Mortimer słuchał z uwagą zgromadzonych przy ognisku, co jakiś czas z aprobatą kiwając głową. Gdy każdy wypowiedział się już w temacie handlarz potarł nieogolony podbródek dłonią i odezwał się spokojnie: - Zwiad jak najbardziej, ale pieszy w tym momencie nie ma większego ma sensu. Do Antonito i tak jesteśmy na otwartym terenie, dopiero za ruinami możemy dostać się na Siedemnastkę i w góry – zamyślił się. - Możemy zrobić postój w miasteczku i stamtąd wypuścić czujki na drogę. Tak czy siak, zanim dotrzesz tam na nogach, my już do Ciebie dojedziemy – spojrzał na Sky oczekując akceptacji lub też polemiki z jego tokiem rozumowania. Chwilę później spojrzał z powagą na zgromadzony i powiedział zdecydowanie: - Tymczasem robimy tak: montujemy radio w wozie Rocketa – Mj, jak coś stary Ed może Ci z tym pomóc. Ja z Alexem spakuję ciężarówkę; Gert skoczysz do Coxów i powiesz im by się zbierali, reszta braci Dayton pomoże mi z betami i sama właduje się do nas na pakę. Manni - Ty pogadasz z Kotem - nie zaszkodzi spytać co duchy o tym wszystkim myślą. Jak się z tym wszystkim uporamy to chłopaki pojadą przodem – tak jak mówi tropiciel - a reszta dołączy do nich w Antonito. Panowie sprawdzą ruiny i potem oglądniemy sobie stamtąd drogę – pokręcił głową i burknął pod nosem sam do siebie: - Cholera, mogliśmy jednak spróbować wczoraj już tam dojechać.- Sky i Manni wiedzieli jednak, że gdyby wpakowali się do miasta w nocy nie mieli by żadnych szans na sprawdzenie terenu i porządne rozstawienie obozu. Droga z aktualnego obozu do ruin nie powinna samochodem zając więcej niż pół godziny, nie był to więc wielki problem. Z drugiej strony wszelkiej maści napady na karawany zdarzały się raczej w górach, na trasie, gdzie bandyci mogli schować się między skałami, a w razie potrzeby zablokować nawet część drogi niewielką lawiną. Nie było jednak już sensu nad tym dywagować – liczył się czas i dokładność. Po chwili więc wszyscy zgodnie ruszyli do przydzielonych im obowiązków. Tylko Jedediasz zdawał się ociągać - nie dołączywszy do wspólnego śniadania wolno pakował swój śpiwór, głuchy na całe towarzystwo. Rocket, zostawiwszy Pyro sam na sam z ich tobołami, z pozornym wyluzowaniem i rozbawieniem ruszył w stronę MJ w momencie, gdy stary Vasqomb zabierał się za pakowanie rzeczy w namiocie. Po chwili do ojca dołączył Alex wraz z Edem Barnackie, który wymieniwszy kilka zdań z handlarzem, również ruszył powoli w stronę młodej radiooperatorki. Tymczasem ganger stanął obok kobiety i zapalił z namaszczeniem papierosa. Wypuściwszy z ust kłąb dymu, uśmiechnął się szelmowsko powiedział: - Słuchaj Mysza, tak się składa, że mam w wozie zainstalowany „Przedwojenny Sprzęt Muzyczny” – zrobił pauzę, jakby czekając by jego słowa odpowiednio dotarły do dziewczyny, po czym zaciągnął się kolejny raz skrętem i dodał: - Niestety trochę ostatnio szwankuje, więc może byś rzuciła na niego swym pięknym oczkiem, bo ten piernik Barnackie nie ma o tym zielonego pojęcia, hmm? – blondyn wyszczerzył się najszerzej jak potrafił. W tym momencie stary Monter parsknął stając za plecami młokosa i mruknął z ironią: - Kiedy Ty Don Chuanie lałeś jeszcze w pieluchy a jedyne co Ci we łbie było to mleczko i cumel, ja takie chińskie odtwarzacze to jedną ręką naprawiałem, drugą macając tyłeczki kociaków kręcących się w warsztatach Detroit. Więc mi tu nie mędrkuj, tylko sprzątnij śmieci z tego swojego gruchota jeśli chcesz, by którekolwiek z nas w ogóle się do niego zbliżyło. Rocket wypuścił ostentacyjnie dym z ust, po czym mrugnął okiem do MJ i ruszył w stronę Buggy. Stary mężczyzna odprowadził go wzrokiem kręcąc tylko głową: - Eh ta młodzież – mruknął po czym spojrzał na kobietę i dodał uśmiechając się, co tylko pogłębiło zmarszczki na jego zniszczonej twarzy: - Chodź, pomogę Ci i tak nie mam już nic do roboty. Gdzieś przed nimi bujając się na boki ganger, zaciągając się dymem ze skręta, nucił pod nosem: „Będę brał Cię … w Aucie… Cię - Eheeee”
__________________ Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure. |