Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2009, 15:48   #129
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Przesunąwszy wzrokiem po literach, wcisnął list do jednej z kieszeni bandoletów i wyciągając rapier opuścił pokój, szukając doręczyciela...Nie zobaczył nic. Do Marie nie miał po co wracać, więc udał się na spoczynek. Zanim jednak zasnął, przez głowę czarnoksiężnika przewinęły się wspomnienia...Strach z tamtych lat, przycichł. Tengir nie był już dzieckiem, kryjącym się w cieniu ulic mrocznego miasta, nie był nastolatkiem drżącym ze strachu przed pościgiem. Terror który przeżył był dla niego już tylko nieprzyjemnym wspomnieniem. Groźba, kiedyś tak przerażająca...Stała się tylko zagrożeniem, do którego przywykł. Stała się „płaszczem”, który zakładał na siebie wstając rano. Spowszedniała. Jednak wnioski, jakie płynęły z liter listu, dawały nie tylko okazję do wspomnień. Były ukrytymi wskazówkami... Pozwalały stworzyć plan, do którego Tengir potrzebował pomocy towarzyszy... Plan, który musiał jednak odłożyć na później.
Jak się bowiem okazało, przez noc wydarzyło się wiele. Sytuacja rozwijała się groźnie dla towarzyszy Tengira. Eberk był martwy, Rulius oskarżany był o gwałt na swej muzie, Riviella została napadnięta...Dagnal uciekła. Robiło się coraz ciekawiej.
- Przeklinanie nic tu nie pomoże. – powiedział spokojnie Kosef – Wszystko świadczy przeciw nim. Wiadomo, że nie uda oszukać się magii Matki Fiary, więc to bard musiał zgwałcić tą biedną dziewczynę, do tego wszyscy widzieli jak ten elf – najemnik wskazał Liadona – wczoraj bił się z Eberkiem, a dziś co? Patrzcie państwo Eberk nie żyje! Jestem niemal pewien, że to oni są też odpowiedzialni za chorobę moich ludzi! Od czasu, gdy oni tu przybyli jest tylko gorzej! Spójrz prawdzie w oczy krasnoludzie!
- To znaczy, że wcześniej było dobrze? – spytał Tengir wdając się polemikę z Kosefem.- Zabawne, bo ja odniosłem inne wrażenie. Brutalna śmierć druida, elfka z łukiem szalejąca po lasach, zaginięcia i krwawe mordy mieszkańców, których ślady okryliśmy. I to wszystko zaczęło się, gdy ty zacząłeś najmować ludzi...Właściwie, po co ci najemniczy? I nie mów, że to z powodu Amry. Rekrutowałeś bowiem ludzi, zanim zaczęła tą swoją obłąkaną krucjatę przeciw Południowym Dębom i zanim zginął Aramil.
- Co Ty sugerujesz magu?! - krzyknął Kosef w odpowiedzi.- Że to może moja wina?!
-To zależy...od tego jaką otrzymam odpowiedź.- odparł Tengir patrząc przenikliwie w kierunku Kosefa.- Po co rekrutujesz najemników?
- Czy to nie jasne?! By zapewnić wiosce bezpieczeństwo! Aż dziw, że jeden druid i jeden krasnolud tak długo potrafili trzymać kłopoty z dala od tego miejsca! Zresztą co Ty możesz wiedzieć!? Przybyłeś tu dwa dni temu, a szarogęsisz się jakbyś był burmistrzem!- wściekłość Kosefa, była do pewnego stopnia na rękę Tengirowi. Ironicznie się uśmiechając dodał.-Jakoś nie czułem się bezpieczny, gdy szarżował na mnie troll. Gdzie wtedy byli twoi najemnicy?
Następnie czarnoksiężnik potarł bliznę palcem dodając.- A tak, pewnie napastowali kobiety z osady.
Spojrzenie Tengira przesunęło się na Kosefa, gdy mówił.- Wiele wiosek bardzo dobrze sobie radzi, mając za obronę tylko lokalną milicję. Czemu w tym przypadku miało być inaczej? Jakie to zagrożenie wisiało nad wioską, że ty zwerbowałeś własnych ludzi?
- Gdyby nie moi ludzie dzielnica niziołków spłonęłaby! Nie zastanawiało Cię to ani przez chwilę, dlaczego atak gnolli skończył się tak szybko!? Nie tylko Wy broniliście miasteczka! Spytaj kapitana. Tych troje co skrzywdziło elfkę, wczoraj wyrzuciłem z obozu! Widocznie chcieli się zemścić! A poza tym nie mydl nam oczu i nie odwracaj kota ogonem czarnoksiężniku! Tylko wy byliście w karczmie! Tylko wy mogliście zabić karczmarza! -Kosef się pieklił, a Tengir dodał.-Była też i Dagnal, z którą jesteś w dobrej komitywie...Nie widzę problemu by i Fiara sprawdziła prawdomówność Liadona. Ręczę, że chętnie się temu podda. Nadal jednak nie odpowiedziałeś mi na pytanie...Czemu zacząłeś werbować ludzi, zanim jakiekolwiek oznaki kłopotów się pojawiły?
- A kto Ci naopowiadał tych bzdur! Chyba, że to Twoje chore wnioski! Zacząłem ich rekrutować jak tylko doszły nas słuchy o Gnollach! Zresztą nie mam zamiaru strzępić języka na takiego cudaka jak Ty!
- To twoi ludzie byli na miejscu zbrodni, w chatce druida, przy znalezieniu ciała. Wiem to od twoich najemników.- rzekł Tengir spoglądając przed siebie.- Czyżby kłamali?
- Nie, no rozmawiam z idiotą! A powiedz mi, co było najpierw znalezienie ciała druida czy pogłoski o gnollach! Odpowiem za Ciebie! Pogłoski o gnollach! A ja mam szerokie kontakty więc kilku najemników udało mi się zwerbować bardzo szybko. Bo ja w przeciwieństwie do wszystkich, działam od razu, nie czekam aż dobiorą mi się do dupska!
- A jakie to były pogłoski...że je widziano, czy może coś więcej?- czarnoksiężnik nie przejmował się obelgami rzucanymi pod jego adresem.
- A takie, że choćby strzelali do nas z łuków! Zapuszczali się coraz bliżej Dębów! Mnie nawet zaatakowali i tylko dzięki szczęściu udało mi się uciec! - odezwał się nagle Kavin, myśliwy będący w dobrej komitywie z Carmellią.
Nie znajdując na razie szczeliny w słowach Kosefa, Tengir potarł bliznę zastanawiając się co począć dalej. Wreszcie rzekł patrząc na zebranych.- To nie są zwykli łupieżcy, mają w swych szeregach magów, atakują wykorzystując zasłonę dymną. Gdyby gnollom chodziło tylko o łupy...Z Południowych Dębów już dawno pozostały by zgliszcza.
- Już skończyliście się wzajemnie oskarżać?! To już skończcie! Kosefie, jak masz jakieś ślady to przyjdź do koszar tam porozmawiamy! To samo tyczy się Ciebie - powiedział krasnolud patrząc na Tengira. Czarnoksiężnik tylko się uśmiechnął wzruszając ramionami. Oświadczenie krasnoluda nie zrobiło na Tengirze wrażenia. Pracownikiem burmistrza był tylko wtedy kiedy było mu to na rękę.
Pojawienie się niziołka ze stworami...było kolejnym ciekawym zdarzeniem. Czarnoksiężnik zapomniał o Kosefie wbijając wzrok w martwe bestie. Sięgnął po okulary i założywszy je badał martwe stworzenia. Pokryte były bliznami układającymi się w jakiś runiczny język...którego jednam Tengir odczytać nie mógł.
Kolejne rewelacje Mago nie nastrajały Tengira pozytywnie...ponad setka gnolli i trolle. Milutko. Po chwili powrócił temat Amry, której nawrócenia na dobrą drogę niziołek okazał się być wielkim orędownikiem...Ale to nie jemu próbowała posłać strzałę, nieprawdaż?
Czarnoksiężnik zajęty badaniem, zauważył dłoń Mago, dopiero gdy ten zaczął mówić bezpośrednio do niego.
Słuchał wypowiedzi z uwagą, choć prawa brew uniosła się w zdziwieniu.
Tengir spojrzał na wyciągnięta przez niziołka dłoń, po czym dodał.- Różnica zdań, to jeszcze nie podział.
Uścisnął następnie dłoń Mago, choć uważał ten gest, za pusty. W końcu, każdy miał prawo mieć swoje zdanie. A jednoczył ich ten sam cel. Więc czarnoksiężnik, żadnych podziałów nie widział...Ale skoro niziołek widział to inaczej, czarnoksiężnik nie widział żadnych powodów, by nie pójść Mago na rękę i nie zapewnić go o swej chęci współpracy. Niech niziołek poczuje że ma w Tengirze sojusznika, którym po prawdzie czarnoksiężnik był cały czas.
Następnie Tengir dodał do niziołka, spoglądając jednak na krasnoluda.- Skoro zamierzasz rozpocząć bitwę, to zbierz siły i znajdź kogoś, kto będzie tymi siłami sprawnie dowodził. A i jest jeszcze sprawa najemników Kosefa ...i jego samego. Nie ufam mu co prawda, ale jego najemnicy i on sam byliby lepszym wsparciem, niż pojedyncza elfka. No i Kosef nie zaatakuje bez ostrzeżenia, chyba.
Czarnoksiężnik schował okulary kontynuując.- A co do Amry, ostatnio atakowała w okolicy domku Aramila, obecnie zamieszkiwanego przez druida Nilvena. Carmellia wie gdzie to jest. Jeśli chcesz Amra napotkać, to tam jest na to duża szansa. I weź ze sobą obstawę. A przy okazji, możesz też sprawdzić co się stało z Nilvenem. Bo druid, albo nie żyje, albo nigdy nie zamierzał odwiedzić Południowych Dębów. Wczoraj bowiem nie zauważyłem jego przybycia do Południowych Dębów.
Po tych słowach spojrzał na Rishę. –Twoja oferta zaprowadzenia mnie na owe miejsce zbrodni jest nadal aktualna?
- No a jak? - westchnęła, ale nie spojrzała na Tengira. - Nie chcę, żeby się ktokolwiek zgubił i przypadkiem zawędrował do gniazda gnolli.
- To spotkajmy się... za dwie, trzy godziny w stajni.- rzekł Tengir, a następnie potarł bliznę dodając.- To była ciężko noc, dla wielu z nas...Przygotujmy się do nowego dnia, zjedzmy śniadanie...pozałatwiajmy własne sprawy. Naradę wojenną zorganizujmy po południu. Mago, sprowadź na nią Kosefa i Dazzaana. I o ile starczy ci woli i siły przekonywania, także Amrę.-
Tu jednak wargi Tengira wykrzywiły się w ironicznym uśmiechu. Jak dotąd szalona elfka, umiejętnie zraziła do siebie każdego, kto miał z nią styczność, od Liadona po Astearię i Riviellę. Poza tym, podczas napadu wyraźnie współpracowała z gnollami. Ale jeśli te argumenty do niziołka nie docierały, to może strzała w zadku okaże się bardziej przekonująca. Dla Tengira dawno przestało mieć znaczenie, czy Amra była stroną pokrzywdzoną, czy krzywdzicielką. Elfka nie chciała dać sobie pomóc, a Tengir nie zamierzał uprawiać „polityki miłości” wobec uzbrojonej i nieobliczalnej elfki. Póki co, Amra była zagrożeniem. Najpierw należało ją złapać i rozbroić...Potem można było ją przekonywać i leczyć.
- Wczoraj nakłoniłem Fiarę do pójścia z nami, do tej chatki, więc idziemy, ja Fiara, ty Risho i Aldana.- podliczył czarnoksiężnik. A widząc lekką dezaprobatę na twarzy Rishy, Tengir mruknął do niej.-Sama wspominałaś o czymś w rodzaju aury śmierci i strachu. Doświadczona kapłanka mogłaby ją odegnać. A jeśli się jej uda, można by rozważyć łapanie przemienionych mieszkańców żywcem. I spróbować zdejmowania z nich klątwy. Skóra warta wyprawki nie uważasz?
- Cóż, jeśli masz pewność, że wycieczka przez las jest na jej siły, to proszę bardzo. Tylko jak padnie ze zmęczenia po pół godzinie, to ja jej taszczyć nie będę - uśmiechnęła się kąśliwie. - Z całym szacunkiem dla Matki Fiary - dodała w kierunku Daazzana. I tak dobrze, że kapłanki akurat nie było. Oczywiście, odpoczywała.
- Rozmasuję ci stopy...jeśli będzie trzeba.- rzekł Tengir spoglądając na kapłankę Lathandera. Po czym spytał Rishy.- Zadowolona?
- Och, trzeba o wiele więcej, by mnie zadowolić. Ale skoro to wszystko, co możesz zaproponować, to niech będzie. - i znów posłała mu swój markowy uśmiech.
Tengir uśmiechnął się...cięty język nie był domeną tylko Rishy. Rzekł więc w ironicznym tonie.- Moje możliwości są spore Risho, ale resztę wolałbym zaprezentować bez widowni.
- Ależ jak ci pasuje. Będę wiedzieć, kogo popytać, żeby wyrobić sobie wysokie oczekiwania. - brak uśmiechu wskazywał, że tropicielka straciła chyba zainteresowanie tym tematem. Czarnoksiężnik stwierdził, że przeholował w słowach. Więc potarł nerwowo bliznę dodając.- Skoro tak twierdzisz...cóż...zostańmy może przy sprawie miejsca morderstwa, plan jest prosty, my badamy, Fiara konsekruje...czy to co kapłanki robią w takich przypadkach, ty i Riviella chronicie. Może być?
- Poniekąd, ale ponieważ nie wiemy, z czym dokładnie mamy do czynienia, lepiej dobrze się ubezpieczyć. Nie chciałabym natknąć się na więcej ostrzeżeń, gnolli czy innych głodnych chatek i nie być na to przygotowana. Tym bardziej, że będzie z nami świątobliwa kapłanka, a nie wiem, czy mieszkańcy osady miło zareagowaliby na wieść, że coś jej się stało. Więc jeśli się ze mną zgadzasz... - zawiesiła głos, dając znać, że może przejąć jej myśl.
- Tak...ostatnio przestaliśmy być bohaterami Południowych Dębów.- rzekł Tengir, po czym spytał.- Masz na myśli kogoś konkretnego? Bo jakoś nie sądzę, by mieszkańcy garneli się do opuszczenia z nami osady.
- Ktokolwiek jest chętny, ręka do góry - odpowiedziała Risha, kierując się jednak nie ku Tengirowi, lecz wszystkim zgromadzonym w stajni. - Zbrojne ramię przyda się zawsze, ale też każdy, kto zna się na czarach i umiałby odczytać ten nieludzki alfabet będzie na wagę złota.
Tengir potarł bliznę w zamyśleniu. Nie wiedział na co liczyła Risha, ale czarnoksiężnik wątpił, czy uda im się odkryć cokolwiek wartego uwagi. Ważniejsze było dla niego przetestowanie kapłańskich umiejętności Fiary. Wkrótce bowiem mogą stać się bardzo przydatne.
Kolejnym punktem okazało się przedstawienie Rivielli sytuacji, która, ogólnie nie wyglądała różowo.
Słowa Rishy przemilczał po części po części zgadzając się z nimi, problem Amry zawsze była dla Tengira tylko zasłoną dymną . A w wiosce było zbyt wielu podejrzanych poczynając od wrogiej im Dagnal, poprzez Kosefa – „bohatera znikąd”, aż do Nilvena- „nerwowego druida" i Fiary „kapłanki z humorami”. Ale, na razie Tengir nie zdradzał, tego co spotkało go w nocy.
Za wcześnie na to, zwłaszcza Dangal zniknęła.
A potem... czarnoksiężnik zauważył zniknięcie gdzieś Liadona i babci Danusi. Jak się okazało, zajęli się jedyną sensowną sprawą...badaniem miejsca śmierci Eberka. Tengir ze wstydem przyznał się, że on sam o tym nie pomyślał. Nie zamierzał się jednak pchać tej w dwójce w paradę. Postanowił, sprawdzić co z paladynką...bo nie tylko wyglądała mizernie, ale wydawała się mieć pustkę w oczach. Riviella poszła do swego pokoju, więc Tengir udał się za nią...

Tengir wszedł do pokoju i spojrzawszy na Riviellę spytał.- Jak się...czujesz?
Potarł czoło w irytacji...to było głupie i niezręczne pytanie. Ale nic innego nie przychodziło mu do głowy.
Riv siedziała akurat na łóżku ze smętną miną i stukała palcami o kolano, gdy Tengir wszedł rzuciła proste
- Hej..
Odwracając od niego wzrok, wstydząc się. Nie chciała by ktoś teraz ją oglądał całe piękno zdawało się w jej oczach ją opuścić. Najgorsze było to że paladynka wcale nie udawała niewzruszonej, nie chciała być wiecznie zawzięta jak Risha, czasem widać było po niej najzwyklejszą, jakże banalną słabość i niemoc.
- Już mi lepiej.. ale chyba nie tylko ja miałam trudną noc...
-Nie powinnaś być teraz sama...Moglibyśmy ustalić, żeby zawsze ktoś był z tobą.- odparł Tengir.
-Raczej.. nie potrzeba mi ochrony.. - elfka nie wiedziała w zasadzie co ma odpowiedzieć, nie lubiła być traktowana jak dziecko. Mimo wszystko, podczas ostatniej sytuacji nie dała sobie rady. -Niebawem poczuje się lepiej... muszę przygotować sobie tylko kąpiel. Choć staram się traktować rasę ludzką bez uprzedzeń których uczono mnie w rodzinnym mieście... jest mi trudno.
- Nie myślałem o ochronie...lepiej byś nie była teraz sama ze swymi myślami.- odparł czarnoksiężnik, usiadł obok dziewczyny. –Ja...Riviello, nie jestem dobry w pocieszaniu, wrażliwości i tych innych rzeczach. Powinien tu być Rulius, nie ja. Ale bard jest w podobnym do ciebie, stanie...choć z innych powodów.
-Miło, że przyszedłeś.. A z Tobą wszystko w porządku? Jak Tobie minęła noc?- na to pytanie Tengir się uśmiechnął, dodając.- Noc minęła mi zdecydowanie bardziej przyjemnie niż reszcie drużyny. Umiem zadbać o swoje wygody...Ale, głupio mi się chwalić, gdy ciebie pobito. Zresztą, już ledwo widać ślady bicia. Nadal jesteś urodziwą kobietą.
Czarnoksiężnik potarł dłonią bliznę...zastanawiając się czy nie przeholował ze słowami. Właściwie nie wiedział, jak ma postępować z tą elfką.
- Może ledwo widać.. ale ja czuję się jak śliwka. Dzięki trosce Sune dziś będzie już ze mną lepiej. - Riviella wtuliła się w bok Tengira najzwyczajniej na świecie chcąc się przytulić, opierając skroń o jego ramię.
-Powiesz mi jak podoba Ci się nasza "paczka" ? hih.- rzekła elfka, a Tengir spojrzał na nią nie wiedząc co robić. Była śliczna, budząca pożądanie i żar w lędźwiach. Większość kontaktów z kobietami, jakie miał czarnoksiężnik opierało się na wymianie usług. Romanse stanowiły dla Tengira bagno, obszar na którym zawsze tonął. Dopiero po chwili, objął dziewczynę ramieniem.
-Naszej paczce brak dyscypliny, przywódcy...Carmellię znam najlepiej, aż dziw że ze mną tyle wytrzymała. Rulius jest młody i nie zna życia, i wiele bólu przed nim. Ale taka jest cena dorastania. Mago jest uparty. Mimo że to niziołek, to uporem przebija wszystkie znane mi krasnoludy. Jednak, czasem wydaje się być podobny do Ruliusa, czasem do mnie. Risha to wolny duch, Liadon jest zbyt bezpośredni. Astearia jest fascynująca...dobrze się rozumiemy ze sobą. Ale to dlatego, że łączy nas podobny trening magiczny, jaki przeszliśmy. Aldana jest tą osobą, która ma robić za opiekuna drużyny. No i...Seraph, zbrojne ramię. Wiem, to niewiele, jak na spędzony razem czas.
- Ciekawe, że mi o tym mówisz.. - elfka zapewne spojrzałaby na niego chociaż raz, lecz prezentowanie purpurowych policzków nie było tym z czym mogła się pogodzić. - Odniosłam podobne wrażenie, choć presja jaką wywiera Mago by nie uważać Amry za przeciwnika i siła tego buntu mnie troszkę przeraziła... cokolwiek by się nie stało nie mogę pozwolić jej na zabijanie ludzi... nawet jeśli są przeklęci i mają wkrótce zamienić się w te.. te poczwary. Troszkę zaniepokoiła mnie ta sytuacja, sprawa zaczyna być mniej przyziemna... Prędzej pocieszysz mnie Ty niż Rulius, on jest zbyt... nie patrzy na głębie osoby.
Tengir uśmiechnął się niepewnie...Nie uważał się za osobę wrażliwą na innych i patrzącą w głąb duszy. A na miejscu Mago, w sytuacji jakiej się niziołek znalazł, Tengir postąpiłby identycznie. Czarnoksiężnik przymknął na moment oczy, ale nawet z zamkniętymi oczami, wyczuwał miękkie ciało elfki przytulone do siebie. Westchnął cicho...była wszak służką Sune. Nic dziwnego, że wydawała mu się tak kusząca. Otworzywszy oczy dodał.- Mago zrobił to co musiał zrobić. Ale teraz mamy szansę na uratowanie pozostałych...zarażonych. Fiara może umieć zdjąć klątwę.
Gdy elfka usłyszała imię kapłanki nieco się zmieszała. - Być może, też chcę pomóc. Jeśli to choroba, nie zaś przeklęcie nawet ja mogłabym pomóc.. potrafię przepędzać te magiczne jak i naturalne... Jednak tak jak mówisz wydaje się to być klątwą. - elfka przymknęła oczy tuląc policzek w ramię czarnoksiężnika. -Ty też jesteś trochę taki jak Rulius prawda? Taki podrywacz.
-Podrywacz?- zdziwił się Tengir, patrząc na Riviellę.- Nie wydaje mi się bym kogokolwiek poderwał, chyba że w zamtuzie. Ale tam to pieniądze służą za wabik...Nie interesuje się miłością Riviello. Nie pasuje do mnie.
Elfka uniosła twarz spoglądając na niego smutnym wzrokiem. - ..ale, jak to? Każdy potrzebuje miłości. Nie wierzę, że Tobie ona jest niepotrzebna...
-Miłość bywa ciężarem.- Tengir zaczerwienił się pod jej spojrzeniem. Riviella była ładniutka i nawet ślady pobicia nie mogły tego zatrzeć. Przełknął ślinę dodając.- Zwłaszcza, gdy samemu się jest zagrożonym. Riviello, ja nie jestem osobą, przy której kobieta może czuć się bezpiecznie.
Potarł skroń dodając.- Nie zabrzmiało to za dobrze, prawda? Chodzi o to, że wiązanie się ze mną, może być dla niej groźne. A ja nie chciałbym jej...narażać. Zresztą nie umiem podrywać, więc problem nie istnieje.
Twarz paladynki rozmalował szczery uśmiech, który dodawał piękna jej nawet teraz. - Ale chciałbyś.. nie jest tak, że wolisz wieść życie samotne... - elfka zmrużyła oczy jakby wkradała się spojrzeniem do jego umysłu - To wspaniale.. miłość jak mówisz wymaga wiele, ale daje coś czego nie da Ci nic innego. Jest niepowtarzalnym kwiatem, który sprawia że życie staje się inne. Mimo że piękne to iż nie chciałbyś narażać drugiej osoby sądzę że.. nie można poświęcać siebie. Trzeba być dobrej myśli i pomóc temu. Nie umiesz podrywać ? Ależ wystarczy że wykażesz zainteresowanie drugą osobą i będziesz się starał.. nie poddawał. Czymże jest seks bez miłości... traci połowę ze swego smaku. - elfka uniosła wzrok nieco oderwana od rzeczywistości.
-I tak jest przyjemny...-mruczał Tengir niemal zahipnotyzowany obecnością Rivielli przytulonej do siebie i widokiem jej kuszących warg. Opanował się jednak jakoś, dodając.- Jakoś nie czuję się zakochany, więc...rozumiesz.
Skłamał, zarówno Rivielli jak i sobie. Szybko więc zmienił temat.- Może przejdziesz się ze mną Rishą i Fiarą...Co prawda, docelowe miejsce nie należy do przyjemnych, ale podróż powinna obfitować w miłe oku widoki.
- Tengir, to nie randka, ja nie wymagam pięknych parków i zapachu fiołków... moje życie ciągnie się tą trudną rolą, jaką muszę odgrywać. Przejdę się, to mój obowiązek. Choć przyznam że z Rishą ciężko się nam dogadać... Będę musiała doprowadzić się do porządku. - spojrzenie elfki się nieco rozbiegło - co do miłości zaś, życzę Ci z całego serca, abyś kiedyś ją poczuł, aby spłynęła na Ciebie tak obezwładniająco aby nic innego się bardziej nie liczyło... i aby była odwzajemniona..
- Nawzajem Riviello...chyba powinienem wyjść, żeby nie przeszkadzać ci w roz...przebieraniu.- delikatnie odsunął się od paladynki, starając się zapanować nad swą rozbuchaną fantazją.
Riviella położyła dłoń na jego ramieniu - Poczekaj jeszcze chwilę.. zostań ze mną jeszcze troszkę. Proszę.
- Dobrze...- rzekł nieco nerwowym głosem Tengir, spojrzał na paladynkę.- Co chcesz żebym zrobił?
- Chciałam porozmawiać jeszcze - paladynka usiadła obok i oparła dłonie na splecionych nogach - Wiesz, może to zabrzmi śmiesznie ale ja, paladynka miłości nigdy jeszcze nie kochałam nikogo tak.. naprawdę. - zaśmiała się pod nosem. - Widzę że trudno Ci, być przy mnie. Strasznie się stresujesz Kruku..
-Dobrze wiesz czemu. Ostatnim razem, cóż...- Tengir spojrzał przed siebie.- moje usta wylądowały na twych uszku Riviello. Jako służka Sune, spisujesz się dobrze w przyciąganiu uwagi mężczyzn. A co do miłości, ja...też nie byłem zakochany.
- Odpręż się troszkę, co do tego co się wydarzyło. Było to nawet przyjemne.. - warga elfki lekko drgnęła - ale wiesz ja nie lubię dzielić swojej miłości z innymi, dlatego chciałabym czegoś trwalszego. Nie wydaje ci się śmieszne, iż tak dbam o miłość której sama nigdy nie miałam? A co do uwagi mężczyzn.. widzisz jak mężczyzna potrafi potraktować, ja.. nie chciałam ich skrzywdzić i to był mój błąd... a teraz.. muszę im wybaczyć, o ile wykażą skruchę. A raczej ten jeden który przeżył - paladynka przymknęła oczy na moment i zacisnęła zęby.- Mogło być gorzej.. miałam sztylet przy gardle, mogłam wyzionąć tam ducha. Miałam nieco szczęścia w tym nieszczęściu.
- Któryś przeżył?- brew Tengira uniosła się w zainteresowaniu. Następnie dodał.- Ten stan rzeczy może jeszcze ulec zmianie.
Czarnoksiężnik kucnął przed dziewczyną, mówiąc.- Nie martwię się tym co było.
Przesunął palcem po wargach elfki dodając.- Masz usta stworzone do pocałunku, oczy jak gwiazdy, jedwabiste włosy, delikatne uszka...i piersi stworzone do pieszczot. Rozumiem twoje potrzeby Riviello, ale pokusa jest tak ...wielka. Nawet teraz.
Elfka milczała nie wiedząc co powiedzieć, łapiąc spokojnie oddechy. - Nigdy nie marzyłam by nieść cierpienie... Opowiedz mi o tej bliźnie. - elfka przejechała palcem wzdłuż blizny Kruka.
- I delikatne dłonie...-mruknął czarnoksiężnik odsuwając palec od ust dziewczyny i przykładając do jej dłoni muskającej jego oblicze. Opadł do pozycji siedzącej, nadal przytrzymując dłoń elfki przy swym obliczu. Dodał w końcu.- Ta blizna, to nic przyjemnego. Pamiątka ostatniej walki z moim bratem. Byłem młodszy, słabszy, pozbawiony krzepy wojownika...byłem workiem treningowym. Ale raz udało mi się zwyciężyć, a ta blizna jest pamiątką tej walki.
- Czemu walczyłeś z własnym bratem? To wypadek czy.. on chciał Cię zabić? Przepraszam jeśli jestem wścibska .. jeśli nie chcesz o tym mówić nie będę nalegać.
Tengir ujął dłoń dziewczyny złożył na niej pocałunek, uśmiechnął się wstając i podchodząc do okna.- Na kimś musiał się uczyć jak bić, jak być twardym, jak być nieustraszonym Zhenckim żołnierzem. Jak być takim jak ojciec. A młodszy brat urodził się chuderlawy i mizerny. Kiepski materiał na wojownika.
Tengir odwrócił się nagle i spojrzał na Riviellę mówiąc.- Jestem Zhentarimem z urodzenia, wychowanym w Cytadeli Kruka. Nie przeraża cię to?
- Ja niewiele o nich słyszałam.. Czyli wychowano Cię na bandytę? A.. gdzie miłość rodziców? - elfka zmierzyła go wzrokiem od stóp do głów.
-Może nazwa Czarna Sieć, będzie bardziej znana.- odparł Tengir, uśmiechając ironicznie. Po czym spojrzał przez okno.- Miłość rodziców...hmm...nie znam tego uczucia.
Elfka wstała i podeszła do niego, zerkając przez ramię w stronę gdzie patrzył czarnoksiężnik jednocześnie delikatnie zaczęła masować jego ramiona. - Ale Ty nie jesteś Taki.. prawda? Nie idziesz po trupach do celu.. Mówiłeś, że byłbyś zagrożeniem dla osób sobie bliskich. To jest związane właśnie z tym?
-Wiesz, mógłbym to polubić. Twoje dłonie na mym ciele, znaczy się.- uśmiechnął się Tengir, poddając się dotykowi elfki. Przymknął oczy, rozluźnił...choć oddech lekko mu przyspieszył. Wreszcie rzekł.- Nie interesuje mnie masakrowanie bezbronnych i niewinnych osób, jeśli o to pytasz.
Riviella uśmiechnęła się pod nosem i nieco mocniej zaczęła naciskać kciukami na jego barki, potem delikatnie masując sam kark. - Do usług, hih. - urwała na chwilę i skupiła się na jego karku - Czemu opuściłeś dom? Chciałbyś kiedyś tam wrócić?
-Do piekła? Dlaczego miałbym wracać do piekła.- rzekł Tengir, a jego dłonie przesunęły się po pośladkach dziewczyny. A on sam zażartował.- Kiedy nieba mam na wyciągnięcie ręki.
Szybko odsunął dłonie, lekko się czerwieniąc.- Wybacz, ten żart jest nie na miejscu...w obecnej sytuacji.
Elfka zbliżyła usta do jego ucha i szepnęła – pamiętaj, by nie żyć w strachu... - po chwili nachyliła się nad drugim jego uszkiem – Pamiętaj, że są osoby na których można polegać i nie wymagają niczego w zamian, na przykład ja. – Tengir poczuł delikatnego całusa na swoim policzku, a elfka się odsunęła unosząc wzrok, nieco zamyślona. - Wezmę teraz kąpiel, pomoże mi nabrać sił przed naszą podróżą. - ustawiła pustą jeszcze balię i wyciągnęła z szafy ręcznik biorąc go pod rękę.
Tengir obserwował to wszystko i rzekł.- Chyba powinienem wyjść, prawda?
Wizja kąpiącej się Rivielli spowodowała, że Tengirowi zmiękły nogi.
Uśmiechnęła się słodko w jego stronę i spojrzała ciepło. - To nie tylko zwykła kąpiel. To jak rytuał, codzienna prośba do Bogini Sune o nowe siły. Poza tym nie ma na co patrzeć... muszę pozbyć się tych posinień. Mam nadzieję, że byłeś ze mną szczery. Ah... możesz mi pomóc nosić wodę teraz nikt z służby mi kąpieli nie przygotuje... ale mam włosy w nieładzie..
-Skoro tak twierdzisz.- rzekł Tengir i ruszył szukać wody do kąpieli. Wkrótce zjawił się z dwiema stągwiami pełnymi wody i wlał je do balii, jedną po drugiej. Mruknął.- Nie podgrzana, nie było czasu...spieszyłem się.
- Zimna? brr.. ja muszę wziąć ciepłą kąpiel. Ah, nie odpowiedziałam Ci na pytanie... nie przeraża mnie to.. wierzę że każdy może kształtować swoje przeznaczenie i to gdzie się wychowałeś nie skreśla Cię w żaden sposób. I.. doceniam twoją pomoc.. - uśmiechnęła się kącikiem ust. Tengir rzekł zaś.- Wybacz, nie znam magii, którą dałoby się ją podgrzać. Zaraz wracam.
Wypowiedział słowa.- - Mallue’s esch antor ghal.-
I znikł po chwili, niczym iluzja rozwiewająca się na wietrze. Pojawił się po kilkunastu minutach wlewając do balii ciepłą wodę.
Elfka zanurzyła palec w wodzie i uśmiechnęła się nieco rozbawiona - Dziękuję, bardzo się starasz. - Pociągnęła za swoje uszko lekko skrępowana czymś, po czym się rozchmurzyła. - Dla dobra twoich nerwów, chyba jednak lepiej będzie jak wyjdziesz - skwitowała swoją wypowiedź radosnym, rozbawionym uśmiechem.
- Szkoda...chciałem popatrzeć, na...rytuał ku czci Sune.- Tengir podszedł do elfki, blisko...bardzo blisko. Usta czarnoksiężnika przez moment dotknęły czubka nosa dziewczyny, a on sam spojrzał w jej oczy mówiąc.- Cieszy mnie, że już ci lepiej.
Riviella czując niespokojny oddech Tengira, dotyk jego ust i szeptu wzdrygnęła się lekko, po czym niespodziewanie jej usta delikatnie ujęły jego wargę, nieco drżąc. Delikatnie zawiesiła dłonie na jego karku.
Tengir objął dziewczynę w talii przyciskając do siebie i pocałował delikatnie, pieszcząc jej usta. Przedłużał tą pieszczotę, zdawałoby się, że w nieskończoność, zanim oderwał wargi i spojrzał na elfkę.- Riviello...
Dłonie Tengira błądziły po plecach i talii elfki, a on sam próbował coś rzec.- Riviello, ja...czy...to...rozsądne?
- Ja.. mm... w zasadzie nie - elfka uciekała wzrokiem speszona, po czym puściła go spoglądając w oczy czarnoksiężnika swoim kocim spojrzeniem - zobaczymy się po kąpieli...
Mimo tych słów Tengir nadal trzymał elfkę w uścisku i zażartował.- Lepiej po kąpieli, twoje ciało wymaga odpoczynku, nie dodatkowej porcji wysiłku.
Odsunął się w końcu przesuwając dłonią po swych wargach, wrócił do poważnej miny. I podszedł do drzwi, znów powtarzając.- Cieszę się, że czujesz się lepiej.
Paladynka pomachała delikatnie palcami dłoni do Kruka, zastygając w bezruchu i obserwując go - Do zobaczenia.. - nieco rozbiegane spojrzenie Riv błądziło jeszcze chwilę po pokoju, gdy mężczyzna wychodził. Po czym położyła się na łóżku, wpatrując w sufit.
Tymczasem Tengir pocierając nerwowym ruchem wargi, poszedł do swego pokoju. To bowiem nie powinno się stać. –To była chwila słabości u obu stron. I pewnie się już nie powtórzy.- pomyślał czarnoksiężnik. Na szczęście wiele innych spraw, przytłaczało zarówno wstyd wobec Riv, jak i wyrzuty sumienia wobec Astearii. Wyprawa...była na pierwszym, narada wojenna, na drugim miejscu. O efekty dochodzenia Liadona i Aldany zapyta przy okazji. Pchać się im tam na trzeciego, nie miał ochoty. I nie widział powodu.

Pospieszny posiłek, wyruszenie do świątyni Lathandera, zabranie stamtąd Fiary i spotkanie się z grupą, a potem wyruszenie do chatki, zbadanie jej, powrót, narada wojenna.
Taki był plan czarnoksiężnika...i już na etapie świątynnym zaczęły się z nim kłopoty.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 04-07-2009 o 21:19. Powód: Wstawienie dialogu z Aeth
abishai jest offline