-Nie mówiłem, że bym go zostawił... - mówi Paweł, spogladając ponuro na Amelię. Nie lubił jej. Krzykliwa, mało...hmm...stabilna? W dodatku lubi zakładać wszystko z góry. Mało przydatni są tacy ludzie tutaj, kiedy jest tyle stresu...
-I tak wszyscy możemy zginąć, jak nie z głodu, to od poniemieckiej miny. - dodaje ponuro, uśmiechając się sarkastycznie.
-Kto wie? Może ten człowiek pilotując uratował nam życia? Może dzięki niemu nie rozbiliśmy się na pełnym morzu, albo nie wryliśmy się prosto w ziemię? - mówiąc to, odwraca wzrok i wbija go gdzieś w dal, w nadchodzące ,ciemne chmury.
"Za to teraz męczymy się gdzieś na pieprzonej wysepce"
-Zresztą skoro Andrzej mówi, że on się nie obudzi, to po co przyspieszać jego śmierć przenosząc go? Co najwyżej możemy zrobić dla niego jakąs kryjówkę - ale i tak nie dożyje ranka. - z rezygnacją wodzi po wszystkich zamglonym ze zmęczenia wzrokiem.
-Nie wiem jak wy, ale ja jestem zmęczony. A jeśli zaraz nie schronimy się gdzieś, to będę także przemoczony. A teraz dość pieprzenia, po prostu weźmy najpotrzebniejsze rzeczy. - odwracam się w stronę kupki złomu, który niegdyś był częścią samolotu i zaczynam ją przeczesywać.
-Nie marnujcie czasu. Lepiej szybko ruszajmy. - "Albo od razu się zabijmy..." - mówię, nadal odwrócony do żelastwa.
[user=170,532] Przeszukuję kawałki blach i innego śmiecia w poszukiwaniu równej, nieprzemakalnej powierzchni, na tyle dużej, by móc zrobić z niego naczynie na deszczówkę, lub "skraplacz".[/user]
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die." |