Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2009, 01:50   #487
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Musiał przyznać, że nabierał wprawy w machaniu tą bronią. Ostrze idealnie nadawało się do walki z przewagą wysokości i całkiem sporo orków się o tym dziś przekonało. Niektóre ich ciała nadal leżały na drodze wzdłuż lasu gdzie zostawili za sobą pościg. Ponadto wzmocnione okuciami drzewce wytrzymywały większość ciosów i parowanie w związku z tym wymagało jedynie zręczności, której łowczemu nie brakowało. Sam się zdziwił gdy udało mu się zbić parę ciśniętych przez orki toporków. Oh, żeby Sven mógł go teraz zobaczyć. Albo ojciec, co przekonany był, że z tego chłopaka nic nie będzie. Dopiero by im szczęki opadły. Po zbiciu drugiego, nawet pokusił się o efektownego młyńca przed nosem jednego z dobiegających orków... i to był błąd, który ledwo przeżył. Bydlę zbiło paradę, jakimś młotem i skoczyło na wóz odrzucając Jensa do tyłu. Myśliwy w ostatniej chwili kopnął przeciwnika w łydkę, tak że ten zachwiał się i spadł. Potem było gorzej, bo choć sam w ferworze walki dostał tylko dwa niezbyt poważne cięcia, to widział jakie baty dostawali Lilla i Drago, którzy walczyli pieszo. Nie wyglądało to dobrze. Bez wahania pchnął rohatyną w szyję ogra, który cisnął paladynką. Ranny stwór ryknął. Nadal mu ten ryk rozbrzmiewał w uszach. Szczęśliwie któryś z kranosludów go wykończył... To była dobra walka, jakby to chyba powiedział wielki barbarzyńca. Jens cały czas jak oddalali się od zielonoskórych wspominał kolejne sceny z niej...
- Jesteś cały?
Pytanie wyrwało go z osłupienia. Nie zdążył odpowiedzieć. Za nimi na wozie coś się działo. Instynkt podpowiadał, ze coś niedobrego. Jens nie musiał nawet usłyszeć słów kapłana. Nie musiał nawet spojrzeć na leżącego kapłana Sune. Śmierć była najważniejszym prawem przyrody. I oto przyszła dziś do Aldyma. Ostatecznie i nieodwołalnie. W jego umyśle nie pojawiło się pytanie dlaczego. Nie pojawił się sprzeciw. Był natomiast żal na sercu. Nigdy specjalnie nie przyjaźnili się z Aldymem. Różnica charakterów, odmienne poglądy... Ot męskie niesnaski. A jednak, Aldym... Aldym jak się właśnie okazało był Jensowi najbliższą osobą z całej ich grupy.

Cytat:
- Pamiętajcie synkowie. Braterstwo to najważniejsza rzecz którą wam dano. Baby przychodzą i odchodzą, a i tak na koniec zawsze się jakieś znajdą, ale o braterstwo musicie walczyć. Łby sobie obijajcie... a miłujcie się. Bo cała reszta ot trzask prask przemija i znika...
Ojciec się mylił. Mylił się co do wielu rzeczy. Ale... Jens nie mógł się pozbyć wrażenia, jakby właśnie został sam. Sam bez brata. Gorzkie doświadczenie...

Lilla płakała z niemocy. Alexa zdawała się walczyć ze śmiercią kapłana. Jakby była ona zwykłą chorobą, a Silia... Sil chyba czuła się odpowiedzialna. Wypuścił ją z ramion pozwalając, by podeszła do ciała towarzysza, a następnie wyładowała bezsilną złość na ładunku krasnoludów. Żaden nie podszedł ją powstrzymać. Zginęło tu dziś wielu ich braci, ale tylko jeden mąż z obcych krain. A to była przecież ich walka. Nie Talgan. Ich. Żadnemu nie było żal skrzynek. Dziewczyna natomiast nie spojrzawszy już na nikogo puściła się pędem przed siebie. Jeden z brodatych wojowników zszedł jej z drogi bez słowa.
- Pójdę za nią – rzekł myśliwy krótko do dziewczyn i barbarzyńcy. Nie chciałby by ktoś za nim szedł gdyby był na jej miejscu, ale jeszcze mniej chciał by pod wpływem emocji zrobiła jakieś głupstwo lub coś się jej stało – Spotkamy się w gospodzie najbliżej bramy.
I zostawiwszy cały swój ekwipunek ruszył za czarodziejką. Z zza skał obok wyskoczył Miszka. Czerwony pysk świadczył o tym, że i on od uczestniczył w walce. Czasem znikał na dłużej. Teraz przez chwilę biegł z myśliwym, ale gdy doszli zbyt blisko twierdzy szczeknął dwa razy i zawrócił. Ostatni przyjaciel. Niczego nie wymagał i niczego nie oczekiwał. Dawał ile mógł.

Nie starał się jej dogonić. Dlatego też zniknęła mu po chwili z oczu, ale że wyróżniała się wśród nielicznych krasnoludów, zawsze było kogo spytać gdzie ją widziano. Słońce było już widoczne z murów nad jedną z przełęczy gdy ją zobaczył z daleka. Twarz miała ukrytą w dłoniach i siedziała oparta o jedno z domostw. Nie chciał jej przeszkadzać. Zresztą o czym by tu było gadać. Niech się wypłacze dziewczyna jeśli musi.
Dojrzawszy nieopodal wejście schodami na wysoki mur jednej z licznych wież, wspiął się na górę popatrzeć na czerwień wschodzącego słońca... mieć Silię na oku... zastanowić się co powiedzą staremu Garncarzowi, któremu odszedł właśnie jedyny syn. We wsi chyba nic gorszego nie mogło się przytrafić człowiekowi.
- Żegnaj Aldym
Zimny wiatr dmuchał w iglicę od strony z której przybyli. Niósł ze sobą ledwo wyczuwalny smród.
Wraz ze spokojem wracał szczypiący ból do dwóch ciętych ran na lewej nodze i tej na policzku. Syknął gdy natrafił palcami na miejsce gdzie powinien być płatek ucha. Co prawda kapłani zdążyli rzucić parę zaklęć na jego rany, ale na opatrunek już nie było czasu. I dobrze.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline