Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-06-2009, 22:18   #41
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
- Musimy zejść z widoku, te ulice są zbyt... regularne, bardzo łatwo je przeszukać - szepnął do Laury - Masz może pomysł gdzie moglibyśmy...
- Dzielnica biedoty - przerwała mu wzruszając ramionami - tam też będą nas szukać, ale nigdzie indziej nie znajdziemy pomocy...
Elrix wychylił się za róg i niemal natychmiast schował z powrotem gdy galopujący koń przemknął ulicą.
- Ruszmy się, za długo tu siedzimy - powiedział gdy ucichł tętent kopyt. Aktorka bez słowa pociągnęła go za sobą, przez stertę śmieci i na drugą stronę zaułka. Na przemian błogosławiąc ciemności i przeklinając szczekające na ich widok psy przekradali się pomiędzy patrolami straży. Na szczęście większość z nich nie miała dobrych latarni, ale kopcące pochodnie, które bardziej ich oślepiały, niż pomagały w poszukiwaniach. Widzący w ciemnościach smokowiec szybko przejął prowadzenie i trzymając Laurę za rękę, szedł według jej wskazówek. Dwa razy gubili się w plątaninie uliczek i omal nie wpakowali się na posterunki straży, ale szczęście im sprzyjało i po niecałej godzinie trafili do najbiedniejszej części miasta. O ile można to sobie wyobrazić śmierdziało tu jeszcze bardziej niż na targu bydła. Woń dochodząca z zapełnionych śmieciami rynsztoków przyprawiała o mdłości i poddawała w wątpliwość czy ktokolwiek mógłby tu żyć. Patrole były tu zdecydowanie rzadsze i robiły więcej hałasu, jakby strażnicy nie chcieli nikogo przypadkiem zaskoczyć. Kluczyli już od pewnego czasu po cuchnących zaułkach gdy, choć trudno było w to uwierzyć, z pewnej oddali dobiegła ich uszu muzyka.
- Jesteśmy prawie na miejscu - ucieszyła się Laura - wiedziałam że w końcu trafimy - Elrix spojrzał z powątpiewaniem, ale nie skomentował, nie trzeba było widzieć ulgi na jej twarzy aby domyślić się to był tylko łut szczęścia. Kiedy ostrożnie wyszli za róg najbliższej chaty zobaczyli nieco tylko większy od pozostałych w tej okolicy budyneczek. Zaniedbany i z częściowo zapadniętym dachem sprawiał przygnębiające wrażenie, ale to właśnie ze środka tej rudery dobiegały dźwięki muzyki, a spod drzwi i okiennic widać było wąskie paski światła. Wyraźny kontrast w tej ciemnej i ponurej dzielnicy.
- Spodziewasz się tam znaleźć kogoś znajomego?
- No właściwie to niezupełnie znajomego... bardziej kogoś - zająknęła się, ale po chwili zebrała w sobie - kogoś kto jako jedyny może nam tutaj pomóc!
- Cśśś - próbował ją uciszyć, ale widział że nie miało to żadnego znaczenia. Cienie dookoła nich ożyły, było głupotą zakładać że wszyscy mieszkańcy pochowali się w domach. Zwłaszcza tacy którzy na miasto wychodzą uzbrojeni w pałki i noże... Próbował dobyć miecza, ale dziewczyna chwyciła go za nadgarstek.
- Oni chyba nie chcą atakować - wyszeptała mu do ucha i musiał przyznać że mogła mieć rację. Obwiesie nie wykazywali specjalnie wrogich zamiarów, ale powoli zmuszali ich do wycofywania się w stronę, no tak, karczmy. Ruszył w dół uliczki najbardziej nonszalanckim krokiem na jaki go było stać - Skoro i tak mieliśmy tam iść... - Wzruszył z rezygnacją ramionami.
Po chwili dotarli na miejsce, dopiero stąd można było rozpoznać wyblakły malunek i koślawe litery na zawieszonym nad drzwiami szyldzie.
- Wyszczerbiony kufel? - westchnął w myślach, wielcy bohaterowie z opowieści bardów i ksiąg które czytał nigdy nie spotkaliby się w miejscu o tak banalnej nazwie... Jeśli kiedyś będzie opisywał dzieje swoich poszukiwań Korony to wymyśli dla tej nory jakieś godniejsze miano. Pchnął drzwi i wkroczył do środka, pochylając się w niskich drzwiach. Wnętrze pełne było tytoniowego dymu i dusznego smrodu, odmiennego od panującego na zewnątrz, ale równie nieprzyjemnego. Laura mrugała próbując dostosować wzrok do światła kilku smrodliwych kaganków i paleniska. Nie mając takich problemów jaszczur od razu dostrzegł ich gospodarza. Wyróżniał się w tłumku ludzi co do których profesji nie można było mieć złudzeń. Swoim brzuszyskiem mógłby obdzielić kilkunastu z nich, tak samo zresztą jak i swoją biżuterią.
- Mistrzyni Laura i jej niezwykły towarzysz! - zaśmiał się tłuścioch - Witamy, witamy! Szczerze mówiąc to miałem już kogoś po was posłać, bo odkąd doszły nas wieści jak bardzo jesteście poszukiwani - tu zerknął na metodycznie upijającego się w kącie ponurego faceta w stroju strażnika - obawialiśmy się że możemy się nie doczekać na swoją kolej poznania was. - zaśmiał się, a reszta jak na komendę zarechotała za swym przywódcą. - Jestem Zeldran, ale możecie się do mnie zwracać jak wszyscy.
- Książę złodziei - stwierdziła bardziej niż spytała aktorka.
- Brawo! - zaśmiał się ponownie tak że jego brzuszysko zafalowało, a złote łańcuchy i kolczyki aż zadzwoniły w rytm trzęsących się zwałów tłuszczu - Piękna i inteligentna, jakże chciałbym poznać cię bliżej - Elrix spojrzał na nią z podziwem, bo Laura tylko się uśmiechnęła, na słowa tej obleśnej świni. - Ale niestety nie mamy czasu. Nie chodzi nawet o tych głupków ze straży - machnął lekceważąco ręką - Wiem że chcecie się wydostać z miasta, a jedyny sposób to z moim transportem.
- Jaka jest cena takiej przysługi? - odezwał się po raz pierwszy w tej rozmowie smokowiec.
- Och, to proste, przegapiłem wasz dzisiejszy występ na który bardzo liczyłem, więc dostarczycie mi teraz rozrywki! - zatarł pulchne dłonie - Ty smoku, będziesz walczył z moim oto zastępcą! - Wszyscy obecni skierowali swoje spojrzenia na stojącego w cieniu wysokiego mężczyznę. Niemal natychmiast rozległy się wiwaty i okrzyki, ktoś zaczął przyjmować zakłady i Elrix był pewny że tylko on jeden zauważył szybko ukryte zaskoczenie z jakim przyjął pomysł Księcia jego przeciwnik. Nie dając im czasu na protesty sprowadzono ich do zaskakująco rozległej i głębokiej piwnicy, której wysypany piachem środek służył za arenę. Zastępca herszta stał już w przeciwległym końcu pomieszczenia, uzbrojony w krzywą szablę. Po nienawistnym spojrzeniu jakim obdarzył smokowca można było łatwo zgadnąć na kim skupił złość za tą niespodziewaną zdradę.
- Jakie są szansę że naprawdę nas wyprowadzą z miasta? - spytał korzystając z chwilowego zamieszania.
- Opowiadano mi że Zeldran organizuje przemyt w mieście z pomocą gildii grabarzy. Ich transporty są jedynymi których straż nigdy nie sprawdzała zbyt dokładnie, a po łapówkach jakie rozdawał stali się jeszcze bardziej niedbali. Dzisiaj widocznie jest noc transportu, stąd pośpiech.
- Czy jeżeli nie ma wystarczającej liczby ciał to nie krzyżuje mu planów?
- Jestem pewna że ktoś taki jak on potrafi je zorganizować na poczekaniu - mruknęła ponuro i Elrix zgadzał się z nią w zupełności. Przecież ten człowiek właśnie z zimną krwią skazał na śmierć swojego zastępcę. Uśmiechając się krzywo wkroczył do kręgu i dobył miecza. Przeciwnik niemalże dorównywał mu wzrostem.
- No dalej, nie dajmy Księciu czekać - parsknął patrząc na łotra, który może był niezły w wymuszaniu i zastraszaniu, ale jego postawa i sposób w jaki trzymał broń nie zdradzały wielkiego wojownika...
 
MadWolf jest offline  
Stary 02-07-2009, 12:03   #42
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Tiny
Słowa perswazji olbrzyma nie nawiele się zdały, Strażnik był nie ugięty. Tiny próbował swoją dobrocią i czystością serca namówić wojownika na zmianę decyzji, ale nic to nie zmieniło. Już po chwili Strażnik uniósł w górę obusieczny topór. Olbrzym wiedział, że już nieuniknie walki.
-Ostatni raz...- zaczynał rycerz, gdy Tiny ryknął, rozstawił szeroko ręce i rzucił się na niego, widząc, że nie ma innego sposobu na przekroczenie mostu. Gigant zakręcił ogromnymi łapami jak wiatrakiem mając nadzieje na zrzucenie wojownika z mostu.
Ostatnią rzeczą o jakiej pomyślał to co zrobi wojownik. Czy ogromne łapy kolosa skruszą lśniącą zbroję człowieka?
Tiny ruszył do ataku. Całą swoją złość i frustację skupił w jednym punkcie. Na ślniącej zbroi Strażnika. Jego potężne ramiona mieliły powietrze, aż świstało.
- Arrrrrrrrrrhhhhhhh! - wrzasnął olbrzym.
Strażnik do ostatnij chwili stał niewzruszony, a w ostatniej sekundzie gdy gigant był już tuż tuż, zrobił błyskawiczny unik. Wirujące pięści Tiny'ego
ominęły go. Strażnik, gdy olbrzym przelatywał obok niego kopnął go z wielką siłą z kamienną rzyć. Tiny widząc unik Strażnika nie mógł już wiele zrobić, prędkość do jakiej się rozpędził był zbyt duża, by próbować cokolwiek. Otrzymany cios nie był może bolesny, ale na pewno upokarzający. Olbrzym obronił się przed upadkiem łapiąc w ostatniej chwili się jednej z kolumn.
Odwrócił się i spojrzał na Strażnika. Ten stał pośrodku mostu z toporem uniesionym w górę, gotowy na przyjęcie kolejnego ataku. Co ciekawe zauważył, że nie zamierza on sam atakować. Jego zadaniem jest poprostu obrona mostu i tyle.
Kamienny olbrzym zamyślił się:
- Co teraz? Próbować ponowie? Strażnik to silny i dobrze wyszkolony wojownik, ale przecież nie ma innej drogi, by dostać się do Wewnętrznej Krainy.
Wtedy Tiny zauważył, że w jego stronę zbliża się pewnien starzec.

Mężczyzna miał siwe, przerzedzone włosy i brodę oraz strasznie pomarszczoną skórę twarzy. Wyglądał jak ususzona śliwka.
- Witaj kamienny gigancie.
Tiny spojrzał nieufnie na kolejnego "mięczaka", który staje na jego drodze.
-Czego?- warknął złośliwie. Przegrana walka i ostatnie wydarzenia nadwątliwy jego nerwy.
- Spokojnie gigancie. Wiem, że wy kamienni olbrzymi, nie lubicie nas ludzi. I jest to jak najbardziej zrozumiałe. Trudno lubić kogoś, od kogo doznało się tylko krzywdy.
Tiny'ego zaskoczyły te słowa. To chyba pierwszy "mięczak, który mówi do rzeczy.
- Słucham - rzekł już spokojniej - Czego ode mnie chcesz?
- Ja... Mogę ci pomóc, jeśl tylko zechcesz mnie wysłuchać.
Tiny nieufał temu staremu mężczyźnie, dokładnie wiedział jak wygląda pomoc w wykonaniu "mięczaków"
Milczał i patrzył kamiennym obliczem na starca.
- Widziałem twoją walkę ze Strażnikiem... Musisz widzieć, że mieszkam tu od wielu lat i mogę ci powiedzieć, że nikt jeszcze nigdy nie pokonał Strażnika.
- I co z tego? Czy to ma oznaczać, że i mi się nie uda.
- Niewiem, ale ja znam lepszy i bezpieczniejszy sposób dostania się do Wewnętrznej Krainy.
Tiny uniósł brwi z ciekawości.
- Ciekawe jaki?
- Za niecałe cztery dni, przypłynie tu barka z moim znajomym. On regularnie pływa po Wielkiej Rzece i zna jej sekrety.Jeśli poczekasz to powiem mu, by cię zabrał ze sobą.
Tiny spojrzał na Kamienny Most, na Strażnika, a potem na starca i zaduamał się.


Thorius
Dwaj brodaci wojownicy i kudata bestia weszli do okrągłej komnaty z ołtarzem pośrodku. Wysoki kapłan z uniesionymi w górę rękami odprawiał kolejny rytuał. Tym razem ku uciesze Thoriusa obyło się bez krzyków pod niebiosa. Kapłan stał tak tylko i wpatrywał się w sufit.
Krasnoludzi czekali na rozwój wypadków. Mijały kolejne minuty, a nic się nie zmieniało. Zaponowała tylko nieprzyjemna cisza, równie niepokojąca jak wcześniejsze wrzaski.
- Co robimy? - szepnął Grumil.
- Cicho. Czekamy - odparł Thorius.
Kapłan pokonił się, Puszek zaczął się wyrywać i niepokoić. Jego zduszone przez kaganiec warczenie drażniło uszy. Grumil próbował uspokoić pupila, ale nie na wiele się to zdało. Bestia dalej wyrywał się i szrpała.
Nagle kapłan odwrócił się w stronę, gdzie ukrywali się krasnoludzi. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie. Ich tempo było tak wielkie, że żaden z brodatych wojowników nie zdążył zareagować. Najpierw Puszek wyrwał się Grumilowi i popędził w stronę zdziwionego kapłana. Thorius ujrzał jeszcze jak bestia, jednym kłapnięciem paszczy rozrywa skórzany kaganiec, a w nastepnej chwili skacze do krtani wysokiego kapłana.
Scena jednak rozmyła się w oczach krasnoluda, bo salę wypełnił niesamowicie jasny blask.

Gdy obaj krasnoludzi odzyskali wzrok ich oczom ukazało się całkiem innego miejsce niż to sprzed sekundy. Stali w wąskim korytarzu, co ciekawe oświetlonym kilkoma pochodniami umieszczonymi w uchytach na ścianie. Korytarz był wąski i stosunkowo niski. Za sobą natomiast krasnoludzi mieli solidne drewniane drzwi z okuciami metalowymi. Obaj brodacze uśmiechnęli się do siebie. Doskonale wiedzieli co czeka ich za tymi drzwiami. Osławiony skarbczyk i tajemne przejście do Korony Władzy.

Guun
Badacz podstępem wyszedł z loszku i czekał teraz na zbierającego prowiant i swoje rzeczy Petera. Młody kapłan pojawił się po chwili.
- To dokąd panie?
- Na wschód, do Kamiennego Mostu.
Obaj mężczyźni ruszyli. Droga była całkiem przyjemna. Ciepły wiosenny dzień i delikatnie ukształtowany teren, sprawiały że wędrówka nie była męcząca. Kapłan próbował na początku marszu nawiązać rozmowę z Guunem, ale ten nie odpowiedział na jego zaczepki, więc młodzieniec szybko zrezygnował. Guun przyzwyczajony był do długich marszów, ale Peter wręcz przeciwnie. Dlatego też mimo sprzeciwów badacza musieli robić częste postoje.
Słońce chyliło się ku zachodowi, a cienie robiły się coraz dłuższe. Guun szukał wzrokiem miejsca na nocny popas, ale wokół tylko pola i praktycznie łyse wzgórza. Nie był to zbyt dobry znak. Na tak otwartej przestrzeni staniwli łatwy cel dla potencjalnych przeciwników.
- Nad czym myślisz panie?
Guun miał już odpowiedzieć młodemu kapłanowi, gdy nagle zakrył ich ogromny cień. Badacz spojrzał w górę i ujrzał coś co wprawiło go w ogromne zdziwienie.

Skrzydlata bestia unosiła się tuż nad nimi.
- O boże!!!! - wrzasnął Peter i zaczał biec przed siebie - Uciekaj panie to smok! Uciekaj!!! - krzyknął jeszcze.
Guun ponownie rozejrzał się wokół. Ucieczka była bezsensowna. Ta wielka bestia, bez problemu dopadła by go wciagu paru chwil. Nie było się gdzie ukryć. Badacz stał i czekał na rozwój wypadków.
- Może gdyby nie wrzask Petera, ten "smok" wcale by nas nie zauważył - zastanawiał się.
Olbrzymia bestia jescze bardziej zniżyła lot i wylądowała tuż obok Guuna.
Podmuch zimengo powietrza owiał badacza. Skrzydlata bestia wyglądała jak wielka jaszczurka ze skrzydłami.
Smok wygiął szyję i zaczął przyglądać się Guunowi.
- Nie jesteś tutejszy. - stwierdził smok syczącym głosem - Ktoś ty i skąd jesteś?


Elrix
Smokowiec dobył miecz i wkroczył w krąg.
- No dalej, nie dajmy Księciu czekać - parsknął patrząc na łotra, który może był niezły w wymuszaniu i zastraszaniu, ale jego postawa i sposób w jaki trzymał broń nie zdradzały wielkiego wojownika...
Zastępca księcia złodziei nie był zadowolony z tej nie oczekiwanej walki. Krążył wokół smokowca i szukał odpowiedniej pozycji do ataku. Obaj mierzyli się wzrokiem. Wśród publiki zaczęły się gwizdy.
- No na co czekacie? - wrzasnął oburzony księże - Walczyć! Nie mamy całej nocy.
Elrix już nie czekał, ruszył z wielkim impetem na złodzieja. Dwa silne ciosy, na odlew i w pierś. Łotr sparował je ale pod siłą ciosów cofnął się o dwa kroki i plecami zderzył się z pierwszym rzędem publiczności. Smokowiec pozwolił wrócić mu na środek kręgu. Wolał uniknąć przypadkowego zranienia, któregoś z widzów. Książe złodziei pewnie nie byłby zadowolony. Zastępca księcia wykorzystał moment i sam zaatakował. Jego cios na krzyż był mierny. Zarówno technika jak i siła pozostawiały wiele do życzenia. Smokowiec sparował cios bez wysiłku i zaśmiał się w głos.
- I z czego się śmiejesz? - spytał zdeprymowany przeciwnik.
- Z ciebie! - wrzasnął smokowiec i spadł na złodzieja niczym burza.
Na początku kilka lekkich, ale szybkich uderzeń na odlew i w pion by zmusić przeciwnika do obrony. Łotr wycofał się pod lawiną ciosów i próbował bronić się nie poradnie. Elrix już wtedy wiedział, że to koniec walki. Postanowił jeszcze chwilę pomęczyć rywala i dostarczyć publice emocji.
Dwa szybkie ciosy w pas, raz z lewej a potem z prawej. Zastępca księcia wymachiwał niezdarnie szablą. I wtedy smokowiec poprostu wstawił swój miecz by zderzył się z szablą łotr. Siła zdrzenia był tak duża, że orzęż wprost wystrzelił z dłoni złodzieja. Szabla zatoczyła łuk w powietrzu i wbiła się w środek kręgu.
- Brawo! - zaklaskał księże - Całkiem sprytny z ciebie gość. Nie chciałbyś może pracować dla mnie?
- Dziękuję za komplementy i za ofertę. Wielki to dla mnie zaszczyt, ale muszę odmówić mam już inne plany.
- Rozumiem - rzekł książe - Ta mała?
Książe i cała sal wybuchnęli śmiechem.
- Dobra dość tej zabawy, czas zająć się interesami. Słuchajcie transport jest gotowy, więc idźcie z Igorem on was zapowadzi do wozów i pokaże co i jak.
Smokowiec i Laura ucieszyli się, że wszystko się udało i już za kilka minut wyjadą z miasta.

Igor zaprowadził ich na tyły karczmy, gdzie stały dwa wozy. Oba załadowane różnymi towarami, biżuterią, bronią i alkoholem. Dwa członkowie bandy przykrywali właśnie całą kontrabandę zwłokami.
- Ładujecie się do jakiejś skrzyni - rzekł Igor - No chyba że lubicie dotyk zmarłych - zaśmiał się.
- No nie znowu skrzynia - pomyślał z niechęcia Elrix.
Nie było wyjścia, trzeba zacisnąć zęby i wejść do tej dusznej skrzyni. Najpierw Laura, a po niej smokowiec wcisnęli się do małej skrzyni. Wozy ruszyły.
Droga była wyboista i wóz co chwila podskakiwał na "kocich łbach"
Oboje zamknięci w skrzyni doświadczali bolesnych uderzeń na każdym wyboju. Po paru minutach minutach wózy zatrzymały się. Do uszu Elrix dochodziły pojedyncze głosy.
- Tak....
- Oczywiście jak zwykle...
- Nie, nie ma takiej potrzeby...
Smokowiec zaczął się obawiać, że coś chyba poszło nie tak. Zapanowała cisza. A potem Elrix usłyszał mrożące krew w żyłach słowa.
- Nie dzisiaj pieniądze nic nie załatwią. Musimy czekać na szryfa.


ZAJRZYJCIE DO KOMENTARZY
 

Ostatnio edytowane przez brody : 02-07-2009 o 12:06. Powód: dopisek
brody jest offline  
Stary 02-07-2009, 13:59   #43
 
DeBe666's Avatar
 
Reputacja: 1 DeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodzeDeBe666 jest na bardzo dobrej drodze
- Dobrze, zaczekam...
Starzec uścisnął Tiny'emu dłoń.
- Słuchaj, czy słyszałeś o smokach w tej okolicy? Czy jest tu taki jeden ogromny, granatowy jak noc, z wielkimi skrzydłami i wielką szczeką. Posiada łuski jak puklerze!- zapytał Tiny
- Hmm...nie wydaje mi się- mówił starzec oddalając się- żegnaj gigancie, powiadomie mojego przyjaciela o naszej umowie.
Czemu chcą mi pomóc? Czemu zarówno smok jak i ten człowiek pomagają mi w mojej misji. To bardzo przyjemne, lecz dobrze wiem, że nikt, zwłaszcza mięczak nie wskaże mi drogi do Korony bezinteresownie...

*********

Tiny wciąż masował zadek po ostatniej walce. Cztery dni siedział przyklejony do kolumny, która pełniła funkcje jego domu. Bał się wrócić na most. Strażnik był niekwestionowanym zwycięzcą w pojedynku stoczonym parę godzin wcześniej i Tiny dobrze wiedział, że nie chciał ponownie się z nim zmierzyć.
Kolos leżał na prowizorycznym łóżku usypanym z uschniętych iglaków.
Chlupot wody nużył olbrzyma. Gigant usiadł, wyciągnał z zawiniątka swoją ulubioną zabawkę. Drewniane jojo, na które nawlekł pęcherz jakiegoś zwierzaka. Przedmiot był ozdobiony runicznymi znakami.
Tiny bawil się jojem patrząc w nurt rzeki. Duże bałwany pokrywały ogromne kamienie na tafli.



W ciągu czuwania czasami słyszał odgłosy z mostu. Pewnie jego wróg patroluje most. Urażona duma giganta walczyła z rozsądkiem. Gigant potwornie chciał wrócić i pokazać mięczakowi gdzie pieprz rośnie.
Lecz siedział.
Jeden dzień...
Dwa...
Trzy...
Cztery...

-Kiedy zjawi się przewoźnik? Może ten paskudny mięczak wystrachał mnie na dudka- bił się ze swoimi myślami.
Nagle
zza horyzontu wyłonił się kształt. Tiny zwinął zawiniątko i szczęśliwy zaczął wypatrywać małej kropki. Kropka okazała się być barką. Gigant skakał i machał rękami aby przewoźnik go dostrzegł.
Łódź zbliżała się do Tiny'ego. Lecz im bliżej podpływała tym radość kolosa bardziej nikła. Barka była zniszczona i pusta. Drewno spróchniało a łódź ledwo unosiła się na wodzie. Tiny ostrożnie wszedł na nią, czując jak ciarki przechodzą mu przez plecy.
- Co się dzieje? Czy to moja barka...?
Wszedł na pokład. Coś trzasnęło pod nogami i jedna ogromna kończyna utknęła między deskami.
- Cholerka!- Tiny bezskutecznie zaczął mocować się, próbując wyciągnąć zaklinowaną nogę.
 
DeBe666 jest offline  
Stary 02-07-2009, 19:19   #44
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ruszyli w drogę. Szło się całkiem znośnie, pogoda sprzyjała wędrówkom; szlak też był niczego sobie. Początkowo maszerowali w przyzwoitym tempie drogą z wioski, której nazwa jak się okazało brzmiała Czworodatki, na wschód – ku małemu miasteczku należącemu do barona de Salso. Miasto, Salseytta leżało na szczycie płaskiego pagórka, u którego stóp płynęła leniwie rzeczka. Nad rzeczką kobiety robiły pranie, stado krów piło wodę, a w samotnie stojącym nieopodal młynie, powoli obracało się wielkie koło łopatkowe.

- Zatrzymamy się tu? – zapytał Peter. – Nogi mnie bolą.
- Nie – krótko odparł Guun. Za co mnie to spotyka. Czemu on tak nudzi, idziemy dopiero cztery godziny – pomyślał. Muszę to znosić, przynajmniej przez jakiś czas - zaraz dodał w myślach.

Ominęli miasto, skręcając nieco na południe. Cały czas szli wygodnym traktem, biegnącym pomiędzy łagodnymi wzgórzami, porośniętymi soczyście zieloną trawą, na której pasły się stada owiec i bydła. Dokąd prowadził trakt, Peter nie wiedział. Nigdy nie był w tych stronach.

No tak. W życiu nie wyściubił nosa z tej zapadłej wiochy. Cóż za ograniczone horyzonty. I taki człowiek zostaje kapłanem, świętym mężem, który ma nieść pocieszenie i radę potrzebującym, a sam nic o otaczającym go świecie nie wie. Cóż, to tak samo jak w Królestwach. Chyba tylko palarańscy fila posiadają jako taką wiedzę o świecie, wszyscy inni kapłani patrzą tylko jak wypchać swoją kiesę...

- Moglibyśmy usiąść na odpoczynek. W brzuchu mi burczy – marudzenie młodego kapłana wyrwało Guuna z rozmyślań.
- Nie teraz. Widzisz tamto wzgórze? – wskazał na odległy pagórek, wyróżniający się tym, że na jego szczycie rósł niewielki zagajnik. – Tam się zatrzymamy. A tak a propos, będziesz się musiał ze mną podzielić prowiantem, gdyż ja nie mam nic do jedzenia.
- Jak to? Ja nie mam wiele jedzenia! – zakrzyknął oburzony młodzieniec.
- Takto. Wiara nie nakazuje Ci dzielić się jadłem z głodnymi? – zapytał Guun. Po zdziwionym spojrzeniu Petera uznał, że nie. – W porządku. Kupię od Ciebie jedzenie. Zgoda?

Po dotarciu do wskazanego wzgórza rozłożyli się na krótki odpoczynek, który jednak okazał się definitywnym zakończeniem podróży w tym dniu. Mimo nalegań Guuna, Peter stanowczo odmówił dalszej drogi, argumentując to tym, że ma odciski na palcach, boli go głowa i chce mu się spać. Guun skapitulował.

Następny dzień, był równie pogodny jak poprzedni. Guun liczył na to, że zrobią dobry dystans, jednak się przeliczył. Peter, ośmielony zwycięstwem z poprzedniego wieczora wymuszał na towarzyszu częste postoje, w celu odświeżenia się, posilenia, załatwienia potrzeby fizjologicznej itd.

Na kły Zurry! Zabiję go. Wezmę i zatłukę gówniarza tym oto kijem – myślał i gwałtownie tłukł laską w ziemię, za każdym razem gdy Peter żądał postoju. – Czemu on mi to robi? Nie wytrzymam!

Zbliżał się wieczór. Czas najwyższy na znalezienie miejsca na nocleg. Tym razem jednak w zasięgu wzroku nie było niczego, co mogłoby zapewniać schronienie. Wszędzie na około łyse wzgórza i trawa.

Stajemy tutaj – orzekł Guun, gdy Peter zażądał postoju. Znajdowali się w zakolu jakiegoś strumyka, na kamieńcu, na który nurt wyrzucił wiele gałęzi i kawałków drewna.

Nie najlepsze miejsce, ale przynajmniej można zapalić ogień. Byleby to drewno nie było mokre. Chyba nie jest, ostatnio nie padało a więc woda nie wzbierała. Ogień odstraszy zwierzęta, jeśli jakieś tu są...

- Nad czym myślisz panie? - Guun miał już odpowiedzieć młodemu kapłanowi, gdy nagle zakrył ich ogromny cień, tak jakby stojące nisko słońce zakryła nagle potężna chmura. Guun zadarł ku górze głowę i oniemiał.

Od strony słońca, z prędkością huraganu zbliżała się ku nim ogromna, latająca bestia. Od nozdrzy do końca ogona miała co najmniej kilkadziesiąt metrów długości, jednak bez problemu unosiła się w powietrzu na wielkich, błoniastych skrzydłach, których rozpiętość Guun ocenił na co najmniej sto kroków. W mgnieniu oka bestia zawisła nad nimi.

- Na bogów! - wrzasnął Peter i w przypływie paniki zaczął biec przed siebie - Uciekaj panie to smok! Uciekaj!!! - krzyknął jeszcze i zakrył głowę rękoma, jakby to miało go ocalić przed potworem i jego wielką paszczęką.
Ucieczka była bezsensowna. Ta wielka bestia, bez problemu dopadła by go w ciagu paru chwil. Nie było się gdzie ukryć. Badacz stał i czekał na rozwój wypadków.

Może gdyby nie wrzask tego głupca Petera, ten smok wcale by nas nie zauważył - zastanawiał się.
Potwór obniżył lot i z gracją, której towarzyszyło tąpnięcie gruntu wylądował obok Guuna. Podmuch zimnego powietrza wywołany ostatnim łopotem skrzydeł gada owiał badacza. Smok złożył skrzydła, wygiął szyję i zaczął przyglądać się Guunowi.
- Nie jesteś tutejszy. - stwierdził smok syczącym głosem - Ktoś ty i skąd jesteś?

Guun odwrócił się w kierunku potężnego stworzenia. Jego postać odbijała się w wielkim, czerwonym lewym ślepiu gada, którym ten lustrował człowieka.
Na czarne serce Zurry, los w końcu uśmiechnął się do mnie – pomyślał badacz. – Oto stoi przede mną, w tym obcym świecie dziecko Wszechwiedzącego Praboga. Jego mądrość spłynie na mnie i stanę się potężniejszy. Tylko czego zażąda w zamian? Jeśli ofiary z człowieka, to raczej nie będzie z tym problemu. Upiekę dwie pieczenie na jednym ogniu. Pozbędę się tego głupca i zadowolę bestię...

- Bądź pochwalony! – zaskakująco odparł Guun. – Niechaj wszechwiedzący, czarny Zurra ma Cię w swojej pieczy, o potężny! Jestem Guun, poszukiwacz Korony Władzy. Jakżeś słusznie zauważył, skarbnico mądrości wieków, nie jestem stąd. Nie jestem z tego świata. Pochodzę z innego uniwersum, które jest gdzieś tam – wskazał na pojawiające się na wieczornym niebie gwiazdy.
- Urodziłem się w Rothennie w Ludzkich Królestwach, w plemieniu ludzi zwanych Rusanamani. Jestem badaczem tajemnic, całe swoje dorosłe życie poświęciłem jednemu celowi, aby rozwiązać zagadkę artefaktu zwanego Koroną Władzy, zapewne słyszałeś o nim? Wiele tropów zbadałem, wiele poszlak okazało się fałszywych, prowadzących w ślepe zaułki. W swoich poszukiwaniach przemierzyłem spory kawałek świata, w którym żyłem. Byłem na dalekiej północy, w Okarii, gdzie rozgrzebywałem kurchany tamtejszych antycznych władców. Byłem w kraju Livów, na bezkresnych bagnach odczytywałem napisy w wymarłych wieki temu językach. Byłem w kraju barbarzyńców, Palaranie, gdzie wśród tamtejszych mędrców-kapłanów zdobywałem wiedzę o świecie duchów. Nieobce są mi ofiary z ludzi, których tysiące giną w rytualnych mordach ludu Teclann na wschodzie. Ale prawdziwy i jedyny szlak znalazłem w Wielkiej Bibliotece Numantyjskiej w Cesarstwie Thoertii. Tam, w zmurszałym manuskrypcie odkryłem położenie miasta Czarnoskrzydłych na Wielkim Archipelagu. W tym mieście znalazłem portal, przez który niezwłocznie przeszedłem i trafiłem tu. Do magicznej krainy, gdzie żyją nieznane mi stworzenia: elfy, gnomy i krasnoludy, a smoki, takie jak Ty, o potężny widuje się na co dzień. Tutaj wędruję w poszukiwaniu Korony Władzy. Teraz zmierzam ku Kamiennemu Mostowi, którym chcę przeprawić się przez Rzekę do Krainy Środka, aby tam kontynuować poszukiwania.
Ale widzę, o wielki, że moje losy zbytnio Cię nie ciekawią. Czemu? Pragniesz, jak widzę dowiedzieć się więcej o krainach, po których wędrowałem i ludziach, których spotkałem, tak? W porządku, więc słuchaj...
Ludzkie Królestwa są skrawkiem wielkiego kontynentu, ograniczonym z jednej strony przez Wielki Ocean, z drugiej przez Góry Wieczne i wybrzeża Morza Wewnętrznego, na wschód od którego leży Imperium Zagryjskie. Ziemie te zamieszkałe są przez przedstawicieli trzech wielkich plemion ludzkich, którzy przywędrowali tam przed wiekami. Najdalej na północ zawędrowali Relhadowie, centralne ziemie zamieszkują najliczniejsi Malakarowie, a południowo zachodnią część Setonici. Poza ludźmi żyją w Królestwach autochtoniczne rasy rozumne, które były tam zanim pojawił się człowiek. Są to Groengoci i podwodna rasa Aquarionów. Trzecią grupą stworzeń są te, które magowie powołali do istnienia w czasie magicznych wojen, zwanych Okresem Burzliwej Magii - wojowniczy i krwiożerczy Shaerowie, którzy zniszczyli Królestwo Valantii, żyjący pod ziemią Vesowie i Livowie, którzy zamieszkują rozległy obszar jezior i bagien, zwany Krainą Tysiąca Jezior. Ludzkie Królestwa swoją nazwę wzięły od państw jakie ludzie tam założyli. Relhadowie żyją w Hoarnie i Okarii, królestwach, które mimo, że obecnie nie są w stanie wojny to jednak nie darzą się przyjaźnią. Malakarowie, jak już Ci wspominałem, są najliczniejsi, mają też najwięcej państw. A mianowicie małą i toczoną rakiem wojen domowych Toranię, dumne Nidaris, mój ojczysty Rothenn, w którym obok siebie żyją członkowie dwóch ludów: Rotheńczyków i Rusanamani, z których się wywodzę. Ostatnim z malakarskich krajów jest rozległe Cesarstwo Thoertii, które niegdyś obejmowało połowę obszaru, teraz jednak podupadło i tylko marzy o dawnej chwale. Barbarzyńscy Setonici żyją w Pala Rann, co w ich języku znaczy "Kraj błogosławiony przez Boginię". Ludzie w Ludzkich Królestwach są podobni do tych, którzy mieszkają w tym świecie, stoją też na podobnym poziomie jeśli chodzi o technikę. Magia w moim świecie jest zła i zakazana, nie to co tutaj, duchowni srogo każą każdego kto się nią para. Ludzie wyznają wielu różnych bogów, w zależności od tego skąd pochodzą. Wspominałem o Bogini palarańczyków, innymi są Dzieci Adanirosa wyznawani wśród malakarów, a relhadowie wyznają spersonifikowane pory roku: Kerivena, Nermainę, Ymira i Attisa. No chyba tyle mogę Ci powiedzieć w skrócie, gdyż widzę, że nudzi Cię moja przemowa. Nie tego się spodziewałeś, prawda? - zakończył.

- Jeśli możesz mi pomóc, o potężny, to zapłacę każdą cenę – Guun wymownie spojrzał na kulącego się ze strachu kilka kroków dalej, Petera.
 

Ostatnio edytowane przez xeper : 03-07-2009 o 16:35.
xeper jest offline  
Stary 04-07-2009, 23:11   #45
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Słysząc dobiegającą z zewnątrz rozmowę Elrix przeklął paskudnie wszystkich służbistów... ale z drugiej strony, ci ludzie od wielu miesięcy puszczali transporty bez mrugnięcia nawet. Bez dalszych namysłów wyskoczył ze skrzyni. Zaskoczony strażnik którego omalże nie przywaliło zrzucone z wozu ciało krzyknął zaskoczony i odruchowo pchnął halabardą w smokowca. Ten z łatwością zszedł z drogi nieudolnego pchnięcia i chwycił broń za drzewce. Wojak zaparł się w miejscu, bezskutecznie usiłując uwolnić swoją broń. Pozostali stali z rękami na rękojeściach mieczy, zbyt zaskoczeni aby od razu zareagować, ten moment był mu potrzebny.
- Powariowaliście? Chcecie się narazić Zeldranowi i zaprzepaścić zarobek? Nie stójcie jak słupy, przeładujcie kontrabandę na pierwszy wóz, a ciała na drugi. Kiedy przyjedzie szeryf powiecie mu że to cały transport, my będziemy daleko a wy będziecie się mogli nacieszyć swoją premią.
- Jaką premią? - spytał równocześnie sierżant strażników i szef złodziejskiej karawany.
- Tą - odpowiedział Elrix rzucając pękatą sakiewką wprost w ręce sierżanta. Przed załadowaniem do skrzyni wygrzebał ją z pod ciał na wozie. Musiała zawierać całkiem sporą ilość złota i chciał ją zatrzymać za cały ten kłopot, ale sytuacja wymagała poświęceń.
- Czyś ty oszalał? - zaszeptał gorączkowo jeden ze złodziei - Zeldran każe nas za to obedrzeć ze skóry!
- Może was nie ozłoci, ale wydaje ci się że ocalisz cokolwiek z transportu jeśli szeryf położy na nim łapę? - zostawił bandytę z jego przemyśleniami i postąpił krok w kierunku dowódcy straży. Słabe stęknięcie uświadomiło mu że szamoczący się chłopak wciąż próbuje oswobodzić swoją halabardę. Smokowiec spojrzał na młokosa i niespodziewanie puścił drzewce, tak że nieszczęśnik zatoczył się kilka kroków do tyłu usiłując złapać równowagę.
Elrix'wrah stanął tuż przed sierżantem, który na jego widok przycisnął mieszek do piersi obejmując go ramionami niczym niemowlę. Trudno było winić go o okazywanie strachu, gdy w tej najciemniejszej godzinie przedświtu, gdzie jedynym źródłem światła były pochodnie w uchwytach przy bramie, spojrzał w oczy bestii. A w tym świetle oczy smokowca były jak otchłanie płynnego złota, poprzecinane cienkimi paskami źrenic. Coś w nich przywoływało do głowy obrazy płonących wiosek, krzyki przerażenia i wyobrażenie nieubłaganej, ognistej śmierci z nieba. Tak, smoczy lęk zakorzeniony był w każdym człowieku który choć raz słyszał opowieści o gigantycznych gadach.
- Więc jak będzie? - zasyczał wprost w to przerażone oblicze, błyskając kłami - Zgadzasz się, czy szukamy innego rozwiązania? - jego głos był pełen pewności siebie, ale ręka powoli zmierzała w kierunku miecza...
 
MadWolf jest offline  
Stary 05-07-2009, 14:27   #46
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Obydwaj krasnoludzi, wraz z owłosioną bestią uprzednio zaopatrzoną w prowizoryczny kaganiec ruszyli w stronę owalnej komnaty. Dotarcie zajęło im dużo czasu jak na tak krótki odcinek, woleli jednak zachować wszelkie środki ostrożności.
Kapłan, którego Thorius widział wcześniej, z uniesionymi w górę rękami odprawiał kolejny rytuał. Mruczał chyba coś pod nosem, gapiąc się w sufit. Na szczęście obyło się od głośnych krzyków. Krasnoluda zastanawiało to, jak w takim szybkim tempie znalazł się spowrotem w tej komnacie. Widział przecież, jak znika w obłoczku dymu.
- Widziałem jak znika! - szepnął do towarzysza.
- Przecież zna czary. Pewnie się tylko teleportował - odpowiedział Grumil.
- Chyba masz rację, przyjacielu.
- Pewnie że mam. Mówiłeś przecież o jakichś rytualnych wrzaskach. A on nic tylko gapi się w sklepienie. Jakby odpłynął myślami.
- Sam nie wiem o co w tym chodzi. Patrzymy dalej...


Złowieszcza cisza nie zapowiadała nic dobrego. Zawsze bowiem po niej przychodzi niezwykła burza. Dało się wyczuć oczekiwanie krasnoludów, wiszące w powietrzu. Byli zniecierpliwieni.
- Nic się nie dzieje.
- Może mu nie wyszło. Albo potrzebuje więcej czasu.
- To co robimy?
- szepnął Grumil.
- Cicho. Czekamy - odparł Thorius.

Kapłan pokłonił się do czegoś. Puszek coraz bardziej wyrywał się Grumilowi. Wyczuwał niebezpieczeństwo i chciał uciec, albo wręcz przeciwnie - pałała w nim agresja i chciał się rzucić na kapłana. Jego zduszone przez kaganiec warczenie drażniło uszy.
Grumil próbował uspokoić pupila, ale nie najlepiej mu to wychodziło. Warczenie dudniło coraz bardziej bo korytarzu.
- Uspokój go bo nas wyda! - syknął Thorius.
- Staram się, ale to na nic. Wyrywa się. Jest za silny.

Nagle kapłan odwrócił się w ich stronę. Natężenie dźwięków wydobywających się z zakneblowanej paszczy Puszka wreszcie zwróciło jego uwagę. To i tak zajęło mu dłużej, niż obaj krasnoludzi sobie wyobrażali. Musiał być zmęczony, albo wyjątkowo zajęty. Dalej wydarzenia potoczyły się błyskawicznie, tak, że żaden z brodatych wojowników nie zdążył zareagować.
Najpierw Puszek, którego trzymał już nawet Thorius, wyrwał się im obydwu i popędził w stronę zdziwionego kapłana. Tamten nie zdążył się nawet obronić. Jednym kłapnięciem paszczy Puszek rozerwał skórzany kaganiec, a w chwilę potem skoczył do krtani wysokiego kapłana. Żadnemu z nich nie udało się jednak nic więcej dostrzec.
Salę dosłownie zalało niesamowicie jaskrawe światło. Odwrócili wzrok, ale to i tak na wiele się nie zdało. W chwilę później zapadła nienaturalna ciemność. A potem...

* * * * *

Stali w wąskim korytarzu, oświetlonym kilkoma pochodniami umieszczonymi w uchwytach na ścianie. W niczym nie przypominał miejsca, w którym byli przed chwilą. Korytarz był tu wąski i stosunkowo niski. Za sobą natomiast krasnoludzi mieli solidne drewniane drzwi z okuciami metalowymi.


Początkowe zdziwienie zastąpione zostało entuzjastyczną radością. Obaj brodacze uśmiechnęli się do siebie. Niski korytarz oznaczał robotę ich pobratymców. A jak na ich rasę przystało, za solidnymi drzwiami zawsze czeka solidna nagroda.To musiał być ten osławiony skarbiec.
I tajemne przejście na skróty do Korony Władzy...
Grumil sięgał już za uchwyt, gdy za jego rękę złapał Thorius.
- Co jest?
- Nie słyszysz?
- Nie. Co...
- Cicho! Przyłóż ucho do drzwi.


Zza drzwi dało się słyszeć warczenie. Trochę przytłumione, ale jednak nadal groźne dla uszu. Wizja zdobycia skarbu nie powstrzymałaby ich jednak przed niczym.
- Dobra, otwieraj. Wchodzimy!
Szybkie pociągnięcie za uchwyt prawie pozbawiło kształtu nosa Grumila. Drzwi nie były zamknięte! Cudowna wiadomość. Weszli do środka.
W skarbcu było ciemniej niż na korytarzu. Przeszli kilka kroków w stronę środka pomieszczenia. Dopiero po chwili ich wzrok przyzwyczaił się do panującej w pokoju...pustki.
- Jest pusty! Cholera!
- Obawiam się, że nie masz racji, przyjacielu.


Warczenie odbiło się od ścian dudniącym echem. Z mroku wychynęły kolejno postacie kilku Gargulców. Miały tu legowisko...
- Z deszczu pod rynnę...
- Nie czas na zbędną gadkę. Przygotuj się na walkę

Gargulce zaczęły ich otaczać. Drzwi wejściowe zamknęły się ze skrzypnięciem. Thorius i Grumil ustawili się plecami do siebie. Koło wokół nich się zacieśniało.
- Hej Grumil.
- O co chodzi?
- Załóżmy się.
- Co?
- Zabije więcej tych paskud niż ty.
- Chyba śnisz! Nigdy nie wygrasz z takim wojownikiem jak ja!
- Jeszcze się przekonasz. Pokaże ci siłę mojego Topora!


Obydwaj odskoczyli od siebie na małą odległość, Tak, by nie zawadzać sobie w ruchach. Pierwsza "fala" już nadchodziła. Thorius ścisnął mocniej rękojeść topora. Od tej chwili będzie zależeć ich życie.
Uniósł go lekko, po czym rzucił się na pierwszego z brzegu potworka...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>

Ostatnio edytowane przez Zielin : 06-07-2009 o 08:42.
Zielin jest offline  
Stary 05-07-2009, 15:26   #47
Konto usunięte
 
brody's Avatar
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Guun
- Bądź pochwalony! – zaskakująco odparł Guun. – Niechaj wszechwiedzący, czarny Zurra ma Cię w swojej pieczy, o potężny! Jestem Guun, poszukiwacz Korony Władzy.
Smok patrzył na badacza, a jego ślepia ślniły w mroku. Guun zaczął opowiadać o miejscu skąd pochodzi. Historia Ludzkich Królestw wręcz zafascynowała gada. Mimo żył już setki lat, nigdy nie przypuszczał, że istnieje jakiś inny świat poza Trzema Krainami. Wszystkie istoty, które spotkał w życiu opowiadały mu że Trzy Krainy to samotna wyspa pośrodku niezmierzonego, bezkresnego oceanu. Nie miał powodu im nie wierzyć. Nieraz próbował odlecieć z wyspy. I choć leciał do uraty sił nigdzie nie dostrzegł, choćby skrawka lądu. Dlatego też opowieści o całkowicie obcym i nieznanym świecie słuchał z takim przejęciem.
- No chyba tyle mogę Ci powiedzieć w skrócie, gdyż widzę, że nudzi Cię moja przemowa. Nie tego się spodziewałeś, prawda? - zakończył swoją opowieść - Jeśli możesz mi pomóc, o potężny, to zapłacę każdą cenę – Guun wymownie spojrzał na kulącego się ze strachu kilka kroków dalej, Petera.
Smok spojrzał na przykucniętą postać chowającą się za krzakiem jałowca.
- Pfff... - prychnął smok - A na cóż mi on. Muszę ci przyznać, że bardzo mnie zainteresowałeś. Świat z którego pochodzisz musi być arcyciekawy i napewno wielki. Ja niestety jestem uwięziony w Krainie Zewnętrznej już od lat. To czarnoksieżnik zakazał mi wstępu do innych krain. Dlatego też mam dla ciebie propozycję drogi przybyszu. - gad zrobił wymowną pauzę i rzekł po chwili - Pomogę ci dostać się tam gdzie pragniesz, ale pod jednym warunkiem. W zamian za moją pomoc ty pokażesz mi swój świat. Mam nadzieję, że się zgadzasz.
Guun stał lekko skonsternowany. Propozycja była nad wyraz kusząca, ale jednocześnie dosyć kłopotliwa.
- Co robić? - zamyślił się badacz.

Tiny
Kamienny olbrzym czekał cierpliwie na przewoźnika. Nieraz wciągu tych paru dni zastanawiał się czy pora kolejny nie został oszukany przez podłych "mięczaków". Okazało się jednak że nie. Starzec nie kłamał, ale okazało się barka która dobiła do brzegu była pusta. Tiny wstał spod kolumny mostu i podszedł do łodzi. Barka wyglądała na zniszczoną trudami rejsu, ale byla cała.

Tiny ostrożnie wszedł na pokład. Jedna ze słabszych desek nie wytrzymała ciężaru olbrzyma i pękła. Stopa Tiniego utknęła.
- Cholerka!- Tiny bezskutecznie zaczął mocować się, próbując wyciągnąć zaklinowaną nogę.
Nagle coś trzasnęło, a potem olbrzym usłyszał chlupot wody. Po chwili ujrzał jak z otwartego włazu z boku barki wychodzą ludzie i kilka dziwnych istot, któych Tiny nigdy nie widział. Z wyglądu przypominali ludzi. Twarze, ręce i tors, ale cała reszta przypominała zwykłego konia. Wyglądali dość karykaturalnie.

W sumie z barki wysiadło dziesięć istot. Na koniec ktoś kto w oczach olbrzyma wyglądał na właściciela łodzi. Wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna z gęstą brodą. Tylko on dostrzegł i zwrócił uwagę na olbrzyma uwięzionego w na pokładzie.
- A ty co tam robisz? - spytał wyraźnie poddenerwowany kapitan.
Tiny w krótkich słowach wyjaśnił jak znalazł się w tak niewygodnym położeniu. Po chwili kapitan z pomocą innych ludzi wysobodzili olbrzyma tak, by w jak najmniejszym stopniu zniszczyć barkę.
- Dziękuję! - rzekł Tiny.
- Proszę bardzo - odparł kapitan - Polecam się na przyszłość.
- A właśnie apropo tego... - zaczął olbrzym - Starzec, który mieszka tu niedaleko powiedział mi, że oferuje pan przeprawę na drugi brzeg. Bardzo mi zależy by dostać się do Krainy Wewnętrznej czy mógłbym zabrać się z panem.
- Starzec powiadasz... - zamyślił się kapitan i pogładził swoją bujną brodę - Tak, znam go, ale wiele razy już mu to mówiłem, że nie przeprawiam się na drugi brzeg. To zbyt niebezpieczne. Całą rzekę przełynęłem tylko raz i więcej tego nie zrobię.
- To w takim razie gdzie pan pływa? Skąd są te dziwne istoty? - rzekł Tiny i wskazał ręką koniopodobnych ludzi.
- A ci! To plemię centaurów. Mieszkają na małej wysepce na rzece i tam tylko pływam. Mogę cię tam zabrać, ale to też nie za darmo. Po twojej minie wnoszę, że staruszek o tym też nie wspomniał. Cena rejsu to trzy mieszki złota, w jedną stronę oczywiście. Jeśli jesteś chętny to wyruszmy o świcie.

Elrix
- Więc jak będzie? - zasyczał wprost w to przerażone oblicze, błyskając kłami - Zgadzasz się, czy szukamy innego rozwiązania? - jego głos był pełen pewności siebie, ale ręka powoli zmierzała w kierunku miecza...
Sierżant wcisnął mieszek złota głębiej za pazuchę. I ryknął po chwili:
- No co się tak patrzycie?! Ruszać się!!! Słyszeliście co pan powiedział?! Przeładowywać wozy! Ale już! Smokowiecodetchął z ulgą.
- Udało się! Ku żelazo póki gorące rzekł sam do siebie.
- Widzę, że rozsądny z ciebie człowiek sierżańcie.
- Pewnie, że tak. - odparł z dumą strażnik - Trzeba sobie w końcu pomagać, nieprawdaż.
- Właśnie, właśnie. W takim razie ty sierżańcie dopilnujcie tu wszystkiego, my - smokowiec wskazał na siebie Laurę - już pójdziemy. Jakbyś rozkazał uchylić nieco bramę.
- Oczywiście. Już się robi - sierżant gestem ręki nakazał iść za sobą. Wszedł do strażnicy i po chwili słychać było jak mocuje się z ciężkim kołowrotem. Żelazne brama uniosła się w górę z głośnym chrobotem. Elrix dłużej nie czekał wziął za rękę Laurę, schylił się i przeszedł na drugą stronę.
- Dokąd teraz? - spytał Laurę zdezorientowany smokowiec z rozciągające się w mroku pola.
- Tędy - odparła dziewczyna i zaczęła biec przed siebie.
Smokowiec nie miał wyjścia musiał jej zaufać i wierzyć, że wie dokąd biegnie. Dziewczyna gnała przed siebie w szaleńczym tempie. Elrix musiał naprawdę się wysilić by jej dorównać. Biegli tak przez kilka minut. Smokowiec co jakiś czas oglądał, wypatrując pościgu. Na szczęście nic nie dostrzegł, choć wiedział że to napewno nie koniec pogoni.
Przebiegli dobre kilka kilometrów gdy smokowiec ujrzał przed sobą rozległe pole żyta.
- Niegłupia dziewczyna - pomyślał smokowiec - Doskonała kryjówka
Laura wpadła pomiędzy wysokie kłosy zboża i zwolniła tempo. Dyszał ciężko ze zmęczenia i wielkiego wysiłku. Szła teraz powoli w głąb pola. Zatrzymał się dopiero po kilkudziesięciu metrach. Usiadła zmęczona i spojrzała na smokowca.
- Tutaj musimy zostać. Rano pomyślimy co dalej.
- Dobrze - odparł Elrix - W takim razie odpocznij, a je będę czuwał. Niemożemy sobie pozwolić na zlekceważenie niebezpieczeństwa.
Mina dziewczyny mówiła wszystko. Była bardzo wdzięczna Elrixowi za tę propozycję.
- Dziękuję ci Elrixie. Jak będziesz już senny obudź mnie, to się zmienimy.
- Śpij i nic się nie martw.
Dziewczyna ułożyła ręce pod głowę i zasnęła niemal natychmiast.
Noc była ciepła i gwieździsta. Elrix wyciągnął miecz, usiadł koło dziewczyny i rozglądał się wokół i nasłuchiwał. Nic tylko pochukiwanie sowy i cichego cykania świerszczy. Mijały leniwie minuty i godziny, a do świtu jeszcze daleko. Elrix zastanawiał się jaki powinni obrać sposób podróżowania, by zgubić pogoń. To że ci ludzie nie odpuszczą była dla niego bardziej niż pewne. Najlepiej byłby wędrować w nocy, ale smokowiec nieznał tych terenów by uznać taką wędrówkę za bezpieczną. Marsz w dzień wystawiał ich z kolei na ryzyko odnalezienia przez pogoń.
Nagle rozmyślania smokowca przerwał niepokojący dźwięk. Wyczulony słuch gada wychwycił, że ktoś skrada się w ich kierunku. Smokowiec wpatrywał się w kołyszące się na wietrze kłosy. Niestety nic nie dostrzegł. Już był gotów uwierzyć, że się przesłyszał, gdy za pleców dobiegło go pytanie:
- A tyś co za jeden, stu diabłów?
Smokowiec rozejrzał się wokół, ale nikogo nie dostrzegł.
- No co się tak gapisz? Głuchy jesteś? - usłyszał ponownie burkliwe i natarczywe pytanie. Dopiero teraz lokalizując miejsce skąd wydobywał się głos, dostrzegł ich. Było ich conajmniej kilkudziesięciu, mieli nie więcej niż dwadzieścia centymertów wzrostu. Ich skóra była błękitna i wszyscy mieli rude włosy.


Ich przywódca stał na przodzie, całą reszta za nim. Większość była uzbrojona w miniaturowe miecze i dzidy. Twarz przywódcy wykrzywiał grymas złości i wściekłości.
- Jak już nas widzisz, to możesz powiesz kim do jasnej, ciasnej jesteś? I co robisz na naszej ziemi?

Thorius
Dwaj wojownicy stali do siebie plecami. Ciężkie topory ślniły w ich rękach.
- Na pohybel - wrzasnął Grumil wykonując pierwszy cios.
Wokół aż kłębiło się od pokracznych istot. Czaiły się i podchodziły powoli do stojących pośrodku sali krasnoludów.
Cios Grumila rozstrzaskał czaszkę najbliżej stojącego gargulca.
- Widziałeś to? - spytał towarzysza - Pierwszy na moje konto. Nie masz ze mną i z moim Pieszczochem - rzekł gładząc topór.
- To się jeszcze okaże - odparł Thorius i ruszył przed siebie zataczając w powietrzu szeroki łuk toporem - Patrz na to!
Dwie pokraki stojące najbliżej doświadczyły siły ostrza Thoriusa. Ich wnętrzności wypłynęły przez głębokie rozcięcie.
Grumil splunął i ruszył w bój. Kopniakiem obalił kolejnego gargulca i zaczął rozdawać ciosy na lewo i prawo. Wrzeszczał przy tym w niebogłosy:
- A masz ty pokrako! A teraz ty morda parszywa. I jeszcze raz!
Thorius spojrzał z uśmiechem na towarzysza i po chwili sam rzucił się w bój. Jego ciosy wręcz miażdzyły pokraczne stwory. Rozdawał je nie patrząc już na Grumila, skupił się na walce. Posoka gargulców lała się obficie. Odcięte kończyny latały w powietrzu jak okaleczone ptaki. Jęki i wrzaski zraniony i pocharatanych stworów wypełniły komnatę.
Thorius otarł twarz z potu. Spostrzegł, że na placu boju pozostał on, Grumil i cztery gargulce. Wycofały się one jednak i stały w bezpiecznej odległości od rozgrzanych bojem brodatych wojowników.
- No co jest? - wrzasnął w ich stronę Grumil - Macie dość!
Obaj krasnoludzi zatrzęśli się złośliwym śmiechem.
Nagle Thorius spostrzegł, że coś wyłania się z najciemniejszego rogu komnaty. Skupił wzrok i dojrzał jak w ich stronę zbliża się kolejny gargulec. Różnił się jednak znacznie od tych któych zwłoki walały się wokół. Ten był o wiele większy i bardziej barczysty. Wzrostem przewyższał kranoludów, jego żylaste mięśnie ślniły w blasku pochodni. Skóra gładka i błyszcząca koloru jasno szarego. Głowę gargulca zdobiła ewidentnie za mała korona.

- Hrrrrrrggggg - zaaharczał stwór - Niedobrggghhhhzzzzee.
Obaj krasnoludzi spojrzeli na pokracznego króla gargulców, a potem na siebie.
- Niedobrggghhhhzzzze, małegggrr brrrrodathee pokrrregkii.
Thorius spojrzał na koronę na głowie gargulca. Przez chwilę pomyślał, że to ona. Na szczęście dzięki kapłanowi widział tą prawdziwą. Ta była tylko marną imitacją.
- Jaaaahhhm krrrggoool. Czehhhmu wy zaaagrhhrbić moiggggh poddahhhrrgnych?
Gargulec patrzył przenikliwym wzrokiem na krasnoludów.
- Noooghhh!
 

Ostatnio edytowane przez brody : 06-07-2009 o 22:55. Powód: dopisek
brody jest offline  
Stary 05-07-2009, 20:59   #48
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Smok spojrzał na przykucniętą postać chowającą się za krzakiem jałowca.
- Pfff... - prychnął smok - A na cóż mi on. Muszę ci przyznać, że bardzo mnie zainteresowałeś. Świat z którego pochodzisz musi być arcyciekawy i na pewno wielki. Ja niestety jestem uwięziony w Krainie Zewnętrznej już od lat. To czarnoksiężnik zakazał mi wstępu do innych krain. Dlatego też mam dla ciebie propozycję drogi przybyszu. - gad zrobił wymowną pauzę i rzekł po chwili - Pomogę ci dostać się tam gdzie pragniesz, ale pod jednym warunkiem. W zamian za moją pomoc ty pokażesz mi swój świat. Mam nadzieję, że się zgadzasz.

Guun stał lekko skonsternowany. Propozycja była nad wyraz kusząca, ale jednocześnie dosyć kłopotliwa.

- Co robić? - zamyślił się badacz. – Myślałem, że sprawę załatwi marne życie tego tchórza, kapłana. A teraz cała sytuacja nieco się komplikuje. Co on mi zaoferuje? Powiedział, że jest uwięziony w tej Krainie przez czarnoksiężnika i nie może jej opuścić, więc co? Może da mi Talizman lub pomoże w dotarciu do Kamiennego Mostu.

- A jak możesz mi pomóc? – zapytał smoka.
- Na moim grzbiecie w mgnieniu oka dotrzesz do Kamiennego Mostu – smok oferował podróż do granic Krainy. – Tylko tam mogę Cię zanieść. Dalsze podróże uniemożliwia czar rzucony przez Telmessosa. Niestety nie pomogę Ci również w walce ze Strażnikiem, który pilnuje przeprawy. Tego również zakazuje mi natura magii jaką jestem spętany. Ale gdy już posiądziesz Koronę Władzy będziesz mógł zniwelować potężny czar i wówczas będę wolny. Wtedy razem udamy się do Twojego świata...
- Ale na pewno, o potężny, nie chcesz w zamian za pomoc tego tchórza? Myślę, że smakowałby Ci. To świeże mięso i ciepła krew... – próbował negocjować Guun.
- Nie! – ryknął nieco zirytowany naleganiem smok. W przypływie gniewu nieumyślnie machnął ogonem, który trafił Guuna. Badacz z krzykiem przeleciał parę metrów w powietrzu i gruchnął w jałowce, tuż obok przerażonego Petera.
- Wybacz – powiedział smok. Guun przysiągłby, że pysk gada wykrzywił się w złośliwym uśmiechu. – Nic Ci nie jest?
- Zurro, chroń mnie przed gniewem Twych potomków – mruknął Guun, wyciągając ze skóry powbijane igły jałowca. – Nie, nic mi się nie stało, poza otarciami, potłuczeniami i pokłuciami. Jestem cały...
- Doskonale. W takim razie akceptujesz moją propozycję czy nie? – spytał smok i popatrzył spode łba na Guuna. W przypadku smoka „patrzenie spode łba” nie było zbyt przyjemnym widokiem. Guun aż się skulił.
- A co jeśli odmówię, o wielki? – zdobył się na odwagę i zapytał. – A tak właściwie to jak Cię zwą?
- Nazywam się Hanamannu. W każdym bądź razie to część mojego miana jaką możesz wymówić i zapamiętać. A co do Twojego pierwszego pytania, to jeśli odmówisz, ja po prostu odlecę, a Ty będziesz tygodniami się wlekł, z tym łazęgą do Mostu. Ot co!
- Dobra. Dobra. Daj mi chwilę na zastanowienie – Guun odszedł parę kroków i usiadł na dużym kamieniu wystającym z wody.

Nie mam nic do stracenia. On mnie zaniesie do Kamiennego Mostu, tam rozprawię się ze Strażnikiem i na jakiś czas rozstaniemy się. Potem gdy zdobędę Koronę Władzy będę wszechmocny i powrócę do Królestw. A czy Hanamannu poleci ze mną? To się zobaczy. Mając Koronę będę go mógł zmusić do uległości, nagiąć do mojej woli. A posiadanie takiej bestii w Ludzkich Królestwach oznaczać będzie, że zostanę niepokonany. Nic nie może się równać z smoczym gniewem, tak w każdym razie piszą starożytni autorzy, którzy twierdzą, że smoki istnieją lub przynajmniej istniały kiedyś, dawno temu. Tak, wezmę go ze sobą do domu. To dobry wybór.
- Zgadzam się! – krzyknął do smoka stając na kamieniu. – Możemy ruszać! Hej, Peter! Co powiesz na małą przejażdżkę?

Po dłuższej chwili Guunowi udało się przekonać młodego kapłana, żeby wyszedł z krzaków. Nieco więcej zajęło wyperswadowanie mu, że musi wsiąść na grzbiet latającego gada. Dopiero argument, że to dla dobra jego zaginionego brata przebił się przez spanikowany umysł i Peter w końcu wdrapał się na smoczy grzbiet.

- Ruszajmy! – Guun mocno chwycił się wielkich gadzich łusek, zaparł mocno kolanami i z zapartym tchem obserwował jak ziemia pod nimi staje się coraz mniejsza. W uszach huczał wiatr wzniecany potężnymi skrzydłami smoka, pod spodem przesuwał się krajobraz lasów i pastwisk, który po chwili ustąpił wielkiemu ciemnozielonemu lasowi. Na horyzoncie pojawiła się zamglona wstęga Wielkiej Rzeki. Po jakimś czasie Guun dostrzegł błyszczące „coś” w nurcie rzeki, co okazało się potężnym kamiennym mostem. Hanamannu powoli obniżał lot zbliżając się do celu.
 
xeper jest offline  
Stary 08-07-2009, 11:59   #49
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
Walka pomiędzy krasnoludami a gargulcami rozgorzała na dobre. Na nic się zdała przewaga liczebna przy wprawionych w bojach brodaczach. Co chwila kolejny wrogi stwór padał, tryskając posoką na wszystkie strony, z odciętym fragmentem ręki bądź zmiażdżoną czaszką.
Odcięte kończyny co rusz "wzbijały" się w powietrze, opadając na bezładnie umiejscowione na posadzce, nieruchome tułowia ich właścicieli. Kolor posadzki w skarbcu zmienił się w chwilę z marmurowo białego na krwistoczerwony. Jęki i wrzaski zranionych i poharatanych stworów wypełniały komnatę przez dłuższy czas..

Thorius otarł twarz z potu. Na placu boju oprócz niego został tylko Grumil i cztery gargulce. Krasnolud, zupełnie jak jego towarzysz odczuwali zmęczenie. Walka nie była trudna, obydwaj bowiem przewyższali swym fachem umiejętności nawet tak dużej grupy gargulców, jaka była na początku. Była jednak męcząca, z racji przebywania w dusznych podziemiach w pełnym ekwipunku. Do tego Thorius dawno już nie walczył z taką zawziętością i zapalczywością, bardziej odpowiednią dla młodziana niż doświadczonego krasnoluda. Splunął flegmą na podłogę. Posadzka, w całości już oblana krwią, była niezwykle śliską przeszkodą. Obydwaj musieli poruszać się z niebywałym skupieniem, by nie zaprzepaścić swojej szansy na wygraną. Gargulce nie miały problemu z poruszaniem się, i śmiało mogły we czwórkę uzyskać jeszcze przewagę nad krasnoludami z ograniczonymi zdolnościami motorycznymi. Wycofały się one jednak na bezpieczną odległość od rozgrzanych bojem brodatych wojowników.
- No co jest? - wrzasnął w ich stronę Grumil - Macie dość!

Thorius spostrzegł kątem oka, że coś wyłania się z najciemniejszego rogu komnaty. Skupił wzrok i po chwili dojrzał, jak w ich stronę zbliża się kolejny gargulec. Ten jednak różnił się jednak znacznie od tych, których zwłoki walały się wokół. Był o wiele większy i bardziej barczysty. Na tyle, że spokojnie przewyższał krasnoludów. Miał gładką i błyszczącą skórę koloru jasno szarego, jednak najciemniejszą z dotychczas spotkanych tutaj Gargulców. Jego głowę zdobiła korona. Ewidentnie za mała jak na jego gabaryty.
Thorius łatwo stwierdził więc, że jest on czymś w rodzaju króla Gargulców.

- Hrrrrrrggggg - zaaharczał stwór - Niedobrggghhhhzzzzee.
Obaj krasnoludzi spojrzeli na pokracznego króla gargulców, a potem na siebie.
- Niedobrggghhhhzzzze, małegggrr brrrrodathee pokrrregkii.
Thorius spojrzał ponownie na koronę na głowie gargulca. Przez chwilę pomyślał, że to ona, upragniona Korona Władzy. Na szczęście dzięki kapłanowi widział tą prawdziwą. Ta była tylko marną imitacją.
- Jaaaahhhm Krrrggoool. Czehhhmu wy zaaagrhhrbić moiggggh poddahhhrrgnych?
Gargulec patrzył przenikliwym wzrokiem na krasnoludów.

Krasnoludzi zaś spojrzeli po sobie.
- Co robimy?
- Nie wiem. Pogadaj z nim?
- Ja? Nie ma mowy. Ty jesteś bardziej wygadany ode mnie!
- Moja dyplomacja sprowadza się do kufla piwa i tego topora!
- A ja...
- Noooghhh!
- wrzasnął ponownie Gargulec, przerywając cichą debatę brodaczy.
Thorius westchnął, ponownie splunął na posadzkę. Oparł się o topór, by dać odpocząć ramionom i zaczął mówić.
- To byli twoi poddani? Nie no, kurza twarz, ale ja podobieństwa nie widzę.
A ty, Grumil?
- przyjaciel tylko kiwnął przecząco głową - Jeden z nich rzucił się na mnie, jak tylko weszliśmy. Samoobrona i te sprawy, co mogłem uczynić? Rozciachałem go toporkiem. A że krew tryska wszędzie i mało tu miejsca, to i pod nogi krew wypłynęła. Nie wiem, czy to na pewno krew była, bo z początku tego nie przypominała, ale śliskie to jak cholera! No i żem się poślizgnął na tej krwi, a mój topór niechybnie trafił dwóch, może trzech z tych tutaj. No a dalej to nie ma co opowiadać. Efekty widać jak na dłoni.
Krótka przerwa na złapanie oddechu. I powstrzymanie śmiechu.
- No, w każdym bądź razie, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. To było niechcący. A właśnie! Zdaje się że jesteś tu królem. - Thorius znacznie zmienił ton rozmowy, z przyjacielskiego na wrogi - Skąd masz tą koronę, co na łbie twym widnieje? Co o niej wiesz? I gdzie skarby stąd się podziały?
Podniósł topór, jakby zaraz miał się rzucić na Gargulca.
- Lepiej mów, chyba że wolisz zakończyć swój żywot w tej chwili, tak jak twoi poddani?!

Krasnolud zbyt wiele przeżył, by bać się takiego stworzenia. Miał dodatkowe wsparcie, więc czuł się niepokonany. Czuł, że Korona jest już blisko. Nie wiedział tylko jak długo zejdzie mu jej odnalezienie. W ogólnym rozrachunku, to "blisko" zdawało się być w tym samym miejscu co "na początku wyprawy"...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline  
Stary 08-07-2009, 21:14   #50
 
MadWolf's Avatar
 
Reputacja: 1 MadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znanyMadWolf wkrótce będzie znany
Tylko jakaś wyjątkowa zajadłość spojrzenia stojącej przed nim figurki powstrzymała Elrixa przed roześmianiem się na głos. Żadnego przeciwnika nie należało lekceważyć, uczyła go zawsze matka, trzeba poznać jego silne strony, wykorzystać słabości i z zaskoczenia zniszczyć w najbardziej upokarzający z możliwych sposobów.
- Eee jestem Elrix i...
- NA POHYBEL!! - wydarł się jeden z ludzików, na szczęście szybko uciszony przez pozostałych.
- ...i po prostu przechodzimy tędy - dokończył gdy ucichła wrzawa.
- Tak po prostu co? - warknął przywódca niebiesko-skórych.
- Mieliśmy kłopoty z wrogami w mieście i musieliśmy się stamąd wynosić, przez co przypadkiem wylądowaliśmy na waszej ziemi - dodał, widząc że byle czym nie zbędzie natrętów.
Znów dał się słyszeć wrzask jednego z wojowników, ale tym razem reszta przyłączyła się do niego, wznosząc w górę zaciśnięte pięści i malutkie miecze. Heh, od czegoś takiego można stracić oko - zaśmiał się w myślach smokowiec, ale na zewnątrz zachował powagę.
- Och, co się stało, co to za istoty? - Laura obudzona piekielną wrzawą czynioną przez drobny ludek siedziała teraz mrugając i usiłowała rozeznać się w sytuacji.
- Wygląda na to że weszliśmy na teren tych oto wojowników - wyjaśnił jaszczur, wskazując dłonią na grupę mikrusów - są zaniepokojeni naszym..
- My się NICZEGO nie boimy!
- Na pewno nie jakiegoś przerośniętego zaskrońca!
- Na pohybel!
- Cran'na'augh!
- Dobrze gada!
Chwilę potrwało zanim uspokoili się na tyle aby Elrix mógł znowu coś powiedzieć, zastanawiając się cały czas jak daleko niosły się głosy pokurczów.
- Ech, są... zirytowani..
- Żebyś wiedział!
- Jeszcze jak!
- ...zirytowani naszym niezapowiedzianym pojawieniem się tutaj - wyrzucił z siebie szybko smokowiec, obawiając się kolejnej przerwy - Wyjaśniam właśnie że jesteśmy tylko zbłąkanymi wędrowcami, którzy szukają pomocy i bezpiecznego noclegu - dokończył patrząc na stojącego z wypiętą piersią człowieczka, który najwyraźniej zastanawiał się co zrobić z niespodziewanymi gośćmi.
 
MadWolf jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172