Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-07-2009, 23:25   #129
Suarrilk
 
Suarrilk's Avatar
 
Reputacja: 1 Suarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodzeSuarrilk jest na bardzo dobrej drodze
Czarodziejka odetchnęła głeboko trzy razy, nim odważyła się ruszyć z miejsca. Skalna lawina, którą wywołała, mogła być ostatnią rzeczą, którą w życiu zrobiła i zobaczyła. Myśl o tym zmroziła magini krew w żyłach, a na skórze wywołała gęsią skórkę. Oto jeszcze jeden argument za tym, że niebezpieczeństwo rośnie, gdy magia iga z naturą. Blada Erytrea pospiesznie podążyła za towarzyszami. Modlitwa przyjaciółki Eliota zdjęła z jej barków zmęczenie, które objawiało się nieznośnym bólem pleców oraz ogólną ociężałością. Mimo to z przyjemnością zatrzymała się, by chwilę posiedzieć, najeść się i napić, a przede wszystkim - porozmawiać z bratem. Podróż z rodzinnej posiadłości do Talagbar zajęła jej około dwóch miesięcy. Przez ten czas starała się regularnie z nim kontaktować poprzez magiczne amulety i zdawać relcję ze swoich przeżyć. Po prawdzie, dotąd nie były to szczególnie zajmujące opowieści, żadne zatrważające ni ekscytujące przygody nie spotkały magini po drodze. Lubiła jednak dzielić się z nim swymi obserwacjami. To pomagało jej poukładać myśli.

Z ulgą usiadła pod ścianą, na samym skraju światła, rzucanego przez rozpalone przez Eliota ognisko. Na tyle blisko, by nie czuć się wykluczoną z grupy, na tyle daleko, by w miarę prywatnie porozmawiać. Blasfemar wzbił się ku sklepieniu jaskini. ~Mały śpioch~, pomyślała ciepło, czując jego delikatną obecność w swym umyśle. Nietoperz zawisł głową w dół i drzemał. Czarnowłosa kobieta zaś sięgnęła za pazuchę i wyciągnęła magiczny wisior, zawieszony na łancuszku na jej smukłej szyi. Mrowienie magii połaskotało ją w palce. Może to tylko efekt jej wyobraźni, lubiła jednak w ten sposób ową magię odczuwać.


- Siostro.
Głos Ezymandra omal nie wywołał łez w ciemnych oczach magini. Uśmiechnęła się kącikami warg - zdał sięjej jedyną drobiną rzeczywistości w tym zwariowanym, onirycznym dniu. Ranek wydawał się Erytrei tak odległy, jakby przydarzył się komu innemu wieki temu. Chciała opowiedzieć o tym bratu. Odgarnęła z roztargnieniem loki z twarzy. Pewnie go obudziła?
- Ezymandrze.
Nic więcej nie chciało przejść przez gardło.
- Coś się stało?
Niepokój w jego głosie pomógł jej się pozbierać.
- Nie. W zasadzie. Wszystko w porządku, jak dotąd. Jestem na dobrej drodze do tego, czego szukam. Przyznaję, że chwilami bywa... ciężko. Ale Ezymandrze... Widziałam ifryta! - Ostatnie słowa niemal wyszeptała. Resztę rozmowy odbyła półgłosem, streszczając bratu szczegóły wyprawy wgłąb kopalni, wędrówki przez ogromne podziemne komnaty, walki z orkami i wydarzeń na powierzchni, w górach. Ezymander słuchał jej uważnie, przerywając z rzadka - zadawał krótkie pytania, przede wszystkim zaś martwił się o stan siostry.
- Od początku nie podobał mi się ten pomysł - rzekł nieco głośniej. Magiczny medalion sprawiał, że głos rozmówcy słyszało się tak samo wyraźnie, jakby jego właściciel stał tuż obok. - Erytreo. Nie chcę, byś zapłaciła życiem za wyrzuty sumienia, których nie masz prawa mieć.
Erytrea odniosła wrażenie, że wszyscy usłyszeli ostatnie słowa brata. Być może tylko dlatego, że sama nie chciała ich słyszeć.
- Ezymandrze. Skończyliśmy ten temat - zauważyła chłodno. Mężczyzna westchnął cicho.
- Odpoczywaj. Odezwij się, gdy dotrzecie bezpiecznie do wioski - poprosił. Skinęła głową, chociaż przecież nie mógłby tego zobaczyć nawet wtedy, gdyby stał przed nią.
- Do usłyszenia, bracie.

Schowała medalion i dopiero wtedy przysunęła się bliżej ognia.
- Wybacz. Nie mam ziół - zwróciła się do Eliota, dając tym samym do zrozumienia, że usłyszała jego pytanie, mimo że nie odpowiedziała od razu, po czym obejrzała przygotowaną przez młodego maga scenerię. - Torba bez dna? Niewątpliwie bardzo ułatwia życie w podróży - zagadnęła. Po wszystkich wydarzeniach tego dnia czuła potrzebę rozmowy. O czymkolwiek.
- Oczywiście. Może to nie miecz na smoki, ale gdzie mógłbym zabrać ze sobą beczkę wody, jak nie do takiej torby, a ponadto, wiesz, ona zapewnia trochę wygody. Zawsze można wziąć ze sobą namiot, stołek, czajnik czy drewno, tak jak to - wskazał na płonące drwa. - Nie ma tutaj, ale noszę ze sobą. - Miał widocznie dobry humor. Skinęła głową.
- Rzeczywiście, przyjemnie posiedzieć przy ogniu.
Wyciągnęła skąpą rację - suszone mięso, kawałek sera i trochę chleba.
- Jeszcze przyjemniej byłoby zjeśc coś ciepłego.
- Rzeczywiście, a masz może jakiś ziółka do wody?
- powtórzył pytanie, zadane wcześniej. Erytrea uniosła brew, nieco zdziwiona. Czyżby Eliot jej nie słuchał?
- Nie mam, niestety. Mówiłam już. Będziemy musieli zadowolić się wrzątkiem, obawiam się.
- To będziemy. Przepraszam, czarodziejko. Naprawdę nie to, ze niedosłyszałem, ale ... wstyd przyznać, no, jestem trochę ... po prostu czuje się tak, jakby poszło nam już, jakbyśmy uciekli. Och, wiem, ze jeszcze trochę przed nami, ale ... no wiesz i zrobił mi się trochę mętlik w głowie. Wybacz mi, po prostu...
- Chwycił kobietę ją za rękę. - No wiesz, tak po czarodziejskiej sztamie.
Zaskoczona Erytrea omal nie podskoczyła. Jako kobieta dobrze wychowana i szlachcianka zachowała jednak uprzejmy spokój.
- Nic się nie stało. Wszyscy jesteśmy w tej chwili nieco znużeni i roztargnieni. Ja na przykład marzę o kąpieli i ciepłym łóżku. - Swobodnie uwolniła rękę i zajęła się przygotowaniem swej późnej kolacji. - Powiedz, Eliocie, bo nie rozmawaliśmy o tym chyba. Jak to się stało, że zostałeś magiem? - Magini odwykła od prowadzenia pogawędek. Książki nie zwykły odpowiadać na zadawane im pytania. Może nieco sztywno, niemniej konsekwentnie starała się jednak dowiedzieć czegoś o ludziach, z którymi przyszło jej walczyć o przetrwanie. Jeśli ich wspólna podróż ma trwać dalej, dobrze mieć pojęcie, czego się po nich spodziewać, kim właściwie są? ~Pragmatyczna, jak zawsze~, przemknęło jej przez myśl. Nawet w relacjach międzyludzkich.
- E, proste. Pewnie, że na początku wolałem być wielkim wojownikiem, pogromcą smoków i zdobywcą księżniczek, ale miałem wypadek. Poważny. Dwa lata leczenia. Padłbym z nudów, gdybym się czymś nie zajął. Był tam taki jeden czarodziej, tam, gdzie się kurowałem. Czysty przypadek, że znalazł się w tym miejscu. On pchnął mnie na te tory i udzielił paru wskazówek, a potem byłem w szkole przy świątyni Mystry. Moja siostra jest tam akolitką. Czyli jakoś tak po prostu wyszło. A ty? Zdajesz się naprawdę czarodziejką, która posiada wiele wiedzy. Te mikstury i w ogóle ... Ja, kiedy zrobiłem eliksir miłości na zajęciach, to koledzy uciekali przez okno, bojąc się, że wybuchnie. Zresztą, mieli rację.
Erytrea uśmiechnęła się ze zrozumieniem. A potem pokręciła głową, zamykając się na chwilę we własnych wspomnieniach.
- W zasadzie, zostałam czarodziejką, by uciec z domu. - Zaśmiała się cicho, skonstatowawszy, że tak było naprawdę. Uciec z domu po śmierci matki - uciec w księgi, w wiedzę, pod opiekuńcze skrzydła Azutha i magii. - Później okazało się, że uciekłam przede wszystkim od samej siebie. I od ludzi, na których zależało mi najbardziej. Łatwiej schować się za barierą wiedzy, ukryć w wieżach magii, pośród podziwianych autorytetów, pośród ksiąg i eliksirów, niż żyć naprawdę. - W jej głosie pobrzmiewała gorycz.
- Hm, moim zdaniem - może chciał powiedzieć "chrzanisz głupoty", ale złagodził - przesadzasz. Jak lubisz magię, a chyba lubisz, to znaczy, że nawet jeśli najpierw uciekałaś w księgi dla samej ucieczki, mogło cię to doprowadzić do miejsca, gdzie faktycznie chciałaś dojść. Ja tam uważam, że żyjesz, i bardziej mnie to cieszy niż myślisz. Sądzę, że nas wszystkich. A uciec z domu, no, moje wyrazy uznania, to prawie tak jak dziewięciu na dziesięciu chłopaków z mojego miasteczka.
- No, to nie była taka prawdziwa ucieczka. Ale wyjechałam do Waterdeep wbrew życzeniom ojca. Lecz masz rację. Magia mnie fascynuje.
- No dlatego mówię, to nie problem, a radość. Powinnaś się cieszyć, że intuicja ci podpowiedziała we właściwym momencie co robić. Waterdeep, hm, duże miasto ... ponoć. ale może kiedyś tam zaprowadzi nas droga. Ale, ale, mam do ciebie pytanie, co sądzisz o tym?
- Wyciągnął szlachetną łzę. - To tej dziewczyny, którą widziałaś tam, wiesz, w ruinach.
Erytrea wzięła kryształ ostrożnie do ręki. Poczuła coś znajomego.
- Moim zdaniem, to służy do kontaktowania się z osobą, która posiada drugi taki sam przedmiot. Mam medalion, dzięki któremu mogę rozmawiac z bratem. Emanuje mocą tego samego rodzaju. Podobną, ale trochę inną.
- Hm, nie znam się na tym specjalnie, ale wierzę ci, oczywiście. Ona ma na imię Livia i przedstawiła się jako kapłanka Selune, porwana oraz wywieziona gdzieś na lodowiec. Ale, ale, masz brata? To miło mieć cały czas kontakt z rodziną. Mam siostrę, jak wspominałem, bardzo ją kocham, ale czasem bywa, że jesteśmy rzucani gdzie indziej.

Erytrea skinęła. Eliot czasem mówił tak szybko i zmieniał temat tak niespodziewanie, że człowiek nie wiedział, na co odpowiadać i do czego się odnosić.
- Tak to bywa. Jeszcze siedem lat temu prawie nie rozmawialiśmy z Ezymandrem. Ale wszystko się z czasem zmienia...
Kobieta zamyśliła się, zapatrzona w ogień, a wreszcie skoncentrowała się na swoim posiłku.
- Pewnie tak, ale moim zdaniem, może niekiedy na lepsze. Smacznego.
 
__________________
"Umysł ludzki bardziej jest wszechświatem niż sam wszechświat".
[John Fowles, Mag]

Ostatnio edytowane przez Suarrilk : 12-07-2009 o 19:34. Powód: Poprawka: Talagbar, nie Tabalgar :P
Suarrilk jest offline