Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-07-2009, 19:22   #128
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Właściwie nie było źle. Zmęczenie przeszło wraz z chęcią dalszego rzygania, a drobne ranki, otarcia oraz przeklęty bąbel na nodze jakby wyparowały. Miał tylko nadzieję, że zgodnie z przewidywaniami krasnoluda orkom zajmie dostanie się do nich sporo czasu. Zresztą, możliwe, ze wiedząc o tym w ogóle zrezygnują z kopania? A reszta? Miejmy nadzieję, że jastrząb Marty i nietoperz Erytrei ostrzegą nas.

~ Dziękuje Livio ~ pomyślał z wdzięcznością do kapłanki i tylko żal mu było rannej Arai. ~ Hm, może nabierze z czasem zaufania do kapłanki Selune, szczególnie, kiedy ją pozna osobiście. Wszak magia przywołania przywoływała istotę w całości, w ciele prawdziwym. Livia mogłaby więc przyjść, porozmawiać, uleczyć i … i nawet zrobić obiad! Mniam mniam ~ zaburczało mu w brzuchu tak, że aż było słychać.
- Zdrowy, wypoczęty i głodny – powiedział na głos. - To oznacza, że trzeba coś zmienić.
~ Wprawdzie
~ zastanowił się ~ pewnie Livia to artystka, która normalną pracą rąk jeszcze nie pokalała i gotować nie potrafi, ale cóż sam sobie poradzę, chyba, że ktoś będzie chciał jeszcze pomóc – spojrzał ukradkiem na pewną szczególną dziewczynę.

Rozejrzał się. Drewna w okolicy nie było, ale miał zapasy na taką ewentualność. W sumie naprawdę czuł się zadowolony. Niebezpieczeństwo orków zniknęło na jakiś czas, ból mięśni także, a zaraz będzie dobre jedzonko. Chciało mu się coś zaśpiewać, ale ocenił, że jego towarzysze nie wkurzają go aż tak, żeby robić im tak okrutnie na złość. Dlatego tylko zaczął podgwizdywać cicho piosenkę, którą usłyszał gdzieś w Cormyrze.

~ Tak ~ rozważał ~ najpierw ognisko, potem woda, potem jedzenie, a, i trzeba się ogolić i … no tak to też by się przydało, zwłaszcza po kąpieli w wodzie.

Gdzieś przy skale znalazł osłonięte miejsce na rozpalenie ognia, pomiędzy kilkoma dużymi kamieniami. Powoli wziął w rękę torbę i zaczął wyjmować:

1. Wiązkę drewna: tak, to się przyda najpierw.
- Pomógłby ktoś rozpalić? - zapytał. - Zawsze trochę ciepłego to miła sprawa.


2. Drewniany taboret, na którym rozwinął piękny obrusik w czerwone serduszka.
- Prezent od siostry – oznajmił.

3. Dzbanek z pięknymi, czerwonymi kwiatami, który ostrożnie położył na taborecie. Wprawdzie potrafił się na wyprawie obejść bez wygód, ale skoro można było sprawić sobie, i innym, trochę wygody, to niby dlaczego jej uniknąć

4. Kilka kubków dla całej drużyny.

5. Baryłkę: niedużą, bo tylko ok. 50iu litrów wody. Świeżej, bo nalewanej tuż przed wyruszeniem. Spodziewał się, że może się przydać w podziemiach, gdyby zabrakło napitku. W podziemiach wprawdzie nie byli, ale źródełka tam nie dostrzegł. Zapas baryłkowy był więc jak najbardziej na miejscu.

6. Czajnik, kiedy tylko ognisko rozpaliło się na tyle, że można było podgrzać wodę.
- Erytrea, masz może jakieś ziółka? Wiesz, mięta czy coś takiego. Jeżeli nie, pewnie będziemy musieli popić wody, ale cóż, zawsze to coś ciepłego na żołądku. A może ktoś inny ma? - zwrócił się do drużyny.

7. Trochę mięsa i suchary, którymi dzielił się z każdym, kto miał na to ochotę.
- Nie jestem specem od gotowania. Jeżeli ktoś się na tym zna, proszę bardzo, jeśli nie, proponuję rozgrzać kamienie i lekko podpiec na nich jedzenie.

8. Czystą bieliznę na zmianę. Właściwie, niby czemu miał siedzieć w przepoconych majtkach, skoro mógł ubrać czyste w ustronnym miejscu, co też z wielką przyjemnością zrobił. Tym akurat nie chwalił się specjalnie, bo trochę mu było głupio. Miał nadzieje, że inni nie widzieli, co wyciąga z torby.

9. Zwierciadło z pięknie wypolerowanej miedzi, znacznie bardziej przydatne w podróży niż szklane.

10. Brzytwę, gdyż zarost nieco go wkurzał. Wprawdzie, jakby było trzeba, … ale skoro nie było, to niby dlaczego miałby sobie odmówić golenia. Umył ręce i twarz twarz wodą z baryłki i powoli zaczął wygładzać ją ostrą stalą brzytwy.

11. Wreszcie zadowolony strzelił sobie łyk spirytusu z wyciągniętej na ostatku metalowej piersióweczki, który uprzednio zmieszał w kubku z wodą. Tak, na apetyt i dla kurażu.

Przypomniał mu się fragment ludowej piosenki z okolic Morza Spadających Gwiazd. Tak naprawdę, ponoć wcale nie była ludowa, tylko napisana przez jakiegoś kpiącego sobie barda, ale grunt, że przyjęła się wśród wolnych rolników Cormyru.

„Na grzyby - w aromatów pełen las,
Na grzyby – tutaj mech, a tutaj głaz,
Weźmy czegoś parę kropel
A na drzwiach wywieśmy o tem,
Że ruszyliśmy w sobotę,
bo powzięliśmy ochotę
Na grzyby - tu borowik a tam dzik,
dzik wściekły na mnie... ech... pociągnijmy sobie łyk
nie musimy dużo łykać by się przestać lękać dzika ...”

Podziałało, bo śladowa obawa przed orkami całkiem zniknęła.
- Zapraszam - uniósł flaszeczkę. - Wprawdzie tylko po łyku, bowiem w zasadzie to na rany, ale troszkę nie zawadzi.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 05-07-2009 o 19:27.
Kelly jest offline