Yon przymknął oślepione blaskiem wybuchającej kuli ognia oczy. Odrobinę za późno, bo i tak zobaczył mnóstwo złotych kręgów.
Zamrugał parę razy i przetarł oczy. Niewiele to pomogło. Stale źle widział... Jakby przed chwilą słońce zaświeciło mu prosto w oczy...
W tej chwili zwykły kmiotek... ba, nawet dziecko... Każdy bez problemów mógł go wysłać na tamten świat...
Gdy wreszcie w pełni odzyskał wzrok okazało się, że może jednak cieszyć się urokami życia...
Niestety... Okazało się również, że nie każdego z nich spotkało to .
Że też musieli to być Siabo i Blajndo, a nie na przykład Rosa...
Świat zdecydowanie nie był sprawiedliwy.
Mobilizując całą wolę wstał. A raczej spróbował wstać.
Zawrót głowy sprawił, że znalazł się ponownie na bruku.
Zgiął się wpół i splunął krwią.
Niezbyt pewną ręką otworzył fiolkę i wypił mętną nieco miksturę.
Ciecz o specyficznym smaku spłynęła do gardła, ożywcza energia rozeszła się po ciele.
Teraz można było wyciągnąć różdżkę... Pomóż Marze, pomóż Marze... - Szyderczy ciut uśmiech przemknął przez twarz Yona. - A kto się zajmie mną...
- Wiem, wiem... - powiedział. - Zaraz...
Wstał. Tym razem bez większych problemów.
Wyciągnął długi sztylet i podszedł do nieruchomego golema. Jedno cięcie, drugie... W końcu Mara osunęła się w ramiona Yona.
Ten okrył ją płaszczem i powoli, nie czekając na innych, ruszył w stronę świątyni.
Gdy rano otworzył oczy stale czuł się tak, jakby przemaszerował po nim cały oddział kawalerii.
Cóż... Jeszcze tydzień i dojdzie w pełni do siebie...
No, może dwa tygodnie słodkiego lenistwa...
Usiadł przy stole, pożywiając się kawałkiem znalezionego w świątynnej kuchni suchara.
Lunie zebrało się na nieco patetyczne komentarze... Nasze serca, nasze myśli... Duma...
Kpiący uśmiech przemknął przez oczy Yona.
Jasne, że ocalili miasto.
Teraz tylko pomnik w rynku...
Przechylił się w stronę siedzącego tuż obok Milo.
- Co byś powiedział na to, by wybrać się do zamku nieświętej pamięci barona? - szepnął tak cicho, że usłyszeć to mógł tylko niziołek. - Warto by powetować sobie poniesione straty... |