Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-07-2009, 14:49   #481
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Zawsze się dziwiła kiedy wychodziło jej coś czego wcześniej nie próbowała. Wysyłanie wiadomości komuś, kogo widziała jako maleńkie drobinki na szczycie wielkiego muru, należało do takich zadań. Jednak zaryzykowała zużycie mocy i udało się! Choć może po prostu krasnoludy zauważyły potyczkę i swoich pobratymców i dlatego nadciągały z odsieczą? Teraz w sumie nie miało to znaczenia. Liczył się sam efekt, a w zasadzie chodziło o to, by do tej odsieczy dotrzeć. Co nie było sprawą łatwą.

Z przerażeniem patrzyła na krew przyjaciół plamiącą ich ubrania. Najwyraźniej najgorzej było z Aldymem, który upadł nieprzytomy gdy topór uderzył go w ramię. Pospiesznie wciągnęli go na wóz bojąc się zrobić cokolwiek, by jeszcze nie pogorszyć jego stanu. Alexa nie chciała patrzeć na leżącego bezwładnie chłopaka. Nie chciała o tym myśleć. Nie teraz nie było na to czasu. Umysł musiała skupić na walce, by inni mieli szansę dotrzeć na krasnoludzkiej twierdzy bez większych obrażeń. Skupiła się na rozeznaniu sytuacji. W ogólnym chaosie trudno było się dopatrzeć jakiegoś sensu.

Alexandra walczyła już z orkami i wiedziała, że to paskudne bestie, które przed atakiem mogła powstrzymać tylko śmierć. Ranne dalej nacierały na przeciwnika, zwiększała się tylko ich determinacja, jak gdyby wpadały w szał. Najwyraźniej ogry kierowały się dokładnie takim samym dzikim instynktem, który kazał im zabijać wrogów do momentu, aż nie będą w stanie ruszać żadną za swoich kończyn. Ta walka była straszliwą jatką!

Pomysł Jensa z podpaleniem ich drogi byłby doskonały gdyby nie ta właśnie właściwość stworów. Zamiast rzucić się do ucieczki, gdy płomienie ogarnęły ich ciało. Zamiast starać się ugasić je. Bestie z wrzaskiem niczym płonące pochodnie, runęły w kierunku wozów grożąc im zapalaniem.
Na przodzie biegł potężny stwór. Wyglądał na dowódcę tej grupy, choć oczywiście mogła się mylić. Jego ubranie i włosy paliły się jasnym płomieniem, a on krzycząc biegł naprzód. Dziewczyna skrzyżowała swój wzrok z jego pełnym nienawiści i złości spojrzeniem. Wyglądało to tak jakby wcale nie odczuwał bólu! Może gdyby udało się go powstrzymać, inni biegnący za nim potknęliby się i na chwile spowolnili?
Nie miała pojęcia jakiej mocy potrzeba by powalić takiego potwora. Nie mogła ryzykować porażki. Był coraz bliżej. Drugiej szansy może nie mieć.
Skupiła na nim swą moc. Musiała go powalić! Koniecznie!
 
Eleanor jest offline  
Stary 05-07-2009, 22:43   #482
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Wrzask pędzących na was stworzeń zlał się w jedno z dudnieniem bębnów, szczękiem oręża i bojowym zawołaniem krasnoludów, które również przyspieszyły do truchtu, widząc co się dzieje z tyłu. Ich klin wbił się z łoskotem w nadbiegające od strony prowizorycznego obozu orki i szarża prawie się zatrzymała w mniej więcej tym samym czasie, w którym Jens staczał z wozu beczułkę z naftą. Stwory były tuż obok, ale strach już dawno przestał kontrolować czyjekolwiek ciało. Nie było czasu na strach, nie w tym przypadku. Czarodziejki przygotowywały swoje moce, a pozostali cofali się, przygotowując się na odparcie ataku. I wtedy łatwopalna ciecz została podpalona, buchając ogniem i dymem. Tu już jednak nie było miejsca i możliwości na taktykę, tu liczyła się brutalna siła i umiejętności. Ogry nawet nie zwolniły, czy to nie chcąc, czy może po prostu nie mogąc - ciężkie, rozpędzone cielska były prawie nie do zatrzymania. Kilka z nich, podobnie jak kilku bardziej niezważających na ból orków wbiegło w ogień, wyskakując z płomieni z dymiącym lub palącym się futrem, przypaloną skórą i tlącym ubraniem. I z wściekłością, ba, szałem, wypisanym w oczach.

Na szczęście dla was, nie wszystkim udało się dobiec. Śmigały strzały Elizabethy i Jensa, powietrze zrobiło się gęste od mocy psioniczki i półelfki. Dwa ogry padły, chociaż jeden wciąż żył, szamocząc się z magicznie kontrolowaną liną. Padło kilku zielonych, ale cała chmara parła naprzód. Maruderzy już okrążyli ogień i również pędzili ku wozom. Ogarnięty szałem Drago wybiegł na ich spotkanie, wbijając się między stwory z taką samą wściekłością, z jaką oni wbili się w pozostałych, okrążających teraz wozy niezbyt szczelnym kordonem. Jeden z ogrów wpadł na paladynkę, przygniatając ją swoją masą do burty wozu. Jego maczuga ześlizgnęła się po tarczy a miecz Lilli przeciął jego ciało, tyle, że było to za mało. Druga pięść potwora grzmociła z potężną siłą po nowej zbroi dziewczyny, szybko tracącej w tej pozycji siły. Zresztą i barbarzyńca, mimo swojej postury, miał poważne problemy. Szał uniemożliwiał mu rozeznanie się w sytuacji, ale pozostali widzieli dokładnie, jak tnie swoim mieczem i tłucze śmigającym w powietrzu łańcuchem, ale tylko przez chwilę. Potem dopadli go z dwóch stron i tylko ogień z przodu mógł uratować go przed śmiercią. Łańcuch zaplątał się gdzieś, a miecze i maczugi mijały zasłonę i przebijały zbroję. Krwawiący z wielu ran Drago przedostał się z powrotem, pozostawiając po sobie trupy, ale szał powoli mijał i przebłysku samoświadomości wdrapał się na wóz. Inaczej by upadł.

Pozostali, wspierani po bokach przez krasnoludy, również nie radzili sobie za dobrze. Rudowłosa i tropiciel szybko musieli odrzucić łuki i wyciągnąć żelazo. Osłabiona Alexa nawet nie zauważyła kolejnego lecącego poziomo topora i ten przejechał jej po brzuchu. Większość impetu przyjęła na siebie twarda skórznia, ale ostrze przebiło też delikatną skórę i przewróciło psioniczkę tuż obok leżącego nieruchomo Aldyma. Ból prawie ją sparaliżował, rozchodząc się po całym ciele. Leciały już kolejne dwa pociski, ale te odbił Jens. Orki dobiegły do wozu, próbując się tam wspiąć. Elizabetha wbiła swoje ostrze w oko ogra, który ryknął i cisnął trzymaną Lillą przed siebie, przewracając paladynką stojące na wozie beczki. Jens otrzymał dwa cięcia, ale stał jeszcze, dzięki długiej broni zrzucając jednego orka za drugim.

[MEDIA]http://sites.google.com/site/muzykadosesji/Home/04-WhatWeNeedIsAHero.mp3[/MEDIA]

Wtedy też z przodu dosłyszeliście pewną zmianę. Szczęk oręża powoli zastępowały głośno wykrzykiwane rozkazy i równa, bojowa pieśń. Przebiliście się! Kilkudziesięciu ciężkozbrojnych krasnoludów okrążało już wóz, formułując zwarty szyk. Ci, który stanęli przed wami, nosili srebrzące się płyty i potężne pawęże, które utworzyły swoisty mur. Wozy przyspieszyły nieco, wy zaś mogliście się teraz skupić głównie na odbijaniu pocisków, którymi rzucały w was wściekłe orki. Te, które podeszły bliżej, ginęły lub były odpędzane przez wojowników, cofających się równo. Mury Kaar-Adun zbliżały się z każdą chwilą, a gdy wyszliście z lasu z blanek poleciały bełty i ogromne pociski z balist. To było dla zielonych zbyt wiele. Cofnęli się, zza drzew tylko odgrażając się w swoim prymitywnym języku.


Gdy wozy z turkotem kół, przejeżdżały przez zwodzony most, a brudne wody fosy majaczyły pod wami, sytuacja była już całkiem opanowana a wy sami - uratowani. Ale nie wszyscy. Bitwa pochłonęła kilku krasnoludów, których ciała leżały teraz nieruchomo na pierwszym wozie. Wielu innych było rannych, w tym również Kildar - wyraźnie kulejący i wychrypujący czerwoną pianę z każdym oddechem Radagast. Jeden z woźniców stracił palce jednej dłoni. Ale i z wami było źle. Lilla była na wpół nieprzytomna i bardzo obolała, Jens przypomniał sobie o straconym fragmencie ucha. Elizabethę bolały wszystkie żebra, a Silię - cała głowa. Alexandra przyciskała opatrunek do rany na brzuchu, a Drago powoli zdejmował zbroję, krzywiąc się przy każdym ruchu i wciąż obficie krwawiąc.

Ale Aldym... Aldym nie poruszał się w ogóle. Stracił przytomność jeszcze w trakcie potyczki, a głęboko wbity topór nie wróżył nic dobrego. Wyciągnęliście topór i poleliście ranę leczniczą miksturą, w ostatnim przypływie nadziei. Niebieskawy płyn spłynął po ciele kapłana i zastygł. Aldym Garncarz poległ.

Wozy powoli wjeżdżały na dziedziniec, który khazadzi właśnie oczyszczali ze wszystkiego drewnianego i łatwopalnego. Ku wam spieszyło kilku kapłanów, odzianych w długie szaty i kolczugi, z symbolami swych krasnoludzkich bogów w dłoniach. Dla Aldyma przybywali za późno...
 
__________________
If I can't be my own
I'd feel better dead
Sekal jest offline  
Stary 08-07-2009, 14:16   #483
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wszędzie panował tak wielki chaos, że Alexandra nie była w stanie zupełnie połapać się w sytuacji. Chodziło tylko o to by przetrwać, by się utrzymać do momentu połączenia z odsieczą. Rozejrzała się za kolejnym przeciwnikiem i wtedy impet uderzenia powalił ją na deski wozu. W pierwszej chwili nie czuła bólu. Cios i upadek pozbawiły ją tchu w płucach, zanim zaczerpnęła kolejny haust, prawie straciła świadomość. Potem jednak nadeszło paraliżujące cierpienie. Jęknęła nie zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Bezradnie patrzyła na lecące w jej kierunku pociski. Z jakimś perwersyjnym spokojem nie zamykała oczu, oczekując na śmiertelny cios.
Świat zwolnił, zastygł w bezruchu na krótką chwilę, w której mogła zobaczyć całe swoje dotychczasowe życie. Nie było czym się chwalić. Na dobra sprawę jej egzystencja była żałosna i pozbawiona celu. Żyła by przetrwać, ale teraz to już było nieistotne.
Wtedy zobaczyła Jensa, jak zręcznie swą bronią, której nawet nie potrafiła nazwać, zbija pociski i dopada do kolejnego przeciwnika. Odetchnęła i zamknęła oczy. Teraz mogła sobie pozwolić na sekundę wytchnienia, a potem się podniesie i powróci do walki...
Niestety przy pierwszej próbie uniesienia się do pozycji siedzącej, pulsujący ból ponownie rozlał się po jej ciele. Odruchowo przyłożyła dłonie do rany i poczuła lepką, ciepłą substancję, pewnie krew. Wypływała szybko z rany. Już cały bok był mokry. Zdała sobie sprawę, że jeśli pomoc nie nadejdzie szybko i tak czeka ją śmierć. Ta myśl pociągnęła za sobą kolejną: Aldym broczył obficie od momentu zranienia i nawet na chwilę nie odzyskał przytomności. Było z nim chyba naprawdę źle.

Wozy przyspieszyły, najwyraźniej krasnoludom udało się przebić, ale ich podskakiwanie ponownie wzmogło cierpienie i wypchnęło z mózgu wszelkie racjonalne myśli, po za ta jedną: Przetrwać... przetrwać...
Turkot kół po moście dał Alexie nadzieję, że cierpienie skończy się niedługo.

Następną rzeczą którą zobaczyła był kapłan o ciepłym uśmiechu i gorących dłoniach, których dotyk skutecznie usuwał z jej ciała cierpienie.
Drugi ze strapioną mina pochylał się nad leżącym bez ruchu, młodym kapłanem Sunne.
Z niepokojem śledziła jego ruchy, gdy dotykał jego nadgarstka, a potem przykładał niewielkie lusterko do ust. Popatrzył na swego towarzysza i kręcąc głową powiedział cicho:
- Jemu nie jesteśmy w stanie już pomóc...
Te słowa niczym kolejny cios uderzyły w ciało Alexy zaciskając na jej sercu żelazna obręcz i ściskając ja z całej siły. Chwyciła tego, który ją leczył ze wszystkich sił za nadgarstek i wyszeptała strwożona:
- Przecież możecie go wskrzesić, jest wiernym wyznawcą Sune. Jego Pani z pewnościa wstawi się za swym kapłanem. On nie może tak umrzeć. Proszę... - jęk dziewczyny, bardziej zwrócił uwagę kapłana niż jej słaby uścisk. Gdy skrzyżował spojrzenie z jej oczami zobaczyła w nich przeogromny smutek.
- Nie mamy w forcie tak potężnego kapłana. Najbliższy jest w Kaar-Razan, ale w czasie wojny nie ma szans by przybył do nas, a wyruszenie teraz w drogę, byłoby narażaniem kolejnych osób na śmierć.
- Ukryjcie więc jego ciało w krypcie, a gdy nadejdzie pokój zawieźcie do uzdrowiciela. Błagam...

Patrzyła z niepokojem na krasnoludy, a po jej policzkach spływały obficie łzy.
 

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 08-07-2009 o 14:44. Powód: broń Jensa
Eleanor jest offline  
Stary 08-07-2009, 19:13   #484
 
Nadiana's Avatar
 
Reputacja: 1 Nadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemuNadiana to imię znane każdemu
Walka, szczęk metalu o metal, krew, ból, masa bólu. W plecy dziewczyny wbijały się jakieś wystające kawałki drewna z wozu, lecz nawet tego nie czuła, całą swą uwagę skupiając na próbie łapania oddechu. Ogr z całej walił w pierś paladynki sprawiając, że raz za razem brakowało jej tchu. Kiedy już myślała, że się udusi z nieznanego powodu potwór zaryczał przeraźliwie, chwycił bezwładne, niczym lalki, ciało i rzucił w beczki. Mocno osłabiona Kalvarówna próbowała się podeprzeć i wstać, ale była za słaba, stanowczo za słaba.
Leżąc na brzuchu jak za mgłą widziała dalsze wydarzenia; buty kolcze krasnoludów posuwających się równo do przodu, ginące w panice orki i ogri, leżących, słabych i rannych przyjaciół. Byli przytomni, wszyscy poza Aldymem. Jego nienaturalnie blada twarz była odwrócona w stronę paladynki, widziała także krew sączącą się obficie, a oczy.. oczy robiły się coraz bardziej puste i martwe, tak jakby wraz z krwią uciekało z niego życie. Z ogromnym wysiłkiem Lilla wyciągnęła lewą rękę, nie pomna rad krasnoludzkiego kapłana zamierzała chociaż pobieżnie zatamować krwawienie łaską daną od Lathandera, Zagryzając wargi podciągnęła się w pobliże przyjaciela.
- Ulecz go Panie, błagam!- cichy, intensywny szept, kompletnie ginący w hałasie bitwy, opuścił jej usta razem z cienką strużką krwi. Jej wyciągnięta dłoń nie zaświeciła się jak to zawsze, do tej pory bywało i w tym samym momencie poznała odpowiedź: moc Pana Poranka działała tylko na żywych.
- Nie, nie…

Zemdlała.

***

Przytomność wróciła wiele godzin później, broda jakiegoś życzliwego kapłana łaskotała ją gdy się pochylał i doglądał ran. Nie miała już na sobie bojowego ekwipunku, tylko grube opatrunki na piersi. Powoli odzyskiwała wspomnienia i świadomość.
- Aldym? Kapłan? – cichutko spytała krasnoluda, ale ten przecząco pokręcił głową.
- Przykro mi moje dziecko, twój przyjaciel poległ w walce.

Opuścił ją by zająć się innymi rannymi, gdy po policzkach Lill niczym ziarna grochu toczyły się wielkie łzy.
 
Nadiana jest offline  
Stary 08-07-2009, 20:47   #485
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Ruchomy most opadł otwierając im przejście. Wjeżdżali przez olbrzymią bramę do obleganej twierdzy. Rudowłosa siedemnastolatka, która szła obok drugiego wozu szybkimi, długimi ruchami wycierała krótki miecz o rękaw skórzanej kurtki. Patrzyła na dziedziniec, na biegnących w ich stronę. Rozpoznawała szaty kapłanów. Drżały jej zmęczone ręce, z czego nie zdawała sobie w ogóle sprawy, zaś ból żeber zdawał się towarzyszyć jej od zawsze. Tuż obok, na wozie, widziała zakrwawioną twarz Sili, też sprawiającą wrażenie czegoś stałego. Nowa zbroja Lili już pogięta niczym ta stara, Jens z włosami posklejanymi krwią, blada, ranna Alexa, barbarzyńca w amoku - wszystko wydawało się czymś na trwałe przypisanym do ich losu.

Tak jak i śmierć.

Która dotąd ich omijała. Rzec można zawsze jechała na innym wozie. Dziś też na tym pierwszym, gdzie leżały, groteskowo rozrzucone ciała martwych krasnoludów - nienaturalna giętkość przez chwilę całkowicie rozluźnionych mięśni. Na drugim wozie Talgijczycy. I kilku krasnoludów, i Radgast, mimo ran wodzący przytomnym wzrokiem za ruchami jej rąk.

Musi się go zapytać, czy tak jak ona w czasie walki myślał tylko o zwyciężaniu. O przeciwniku, ciosie, uniku, o chronieniu tak, ale nie przyjaciółki, tylko jej silnej dłoni z pięknym mieczem, jej groźnej magicznej mocy, potężnego umysłu. Czy dla niego też walka była tworem samoistnym, jednorodnym, w którym gubiły się jednostki i imiona, stapiając wszystko w monolit dążenia do zwycięstwa.

Cały czas wycierała miecz. Dokładnie, ruchem starannym, natrętnym, niemającym końca, aż zaczął błyszczeć w promieniach porannego słońca.

Śmierdziała wnętrznościami zabitych wrogów.

Dopiero gdy wozy stanęły, wzięła rękę młodego krasnoluda. Bała się tej piany na ustach, bardziej niż toczonej przed chwilą bitwy. Wyczekała aż i do nich podejdzie kapłan. Pod wpływem leczniczej mocy krzepkiego starca Radgast zapadł w uzdrawiający sen. Teraz, delikatnie, poślinionymi palcami, wytarła skórę wokół warg śpiącego.


I cały czas starannie unikała patrzenia na Aldyma.


***

A potem jakby dostała kowadłem w głowę. Miała wrażenie, że nie rozumie sensu słów Alexy. Więc to prawda? Można wskrzesić martwego człowieka? Aldym może żyć? Jeszcze raz.
Ile razy można umierać?
Przerażający dowód na istnienie duszy.

A gdzieś w tle nikła, straszna i fascynująca myśl, o miejscu, które można poznać.

Słońce raziło ją w oczy.
W ustach czuła smak wina, którym Aldym częstował ją pod talgijską studnią.


***

Jej obrażenia były stosunkowo nieznaczne. Czekała więc na swoją kolej w leczeniu, cierpliwie, właściwie przekonana, że mogłaby się bez niego obejść. Ale jako najzdrowsza ze wszystkich powinna pewnie teraz towarzyszyć ciału kapłana, a to była rzecz, której nie zamierzała robić.

Potem jak zwykle znalazła warsztat kowala.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 08-07-2009 o 20:53.
Hellian jest offline  
Stary 08-07-2009, 21:48   #486
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Silii łupało w głowie. Mimo usilnych starań nie była w stanie powstrzymać krwotoku z nosa. Teraz, kiedy wozy wreszcie dotarły bezpiecznie za mury obronne Kaar-Adun półelfka ponownie przytknęła gałgan pod nos i odchyliła głowę w tył. Zarobiła naprawdę solidnie. Głowa bolała ją potwornie. Nie mogła zebrać myśli.

Płynnym ruchem zeskoczyła jednak z wozu rozglądając się po twarzach współtowarzyszy. Chyba nikt nie wyszedł z tej potyczki bez szwanku. Każdy chwiał się na nogach i, mniej lub bardziej, krwawił. Podeszła do Jensa i czułym gestem przyciągnęła go do siebie.

- Cały jesteś? – szepnęła tuląc twarz do piersi łowczego. Krew z jej nosa lała się nieustannie i w niedługim czasie zabrudziła także jego koszulę. Przez pewien czas myślała nawet, że zemdleje, ale coś przywróciło jej trzeźwość myślenia. Głos jednego z kapłanów:
- Jemu nie jesteśmy w stanie już pomóc...

Silia dopiero wówczas przypomniała sobie o Aldymie. Leżał w miejscu. Bez ruchu, bez życia. Do półelfki nadal nie docierała powaga sytuacji. Pochyliła się nad kapłanem, niedowierzając usłyszanym przed momentem słowom, i kilkakrotnie potrząsnęła go za kapotę. Bez skutku. Ponownie uniosła się do pionu, zakręciło jej się przy tym w głowie i nieomal upadła. Zerknęła na pozostałych. Lilla chyba zemdlała, Aleksa mówiła coś o wskrzeszeniu, Elizabetha w ogóle nie patrzyła w kierunku zwłok Aldyma, a Jens… Jesn wyglądał na pogodzonego z losem.
- Alekso, daj spokój – warknęła poirytowana. – Po porostu odpuść. On odszedł. Aldyma już z nami nie ma, słyszysz? Nie ma!

Odgarnęła z czoła skołtunione kosmyki włosów i znów warknęła, pełna złości i bezsilności.
- Szlag!... – zatoczyła kółko i trzasnęła pięścią w pobliską beczkę. Zabolało. - Szlag! Szlag!

A potem coś w niej pękło. Zawsze starała się być przyzwoitym człowiekiem. Mimo targających nią wątpliwości, mimo kiepskiego wychowania, starała się trzymać emocje na wodzy. W większości przypadków jej to nie wychodziło, ale dziś… Dziś po prostu emocje z niej wypełzły. Nie przykładała najmniejszej chęci aby nad nimi zapanować.

- Kurwa mać! – krzyknęła i kopnęła z całej siły w obręcz koła wozu. – To nie tak miało być! Nie tak!

Rozdrażniona usiadła przy ciele Aldyma. Zdawał się taki blady, tak odległy… Zamknęła mu oczy przesuwając po nich palcami. Nie zaoponował. Wydało jej się to takie nie na miejscu… W przypływie złych emocji zgarnęła kilka pobliskich skrzyń leżących na wozie i zrzuciła je na ziemię. A później kopnęła, raz i drugi, aż ich zawartość rozsypała się po bruki.
I poszła przed siebie. W kierunku linii horyzontu.

Biegła dość długo, zagłębiając się ku wnętrzu twierdzy. Straciła rachubę gdzie jest i jak odnaleźć drogę powrotną. Nie chciała wracać. Przystanęła za rogiem jednego z surowych kamiennych domostw i osunęła się wzdłuż jego ściany. Skryła twarz w dłonie. Aldym odszedł. W ostatnich dniach swojego życia był zagubiony i osamotniony. A ona nie zrobiła nic by temu zaradzić. Teraz było już za późno na cokolwiek. Oby Sune przyjęła go suto po drugiej stronie i obdarzyła łaskami, których poskąpiła za życia. Silia skuliła się w sobie chcąc zapłakać nad stratą przyjaciela. Tak, przyjaciela… Bo choć niewielu ich miała, z pewnością zaliczała do nich Aldyma. Ale teraz, zupełnie na przekór, zabrakło jej łez. Tak bardzo chciała uronić choćby jedną, ale nie potrafiła. Suche policzki piekły niby żywy ogień. Silia zagarnęła kupkę śniegu, która uchowała się w zaciemnionym rogu kamienicy, i przyłożyła zlepioną kulkę do twarzy. Poczuła fizyczną ulgę, ale w duszy nadal doskwierało potworne pieczenie. Siedziała długo. Upływały minuty, a może godziny. Nie czuła potrzeby by wrócić do towarzyszy. Chciał być sama, na swój sposób przeżywać pierwszą w życiu żałobę.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 08-07-2009 o 22:14.
liliel jest offline  
Stary 09-07-2009, 01:50   #487
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Musiał przyznać, że nabierał wprawy w machaniu tą bronią. Ostrze idealnie nadawało się do walki z przewagą wysokości i całkiem sporo orków się o tym dziś przekonało. Niektóre ich ciała nadal leżały na drodze wzdłuż lasu gdzie zostawili za sobą pościg. Ponadto wzmocnione okuciami drzewce wytrzymywały większość ciosów i parowanie w związku z tym wymagało jedynie zręczności, której łowczemu nie brakowało. Sam się zdziwił gdy udało mu się zbić parę ciśniętych przez orki toporków. Oh, żeby Sven mógł go teraz zobaczyć. Albo ojciec, co przekonany był, że z tego chłopaka nic nie będzie. Dopiero by im szczęki opadły. Po zbiciu drugiego, nawet pokusił się o efektownego młyńca przed nosem jednego z dobiegających orków... i to był błąd, który ledwo przeżył. Bydlę zbiło paradę, jakimś młotem i skoczyło na wóz odrzucając Jensa do tyłu. Myśliwy w ostatniej chwili kopnął przeciwnika w łydkę, tak że ten zachwiał się i spadł. Potem było gorzej, bo choć sam w ferworze walki dostał tylko dwa niezbyt poważne cięcia, to widział jakie baty dostawali Lilla i Drago, którzy walczyli pieszo. Nie wyglądało to dobrze. Bez wahania pchnął rohatyną w szyję ogra, który cisnął paladynką. Ranny stwór ryknął. Nadal mu ten ryk rozbrzmiewał w uszach. Szczęśliwie któryś z kranosludów go wykończył... To była dobra walka, jakby to chyba powiedział wielki barbarzyńca. Jens cały czas jak oddalali się od zielonoskórych wspominał kolejne sceny z niej...
- Jesteś cały?
Pytanie wyrwało go z osłupienia. Nie zdążył odpowiedzieć. Za nimi na wozie coś się działo. Instynkt podpowiadał, ze coś niedobrego. Jens nie musiał nawet usłyszeć słów kapłana. Nie musiał nawet spojrzeć na leżącego kapłana Sune. Śmierć była najważniejszym prawem przyrody. I oto przyszła dziś do Aldyma. Ostatecznie i nieodwołalnie. W jego umyśle nie pojawiło się pytanie dlaczego. Nie pojawił się sprzeciw. Był natomiast żal na sercu. Nigdy specjalnie nie przyjaźnili się z Aldymem. Różnica charakterów, odmienne poglądy... Ot męskie niesnaski. A jednak, Aldym... Aldym jak się właśnie okazało był Jensowi najbliższą osobą z całej ich grupy.

Cytat:
- Pamiętajcie synkowie. Braterstwo to najważniejsza rzecz którą wam dano. Baby przychodzą i odchodzą, a i tak na koniec zawsze się jakieś znajdą, ale o braterstwo musicie walczyć. Łby sobie obijajcie... a miłujcie się. Bo cała reszta ot trzask prask przemija i znika...
Ojciec się mylił. Mylił się co do wielu rzeczy. Ale... Jens nie mógł się pozbyć wrażenia, jakby właśnie został sam. Sam bez brata. Gorzkie doświadczenie...

Lilla płakała z niemocy. Alexa zdawała się walczyć ze śmiercią kapłana. Jakby była ona zwykłą chorobą, a Silia... Sil chyba czuła się odpowiedzialna. Wypuścił ją z ramion pozwalając, by podeszła do ciała towarzysza, a następnie wyładowała bezsilną złość na ładunku krasnoludów. Żaden nie podszedł ją powstrzymać. Zginęło tu dziś wielu ich braci, ale tylko jeden mąż z obcych krain. A to była przecież ich walka. Nie Talgan. Ich. Żadnemu nie było żal skrzynek. Dziewczyna natomiast nie spojrzawszy już na nikogo puściła się pędem przed siebie. Jeden z brodatych wojowników zszedł jej z drogi bez słowa.
- Pójdę za nią – rzekł myśliwy krótko do dziewczyn i barbarzyńcy. Nie chciałby by ktoś za nim szedł gdyby był na jej miejscu, ale jeszcze mniej chciał by pod wpływem emocji zrobiła jakieś głupstwo lub coś się jej stało – Spotkamy się w gospodzie najbliżej bramy.
I zostawiwszy cały swój ekwipunek ruszył za czarodziejką. Z zza skał obok wyskoczył Miszka. Czerwony pysk świadczył o tym, że i on od uczestniczył w walce. Czasem znikał na dłużej. Teraz przez chwilę biegł z myśliwym, ale gdy doszli zbyt blisko twierdzy szczeknął dwa razy i zawrócił. Ostatni przyjaciel. Niczego nie wymagał i niczego nie oczekiwał. Dawał ile mógł.

Nie starał się jej dogonić. Dlatego też zniknęła mu po chwili z oczu, ale że wyróżniała się wśród nielicznych krasnoludów, zawsze było kogo spytać gdzie ją widziano. Słońce było już widoczne z murów nad jedną z przełęczy gdy ją zobaczył z daleka. Twarz miała ukrytą w dłoniach i siedziała oparta o jedno z domostw. Nie chciał jej przeszkadzać. Zresztą o czym by tu było gadać. Niech się wypłacze dziewczyna jeśli musi.
Dojrzawszy nieopodal wejście schodami na wysoki mur jednej z licznych wież, wspiął się na górę popatrzeć na czerwień wschodzącego słońca... mieć Silię na oku... zastanowić się co powiedzą staremu Garncarzowi, któremu odszedł właśnie jedyny syn. We wsi chyba nic gorszego nie mogło się przytrafić człowiekowi.
- Żegnaj Aldym
Zimny wiatr dmuchał w iglicę od strony z której przybyli. Niósł ze sobą ledwo wyczuwalny smród.
Wraz ze spokojem wracał szczypiący ból do dwóch ciętych ran na lewej nodze i tej na policzku. Syknął gdy natrafił palcami na miejsce gdzie powinien być płatek ucha. Co prawda kapłani zdążyli rzucić parę zaklęć na jego rany, ale na opatrunek już nie było czasu. I dobrze.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 09-07-2009, 20:41   #488
 
malahaj's Avatar
 
Reputacja: 1 malahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputacjęmalahaj ma wspaniałą reputację
To była dobra walka.

Gdyby miał streści wydarzenia dzisiejszego dnia swoim klanowym współplemieńcom, to krótkie stwierdzenie starczyłoby aż nadto. To i widok ociekającego krwią i wnętrznościami Drago. Barbarzyńca ciął, rąbał i rozdawał ciosy, dopóki starczyło mu sił. Sam też przyjął ich bez liku. Wskoczył na wóz w chwili, kiedy poczuł, że nie będzie już mógł ustać na nogach. Na szczęście zieloni też mieli dosyć. Kiedy wozy podjeżdżały już pod wejściem do twierdzy, nie zważając na protesty obolałego ciała, Drago zszedł z wozu i po raz ostatni spojrzał w stronę niknących już za linią drzew orków.

- WWWWRRRRAAAGGGGHHHH!!!!!!!!!! -

Do twierdzy wszedł o własnych siłach. Z sobie tylko znanych powodów, nie czułby się dobrze, gdyby go tam wwieziono. Był na wpół żywy, ale gdyby teraz ktoś mu powiedział, że trzeba wracać do walki, pewnie pierwszy wyciągnąłby miecz. Na razie jednak poprzestał na mozolnym i przerywanym przekleństwami zdjęciu pancerza. W okolicy szybko pojawili się brodaci kapłani i w miarę sprawnie załatali wszystkie dziury, jakie zrobili w nim zieloni. Nie do wszystkich jednak zdążyli…

Aldym. Drago nie zdążył się do niego przekonać, zwłaszcza po kilku wydarzeniach, w których kapłan Sune brał udział, lub raczej brać udziału odmówił. Pomimo to jednak, Aldym był jego towarzyszem broni i zginął włączać w tej samie bitwie..

Ten, kto przelewa z tobą krew, staje się twoim bratem.

Ta głosiło stare prawo Czerwonych Smoków. Drago pożegnał kapłana salutem bohaterów. Mieczem, trzymanym nagą dłonią za ostrze, tuż poniżej przyozdobionego na kształt smoczych skrzydeł jelca. Dziś wypije za poległych w walce. Za niego również. I tyle. Śmierć była nieodłącznym elementem życia barbarzyńców a śmierć w bitwie… No, cóż to była dobra śmierć.

Kiwnął głową odchodzącemu za czarodziejką Jensowi. Rozumiał postawę reszty, dla nich Aldym był kimś więcej. Drago w zasadzie od początku ich wspólnej drogi był pewien, że tylko niewielu dotrwa żywych do jej końca. Na swoją obecności wśród nich nie postawiałby dużych pieniędzy. Czas pokaże, komu po zakończeniu tego wszystkiego będzie dane wspominać tych, którzy polegli po drodze.

Kiedy kapłani skończyli już swoje zabiegi, poczuł się na tyle dobrze, że zabrał swój pancerz, tarcze i resztę ekwipunku do kowala, bo chłop będzie miał z tym trochę roboty a nie wiadomo, kiedy postanowią wyruszyć. O ile w ogóle uda im się stąd ruszyć. Drago miał zamiar zapytać, kogo trzeba, czy jest inna droga z fortecy, niż brama, którą weszli. Skoro istniało jedno tajne przejście przez góry, to może jest i drugie, po drugiej stronie fortecy? Coś mu dziwnie mówiło, że karcza, o której mówił Jens będzie doskonałym źródłem informacji…
 
__________________
naturalne jak telekineza.
malahaj jest offline  
Stary 16-07-2009, 01:40   #489
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
To był przygnębiający widok.
Patrzeć jak kapłani i akolici świątyni Moradina układają zwłoki na noszach i wynoszą. Gdzieś, gdzieś w głąb. To może i dobrze. Wasze rany zaleczono szybko za pomocą silnych modlitw. Ale o wskrzeszaniu większość słyszała pierwszy raz, nie wszystkim się też to podobało. I najwyraźniej nie było takie proste, bowiem kapłan zmarszczył swoją postarzałą i poważną twarz.
-Widziałem na jego piersi kapłański symbol, więc być może jego dusza okaże się wystarczająco silna, by wrócić tu z zaświatów. Musicie jednak zrozumieć, że nie jest to prosty proces i nie zawsze kończy się on powodzeniem. Wiara umarłego musiała być bardzo silna a chęć powrotu duża. Tylko wtedy kapłani będą mogli przeprowadzić rytuał. Zachowamy ciało waszego przyjaciela i jeśli bogowie pozwolą i wojna się skończy - przeniesiemy je do Kaar-Razan. Słyszeliśmy o waszych zasługach w mieście, więc chociaż to jesteśmy w stanie uczynić.
Skłonił się lekko i wrócił do zajmowania rannymi - krasnoludy, mimo że były twarde, również wymagały leczenia i opatrunków. Wy zaś mogliście się przyjrzeć miejscu, do którego rzucił was los. A Silia i Jens nawet pozwiedzać, chociaż to było oczywiście mocnym nadużyciem tego słowa.

Kaar-Adun różniło się znacznie od krasnoludzkiego miasta, które zwiedzaliście jeszcze nie tak dawno. Przede wszystkim było typowo obronne - o ile w Kaar-Razan prócz podwójnych murów nie było innych fortyfikacji, o tyle tutaj mury były w zasadzie wszędzie, tworząc jakieś skomplikowane wzorce, według których łatwiej było się tutaj bronić. Budynków było niewiele, zwłaszcza gry rozebrano te drewniane. Teraz rzędy kamiennych budowli przylegały do wewnętrznych murów, a nieliczne pojedyncze budowle były przeznaczenia militarnego. Wojnę było tu widać na każdym kroku - przygotowano lazarety, zbrojne oddziały kręciły się we wszystkie strony, zupełnie nie było widać kobiet, dzieci i starców. Górne miasto było teraz dla obrońców.
Wszystkie warsztaty pracowały z pełną mocą, wytwarzając i reperując. Zapracowane krasnoludy przepędzały wszystkich obcych, tym bardziej natrętnym wskazując stosy metalowych elementów wielu pancerzy czy leżący na kupie oręż.
-Rzuć to na stertę, przyjdzie kolej to naprawię!
O wypożyczeniu warsztatu, czy nawet jednego kowadła, nie było nawet mowy. Nie teraz, tuż przed szturmem gromadzących się przed twierdzą stworów.

Tych, których chcieli, zaprowadzono do przybytku, który teraz przejął tu najwyraźniej funkcję zwykłej gospody. Umieszczone w skale, nieco pod ziemią pomieszczenia, były jasno oświetlone i wyściełane dywanami, ale i tak wciąż wyglądały dość ponuro, chociaż raczej przytulnie. Wolno stojącej karczmy nie było, a jeśli nawet to została rozebrana przez szturmem. Pokoje jednak były i tutaj całkiem przytulne, a i miejsce znalazło się szybko, gdy karczmarz usłyszał z kim ma do czynienia. Wieści najwyraźniej rozchodziły się szybko. Tam też znalazł was Kildar, który wraz z resztą waszej eskorty stacjonował teraz w koszarach.
-Obawiam się, że tu utknęliśmy. Są wyjścia, potajemne, ale nie pozwolą nam z nich skorzystać. I są diabelsko niebezpieczne przy takich hordach za murami. Od południa już odparto jeden szturm. Wy jednak decydować będziecie, ale wiedzcie, że Urgan z klanu Twardogłowych nie da się łatwo przekonać. To on tu dowodzi. Nie wiem jak bardzo się wam spieszy, ale moja rada - przeczekać. Nikt jeszcze nie zdobył Kaar-Adun. My pomożemy w walce. Gdy podejmiecie decyzję, znajdziecie mnie na murach lub w koszarach.
Odszedł krokiem żołnierza, sprawdzając po drodze ostrość swojej broni. Dwuręczny topór miał wyraźne szczerbiny po walce, którą stoczyliście.

Wspólna sala była dobrze oświetlona i na krasnoludzką modłę obwieszona orężem. W kominku płonął ogień, a przyjemne trzaski drewien i gorąca strawa mogły nieco poprawić podły nastrój, przekazując ciału swoje ciepło. Przynajmniej nic nawet nie mówiono o opłatach - tylko mała ilość mięsa w gulaszu zwiastowała oszczędzanie racji, które już się rozpoczęło.
W samej izbie było sporo osób, praktycznie samych ludzi, jak zauważyliście. Kilku niezadowolonych kupców wraz ze swoją obstawą dyskutowało o czymś zawzięcie w jednym z kątów. Inni, prosto ubrani, wyglądali na strudzonych podróżą ludzi. Jeden zaś wyróżniał się bardzo mocno - gruby i niski człowieczek w czerwonych szatach z jedwabiu siedział na środku izby, z wyraźnym zadowoleniem ogryzając jakąś kość. Gdy was dojrzał, na jego twarzy pojawił się radosny wręcz uśmiech, a w oczach błysk.
-Ach, kogoż to zmęczone oczy Pugglego widzą! Kolejni strudzeni, wymęczeni wędrowcy lądują w tym jakże przytulnym, ale przymusowym przybytku! Strawy tu zacne, ale biedny Puggle musiał niemal na kolanach błagać o dokładkę! Źli zielonoskórzy sprawiają, że biedny żołądek Pugglego będzie musiał pozostawać pusty przez całą wieczność! Ale zaraz, czyżby to była krew? Ach, moi drodzy, ciężką przeprawę mieć musieliście, a bystre oczy Pugglego widzą, że stało się coś niedobrego. Jedzcie, dajcie sobie pomóc tym czymś, co ma w sobie tylko ciepły gulasz. Niech w wasze serca znów wstąpi nadzieja i radość. I myśl o dokładce, ta sama, która wciąż krąży w zdrożnym umyśle Pugglego!
Człowieczek najwyraźniej uwielbiał mówić, ale również wyglądał kompletnie niegroźnie. Obok nieco siedziało jeszcze dwóch ludzi - kobieta i mężczyzna, a raczej dziewczyna i chłopak, chociaż ciężko było się zdecydować. Oboje mieli na sobie znoszone skórznie, a ich wzrok zdawał się mówić coś w stylu "my musimy znosić to niemal bez przerwy". Chłopak uśmiechnął się tylko lekko, skinąwszy głową. To były jedyne osoby, prócz karczmarza, które w ogóle zwróciły tu na was uwagę. Może to i lepiej?

Silia bardziej wyczuła niż zobaczyła, że coś się zbliża. Podniosła wzrok, a potem poderwała się nagle, gdy potężny, wielkości solidnego mężczyzny głaz, zarył z hukiem i drżeniem podłoża o bruk, rozrzucając wszędzie odłamki kamieni i wpadając na ścianę jednego z budynków, burząc ją zupełnie. Czarodziejka przewróciła się znowu, ale na szczęście skończyło się na strachu. Budynek również wydawał się pusty, więc tym razem nikt nie ucierpiał. Był to jednak wyraźny znak, że oblężenie już się zaczęło, chociaż na razie tylko od południowej strony, z której też przyleciał pocisk. Jens szybko znalazł się przy półelfce, zdając sobie sprawę, że na uliczkach i w przejściach nie jest bezpiecznie. Ku ich zdziwieniu, podbiegła do nich mała dziewczynka, której dość szeroka postura dawała znać, że jest to dziecko krasnoludów. Buzię jednak miała całkiem dziewczęcą, obsypaną piegami i wesołą. Dwa rude warkocze kołysały się za nią, gdy się poruszała. Wzięła Silię za rękę, ciągnąc gdzieś za sobą.
-Nie ma się co bać. To tylko te gupie giganty głazami rzucają. Nawet nie wiedzą, że nie mogą zburzyć naszych murów! Tato mi mówił.
Gdy napotkała pewien opór w dalszej wędrówce, zatrzymała się, bacznie przyglądając.
-Wyglądacie na takich smutnych! Wszyscy ludzie tacy są? Zawsze chciałam poznać ludzi, ale tato nie pozwalał. Ale wiem gdzie są inni, zaprowadzę!
Nagle otworzyła szerzej swoje brązowe oczka, dostrzegając uszy Silii.
-Ojej, jakie uszy! Też chciałabym być taka ładna. Kochasz go?
Nawet nie pokazała kogo, trajkocząc dalej.
-Bo on na pewno cię kocha, widać to w jego oczach. Tylko chyba nie wie co z tym zrobić. Chodźcie, bo zaraz będą krzyczeć. Nie wolno chodzić tu na górze.
Pociągnęła jeszcze raz.
 
__________________
If I can't be my own
I'd feel better dead
Sekal jest offline  
Stary 23-07-2009, 12:53   #490
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
By Marrrt & Liliel

Pogrążony w myślach przez dobrą chwilę w ogóle nie zauważał dziwnie wielkiej postaci odległej o dobrych parę staj na wierzchołku jednego z lokalnych wyniesień. Z zamyślenia wyrwała go dopiero świadomość, że ciśnięty przez tę postać w stronę twierdzy obiekt, zaczyna wraz z malejącym dystansem niepokojąco przybierać na wielkości. Aż podniósł się nie dowierzając własnym oczom gdy obiekt okazał się kanciastym głazem wcale nie mniejszym od szafy. Brakowało sekund nim gruchnie o zamek. I jak na złość właśnie w wielki naturalny mur pod którym siedziała Silia... Bogowie jedni wiedzą jak ona jeszcze żyje przyciągając tyle śmiertelnych niebezpieczeństw w tak krótkim czasie. Jak oparzony skoczył na kręte schodki prowadzące w dół wieży i skacząc zręcznymi susami błyskawicznie znalazł się na dole w momencie gdy wielki pocisk uderzył o mur wzbijając w powietrze masę pyłu skalnego. Bystre oczy łowcy niemal natychmiast w tumanie kurzu wychwyciły zarys stojącej postaci półelfki. Odetchnął. Mimo że w sumie niewiele brakowało, nauczył się już, że sytuacje w stylu „nie wiele brakowało” od sytuacji w stylu „bułka z masłem” różniły się od siebie tylko na początku gdy tych pierwszych było niezwykle mało. Ostatnio wszystko kończyło się „nie wiele brakowało”.

Przeszedł zręcznie przez małe gruzowisko i spojrzał na półelfkę. Jej twarz i włosy były całe szara od pyłu. Nie wiedział czemu, ale rozbawił go ten widok.
- Myślę, że z tego miejsca nie zostanie kamień na kamieniu jeśli zabawiamy tu dłużej niż tydzień - rzekł i uśmiechnął się niespodziewanie - Nawet mury niezdobytej twierdzy nie pohamują niebezpieczeństw, które przyciągasz.
Dłonią delikatnie przejechał przez jej włosy odsłaniając naturalną ich czerń i spojrzał jej w oczy próbując jak zwykle bezskutecznie wyczytać o czym półelfka myśli. Zdał się na instynkt.
- Aldym... To nie twoja wina Sil
- Nie twierdziłam, że to moja wina -
szepnęła półelfka mrużąc oczy. Instynkt jak widać go mylił. Zaraz też zaniosła się kaszlem i zaczęła obficie pluć we wszystkie strony świata, próbując pozbyć się z ust dławiącego pyłu. - Wyglądasz na rozbawionego Jens - czarodziejka się skrzywiła i puknęła go lekko przez łeb. - Ja cię tak niby rozśmieszyłam? Dlaczego, mając do wyboru ogromną krasnoludzką warownię ten głupi głaz musiał wylądować akurat pod moimi stopami? Wiesz dlaczego mój miły? Bo jestem urodzonym pechowcem. Potraktuj to jako ostrzeżenie - czarodziejka wysiliła się na nikły uśmiech. Smutek po stracie kapłana na chwilę gdzieś przepadł i na twarzy półelfki nie zostało po nim choćby śladu. - Eh, powinieneś trzymać się ode mnie z daleka, a wówczas najpewniej będziesz się też trzymał z daleka od wszelkich kłopotów.
- Za to ja jestem szczęściarzem - odparł nie gubiąc uśmiechu - bo trafiłem na Ciebie. Razem więc powinniśmy wyjść na równo, nie sądzisz?
Odwzajemniła uśmiech, a w odpowiedzi na jego zapytanie skinęła tylko głową. A później ujęła jego dłoń i przyłożyła do swojego policzka.
- Cieszę się, że tu jesteś.
Stali tak przez chwilę zupełnie sami, aż w końcu Jens stwierdził, że dość już czekania na kolejne pociski.
- Wracajmy do reszty Sil - odparł krótko - Musimy ustalić parę rzeczy i obrać prędko nowy cel podróży. Nie mam nic do gór, ale chętnie wróciłbym już na niziny.
Nim jednak w ogóle ruszyli, na końcu alejki dostrzegli małą postać. Dziecka można by rzec, które podskakując z nogi na nogę podbiegło do nich nucąc sobie coś do siebie w takt biegu. Zdziwieni spojrzeli wpierw na siebie, a potem na korpulentną dziewczynkę, która zatrzymała się przed półelfką z miną kogoś kto znalazł najwspanialszy skarb na świecie. Gdy jednak złapała Silię za rękę i ciągnąc za sobą zaczęła paplać bez przerwy w niepokojąco dziwny sposób, myśliwy zmrużył podejrzliwie oczy. Z drugiej strony pierwszy raz widział takiego małego szkraba-potworka więc może to było normalne zachowanie. Krasnoludy w końcu nie chwaliły się swoim dziećmi jak zdążył zauważyć.

Ruszył za czarodziejką i krasnoludziewczynką.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172