- Juostaaaaaa! - wrzask zdziera gardło.
Morze rogów, sierści i obłych boków. Risten Turi otwiera zagrodę.
- Juostaaaa! - wrzeszczą po drugiej stronie doliny.
- Juostaaaaa! - Ravna odpycha się kijkami. Narty suną po śniegu. Mięśnie omdlewają. Ale czwórka renów wraca do fali płynącej do zagrody.
- Juosta... - Ravnie zasycha w gardle od pędu. Odpina w biegu narty i biegnie. Ziemia drży od setek kopyt. Ravna podrywa barwioną na czerwono skórę. Za szybko. Koniec zrywa się z bramy zagrody i opada na śnieg.
- Juosta! - piskliwy głos młodszego brata, który powinien zostać w domu, ale nie posłuchał, bo nigdy nie słuchał. Toczy się po śniegu, mała, futrzana kulka z pyzatą twarzą. Zbyt mały, żeby pędzące reny uznały go za przeszkodę. Ravna wrzeszczy. A Bierra podrywa w biegu kijek porzucony przez siostrę, nadziewa na niego czerwoną skórę i triumfalnie unosi do góry. Reny wpływają do zagrody długo falą i rozlewają się po jej brzegi.
- Juosta... - szepce Nilpa na końcu doliny, ale Ravna doskonale go słyszy. Stary noaidi z rozłożonymi ramionami wchodzi w stado. Jego dłonie muskają ciepłe boki.
Juostaa. Bo jest jeden duch, która porusza wiele ciał. Juostaa. Biegnij, bo ja biegnę. Będę iść, bo ty idziesz i idą ci przed nami i za nami. Staniesz, gdy ja ustanę i gdy oni wstrzymają bieg.
***
Ravnie było głupio. Zwyczajnie, dogłębnie, do samej istoty głupio. Oczekiwała, że Sieroża rozstrzela ją serią pytań, odmówi, a w międzyczasie wyśmieje. I po raz kolejny oceniła Rosjanina zbyt nisko.
Bo Sieroża nawet się za bardzo nie zastanawiał i poszedł.
"Jousta. Idę, bo ty idziesz".
"Niech to szlaaaaag. Powinnam się od niego uczyć".
Brnęła za Siergiejem w zaspie. Odpowiadało jej to miejsce w szeregu. Nigdy nie chciała być na przedzie. Rosjanin rozgarniał ramionami śnieg i zdawał się płynąć we wszechobecnej zimie. Ravnie było żal. Sieroży, który tak bezwiednie, z pewnym zrezygnowaniem, szedł tam gdzie kryło się coś, czego się bał. Bo go do tego popchnęła. Roberta, który szukał zagubionych magów i był na tej drodze sam. Aureliusza z jego dumą i próżnością, która mogła go zgubić.
"Jakby nas ktoś zebrał w garść i rozrzucił bezładnie. Joustaaaa, do cholery! Zanim gardła zedrą się do krwi".
Upchnęła rękawy kolorowego swetra pod kożuchem i obmazała śniegiem różnobarwne hafty. Niebieskie rękawice wrzuciła do dziupli mijanego drzewa. Przeszperała dłonią w chrzęszczących kamieniach w kieszeni.
"Cichooo... moje kroki przy mnie. Jego kroki przy nim. Cisza. Tylko śnieg obsypuje się z gałęzi".
Siergiej zatrzymał się przy obalonej sośnie i czekał. Dobrnęła do niego.
- Hm?
- Zimno - szepnęła, wsuwając dłoń między guziki kożucha. Ciepły woreczek zawieszony na rzemyku na szyi wsunął się w jej rękę. Brwi Siergieja pokrył szron.
Zmarzł. Powinien się wyspać. Najeść. Odpocząć. I psuła mu się górna lewa czwórka.
"I tylko oszukuję jego zmęczenie.Swoje własne też".
Odwrócił się, zanim zdążyła zapytać. "Najwyżej znowu powyrzucamy sobie dotykanie swojej prywatności... Ciepło... i wcale nie jesteś zmęczony. Co to dla nas taki spacer po zaspach. Obydwoje jesteśmy ludźmi zimy. Możemy to robić codziennie".
***
Sieroża przyłożył dłoń do ust. I pokazał palcem Aureliusza, który w nader swobodnej pozie opierał się o pękniętą od mrozu topolę. Ravna kiwnęła głową i wskazała palcem na skraj polany, gdzie korzenie padłego dębu utworzyły nader dogodny wykrot, obrośnięty młodymi drzewkami.
"Kurwa, czy ktoś to kręci? Śledzimy i zamierzamy podsłuchiwać naszego hermetycznego mistrza. Czy jesteśmy w ukrytej kamerze? Czy mogę pozdrowić rodzinę?".
Jeśli tak, to Sieroża wypadł wyjątkowo filmowo i zręcznie. Ostrożnie doczołgał się do wykrotu, popatrzył między korzeniami, skąd miał lepszy ogląd na poczynania Aureliusza i skinął Ravnie ręką. Wczołgała się obok niego i również zerknęła między korzeniami.
Aureliusz oglądał swoje paznokcie.
Dotknęła ramienia Sieroży i przyłożyła palec do ust, kiedy na nią spojrzał. Skinął głową ze zrozumieniem i Ravna zdjęła czar, który tłumił odgłos ich kroków.
"Leżymy. Nie mówimy. Nie poruszamy się. Nie usłyszą nas."
"Ale zaraz przyjdą wilki. A one mogą nas wyczuć".
Wykręciła rękę i wsunęła dłoń do kieszeni, w poszukiwaniu okrągłego kształtu kamiennego wisiorka.
"Nic nie poczują"
Przysunęła się ostrożnie i cicho bliżej Sieroży. Mniejszy obszar łatwiej chronić.
"Teraz."
"Jak nas znajdą... będziemy mieć naprawdę przesrane."