Lexinton nie mógł się zdecydować co jest bardziej zabawne. Opis rytuały, czy też irracjonalna wiara niektórych osób, że jest on prawdziwy. I to wszystko w XIX wieku, gdy już się wydawało, że zabobony przynajmniej na wyspach zostały wyplenione. Tymczasem Sharpe chciał odprawiać praktyki szamańskie rodem z afrykańskiego buszu i otwierać przejścia do nieistniejącego świata. Cóż … jeśli to ich bawiło. Jim najchętniej odprawiłby rytuał od ręki, by wykazać jego bezsensowność, ale stanęło na tym, że poczekają.
W międzyczasie z Londynu baron sprowadził najlepszego znanego mu medyka, by zajął się Courtney.
Jako że Irlandka była unieruchomiona i ku niezadowoleniu barona emablowana przez Edrica, Jim obszedł z psami jezioro, chyba z pięć razy, niestety bez żadnych widocznych rezultatów. Trochę popytał w mieścinie, też bez efektów, bo miejscowi jednak nabrali wody w usta. Po czym z nudów baron zaczął się zastanawiać nad techniczną stroną wykopania grobli i spuszczenia wody z jeziora. Pomysł cokolwiek radykalny i zgoła zbyteczny, lecz w ocenie Jima przynajmniej zabawny.
Próbował też poprawić nadwątlone kontakty z Olimpią, jednak dziewczyna traktowała go z rezerwą i rozmowy jakoś się nie kleiły. Najwyraźniej intuicja śpiewaczki podpowiadała jej, że Jim nie ma czystego sumienia.
Lexinton zatem zwrócił swe zainteresowanie ku Madelaine i chcąc nieco rozerwać pozbawioną ruchu pisarkę zaproponował jej wspólne zawody łucznicze.
Natomiast próby zorganizowania meczu polo spełzły na niczym z braku zawodników i sprzętu.
Powrócił tedy niczym syn marnotrawny do Courtney, choć ciągle irytowały go jej dobre kontakty z Edricem. Naturalnie nie okazał swojego niezadowolenia w żaden sposób. Pokazywanie zazdrości byłoby niestosowne i pewnie rozśmieszyłoby Courtney, a nie chciał jej dawać tej małej satysfakcji. Nie mówiąc już o tym, że to było raczej plebejskie uczucie dobre dla Sharpe’ów.
Courtney akurat rysowała na kartkach papieru projekty nasadzeń do jakiegoś ogrodu, gdy Jim do niej przyszedł. Starczyło jednak wymienienie kilku słów, a Irlandka bezbłędnie rozszyfrowała jego uczucia. Znała go za dobrze i za długo, by mógł ją łatwo zwieść. Widząc, że został rozszyfrowany rzucił się na nią warcząc nie gorzej niż dziki zwierz i wymierzył jej siarczystego klapsa. Z powodu spódnicy i licznych halek niestety mało bolesnego, więc musiał je przy pomocy dziewczyny zdjąć, no a potem zanieść nagą Courtney do łóżka żeby nie zmarzła, a że prosiła by ją ogrzał, to został do rana.
Na odprawienie rytuału obydwoje przyszli przygotowany.
Czyli nienagannie ubrani i nie zapominając nawet o szpicrutach, choć jako żywo przybyli konno, ale nie wierzchem. Rana niestety nie pozwalała Courtney na takie wybryki. Jim jednak przekonał ją twierdząc, że bardzo ładnie prezentuje się w stroju hippicznym, a po za tym niestosowność stroju dobrze będzie się komponować z niestosownością obrzędów. Najwyraźniej był dzień szaleństw i trzeba było to jakoś podkreślić.
Lexinton był w doskonałym humorze, wręcz nie mógł się doczekać kiedy zobaczy rozczarowaną minę Sharpe’a.
Czekał go niestety zawód i szok.
Gdy po zniknięciu liścia służącemu wyrwało się „My God” Jim zakrzyknął cokolwiek nieparlamentarne :
- Holly shit !
Po czym zamilkł zdumiony na dłuższą chwilę.
- To jakaś sztuczka. Na pewno sztuczka.
Zawyrokował już się szykując, by wejść w światło, nie zniknąć i zdemaskować oszustwo. Na szczęście ubiegł go Virgil, a potem Olimpia i Ada.
Jima zatkało. Stał z otwartymi ustami nic nie rozumiejąc. W jednej chwili jego światopogląd został wywrócony do góry nogami i teraz musiał nad tym zapanować. Ubrać w słowa i oswoić to co zobaczył.
- Niech nikt się nie rusza. Nie wiemy co to jest i gdzie prowadzi.
Stwierdził chwytając Courtney za dłoń. Chcąc uratować chociaż ją, skoro Olimpii i Ady nie zdążył.
- To jakiś rodzaj maszyny do przesyłania masy. Coś jak telegraf, tyle że bez przewodów i oparty nie na elektryczności, ale świetle. Ci co to skonstruowali są znacznie bardziej technicznie zaawansowani od nas.
Zwrócił się do zebranych odwracając się tyłem do portalu.
- Proszę Państwa mamy tu do czynienia z zagrożenie bezpieczeństwa Imperium. Jeśli to prawda, że przejście aktywują przedmioty z drugiego świata, to Ci co weszli dostarczyli ich tyle ze sobą, ze w każdej chwili możemy spodziewać się nieproszonych gości dysponujących, chociażby bronią jakiej nie znamy.
Spojrzał prosto w oczy Edrica.
- Doktorze Sharp, czy potrafi Pan zamknąć przejście i uruchomić je jeszcze raz, gdy już będziemy przygotowani ?
Patrząc na znikające w portalu postacie Courtney odruchowo położyła dłoń na swoim brzuchu. Nadzieja, która od jakiegoś czasu kiełkowała w jej sercu, w tym momencie zamieniła się w pewność. Drugą, trzymaną przez Jima delikatnie odwzajemniła jego uścisk:
- Nie mogę tam wejść - wyszeptała tak cicho, że tylko on mógł ja usłyszeć, a jednocześnie z niezachwianą pewnością w głosie
- To zaszkodziłoby dziecku...