Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2009, 13:13   #22
Zielin
 
Zielin's Avatar
 
Reputacja: 1 Zielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwuZielin jest godny podziwu
- Wszystkie statki muszą być doprowadzone do stanu użytkowania, nie wiemy kiedy przyjdzie nam spotkać się z wrogiem. Proszę byście jak najszybciej naprawili usterki. Ja tymczasem powiadomię Aurorę 1.
- Oczywiś... - Albert nie zdążył dokończyć zdania.
W tym samym momencie usłyszał odgłos odkładanej słuchawki, co było równoznaczne z końcem rozmowy. Widać Komandor Kovalsky nie miał mu nic więcej do powiedzenia.

Al wyszedł z dyżurki w chwilę potem. Przekazał swoim ludziom słowa Komandora. Ochoczo zajęli się statkami bojowymi. On zaś dalej grzebał przy transportowcu...

* * * * *

"Prosimy o zachowanie spokoju. Został wprowadzony stan najwyższej gotowości. Na radarze został dostrzeżony obcy statek, nie mamy jednak pewności czy jest wrogo nastawiony."

Albert nie usłyszał komunikatu w ogóle. Testował właśnie silnik maszyny i potężne buczenie uniemożliwiło mu dosłyszenie ogłoszenia. Zadowolony, wytarł czoło przedramieniem. Obydwie ręce były uświnione różnymi substancjami, od oleju po smar. Z zadowoleniem jednak stwierdził, że maszyna nadaje się do lotu, jakby dopiero co została wyprodukowana.

"Zagrożenie zostało odwołane, nie ma się czym martwić"

Kolejny komunikat, tym razem nie przeszedł uwadze Alberta. Sam jednak niewiele z niego rozumiał, toteż poszedł do swoich ludzi. Przy okazji pozwoliłoby mu to na sprawdzenie ich pracy.
- Co to za komunikat, Thomas? - zapytał przez pobrzękujące dźwięki wydobywające się spod jednego z Astro Queenów. Thomas przerwał i wysunął się spod maszyny. Z zadowoleniem wytarł ręce o kombinezon. Dopiero teraz zauważył Giordinia.
- Al, ten tutaj jest skończony. Mówiłeś coś?
- Tak, pytałem się o co chodzi z tym komunikatem.
- Przyjaciel z mostku poinformował mnie, że jakiś inny statek zmierzał w naszą stronę. Początkowo uważali, że to Sylioni. Ale okazało się, że to rosyjski statek, który zdołał uciec z planety, tak jak my. Ci przeklęci ruscy szpiedzy pewnie znowu wykradli nam plany statków.
- spojrzał wymownie na Alberta i lekko się zaczerwienił - Nie, żebym nie cieszył się, że udało im się uciec, ale...
- Wystarczy. Dzięki za informacje. Wracaj do pracy.
- Ale mówiłem, że już tego skończyłem.
- Więc musisz wziąć się za następny. Komandor przecież kazał sprawdzić wszystko.
- Nie uważasz, że trochę za bardzo nas ciśnie? W końcu, narazie nic nam nie zagraża.
- Masz rację. Narazie nic... Ale pamiętaj, że bez sprawnych statków praktycznie nie mamy szans na przetrwanie w tej kosmicznej dżungli.
- Tak, to prawda, Mój błąd.
- No, to leć już. ja sprawdzę jeszcze innych i też zajmę się następnym.
- Dobra, szefie!
- rzucił Thomas z lekkim uśmiechem na twarzy na odchodne.

Albert przeszedł się jeszcze trochę między myśliwcami, sprawdzając jak idą prace. Z zadowoleniem stwierdził, że większość radziła sobie bardzo dobrze, mimo goniącego ich czasu. Wprawdzie nie wiedzieli, kiedy mogą być zaatakowani, ale ta nutka strachu jakby dodawała im siły do roboty.

W końcu, po prowizorycznej inspekcji, Al wrócił na poprzednie stanowisko. Zebrał narzędzia do kupy i przeniósł się pod kolejny Transportowiec. Ledwie wpełzł pod maszynę, jego bębenki zaatakował metaliczny dźwięk. Wychylił się spod maszyny.
Stał nad nim mężczyzna, którego nie znał. Ubrany był tak, jakby pracował dla agencji rządowej. CIA, FBI, coś w ten deseń. Tak przynajmniej podpowiadała mu intuicja.
- Komandor chcę się z panem widzieć – powiedział bez ceregieli - proszę za mną.
- Dobra, tylko daj mi chwilkę.


Oczyścił kombinezon z większości pyłków, lecz nie zamierzał się stroić "jak stróż w boże ciało" dla komandora. Wraz z obitym w garnitur mężczyzną skierował się w stronę kwatery Kovalskiego.

* * * * *

Po doprowadzeniu go przed kajutę Komandora, mężczyzna zniknął. Zapukał kilka razy, tak dla pewności, po czym wszedł do kabiny. Nie było w niej nikogo.
Wkrótce jednak przyszło jeszcze dwóch mężczyzn. Znał ich jednakże tylko z widzenia. Nie zajmował się praktycznie niczym innym niż zabawą w mechanika, od kiedy zadokował się na statku, więc jego zdolności psychiczne ograniczały się do zapamiętywania twarzy. Odpowiedział krótkim "Siema" na pozdrowienie... No właśnie, kogo? Bereta? Bekecta? Be...? Już nawet zapomniał, jak tamten się nazywał. Twarz kojarzył, jednak nazwisko wyleciało mu z głowy. Stanął przy ścianie, niedaleko drzwi wejściowych, opierając się o ścianę.

Do pomieszczenia wszedł Kovalsky w towarzystwie ubranego w garnitur przystojniaczka i kobiety, która miała w swojej ręce władzę, pani prezydent Laury.
- Witam. Albert Giordinio, do usług. - rzucił krótko, a po ucałowaniu dłoni pani prezydent w stylu filmowego amanta, i podaniu ręki jej asystentowi, ukłonił się tylko w stronę Komandora i zasiadł na jednym z foteli.

Komandor zaczął swoje przemówienie.
- Sprawa wygląda tak. Właśnie spotkaliśmy statek kosmiczny, z początku wydawało nam się że to Sylioni. Jednak okazało się że pochodzi on z ziemi. Dowódca okrętu jest Rosjanin imieniem Sasha. Pewnie zastanawiacie się po co was tutaj zebrałem. Widzicie, zostałem zaproszony na ich statek. Pozwolono mi zabrać ze sobą kilku ludzi. Zostaliście wybrani, ponieważ uważam was za najlepszych fachowców w swojej dziedzinie. Postaracie się dowiedzieć jak najwięcej o tamtym statku, jego technologij, uzbrojeniu i kontrakcji. Oczywiście musicie to załatwić dyskretnie.

No pięknie. Wszystko stawało się jasne dla Alberta. Wybrano ich mało, żeby nie wzbudzali podejrzeń. Każdy pójdzie w swoją stronę i zacznie szpiegować Ruskich. Polityczna wojna prowadzona była nawet w kosmosie. Nie znał się zbytnio na tym, co nazywano polityką. Nie był nią także zainteresowany w czystym tego słowa znaczeniu. Wszak jak na kogoś o włoskim pochodzeniu przystało, interesowała go głównie płeć piękna.

Do głosu doszła prezydent Laura.
- Nalegam bym ja i Wilbur również zostali dołączeni na listę, jako prezydent, jestem zobowiązana nawiązać rozmowę z przywódca tamtych ludzi. Cieszę się przy tym że nie tylko nam udało się uciec z ziemi.

Patrząc na Komandora było widać, że nie w smak mu była propozycja pani prezydent. Trawiąc informację, chyba przyznał jej rację.
- Dobrze, niech tak będzie. Spotykamy się w hangarze za godzinę. - Wtedy Kovalsky zwrócił się w stronę AlbertaPana zadaniem będzie również doprowadzić jeden z transportowców do statku w który mógłby polecieć bez narażania nas na zbędne niebezpieczeństwo.
Najwyraźniej, nie miał już nic do powiedzenia. Albert ukłonił się nisko w stronę pani prezydent, machnął ręką do pozostałych w pomieszczeniu i pierwszy wyszedł z kajuty.
- Do zobaczenia za godzinę! - rzucił i już go nie było. Musiał dla pewności sprawdzić jeszcze raz transportowiec. Wolał nie nawalić w takiej sytuacji.

* * * * *

Godzinę później wszyscy zebrali się w hangarze. Al poprowadził ich do - jak na razie - jedynego sprawnego transportowca. Wszyscy wsiedli do środka. Albert usadowił się za kokpitem i odpalił maszynę.
- Witam na pokładzie. Proszę nie zapomnieć o zapięciu pasów. Strasznie trzęsie przy wylocie, lądowania też nie należą do przyjemnych. Prosimy nie spożywać niczego w trakcie lotu, chyba że jesteście gotowi na poznanie zawartości spożytego na stołówce żarcia. - żart chyba mu nie wyszedł, bo nikt nawet się nie uśmiechnął. Odchrząknął, i tym razem już poważnie, mówił dalej. - Przewidywany czas przylotu to 16.32 ziemskiego czasu.
Albert włączył komunikator i przez chwilę rozmawiał z kimś przez radio. Po chwili dostali pozwolenie na wylot. Szybka procedura startu przebiegła sprawnie, i chwilę później byli już w przestrzeni kosmicznej.
- Za chwilę lądujemy - powiedział.

* * * * *

W chwilę potem wysiedli na pokładzie statku.
Po wymianie uprzejmości i krótkim powitaniu Komandor Equariusa został poproszony o możliwość przeszpiegowania jego statku przez Alberta, Billa i Joshuę. Wprawdzie nie ujął tego w te same słowa, ale znaczenie było takie samo. Tamten jednak wyraził zgodę, najwyraźniej nie chcąc zrazić do siebie gości.
Laura wraz z Ulissesem i Kovalskym, zostali poprowadzeni do gabinetu Sashy.
- No chłopaki, to macie jakieś ambitne punkty naszej wycieczki? - Rzucił do nich równie przyjacielskim tonem co ostatnio.
- Mamy wolną rękę i nikt nas nie pilnuje. Róbta co chceta, ja idę popatrzeć, jakie to cacka mają tu w hangarach. Ciekawe czy plany pojazdów też od nas ukradli. - powiedział trochę szorstko Albert. Zaczął już odchodzić od nich, gdy stanął i odwrócił się spowrotem. - Aha, jak znajdziecie jakiś hangar z zapasami, to dajcie mi znać przez komunikator. Postarajmy się o uzupełnienie zapasów... wody pitnej. Chyba wiecie, o co mi chodzi? - uśmiechnął się Al i już go nie było. Zniknął za rogiem, nie usłyszawszy niczego, co mogłoby świadczy o odmowie wykonania tego "nadprogramowego" zadania...
 
__________________
Powiało nudą w domu...Czy może powróciło natchnienie? Znalazł się stracony czas? Jakaś nagła zmiana w życiu?
A może jeszcze coś innego?

<Wielki comeback?>
Zielin jest offline