WÄ…tek: Na Ratunek! (+18)
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2009, 01:07   #125
hija
 
hija's Avatar
 
Reputacja: 1 hija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodniehija jest jak niezastąpione światło przewodnie
w kooperacji z marrrtem

Zaproszenie od baroneta przyjęła z ulgą. I to, musiała przyznać, wcale niemałą. Atmosfera w wiejskiej rezydencji earla Ross robiła się coraz mniej przyjemna. Niczym zamknięte w klatce zwierzątka, zaczęli się nawzajem podgryzać. Ostra wymiana zdań między Sharpem a Windermarem była tylko jedną z wielu łyżek dziegciu, które bezustannie dolewali do beczki miodu, którą mogłyby by te wakacje w Dawenvill być.
Inną, niezmiernie martwiącą Adę kwestią było zachowanie Olimpii. Dziewczynie najwyraźniej odbijało, a ona nie mogła nic z tym zrobić. Artystyczna natura Grisi w otoczeniu szepczących trwożliwie o elfach wariatów stała się trudnym do poskromienia potworem. Nawet bez celowania do siebie nawzajem broni palnej, sytuacja była wystarczająco napięta. Martwiła się o przyjaciółkę, która postanowiła porzucić jakiekolwiek pozory racjonalności.

Wyjazd do Oakham jawił się w tym świetle jak łyk wody po długiej wędrówce przez zlaną skwarem łąkę. Ada tęskniła za Londynem i wszystkimi udogodnieniami, jakie niosło ze sobą życie w tym na wskroś śmierdzącym mieście.
Czuła także, że aby nie poddać się zbiorowej elfiej histerii, powinna się; choćby na trochę; oddalić od jej źródła. Rozsądek, jedyna rzecz, na której Ada zwykła bez względu na okoliczności polegać, okazał się być niewystarczającym, aby uspokoić całe rozemocjonowane towarzystwo. Wściekała się poza tym, że wciąż nie potrafi ogarnąć całości obrazka. Części układanki, które wpadały jej w ręce, nijak pasowały do reszty. Cały ten rytuał, choć początkowo wydawał jej się kompletną bzdurą, teraz miał sens. Choćby ten jeden, jedyny – jeśli nie wyjdzie, będzie on jednoznacznym dowodem na to, że po prostu powariowali.

*

Im bliżej Oakham się znajdowali, tym trudniej było jej ukryć, jak duże wrażenie zrobiło na niej to przypadkowe spotkanie z szalonym bratem Fellowa. Umilkła zastanawiając się nad jego słowami. Przez moment nawet przyszło jej do głowy, że może Dawenvill leży w czymś w rodzaju Trójkąta Bermudzkiego? Jakiś czas temu na spotkaniu Błękitnej Pończochy rozmawiały o tym fenomenie, stawiając śmiałe tezy, że może dałoby się go wytłumaczyć za pomocą prawa Biot-Savarta lub twierdzenia Stokesa. Tylko jak magnetyzm mógłby wpływać na stan ludzkiego umysłu?

*

Wielkim musiało być zaskoczenie baroneta Windermare, gdy w ślad za lady Lovelace służący wniósł sporych rozmiarów mahoniową, inkrustowaną srebrem skrzynkę.
- Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko odrobinie nowości, Virgilu - krzywy uśmiech Ady trudno byłoby określić przymiotnikiem innym nić 'wyzywający'. Nie spuszczając uważnego i zarazem rozbawionego spojrzenia z oblicza mężczyzny, kobieta uchyliła wieka. Wewnątrz szkatułki, na aksamitnej poduszce spoczywały dwadzieścia dwie bile. Większość z nich lśniła tą samą barwą - żywą, przywołującą skojarzenie z krwią czerwienią.
- Prezent - odparła w odpowiedzi na pytające spojrzenie Windermare'a. – Te same bile a jednak zupełnie inna gra, wyobrażasz sobie? Było ich trochę mniej, ale po gruntownym przeliczeniu i przemyśleniu sprawy, doszłam do wniosku, że zwiększenie liczby czerwonych kul z dwunastu na piętnaście ładnie wyrówna rachunek. A to w codziennym użytkowaniu sprawdzi się znacznie lepiej. Nie czuć różnicy, prawda? - Zapytała wyciągając w kierunku baroneta dłonie. W każdej z nich spoczywała wykonana z kości słoniowej kula.
Zaskoczyła go. Musiał to przyznać z niekłamanym poczuciem przyjemności. Lubił to uczucie. Co prawda Błękitna Pończocha nie od wczoraj skandowała, że bilard to rzekomo również gra dla kobiet, ale żeby któraś z dam znała jakąś jej formę zanim on choćby o tym usłyszał... No cóż. Na pewno nadrobi dziś zaległości...
Położył ręce na obu bilach i parokrotnie pogładził satynową delikatność złota Afryki nie omieszkując przy tym raz czy dwa musnąć wnętrza dłoni Ady. Wziął je od niej by zważyć w dłoni.
- Nowości to mój żywioł Ado – odparł patrząc przez chwilę z niewzruszoną miną na obie bile, po czym rzucił jej uśmiechnięte spojrzenie w którym błysnęła para różków
– Zwłaszcza te niebanalne, agresywne i stanowiące wyzwanie – różki zniknęły – Ale bilard na dwadzieścia dwie bile? Wydaje się to trochę chaotyczne.
- Zasady są banalnie wręcz proste. Biała to bila rozgrywająca. Jedyna, w którą można uderzać. To się nie zmienia. Bile zaś należy wbijać kolejno według określonego porządku, naprzemiennie kolorowe z czerwonymi. Każda z nich jest punktowana. Cel to zbudowanie jak najwyższego ciągu - trudno było nie zauważyć, że wprowadzanie Virgila w arkany nowej gry sprawiało jej przyjemność. Choć padające z jej ust słowa pozostawały rzeczowe, ton i sposób, w jaki patrzyła na swego współrozmówcę, nawiązywały do tamtej nocy.
- Gotów? – zapytała wyłożywszy baronetowi zasady. Nim odpowiedział, mocno nachyliła się nad stołem, elegancko wybijając białą bilę. – Dam Ci fory, Virgilu. Byś nie zwątpił we wspaniałość tej gry – roześmiała się zaczepnie na sekundy przed tym, jak biała bila ustawiła się na pięknej, odstawnej pozycji.
- Zasady są jak najbardziej logiczne i rzeczywiście proste – przyznał patrząc to na sytuację na stole, to na nią, po czym wziąwszy do rąk własny kij przymierzył się białej bili. Po chwili do dołka wpadła pierwsza czerwona, a następnie pierwsza kolorowa – ale nie przewidują, że jednemu z graczy może bardziej zależeć na utrudnieniu gry przeciwnikowi niż na kolejnych bilach – uderzył znowu. Klasyczny stuk oznajmił uderzenie w czerwoną, która tym razem jednak zamiast potoczyć się do dołka, podskoczyła i wypadła ze stołu nieopodal stojącej z boku Lady Lovelace. Virgil cmoknął ustami jakby niezadowolony i podszedł podnieść sfaulowaną bilę. Dobrze wiedział, że teraz gdy białą zasłoniła żółta, nie za bardzo jest możliwość jakiegokolwiek ruchu. Gdy się podniósł był bardzo blisko niej – co jak na ironię zbliży go do pożądanego celu tej gry – dodał ciszej patrząc na karmin jej ust i obserwując mimikę jej twarzy.
- Sugerujesz, że zasady zakładające fairplay są złe? - Usta Ady rozchyliły się całkiem, jakby w myślach już całowała baroneta.
- Zdecydowanie preferuję zasady zakładające forplay - odrzekł nachylając się nad nią i gdy odległość ust była już nieznośnie mała, pocałował z niespiesznym namysłem.
Udając zaskoczoną, Ada oparła się o stół.
Biała bila niemal niezauważalnie odturlała się o dwa centymetry w bok.

*

Słowo się rzekło…
Choć cały rytuał uważała za nonsens, musiała być przy tym. Na wszelki wypadek.

~~ Przyda im się tam ktoś z głową na karku~~

Gdy zawieszony nad portalem kwiat nagle zniknął, Ada jęknęła na głos. Podobne rzeczy nie mieściły się w światopoglądzie osób jej pokroju. Osób, które za punkt honoru poczytywały sobie walkę z zabobonem i krzewienie wiary w osiągnięcia ludzkiej myśli technicznej. Przez dobrą chwilę nie chciała wierzyć własnym oczom. I ta właśnie chwila wystarczyła, by w przejawie szaleństwa Virgil przekroczył bramę, której istoty piękny umysł Ady Byron-King nie był w stanie zrozumieć. Zaciskając dłoń na pistolecie, który zabrał ze sobą z Londynu Hans drgnęła. I wtedy zniknęła Olimpia.

- Niech Cię szlag, Grisi – sapnęła. Z jednej strony rozsądek mówił jej, że nie powinna wchodzić w pole działania nie poznanych dotąd sił, jednak palące pragnienie doświadczenia tego na własnej skórze musiało, po prostu musiało wygrać.
Dwa kroki w przód i po Adzie w Dawenvill nie pozostał nawet cień.
 
hija jest offline