Wątek: Bad Company!
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-07-2009, 21:40   #46
Kutak
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Bad Company
S01 E05
„Doktryna dwóch wrogów”

2012, 4 maja, Białoruś, leśna droga
16:03


- Zdajecie sobie sprawę w jaką dupę się pakujemy? To praktycznie samobójstwo… - westchnął cicho Biały, spoglądając to na prowadzącego „ZajebistowózA.J., to na pozostałych dezerterów pogrążających się w zadumie nad ich nadchodzącym losem – To popierdolone, kompletnie posrane. Ja rozumiem zajechać do jakiejś wsi i zrobić co nam się podoba, prawa wojny. Nakopać jakimś tutejszym – żaden problem, nawet patrol ruskich da się zgnieść przy dobrym przygotowaniu, ale kurwa, my jedziemy prosto do pyska zajebistego smoka, na którego wołają Pakt Północnoatlantycki! Z jednym rannym, z resztką amunicji, bez żadnej konkretnej wiedzy poza tym, że takie miejsce istnieje i że nie powinno być w nim zbyt wielu zachodnich fagasów…

- A z ciebie to dezerter jak z mojej matki pancernik „Bismarck”… - westchnął Rumun Może kojarzysz Łysolu takie powiedzonko, zasadę wśród ludzi nam podobnych…

- „Double or nothing?” – wtrącił ze swoim południowym akcentem Goldstein

- Dokładnie. Wszystko albo nic. Jeden za wszystkich i tak dalej. Boisz się o własną dupę, ale mogę zastawić własne jajca, że Tyskie ma dużo większe powody do strachu, Białasie... – zamyślił się na chwilę Traian, po czym zwrócił się do braci zajmujących się dopilnowaniem, by wóz zajechał w całości na miejsce – To jak to robimy?

- Może być ciężko, ale… No, chyba nie ma innego wyjścia… - westchnął JackPrzede wszystkim musimy trochę zaczekać, niech chociaż to zasrane słońce zajdzie. Trzeba zostawić wóz wcześniej, Papieża z kimś… Billy, co tam w ogóle jest?

- Zwykły punkt medyczny niebieskich, chyba nawet Niemców. W tej chwili prawie pusty, to fragment jakiejś większej operacji, komandosi albo inne ścierwo, wszystko bardzo tajne i bardzo ładnie nam ujawnione. Mają chyba odbić jakiś jeńców, tu na Białorusi Rusowie mają parę niezłych miejsc, żeby katować euro żołnierzyków, udzielić im w tej bazie należytej pomocy a potem czekać na jakąś ewakuację. Albo modlić się, żeby zachód szybko dotarł w te okolice…

- Czyli co może być w środku? – wtrącił niepewnie David, chcąc się odrobinę zrehabilitować po miażdżącej krytyce Rumuna.

- Żaden ciężki sprzęt, to co niezbędne – jakiś generator, trochę medycznego ścierwa, paru, może parunastu wojaków, zależy ile poszło szukać swoich i masa pierdołów, które mogą nam się przydać…

- Nu i znając nasze szczęście, jeszcze od groma kłopotów… - westchnął „Czerwony”.

***
2012, 4 maja, Białoruś, las, około 250 metrów od bazy żołnierzy NATO o kodzie DTH-473
21:11


Lornetka przekazywana z rąk do rąk, naładowana i przygotowana do strzału broń i absolutna cisza. Faktycznie, jest tu coś. Niezbyt godnego nazwy „baza” czy „obóz”, ale z pewnością było to najbogatsze miejsce, jakie mogli mieć okazje splądrować podczas całej ich eskapady po Wschodniej Europie. W zakolu rzeki, zgodnie z chyba średniowiecznymi zasadami obronności, stały dwa całkiem spore namioty, całkiem nieźle zresztą zakamuflowany, a pomiędzy nimi jeden zdecydowanie mniejszy. Najmniejszy zapewne skrywał w sobie generator, jedyne źródło prądu na tym zadupiu, dwa pozostałe zapewne były przystosowane zarówno do „wypoczynku” tutejszych oddziałów a także pozwalały przyjąć grupę rannych czy chorych jeńców, których niebawem „alianci” planowali odbić. Urocze miejsce, nie ma co…

Nie było wątpliwości, że to Niemcy. Kiedy przyszli – czy raczej przyczołgali się – tutaj przed ponad dziesięcioma minutami, za sobą zostawiając tylko Papieża i jeńca pod opieką Oliviera przy prowizorycznie zakamuflowanym „Zajebistowozie”, żołnierze właśnie skończyli obchód. Mieli szczęście. Poza tym z pewnością mieli też przynajmniej godzinę – w obszarze o sporym zagrożeniu tak właśnie powinno się zwiedzać okoliczne tereny w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju nieprzyjaciół, a z racji, że tutejsi to prawdziwi Szkopi, pewne było, iż ich solidność i precyzja nie pozwoli im wyjść na patrol nawet minutę wcześniej. Rozkaz to rozkaz.

Ilu ich było? Dezerterzy nie mogli być pewni. AJ był przekonany, że dziewięciu, Goldstein upierał się przy ośmiu, Jack zakładał jedenastkę, Rumun zaś poprzestał na adekwatnym do sytuacji „w chuj”, przypominając sobie przy tym kawał o Diable i jego pytaniach wobec Niemca, Ruska i Polaka. Mimo że doskonale pasował do aktualnej sytuacji – zarówno politycznej, jak i tej w której znaleźli się nasi bohaterowie – nikt nie chciał wysłuchać tej na pewno niezwykle dowcipnej historyjki.

- Mamy jeszcze trzy kwadranse… Trzeba się będzie powoli decydować… - szepnął Biały, wskazując na zegarek. 21:15.

Ciekawe, co u Papieża

***
2012, 4 maja, Białoruś, las, około 750 metrów od bazy żołnierzy NATO o kodzie DTH-473, nieopodal zakamuflowanego
21:15


„Czy wyście do reszty ocipieli?” – te słowa jako ostatnie wypowiedział Olivier do reszty Dezerterów. No bo jak inaczej miał skomentować to, że gdy wóz został już obrzucony gałęziami w miarę możliwości (co, ze względu na oczojebność farb użytych do pomalowania pojazdu Disparu od początku uważał za pracę daremną) i wszyscy zbierali się do podejścia pod „wrogi” obóz Jack tak jakby od niechcenia rzucił, że przecież pojazd stoi 750 metrów od namiotów wroga. 750! Jeśli nie usłyszeli ryku silnika i radosnej krzątaniny dezerterów, to muszą być naprawdę głusi. Albo, jak to mówią w licznym kawałach, jak im się czegoś nie rozkaże, to nawet na to nie wpadną. Ale przecież nawet Fuhrer nie dawał rozkazu „SŁUCHAĆ!”…

Z jednej więc strony był totalnie w dupie, z drugiej zaś – jego kumple mieli jeszcze gorzej. Sprawdził dokładnie stan Papieża, jeszcze trochę przetrzyma, w akcie łaski wypuścił na zewnątrz pojmanego Ruska, przysiadł na leżącym nieopodal pniu i zapalił papierosa. Teraz to kwestia czekania. Zaraz będzie słyszał strzały. Zależnie od tego jak się skończą – cicho i profesjonalnie czy z głośnymi okrzykami Romanowa dotyczących matek pokonanych właśnie wrogów – będzie albo szykował ucieczkę, albo zastanawiał się jak tu zebrać Adama

- O kurwa, widzisz to!? – usłyszał nagle głos, gdzieś z lasu. Francuski. Akcent typowo belgijski. Spojrzał szybko na Rosjanina, to nie był on, zdecydowanie.

- Samochód… Niech to szlag… Jak ten buc Łaciaty czyta mapy!? – odezwał się drugi głos, łamana angielszczyzna, nie ma bata – jakiś Bałkańczyk.

- Cicho, kurwa, a jak ktoś tu jest poza Hansami…!? – rozległ się ponownie Belg.

Był. Był kurewsko zainteresowany tym, czyje to głosy. I chyba zamierzał to sprawdzić…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline