznej Krainy.
Wtedy Tiny zauważył, że w jego stronę zbliża się pewnien starzec.

Mężczyzna miał siwe, przerzedzone włosy i brodę oraz strasznie pomarszczoną skórę twarzy. Wyglądał jak ususzona śliwka.
- Witaj kamienny gigancie.
Tiny spojrzał nieufnie na kolejnego "mięczaka", który staje na jego drodze.
-Czego?- warknął złośliwie. Przegrana walka i ostatnie wydarzenia nadwątliwy jego nerwy.
- Spokojnie gigancie. Wiem, że wy kamienni olbrzymi, nie lubicie nas ludzi. I jest to jak najbardziej zrozumiałe. Trudno lubić kogoś, od kogo doznało się tylko krzywdy.
Tiny'ego zaskoczyły te słowa. To chyba pierwszy "mięczak, który mówi do rzeczy.
- Słucham - rzekł już spokojniej - Czego ode mnie chcesz?
- Ja... Mogę ci pomóc, jeśl tylko zechcesz mnie wysłuchać.
Tiny nieufał temu staremu mężczyźnie, dokładnie wiedział jak wygląda pomoc w wykonaniu "mięczaków"
Milczał i patrzył kamiennym obliczem na starca.
- Widziałem twoją walkę ze Strażnikiem... Musisz widzieć, że mieszkam tu od wielu lat i mogę ci powiedzieć, że nikt jeszcze nigdy nie pokonał Strażnika.
- I co z tego? Czy to ma oznaczać, że i mi się nie uda.
- Niewiem, ale ja znam lepszy i bezpieczniejszy sposób dostania się do Wewnętrznej Krainy.
Tiny uniósł brwi z ciekawości.
- Ciekawe jaki?
- Za niecałe cztery dni, przypłynie tu barka z moim znajomym. On regularnie pływa po Wielkiej Rzece i zna jej sekrety.Jeśli poczekasz to powiem mu, by cię zabrał ze sobą.
Tiny spojrzał na Kamienny Most, na Strażnika, a potem na starca i zaduamał się.


Thorius
Dwaj brodaci wojownicy i kudata bestia weszli do okrągłej komnaty z ołtarzem pośrodku. Wysoki kapłan z uniesionymi w górę rękami odprawiał kolejny rytuał. Tym razem ku uciesze Thoriusa obyło się bez krzyków pod niebiosa. Kapłan stał tak tylko i wpatrywał się w sufit.
Krasnoludzi czekali na rozwój wypadków. Mijały kolejne minuty, a nic się nie zmieniało. Zaponowała tylko nieprzyjemna cisza, równie niepokojąca jak wcześniejsze wrzaski.
- Co robimy? - szepnął Grumil.
- Cicho. Czekamy - odparł Thorius.
Kapłan pokonił się, Puszek zaczął się wyrywać i niepokoić. Jego zduszone przez kaganiec warczenie drażniło uszy. Grumil próbował uspokoić pupila, ale nie na wiele się to zdało. Bestia dalej wyrywał się i szrpała.
Nagle kapłan odwrócił się w stronę, gdzie ukrywali się krasnoludzi. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Ich tempo było tak wielkie, że żaden z brodatych wojowników nie zdążył zareagować. Najpierw Puszek wyrwał się Grumilowi i popędził w stronę zdziwionego kapłana. Thorius ujrzał jeszcze jak bestia, jednym kłapnięciem paszczy rozrywa skórzany kaganiec, a w nastepnej chwili skacze do krtani wysokiego kapłana.
Scena jednak rozmyła się w oczach krasnoluda, bo salę wypełnił niesamowicie jasny blask.

Gdy obaj krasnoludzi odzyskali wzrok ich oczom ukazało się całkiem innego miejsce niż to sprzed sekundy. Stali w wąskim korytarzu, co ciekawe oświetlonym kilkoma pochodniami umieszczonymi w uchytach na ścianie. Korytarz był wąski i stosunkowo niski. Za sobą natomiast krasnoludzi mieli solidne drewniane drzwi z okuciami metalowymi. Obaj brodacze uśmiechnęli się do siebie. Doskonale wiedzieli co czeka ich za tymi drzwiami. Osławiony skarbczyk i tajemne przejście do Korony Władzy.

Guun
Badacz podstępem wyszedł z loszku i czekał teraz na zbierającego prowiant i swoje rzeczy Petera. Młody kapłan pojawił się po chwili.
- To dokąd panie?
- Na wschód, do Kamiennego Mostu.
Obaj mężczyźni ruszyli. Droga była całkiem przyjemna. Ciepły wiosenny dzień i delikatnie ukształtowany teren, sprawiały że wędrówka nie była męcząca. Kapłan próbował na początku marszu nawiązać rozmowę z Guunem, ale ten nie odpowiedział na jego zaczepki, więc młodzieniec szybko zrezygnował. Guun przyzwyczajony był do długich marszów, ale Peter wręcz przeciwnie. Dlatego też mimo sprzeciwów badacza musieli robić częste postoje.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a cienie robiły się coraz dłuższe. Guun szukał wzrokiem miejsca na nocny popas, ale wokół tylko pola i praktycznie łyse wzgórza. Nie był to zbyt dobry znak. Na tak otwartej przestrzeni staniwli łatwy cel dla potencjalnych przeciwników.
- Nad czym myślisz panie?
Guun miał już odpowiedzieć młodemu kapłanowi, gdy nagle zakrył ich ogromny cień. Badacz spojrzał w górę i ujrzał coś co wprawiło go w ogromne zdziwienie.

Skrzydlata bestia unosiła się tuż nad nimi.
- O boże!!!! - wrzasnął Peter i zaczał biec przed siebie - Uciekaj panie to smok! Uciekaj!!! - krzyknął jeszcze.
Guun ponownie rozejrzał się wokół. Ucieczka była bezsensowna. Ta wielka bestia, bez problemu dopadła by go wciagu paru chwil. Nie było się gdzie ukryć. Badacz stał i czekał na rozwój wypadków.
- Może gdyby nie wrzask Petera, ten "smok" wcale by nas nie zauważył - zastanawiał się.
Olbrzymia bestia jescze bardziej zniżyła lot i wylądowała tuż obok Guuna.
Podmuch zimengo powietrza owiał badacza. Skrzydlata bestia wyglądała jak wielka jaszczurka ze skrzydłami.
Smok wygiął szyję i zaczął przyglądać się Guunowi.
- Nie jesteś tutejszy. - stwierdził smok syczącym głosem - Ktoś ty i skąd jesteś?


Elrix
Smokowiec dobył miecz i wkroczył w krąg.
- No dalej, nie dajmy Księciu czekać - parsknął patrząc na łotra, który może był niezły w wymuszaniu i zastraszaniu, ale jego postawa i sposób w jaki trzymał broń nie zdradzały wielkiego wojownika...
Zastępca księcia złodziei nie był zadowolony z tej nie oczekiwanej walki. Krążył wokół smokowca i szukał odpowiedniej pozycji do ataku. Obaj mierzyli się wzrokiem. Wśród publiki zaczęły się gwizdy.
- No na co czekacie? - wrzasnął oburzony księże - Walczyć! Nie mamy całej nocy.
Elrix już nie czekał, ruszył z wielkim impetem na złodzieja. Dwa silne ciosy, na odlew i w pierś. Łotr sparował je ale pod siłą ciosów cofnął się o dwa kroki i plecami zderzył się z pierwszym rzędem publiczności. Smokowiec pozwolił wrócić mu na środek kręgu. Wolał uniknąć przypadkowego zranienia, któregoś z widzów. Książe złodziei pewnie nie byłby zadowolony. Zastępca księcia wykorzystał moment i sam zaatakował. Jego cios na krzyż był mierny. Zarówno technika jak i siła pozostawiały wiele do życzenia. Smokowiec sparował cios bez wysiłku i zaśmiał się w głos.
- I z czego się śmiejesz? - spytał zdeprymowany przeciwnik.
- Z ciebie! - wrzasnął smokowiec i spadł na złodzieja niczym burza.
Na początku kilka lekkich, ale szybkich uderzeń na odlew i w pion by zmusić przeciwnika do obrony. Łotr wycofał się pod lawiną ciosów i próbował bronić się nie poradnie. Elrix już wtedy wiedział, że to koniec walki. Postanowił jeszcze chwilę pomęczyć rywala i dostarczyć publice emocji.
Dwa szybkie ciosy w pas, raz z lewej a potem z prawej. Zastępca księcia wymachiwał niezdarnie szablą. I wtedy smokowiec poprostu wstawił swój miecz by zderzył się z szablą łotr. Siła zdrzenia był tak duża, że orzęż wprost wystrzelił z dłoni złodzieja. Szabla zatoczyła łuk w powietrzu i wbiła się w środek kręgu.
- Brawo! - zaklaskał księże - Całkiem sprytny z ciebie gość. Nie chciałbyś może pracować dla mnie?
- Dziękuję za komplementy i za ofertę. Wielki to dla mnie zaszczyt, ale muszę odmówić mam już inne plany.
- Rozumiem - rzekł książe - Ta mała?
Książe i cała sal wybuchnęli śmiechem.
- Dobra dość tej zabawy, czas zająć się interesami. Słuchajcie transport jest gotowy, więc idźcie z Igorem on was zapowadzi do wozów i pokaże co i jak.
Smokowiec i Laura ucieszyli się, że wszystko się udało i już za kilka minut wyjadą z miasta.

Igor zaprowadził ich na tyły karczmy, gdzie stały dwa wozy. Oba załadowane różnymi towarami, biżuterią, bronią i alkoholem. Dwa członkowie bandy przykrywali właśnie całą kontrabandę zwłokami.
- Ładujecie się do jakiejś skrzyni - rzekł Igor - No chyba że lubicie dotyk zmarłych - zaśmiał się.
- No nie znowu skrzynia - pomyślał z niechęcia Elrix.
Nie było wyjścia, trzeba zacisnąć zęby i wejść do tej dusznej skrzyni. Najpierw Laura, a po niej smokowiec wcisnęli się do małej skrzyni. Wozy ruszyły.
Droga była wyboista i wóz co chwila podskakiwał na "kocich łbach"
Oboje zamknięci w skrzyni doświadczali bolesnych uderzeń na każdym wyboju. Po paru minutach minutach wózy zatrzymały się. Do uszu Elrix dochodziły pojedyncze głosy.
- Tak....
- Oczywiście jak zwykle...
- Nie, nie ma takiej potrzeby...
Smokowiec zaczął się obawiać, że coś chyba poszło nie tak. Zapanowała cisza. A potem Elrix usłyszał mrożące krew w żyłach słowa.
- Nie dzisiaj pieniądze nic nie załatwią. Musimy czekać na szryfa.


ZAJRZYJCIE DO KOMENTARZY
 

Ostatnio edytowane przez brody : 02-07-2009 o 12:06. Powód: dopisek
brody jest offline