Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-07-2009, 19:00   #99
Lunar
 
Lunar's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumnyLunar ma z czego być dumny

Siergiej Bielyj

Skończyło się. Skończył się cybernetyczny zen. Astarota. Płynny umysł. Podróż do samadhi. Pierdolone wschodnie wawawadźstra. Obraz się zamazywał. Odchodził.

- Ja płonę! - wypadł i z łoskotem uderzył w ścianę, przy nieprzyjemnym odgłosie obijania ludzkiego ciała tępym narzędziem. - kurwa, gdzie, co, płone, ech, ach.. - łapał oddech. Nic nie było sobą po przebudzeniu. Ból żołądka z obu stron. Wklęsłe brzucho i obolałe plecy.
Ravna tu była.
- Ty.. ty mnie nie parzysz - spojrzał na nią.
Bezgłośne "nie". Tylko poruszyła ustami i pokręciła głową i czekała jedynie, z czym Sieroża nowym i dziwnym wyskoczy. Jakby stał się dość niepoczytalny, by stanowić zagrożenie.
- Co ty tu.. - spojrzał na rozbebeszone łóżko, otwarte na oścież drzwi, światło korytarza - ..to mój pokój. - odparł głosem niedowierzania.
- to Mój pokój - zaznaczył pewnie ten fakt.
- Drzwi były otwarte.
- Drzwi? Nie. Kłamstwo. Drzwi! Nieprawda. Wszystko nieprawda. Drzwi! Prawda. Nie! - wyciągnął dłoń w jej stronę, grożąc palcem jak rodzic dziecku - naruszasz moją prywatność. Teraz ty..
- Wet za wet. Ale ja nie tykałam twoich myśli. - Ravna wstała z podłogi i sięgła po swoje buty.
- Dotknęłaś. - przyłożył dłonie do twarzy i odgarnął włosy z donośnym westchnięciem. - Czego tu chcesz? Mów szybko.
- Chciałam prosić, żebyś ze mną poszedł. Za jezioro. Do wilków. - odparła krótko ot tak sobie, jakby mówiła o wojnie i końcu świata między przegryzaniem bułki, a popijaniem mlekiem.
- Aureliusz poszedł paktować, nasz dumny przywódca. - zdążyła usprawiedliwić.
- Jezioro? - usiadł na łóżku i sięgnął po spodnie, które zaczął gwałtownie na siebie zakładać. - Po cholere tam wracać? - codzienna poranna czynność przyciągała do rzeczywistości, pozwalając się wybudzać ze stanu przebudzenia.
- Bo go ubiją, Sieroża. - po chwili dodała -To zły moment, ale nie chciał poczekać.
-A istnieje dobry moment?
- Wydaje mu się, że cały świat leży pokotem u jego nóg. A ja ani nie nadążę za nim na piechotę, ani nie powtorzę sztuki, której ty dokonałeś z oficerem.
- Rzekłbym, że duchy ukarzą głupotę. - mruknął cicho.
- A on będzie martwy.
- Boję się tego miejsca. Tego jeziora. - odparł krótko. Poczęły trzęść mu się lekko ręce, a tuszując ten fakt sięgnął po koszulę. - Co w nim jest?
- Nie. Nie odpowiadaj. Pewnie nie chcę wiedzieć. - wyprzedził odpowieedź.
- Widziałam odbicie piekła mojego ludu. I też się boję. Ale pójdę. Wbrew woli Aureliusza, bo mi zabronił. Z tobą, jeśli się zgodzisz. Sama, jeśli będę musiała.
- Do Grobu.. ty mnie wprowadzisz, dziewczyno. - odparł gbursko z niechęcią, acz było już za późno. Miał na sobie marynarkę i wiązał krawat w odbicie wypucowanych kafelków Dziedziny. - Ale z tobą pójdę. Musimy się wtedy spieszyć. Tym razem... będziemy ostrożniejsi.
Ravna momentalnie przewróciła się na plecy na łóżku i zaczęła wciągać buty.
- Aureliusz pewnie nie poszedł na piechotę przez zaspy. Potrafisz go wyśledzić?
- To będzie już prostsze. Musimy jednak opuścić Dziedzinę.
- Wiesz, że jeśli wilki nas znajdą, to pewnie zabiją?
- Jeśli to prawda, te wszystkie opowieści, to być może w okolicy znajduje się caern, czy inne podobne miejsce. Cóż. Jeśli zabiją mistrza, to nic po nas.
Po chwili zastanowił się już nad postępowaniem w tej sytuacji.
- Mamy jakiś przedmiot Mistrza? Pomoże mi to go odnaleźć. Trzeba się dostać do jego pokoju.. choć jego włos wystarczy.
- To chodźmy. I dziękuję.
Tak popularna i ulotna rzecz jak włos został łatwo odnaleziony na obradowym siedzeniu Aureuliusza. I nawet razem z kawalkiem wytartym z rękawiczki mistrza.



* * *

- Znakomicie. - przemówił Siergiej po długim milczeniu podczas poszukiwań - Wyłazimy młoda damo.
Opuszczanie tej Dziedziny było przeżyciem. Niczym nieuchwtnym i nasycającym. Po prostu.. czujesz jak coś z ciebie schodzi. Takie masz uczucie. Taką masz nadzieję. Jak w przypadku choroby, kiedy wciąż masz nadzieję, że jest jeszcze jedno nieodkryte lekarstwo. Każdy inny stan jest strachem równym potępieniu.
- Rób, co uważasz za słuszne. - tymi słowami całkowicie złożyła swoje zaufanie w Sieroży. Ta rzecz już nie była mu obca. Przekraczał ograniczenia odległości niejednokrotnie wędrując myślami hen hen daleko ponad możliwościami i wszechświatami.
Ravna stała i patrzyła jedynie. Milcząco nie przeszkadzając w rzeczy prostej, acz wymagającej nieco skupienia.
Siergiej wyjął z kieszeni płaski GPS, który powoli budził się z letargu odizolowanej Dziedziny. Już po chwili połączył się z ogólnoświatową siecią. - Sokole Oko czuwa Mistrzu. - W dłoni zacisnął zebrane kilkadziesiąt włosków maga ukrywającego swój wiek wyrafinowanymi sztuczkami witalnymi.
Obecna przy działaniu Ravna również dostrzegła to, gdzie sięgał wzrokiem Sieroża. Wizerunek był jakby czymś więcej, niż udostępnionym, czy też raczej wykradzionym ogólnym spojrzeniem z orbitalnego nieboskłonu.

"Mistrz Aureliusz siedział jak gdyby nic na kamieniu. Opatulony w swój płaszcz, pochylił się do przodu i oparł dłonie o swą laskę. Zamyślony, lekko trząsł się z zimna. Nie padał śnieg, a na mistrza zdawały się łupać co jakiś czas wielgachne sosny"

- Skontaktować się z nim? - zapytał w końcu przerywając ciszę. Był jednak wyjątkowo cicho jakby obawiając się, że obraz z Mistrzem wzruszy się pod tą zmianą. Że być może go nawet usłyszy.
- Nie. - odparła ostro i zdecydowanie miodoskóra dziewczyna.
- Co stało się z mistrzem? Mieliście kłótnię?
- Nie kłótnię. Raczej głęboką różnicę poglądów.
- Mhm.. - nie wnikał - Jak się teraz tam dostaniemy?
- Pytanie, czy musimy?
- To ty mnie tu wyciągnęłaś. - wyrzucił zaskoczony pytinem Siergiej.
- Będziemy w stanie go słyszeć? Będziesz potrafił go w razie czego ściagnąć tutaj?
Siergiej pomachał ponuro głową. - To.. bardzo trudne. Zwłaszcza jeśli będzie się opierał. W dodatku ostatecznie nas to zdradzi.
- Jak szybko jesteśmy w stanie tam przejść? Czy w ogóle jesteśmy?
- To z półtora kilometra. - odparł krótko i wciąż zamyślony spoglądał w kierunku ośnieżonych sosen.

Dziwne widmo tkwiło nad światem. Śnieżyca, jak nazywał w głębi serca białe lasy, była dla Sieroży innym, czystszym doświadczeniem, niż sterylne wynaturzenie snu. Snu, który nie bierze pod uwagę zarazków i błota lgnącego do butów. Czy wolał sen, czy jawę? Ciężko rzec.
Z takim wyborem wiązało się wszystko.
I nic.

Zaspy prowadziły wkrótce do rzeczywistego świata. Tego, który się nie zmieniał.

 
Lunar jest offline