Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-07-2009, 14:23   #26
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Samotność. Kiedy można być samemu ze sobą. Nie mam szansy na samotność. Jak widać, mi to nie przysługuje. Z lewej gadatliwy Acelon, z prawej Raelus, jak młodszy brat, a w ogródku delikatny (o zgrozo!) Grolmak. Dobrze, że nikt mi do głowy nie zagląda - ostatnia ostoja względnego spokoju.

- Dobrze, że tacy jak Grolmak jeszcze są, bo sami byśmy się pogrzebali. Nawet Horrorów nam do tego nie potrzeba. - skomentowała długą i przyjemną opowieść Acelona Tavarti.
Dotarli do willi Omasu, kiwnęła „ochroniarzom” w geście pożegnania i podążyła za krasnoludem w milczeniu.

Mogłam i spodziewałam się testu. Choć nie takiego. Teraz przynajmniej wiem, w jakich językach potrafię powiedzieć „nie”.

- Przyznaję Travarti, że... twój przypadek mnie zaciekawił.
- rzekł Omasu pomiędzy kolejnymi kęsami.- Amnezja, tajemniczy klejnot... znikające zwłoki. Zastanawia mnie, co sama o tym sądzisz i... co zamierzasz czynić dalej? Jaką przyszłość zamierzasz stworzyć dla siebie?

Upiła łyk wina, aby pozbierać myśli. Jego smak wskazywał, że to jedno z tych, na które przeciętny śmiertelnik może pozwolić sobie po pięciu latach morderczej pracy.
- Minął zaledwie dzień i jeszcze nie potrafię objąć wszystkiego myślą. - nieświadomie zaczęła bawić się nóżką kieliszka - Jednak czuję pod skórą, że cała ta sprawa ze znikającymi zwłokami to dopiero początek. Wszyscy pragną klejnotu. Obecnie jest on związany z moim wzorcem magicznym i nie mam zamiaru go nikomu oddawać. Aby go chronić i siebie zamierzam zostać adeptką. - uśmiechnęła się.

Thera. Brzmi jednocześnie tak znajomo i obco. Wszystko co mówi Omasu zdaje mi się tak nowe, nieznane. Jakby cały świat to pusta karta. W samym środku mała kropka - ja, niezaciemniona do końca, gdyż sama się nie poznaję i pustka naokoło. Do poznania, ponownego naniesienia, uzupełnienia.

Z trzech nazwisk jedno w końcu nabrało kształtu. Altea Rubaric. Tylko co z tego? Z pewnością nią JUŻ nie jestem. Jeśli kiedykolwiek byłam. Zresztą... Ta propozycja to nawet nie niebezpieczeństwo. To pewne zagrożenie. Jedno potknięcie, wahanie w głosie czy błędna odpowiedź na oczywiste pytanie i będę miała na pieńku z całym Domem Dziewięciu Klenotów. Z drugiej strony to może być jedyna szansa odkrycia czym jest mój mały obrońca.

- Muszę się przespać z twoją propozycją, Omasu. Tylko ja o rodzinie tej dziewczyny nic nie wiem. Co jeśli zadadzą mi pytanie, na które odpowiedź powinnam znać, a ja się pomylę?

Obsydianin milczał przez chwilę, zanim rzekł.- Powiedziałem im, iż wypadek mocno nadwyrężył, i twe ciało i umysł.
Następnie spojrzał na dziewczynę dodając.- Nie ukrywam, iż to trudne i niebezpieczne zadanie. I składam je na barki kobiety, która niedawno uniknęła śmierci. Masz prawo się nie zgodzić. Nie zdziwiłbym się, gdybyś się nie zgodziła.

- Jutro dam ci odpowiedź - skłoniła się - Dziękuję bardzo za całą twoją dobroć.
Omasu skłonił się lekko w odpowiedzi dodając.- Nie musisz za nic dziękować, naprawdę.

Tavarti opuściła dom obsydianina pogrążona w myślach. Nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Wtedy broszka zaczęła drżeć.

Niemożliwe. Znowu?

- Stań za nami i na Pasje... Nie uciekaj. Możliwe, że w okolicy czai się ich więcej. - powiedział Ace sięgając po broń.
- Nie jestem przekon...- zaczęła oponować, ale nikt już nie zwracał na jej słowa uwagi.

Martwiaki? Ożywieńcy. Jak tamten na statku. Czy mogą mieć coś wspólnego?

- Raelus! - wrzasnęła, a klejnot pod pasem rozgrzał się. Do tej pory miękkie kolana, już miały zadziałać jak sprężyny ożywione adrenaliną.
- Tavarti nie narażaj się.- wtedy pojawił się Druss.

Teraz wiem, co miał na myśli „chronimy”. Kamień spadł mi z serca, kiedy się pojawił. Dzięki Wam, Pasje.

Kiedy już było po wszystkim, powiedziała:
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że cię widzę Drussie. - założyła pasma włosów, które wysupłały się z warkocza, za ucho. - Dziękuję.
Troll podrapał się nerwowo po policzku, uśmiechając się niepewnie i dodając.- My Wróżbici musimy trzymać się razem, prawda?
A przyglądający się temu Ace, wzruszył ramionami.- Ciekawe więc, do czego ja jestem tobie potrzebny Tavarti.
- Dbam, żeby twój miecz nie zardzewiał, a mięśnie nie zwiędły.
- poklepała pocieszająco towarzysza, puszczając do niego oko.

Dobrze, zapomniałam do tej trójki dodać jeszcze Drussa i Ghertona. Łącznie już jest sześciu tych, którzy trzymają nade mną pieczę. Chociaż nie, Omasu też się liczy. Komfortowe warunki. Jak ja się im kiedykolwiek odwdzięczę?

Powłócząc nogami weszła do garderoby Damarri. Szczelnie zamknęła za sobą drzwi. Nie miała siły zripostować wstawionej orczycy. Podeszła do uzdrowicielki i opadła na podłogę, chowając twarz w jej ramieniu.
- Mogłaś mi zostawić kilka łyków, a wypiłaś wszystko. - wyszemrała spod zasłony włosów.
- Coś się stało? - Damarri uniosła się na łokciach.

Tavarti nie wytrzymała. Łzy same się potoczyły po jej policzkach. Rozkleiła się jak dziecko. Pomiędzy nieudolną próbą wytarcia mokrych oczu w rękawy, opowiedziała orczycy wszystko. Że Raelus został ranny, bo zaatakowały ich potwory. Że Omasu zaproponował jej udawanie Altei Rubaric - członka bogatej rodziny handlowej - przed przedstawicielami Domu Dziewięciu Klejnotów i wyciągnięcie od nich informacji, tylko że się boi. Że ściąga na wszystkich dokoła niebezpieczeństwo. Że ciągle ktoś w jej pobliżu zostaje ranny - wczoraj orczyca, dzisiaj Raelus, co będzie jutro? Po czym streściła swoją wizję, rozmowę z Ghertonem i dodała, że jutro ma pierwsze zajęcia jako adeptka. Że to ją przerasta.

Damarri gdzieś na początku wynurzeń na wpół składnych wzięła dziewczynę w ramiona i uspokajająco gładziła ją po głowie.
- No już, już...- mruczała Damarri przyciskając głowę Tavarti do swej nagiej piersi.- Nie bój się, jestem przy tobie. Nie jesteś sama, masz przyjaciół, masz mnie. Pomożemy ci w dźwiganiu twego ciężaru.
Dłoń orczycy pieszczotliwie przesuwała się włosach dziewczyny, jakby była małą dziewczynką w objęciach matki.
Tavarti chlipała cicho. Łamanym haustem nabrała powietrza w płuca.
- Już mi lepiej. - wysunęła się z objęć orczycy, aby zdjąć płaszcz. - A teraz mnie pociesz.
Zarzuciła ramiona na szyję uzdrowicielki i pocałowała ją namiętnie. Potrzebowała zapomnienia. Choć na kilka chwil. Albo takiego do rana.
Damarri nie dała się długo prosić... Jej dłonie energicznie oplotły dziewczynę, zsuwając się do jej intymnych miejsc i zdejmując szaty Tavarti.
Gdzieś pomiędzy jednym a drugim pocałunkiem orczyca zaczęła marudzić.- Następnym razem, to ty będziesz naga i będziesz mnie rozbierać.
- Nie ma sprawy. Trzeba ciągle próbować czegoś nowego.

Po chwili dwa nagie ciała splotły się miłosnym uścisku, pośród porozrzucanych ubrań Tavarti. I rozpoczęła noc igraszek trwająca, aż do rana...

Niestety w garderobie ciężko było stwierdzić, kiedy to rano już przyszło. Chociaż z drugiej strony, kiedy ma się taki budzik...
- Wstawaj śpiochu. - Damarri poklepała Tavarti po pośladku, który prezentował się smakowicie z pomiędzy koca.
- Jeszcze pięć minut... - zamruczała sennie dziewczyna odwracając się na drugi bok.
- Nie masz czegoś w planie? Jakieś spotkanie, może?

Gherton!

Tavarti usiadła, jakby jej ktoś w plecy przyłożył.
- Spóźnię się! - jak oparzona wyskoczyła z betów i w kilka chwil już była ubrana.
- Masz jeszcze trochę czasu na śniadanie. - wesoły śmiech odprowadził dziewczynę korytarzem. Kiedy już się rozpędziła, nie potrafiła się zatrzymać. Minęła jak strzała zaskoczonego Ace’a, który krzyknął coś do niej. Ale jego krzyków już nie usłyszała. Wypadła przed Ognistego Jaszczura, gdzie światło poranka aż ją zamroczyło. Zatoczyła się na stoisko ze świeżym pieczywem. Kupiła kilka bułek, właściwie tylko po to, aby znów widzieć i ruszyła przepychając się przez tłum nad kanał, gdzie czekał pewnie na nią Wróżbita.

Że też ja zawsze muszę zas...


- Mięczak!
- Głupek!
- Niedojda!

W zaułku kilka starszych dzieci szturchało jakiegoś chłopaka. Wszystkie tak samo brudne i wytarmoszone, w przykrótkich ubrankach. Tavarti już miała ruszyć dalej, ale zdała sobie sprawę, że to ten sam dzieciak, co go poprzednio dokarmiła. Tej jasnej czupryny nie da się pomylić. Westchnęła. Skoro miała jeszcze trochę czasu na śniadanie, to i na to też się znajdzie.
- Ej, co robicie!? - wpadła między dzieciaki roztrącając je na boki. - Mało macie problemów, to jeszcze sami sobie dokładacie?
- A ty co?
- jakiś odważny 14-latek zadarł wysoko nos. - Co ci do naszych spraw?
Z kieszeni wyciągnęła kilka drobnych monet i dziękowała pasjom, że mieszek schowała pod tuniką w okolicy biustu, bo już by ją obrobili.
- Właściwie tylko tyle. - rzuciła pieniądze pod nogi, dzieciaki wszystkie na raz postanowiły je pozbierać. Ona złapała w pół blondynka, zarzuciła sobie go na bark i ruszyła truchtem w stronę rzeki.
Chłopiec najpierw zdębiał, a potem zaczął kopać i walić małymi wychudzonymi piąstkami w jej plecy. Jednak nie krzyczał.
- No już, bo mi płuca odbijesz. Już cię stawiam. - postawiła go na ziemi, a kiedy chciał dać drapaka, złapała go jeszcze za rękaw i wepchnęła w dłoń bułkę. - Dam ci dobrą radę, trzymaj się od tamtych gnojków z daleka, bo sprowadzą na ciebie kłopoty. Jakbyś był głodny to pytaj o Tavarti pod Ognistym Jaszczurem, tylko nie daj się tam zdeptać.

Dzieciak bez słowa puścił się biegiem, znikając za najbliższym zakrętem. Nie wierzyła, że skorzysta z oferty. Właściwie powiedziała to w przypływie współczucia. Coś ją podkusiło, bo przecież już jednego dzieciaka pod opieką ma. Raelus idealnie nadawał się na "pieska", którego trzeba sobie wychować. A teraz jeszcze temu chciała "pomóc". Uderzyła ją jednak nie jej własna głupota, a coś zupełnie innego.

Dziwne. Nie krzyczał, nie bronił się ciętą ripostą, nie rzucił we mnie obelgami, że go tak "uprowadziłam". Jak się zastanowię, nie słyszałam od niego ani jednego słowa. Tylko rzuca mi te spojrzenia spode łba. Może niemowa? Zresztą nieważne.


Też ruszyła biegiem, żeby już nie spóźnić się bardziej, niż wypada.
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline