Vox populi, vox amentiae Seamus przyglądał się w skupieniu swoim "towarzyszom broni". Tuż przed chwilą postąpił krok w stronę Hektora, by zabrać mu broń. Na szczęście ten uspokoił się i schował pistolet. Rzucił spojrzenie na Damiana, który wydawał się jak na razie najchłodniej myślącym, poza archontem i Irlandczykiem, wampirem w pomieszczeniu. Reszta wyglądała na stado owieczek, które wilki właśnie uprzejmie zaprosiły na kolację. Część nawet kłóciła się, w jakim sosie chce zostać podana.
No cóż, przynajmniej wiedział, że nie tylko on lubił od czasu do czasu zagrać w karty. Wyciągnął z kieszeni własną talię i zaczął tasować ją jedną ręką. Obserwował reakcję drugiego potencjalnego gracza. Noc zaczynała się powoli kształtować. Partyjka to było to, co pozwoliło by mu się odprężyć. Może się uda.
W międzyczasie kłótnie przerwał pojednawczy kobiecy głos. Natychmiast przeniówsł na nią wzrok i uwagę, ale ręce nadal mechanicznie przekładały karty. Słuchał co ślicznotka ma do powiedzenia. Odczekał chwilę, aby cisza podkreśliła to co ma do powiedzenia.
- Po pierwsze, to czy winny jest w tym pokoju,czy nie, nie ma większego znaczenia dla całej masy osób, których w tym pomieszczeniu nie ma.- Jego oczy skierowały się na karciarza- One uznają to co będą chciały i podejmą takie kroki jakie im będzie wygodnie. Na własnej skórze przekonałem się, że zasada domniemania niewinności nie istnieje w Rodzinie. Mamy dobę zanim wieści o bezkrólewiu się rozniosą i sępy zaczną krążyć. Zgadzam się więc z pani sugestią, -skłonił głową swojej przedmówczyni, po czym obrócił się w stronę archonta - by wprowadzić tymczasową regenturę i jako władcę obsadzić pana Lancastera. Jednakże sądzę, że jutro o tej porze musimy dokonać wyboru i stać za nim murem, kiedy zacznie robić się gorąco. Po drugie, jak już zostało wspomniane, oddanie się pod panowanie ojca obecnego tu de la Mesas nie wchodzi w rachubę, ze względu na ogólny brak wzajemnej sympatii. Delikatnie rzecz biorąc. Nie ukrywam, że znamy się słabo, albo w zasadzie wogóle, w związku z czym wybór jest w pewnym sensie loterią opartą na pozorach. Rodzajem uproszczonej ruletki, w której jak zwykle wygrywa bank. Nie znany nam bank, który zebrał już należne sobie zyski z osób, które zasiadały przy tym stole. I jeżeli jutro nie wybierzemy konia, że pozostanę przy hazardzie, na którego wszyscy postawimy, to w przeciągu miesiąca zostanie z nas niewiele więcej. Sugeruję zakończyć na dziś wszelkie spory i spędzić resztę nocy hedonistycznie celebrując kolejne okrążenie Słońca. Kto wie kiedy, jeśli w ogóle, będzie nam dane cieszyć się czymkolwiek ponownie.
Irlandczyk odetchnął głęboko i podszedł do jednego z krzeseł przy stole. Przyglądając się kupce popiołu spoczywającej na obiciu sięgnął po serwetkę. Jednym szybkim i bezceremonialnym ruchem przechylił krzesło zsypując popioły na podłogę, strzepnął serwetkę i przykrył nią krzesło.
- Żeby rozwiać wszystkie wątpliwości. Jesteśmy tu sami sobie. Nikt nam nie pomoże. Zdecydowana większość będzie chciała nam dokopać, pozostali wykorzystać. Pamiętajcie o tym stawiając zakłady. A skoro jesteśmy przy zabawie - czy ktoś ma ochotę na partyjkę pokera? - Seamus rzucił dość znaczące spojrzenia karciarzowi i Damianowi.
__________________ Księciu nigdy nie powinno brakować powodów, by złamać daną obietnicę. |