Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2009, 10:11   #490
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Biegł. W ręce trzymał już fiolkę z oliwą. Ten dziwny płyn, wydobywany w sklepach z zaopatrzeniem - jak to sądził niziołek - miał pewną właściwość. Bardzo dobrze się palił. I jeszcze lepiej palił się gdy obleje się nim przeciwnika. Jednak bogowie nie sprzyjali łotrzykowi. Gdy ten wziął zamach, promyk słońca dzielnie przebijający się przez czarne i zanikające już chmury oślepił go na moment. Butelka nie trafiła.

Jednak Milo nie toczył tej batalii sam. Jego przyjaciele kupą rzucili się na nieumarlaka. Ten zaś szybko został otoczony. Nie miał szans. Musiał zginąć. A najgorsze było to, że on o tym wiedział i chciał odejść w wielkim stylu.

Wysadził się.

Było to coś czego mały niziołek nie był w stanie zrozumieć. Słyszał kiedyś o pewnym umierającym krasnoludzie, który to zdetonował przy sobie beczkę prochu by zabrać ze sobą drowa na tamten świat, ale brał takie opowiastki za bajkę. Sam by wolał uciec, teleportować się lub ostatecznie poddać się. ale wysadzić się?

Ogień pochłonął, oprócz lisza, czterech poszukiwaczy przygód. Łotrzyk cudem odskoczył w ostatniej chwili, ratując sobie tym życie. Bo było to jedyne co potrafił. Ratować sobie życie. Widząc przez te ostatnie dni Siabo, Lunę i Severa zazdrościł im. Chciałby czasem tak pomóc innym. Ale niestety był bezsilny.

To był koniec. Koniec grobczyka i koniec walki. Ale również koniec łowcy i maga. Piekielny ogień pochłonął ich na zawsze, oddając jedynie puste ciała. Wszechobecna śmierć zbierała swe żniwo. Miała dzisiaj pełne ręce roboty. Ona nigdy nie czeka. Ona nigdy nie zawodzi. Jako jedyna jest pewna.

To był koniec ich misji w Rath.

Niziołek upadł na kolana. Smętnie rozejrzał się dookoła. Pełno trupów i krwi. Wszechogarniający smród zagłady przyprawiał go o dreszcze. Wysysał z sił. Jeszcze nigdy wcześniej nie brał udziału w takiej walce. Czy był teraz szczęśliwszy? Definitywnie nie. Naprawdę wolał czystą robotę.



Czas spędzony w świątyni nie należał do przyjemnych. Wszyscy opłakiwali zmarłych. Nikt się nie śmiał... może oprócz radosnego okrzyku Wakasha po stwierdzeniu Luny "Przeżyliśmy". Milo nawet nie zwrócił na to uwagi. Siedział przy stole pijąc smętnie ze swego kubka. Humor mu nie dopisywał.
Trza będzie już wyruszyć w podróż. Nie mogę tu tak dłużej siedzieć. Ta atmosfera mnie przytłacza. Muszę... Ich opuścić. to przeze mnie Sever o mało nie zginął, a gdybym nie ranił tego babsztyla lisz by się nie wnerwił i może Siabo i Blajndo by żył? Sprowadzam na nich nieszczęście. To moja wina. Trza ich chronić... Zresztą to miejsce przypomina mi o śmierci... Może jakieś cieplejsze klimaty? Calimport? Ech... Myśli głębiły mu się w głowie wybijając nie równe tempo. Pierś go bolała po błyskawicy, a plecy i du... pośladki od upadku. Ale ten ból przeminie. Tylko ten...

Z zadumy wyrwały go słowa siedzącego obok Yona.
- Co byś powiedział na to, by wybrać się do zamku nieświętej pamięci barona? - Wyszeptał cichutko prawie do ucha malucha. Twarz malucha rozjaśniła się na moment. - Warto by powetować sobie poniesione straty...

- Nawet nie próbujcie się tam wybrać beze mnie - wtrącił równie cicho niedawno poznany handlarz różnościami.

- Ech fanowie, czy to nie za wcześnie? - odpowiedział cichutko i zrobił lekko surową minę jakby karcił dziecko jedzące zbyt dużo słodyczy, a widział tą minę wiele razy. Dziadek nie pozwalał mu się objadać - Foczekajmy do wieczora, aż się ściemni. Z końmi, za bramą... Tylko my. - spojrzał w oczy dwóch kompanów po fachu i uśmiechnął się mimowolnie. Czarne myśli odpełzły jak burzowe chmury nad Rath. Jego podróż mogła poczekać.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline