Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-07-2009, 18:38   #167
Efcia
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Grzegorz wstał za potrzebą. Trochę jeszcze rozespany otworzył drzwi do pokoju, a mimo otwartego okna nie słyszał nic. Żadnego ptaka, żadnego pijaczka, żadnego samochodu. Mimowolnie rzucił okiem w stronę okna. Zdawało mu się że widzi ją. Siedzącą na parapecie, nagą dziewczynę.



Ale gdy obrócił głowę w jej stronę zniknęła, a może w ogóle jej tam nie było. Tylko puste, czarno-białe okno.



Tym brakiem kolorów zbytnio się nie przejął, w końcu była noc. Ponaglany przez fizjologię ruszył tam, gdzie nawet król chadza piechotą... I zatrzymał się wpół kroku. Coś mu nie pasowało na korytarzu! Coś było nie tak!!! To nie był ten korytarz! Długi, owszem, i był, ciemny zresztą też. Ale to, co znajdowało się za drzwiami, nijak nie pasowało do tego, co zarejestrował jego umysł wcześniej.



Gotycki korytarz ciągnący się w nieskończoność, w jedną i drugą stronę, nie pasował do, no właśnie jakiego słowa by tu użyć, „noclegowni”, tak, „noclegownia” byłaby chyba najtrafniejszym określeniem miejsca, gdzie nocowali.

Nagłe trzaśnięcie okna wyrwało go z zadumy, obudziło też resztę. Coś dziwnego było w powietrzu. Takie bliskie, niemal namacalne, a takie nieokreślone.



A może to ta mgła, która w nienaturalny sposób układała się w pokoju. Jej zimne macki dotykały wszystkiego i wszystkich. Kłębiły się wokół łóżka Magdy. Wokół pustego łóżka. Pustego? Przecież panna Sośnicka miała wrócić na noc. Dzwoniła po północy do Dagmary, aby poinformować, iż stan Staszka jest stabilny, że żyje, jest w dobrych rękach, ale musi zostać w szpitalu. A ona sama miała wrócić jak najszybciej. Joli nawet coś się przez sen uwidziało, iż Magda wchodziła do pokoju i z westchnieniem padła na łóżko. J.J była tego wręcz pewna. Ale teraz Magdy nie było. Ba, nawet pomiętolony śpiwór wskazywał na to, iż ktoś w nim spał. Bezsprzecznie jednak Magdy nie było.

Kolejne trzaśnięcie, tym razem drzwi zostawionych bez opieki przez Grześka, przyprawiło wszystkich o palpitacje serca. Głodniok spojrzał raz jeszcze na zewnątrz, tak mimowolnie, i tam gdzie przed chwilą jeszcze ciągnął się gotycki hol, tam teraz był dobrze znany mu korytarz pociągnięty olejną farbą. No może z jedynym małym szczegółem, nadal wszystko było czarno-białe.



Wychylający się przez okno mężczyzna obejrzał się za siebie, jak gdyby słyszał głosy, duchy. Patrzył prosto na stojących w drzwiach magów, patrzył niewidzącym wzrokiem. W pewnym momencie wyciągnął dłoń przed siebie i wskazał na Grzegorza.

-Du!! Du!! Du bist…!! Aaaaaaaaa…!! – Chwycił się za głowę i zaczął krzyczeć. Zaraz też nadbiegły dwie siostry zakonne, ujęły nieszczęśnika pod pachy zaczęły gdzieś prowadzić. Gdy mijali magów, mężczyzna wyrwał się trzymającym go kobietom i rzucił się na Głodnioka. Jednak jego dłonie przeleciały przez ciało maga niczym przez powietrze. Mężczyzna usiłował jeszcze raz pochwycić Eutanatosa, ale zakonnice skutecznie go unieruchomiły zaczęły na siłę ciągnąć za sobą.
- Nein!! Nein!! Lasst mich in Ruhe!! Lasst mich in Ruhe!!- Cała trójka zniknęła za zakrętem, ale krzyki mężczyzny dochodziły do uszu magów jeszcze długo.

Magowie stali jak zahipnotyzowani. Jedyne co widzieli, to czarno-białe smugi, które ich mijały. Słyszeli jakieś głosy, ale nie mogli nic z nich wyłowić. Co jakiś czas jedna z tych czarno-białych smug potrącała Grzegorza.
Słońce nieubłaganie goniło po nieboskłonie, dla całej piątki było to zaledwie kilka minut. Ale dla tego świata, wszyscy bez wątpienia mieli wrażenie, wręcz pewność, że są w innym świecie, nie ich świecie, ale dla tego świata minęła już cała doba.

I czas nagle zwolnił. Zupełnie bez przyczyny i zupełnie niespodziewanie. Czarno-białe smugi znów stały się ludźmi. Mogli rozpoznać ich twarze. To były te same twarze, które widzieli na wystawie.

Do uszu Przebudzonych dotarł natarczywy dźwięk silników samochodowych. Gdy wyjrzeli przez okno, to same okno, przez które jeszcze pięć minut temu wyglądał nieznany im mężczyzna, zobaczyli zatrzymujące się pod bramą ciężarówki. Część z nich to były ciężarówki wojskowe, z których zaraz wyskoczyli umundurowani wehrmachtowcy . Głodniok przełknął ślinę. Miał dzisiaj wyjątkowego pecha. Rozpoznał kilku z hitlerowców. To byli ci sami, którzy kilka dni temu poturbowali go porządnie.

Żołnierze rozbiegli się po całym klasztorze, kilku wraz z esesmanami minęło ich .
Magowie widzieli, jak wermachtowcy wyciągają siłą z pokojów pacjentów, jak zaganiają ich na dziedziniec. A tam z boku stało kilka specjalnych ciężarówek. Kręciło się wokół nich kilku ludzi w białych kitlach i kilku cywilów. Żołnierze przynosili im co jakiś czas dokumenty. Lekarze, ci w białych kitlach z pewnością musieli być lekarzami, przeglądali zawartość akt i co jakiś czas oglądali pacjentów.



Grzesiek obrócił na chwilę głowę i szybko tego pożałował. Na końcu korytarza stali jego „znajomi” z Wehrmachtu. Oni też go zauważyli i ruszyli szybkim krokiem w jego stronę.

- Du!! Jude!! Halt!! – Usłyszał po raz kolejny.

- Spadamy. – Rzucił do swoich towarzyszy. Właściwie nie musiał tego robić, gdyż wszyscy zdążyli już usłyszeć i zobaczyć żołnierzy. A nikt nie miał zamiaru sprawdzać, czy i oni są ślepi na ich obecność.

Magowie biegli prosto przed siebie, nie oglądając się, gdzie są ich prześladowcy. Jednakże jak na złość wszystkie napotkane drzwi były zamknięte i nie było gdzie się ukryć. W końcu jednak znaleźli jakieś uchylone, wpadli tam wszyscy i zamarli. Musieli trafić do gabinetu dyrektora. Wszyscy rozpoznali Dr Laurentiusa Karla Baade'go, dyrektora szpitala psychiatrycznego. Stał za swoim biurkiem otoczony kilkoma esesmanami. Coś krzyczał. Esesmani też krzyczeli i wymachiwali mu pod nosem jakimiś papierami.
Dagmara kątem oka zauważyła, jak ścigający ich żołnierze wycofują się szybko spod drzwi.
Jeden z esesmanów wszedł prosto w Pawła i przeszedł przez niego. Rodecki przez ten ułamek sekundy poczuł całą nienawiść, jaką ten niemłody już Niemiec miał w sobie. To było coś ohydnego. W tym samym czasie między dyrektorem a jego gośćmi wywiązała się szarpanina. Padł strzał. Baade osunął się na ziemię. Esesmani wyszli z gabinetu przechodząc przez magów. Teraz wszyscy mogli poczuć te wszystkie negatywne uczucia. Tę nienawiść. Poczucie wyższości i pogardę. Żądzę mordu. I chłód.
Dagmara i Jola poczuły coś jeszcze. Coś na kształt miłości. Obie były pewne, że ci, którzy przez nie przeszli posiadali rodzinę, żonę, dzieci. Obie były pewne, że owi mężczyźni kochali swoją rodzinę. Ale negatywna energia zagłuszała to.

Naziści odeszli. Magowie zostali sami.


***
Adriana obudziło uderzenie w piersi. Zrzucił z siebie zmorę i dopiero wtedy otworzył oczy.
Lucjan obdarzył go przestraszonym spojrzeniem. Sierść na jego karku zjeżyła się jak szczotka.
- Coś przeszło, przed chwilą. Wszystko było inne.
- Jak wyglądało to inne?
Lucjan przysiadł na zadzie.
- Lucjan?
- Jak sen szaleńca. Jak kalekie dziecko. Jak coś, co było zdrowe, i przestało. To coś cię minęło. Czasami warto być nudziarzem - zażartował niepewnie.
- Gdzie poszło?
Lucjan machnął łbem w stronę drzwi wyjściowych.
- Do tamtych.
Lucjan ruszył jak oszalały przed siebie. Adrian go wołał, ale bezskutecznie. Gdy mag wyszedł ze swojego pokoju zalała go oślepiająca jasność. Nic nie widział. Słyszał tylko szczekanie psa i po omacku szedł za nim. Coś lub ktoś potrącił. Poczuł taką dawkę nienawiści i agresji, jak gdyby się z samym szatanem spotkał. I nagle wpadł na kogoś.


To był Marek. Adrian leżał jak długi na podłodze. Lucjan zaczął go lizać po twarzy. Obok niego leżał młody eteryta. A nad nimi pochylały się znajome twarze. Adrian spotkał ich dzisiaj na wystawie.


Nagle wszystkich zalała ogromna fala strachu, bólu. A nieopisany ludzki krzyk drażnił uszy. Wszyscy zakryli sobie uszy by nie słyszeć, by trochę złagodzić ich ból wywołany tym okropnym ludzkim wrzaskiem.
Grzesiek dodatkowo słyszał jeszcze czyjś śmiech. Demoniczny, przerażający śmiech.

- Ja tu jeszcze wrócę!! Wrócę!

I nagle wszystko umilkło. Zapadła wręcz grobowa cisza.

Magowie nie czuli już bólu i strachu. Tylko młody Eutanatos słyszał ten straszny śmiech.

Ze ścian, z podłogi, wszędzie zaczęły pojawiać się ludzkie sylwetki. Coś szeptały między sobą. Pokazywały na magów.

- Uciszcie się! – Grzesiek rozpoznał głos. To był ten sam, który śmiał się przed chwilą. – Zamknąć gęby. Róbcie, co wam każę, a wyjdziemy stąd.

Wszystkie upiory zamilkły. A ten, który je uciszył odwrócił się do magów. Zlustrował każdego zimnym spojrzeniem. Zatrzymał się przy Dagmarze.

- Witam panią mecenas. Cóż za niespodziewane spotkanie. – Dagmara czuła się tak, jak gdyby dotykał ją oślizgły gadzi język.

- Wiem, po co tu jesteście. – Ponownie roztoczył nienawistne spojrzenie. – Ale ja się zabezpieczyłem. – Wskazał na jedną ze ścian.
Wszyscy zobaczyli, jak ze ściany wyłania się sylwetka Magdy. Jej ramiona były wyciągnięte do góry, niczym ramiona ukrzyżowanego. Głowa zwisała bezwładnie. Z ust ciągnęło się pasmo krwawej śliny. Ściana wchłonęła ją i po Magdzie została tylko krwawa plwocina na podłodze.

- Przynieście mi księgę, a nic jej się nie stanie! Macie na to jeden dzień!

Wszystkie upiory schowały się. Magowie pozostali sami.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 17-08-2009 o 19:23.
Efcia jest offline