Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2009, 12:15   #489
Cosm0
 
Cosm0's Avatar
 
Reputacja: 1 Cosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputacjęCosm0 ma wspaniałą reputację
~ No... i poszło jak po maśle ~ pomyślał Wakash, gdy jego dłonie oparły się o ziemię, a za nimi stopy.

Wstał wyprostowany i rozejrzał się po polu bitwy swoimi wielkimi, brązowymi oczami będąc zdeterminowanym zrobić coś pożytecznego i pomóc swoim nowym towarzyszom w walce z przeciwnościami. Można było poddać w wątpliwość czy to z dobroci serca i troski o poznanych przed paroma dniami ludzi czy też raczej z chęci uwiecznienia własnej persony i jej udziału w tych wydarzeniach na pomniku i kilku pieśniach, jednak byłaby to kwestia na osobną rozprawkę.

Południowiec już miał postąpić krok na przód, gdy coś wyjątkowo mocno rąbnęło go w plecy, tak że aż mu wszystkie kręgi od dupska aż po samą szyję strzeliły wydając przy tym głośny protest przeciwko takiemu ich potraktowaniu. Usłyszał śmiech kobiety z którą cackał się od paru minut bawiąc się w kotka i myszkę.

- Ty najwyraźniej laleczko nie znasz granic tolerancji - wykrztusił łotrzyk przez zaciśnięte zęby - Widać nie dostałaś nigdy wpierdol od swojego alfonsa, ale chyba naprawię jednak ten jego błąd...

~ Niektórym kobietom wyraźnie brak codziennego... ekhm towarzystwa w nocy ~ pomyślał wstając i mając zamiar nauczyć tą babę, gdzie przebiega cienka granica pomiędzy żartami, a wyraźnym przeginaniem pały.

Plecy bolały go paskudnie i pysk też, i ogólnie wszystko bo żaden skrawek jego wspaniałego ciała nie został tego dnia oszczędzony o czym nieustannie przypominała mu szczypiąca od poparzenia skóra, pulsująca bólem gęba po wcześniejszym oberwaniu od tej baby, która teraz stałą przed nim i rechotała jak ropucha, a jej skóra na twarzy wykrzywiała się w poprzecinaną zmarszczkami maskę nadając jej wygląd posuniętej przez czas mumii.

~ Nie szczerzyłabyś się tak pokrako, gdybyś widziała jak szpetnie wyglądasz...~

Bolało go sumienie, że musi spuścić manto takiej laleczce i bolało go ego, że dał się już dwukrotnie stłuc kobiecie. Miał już sięgnąć po rapier, żeby zrobić z kobiety szaszłyk, gdy zza pleców doszedł go donośny, skrzekliwy, nie wróżący niczego dobrego skrzek będący substytutem śmiechu u licza. Wakash zdążył jedynie przywołać do umysłu ciekawość i strach cóż ten nowy złowrogi głos może zwiastować, gdy w jednej chwili dostał odpowiedź i to zarówno dźwiękową jak i wizualną. Huknęło coś niemiłosiernie, a towarzyszył temu rozbłysk żywego, pochłaniającego środek placu, ognia na widok, którego łotrzyka aż mocniej zapiekła skóra na wspomnienie niedawnego bycia niemal ugrillowanym. Później wszystko ustało - w oczach miał mroczki, a w uszach mu przez chwilę dzwoniło i był to jedyny dźwięk jaki się rozlegał. Zaległa grobowa cisza i nawet stojąca opodal kobieta-herod przestała się śmiać... Wakash obrócił się do niej sprawdzając czy ona nic nie kombinuje lecz nigdzie jej nie zobaczył - umknęła przerażona najwyraźniej vendettą jaką mogłaby powziąć na niej jego osoba. Łotr byłby z siebie dumny, gdyby nie ta złowroga cisza...

~ Cicho wszędzie, głucho wszędzie - co to będzie...

Panującą głęboką ciszę zaczęły przerywać ciche pojękiwania i szlochy, i wtedy Wakash zdał sobie sprawę, że już jest po wszystkim, a gdy opadł pył po wybuchu, a wirujące w oczach ogniki przestały płatać figle, zobaczył obraz nędzy i rozpaczy jaki rozciągał się na rynku. Tylu poległych... W miejscu, gdzie przed chwilą stali ludzi, którym chciał pomóc nikt i nic się nie poruszało... leżały tylko zwęglone ciała i kości.

Relven uratowała mu życie! Gdyby nie ta wkurwiająca dziwka Wakash za pewne dymiłby tak jak wszyscy, którzy znaleźli się zbyt blisko licza. Czy powinien cieszyć się z tego, że go tam nie było - owszem. Czy powinien się cieszyć, że nie zdołał pomóc towarzyszom broni? Hmm - prawdopodobnie. Nic by zapewne nie zdziałał i powiększyłby tylko ilość osób, które będzie się opłakiwać. Przy tym wszystkim byle kopniak w plecy jaki zarobił wydał mu się bardzo nieistotny i był niemal wdzięczny kobiecie, że go tutaj zatrzymała - rzuciłby jej się na szyję i uściskał najpierw z wdzięczności, a dopiero później zrobiłby z niej szaszłyk, gdyby tylko został po niej jakiś ślad.

Wakash stał zastanawiając się co robić. Miał ochotę usiąść tam gdzie stał i odpocząć, pojęczeć trochę, że bolą go plecy, że piecze go skóra i że zlała go kobieta, ale nawet wypaczona piramida wartości Wakasha wykrzykiwała protesty na samą myśl o takim zachowaniu. Łotrzyk spojrzał na swoje dłonie - w jednej z nich nadal ściskał różdżkę leczenia. Na jej gładkiej, białej powierzchni wiły się oplatające się wzorki stanowiące zapewne jakieś niezrozumiałe dla niego słowa modlitwy wyryte w tym kawałku kości przez kapłana, który ją stworzył. Człowiek, który wytworzył ten przedmiot również przyczynił się do tego, że łotrzyk stał na własnych nogach bez niczyjej pomocy, że jeszcze oddychał, patrzył na świat i stał tak bezmyślnie myśląc w tej chwili o tysiącach nieistotnych rzeczy. Poczuł wdzięczność i podziw dla tego anonimowego rzemieślnika.

~ To jest to! Bohatersko ocalały niosący pomoc rannym, nie zważając na odniesione rany! Tak! - twarz mu się rozpromieniła, palce zacisnęły mocniej na tkwiący w jego dłoni kawałek polerowanej, białej kości, a nogi poniosły ku żywym i półżywym towarzyszom...


~*~


Dzień następny przyniósł Wakashowi ukojenie, ale niewątpliwie nie była to zasługa tego dnia tylko różdżki, którą posiadał. Zrobił poprzedniego dnia sporo dobrego. Wykorzystał ją do cna kojąc rany i cierpienia rannych. Zadbał uprzednio o samego siebie, a jak! Nie umniejszało to jednak wszystkim tym ładunkom, które przeznaczył na niesienie pomocy innym zużywając ten wielce przydatny kawałek polerowanej, bielonej kości do cna. Zatrzymał sobie ten przedmiot na pamiątkę, mimo że był w tej chwili jedynie bezużytecznym kawałkiem zakonserwowanej kości. Wakash nigdy nie był sentymentalny, jednak najwidoczniej ostatnie wydarzenia poruszyły wewnątrz niego jakąś strunę, która podrga sobie jeszcze parę dni wydając swoje dźwięki po czym wszystko wróci do normy. Potrzeba mu było tylko trochę czasu, dobrego wina i jakiejś chętnej dziewoi.

Łotrzyk zmontował sobie z kawałka drewna prowizoryczną tarczę, którą zawiesił w dużej sali świątyni, w której wszyscy ocaleli spędzali razem czas i zadowolony z siebie rzucał w nią sztyletem raz a razem, dla rozrywki i zajęcia czymś myśli...

- Przeżyliśmy – powiedziała Luna w chwili, gdy rzucony przez Wakasha sztylet trafił w sam środek tarczy wywołując tym samym radosny okrzyk triumfu z ust łotrzyka, co inni w pierwszej chwili wzięli za niestosowną oznakę radości na oczywiste stwierdzenie Luny.
– Obroniliśmy to miasto… wielu oddało za nie życie i nie zostaną zapomniani… ten ciepły wiatr… ten który wieje zza okna… zaniesie nasze myśli i nasze serca do nich… postarajmy się, więc chociaż aby nie napawały ich one smutkiem, tylko dumą , aby oświadczyły im, że wszyscy jesteśmy z nich dumni!

Wakash przełknął ślinę mając niemiłe uczucie, że ostatnie słowa mocno przez Lunę zaakcentowane były karcącym go przytykiem. Spojrzał na nią i zobaczył, że ona wcale na niego nie patrzy - odetchnął, więc z ulgą ale przestał rzucać nożem do tarczy - zamiast tego przysiadł się do reszty.

- Co byś powiedział na to, by wybrać się do zamku nieświętej pamięci barona? Warto by powetować sobie poniesione straty... - szepnął Yon i zapewne było to przeznaczone tylko do konkretnych uszu, jednak 'długie uszy' 'kupca' pochwyciły ich znaczenie.

Wakash popatrzył na Yona i na siedzącego obok niego niziołka po czym nachylił się do nich i szepnął równie konspiracyjnie.

- Nawet nie próbujcie się tam wybrać beze mnie

Twarz Wakasha rozpromieniła się, gdy oboje spojrzeli na niego i południowiec wiedział już, że światopogląd tej dwójki pasował do jego własnego tak jak on pasuje do ładnych kobiet, i wiedział że nie chce tak szybko odłączać się od tej grupy...


_________________
Wakash na rynku zużył tyle ładunków różdżki leczenia, żeby wszystkim pomóc, więc najpewniej będą to wszystkie.
 
Cosm0 jest offline