- W imieniu mego ojca, Księcia Sam Diego, Patricha McAlestera z klanu Ventrue, mogę wam zagwarantować bezpieczeństwo. Krwawe łowy na wasze głowy zostaną odwołane, a wam spokojnie będzie wolno opuścić te ziemie. - De La Mesas mówił spokojnie, jednakże nieco podniesionym i patetycznym tonem.
Lancaster przysłuchiwał się temu spokojnie dalej obchodząc pokój. Gdy Jesus skończył swą przemowę,zabrał głos. - Może i pierwszy raz słyszysz o demokracji w Camarilli. Może. Oczywiście mógłbym sam ustalić nową władzę w tym mieście, mógłbym. Mógłbym też pozostawić was na pastwę losu i przyglądać się co McAlester zrobi z wami. Mógłbym. Ale daję wam wolną rękę. Myślcie jednak szybko. Ja nie będę tu siedział wiecznie. - W tym samym czasie mały, czarny wieprzyk obwąchiwał wszystko i wszystkich. Był na tyle bezczelny by obsikać buty Hektora i Nico i zwiać zaraz za nogi swego pana. To była nie jako zemsta ze niemiłe potraktowanie go przez tych dwóch osobników. - Nie wiem, drogi Nosferacie. I chcę się tego dowiedzieć, gdyż Juan był moim przyjacielem. Zostanę tu tak długo, aż sprawa zostanie wyjaśniona. Podobnie jak sprawa łowców czarownic i tych morderstw, które ich tu ściągnęły. I tak długo będę was chronił. Tak długo też pozostanie tu gość domeny Juana, Jesus.
__________________ - I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.
"Rycerz cieni" Roger Zelazny |