Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-07-2009, 15:42   #103
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
siedziba skrzydlatych; Ebriel, Kurt, Bartael i Diriael
Po wyznaniu Kurta nastała cisza. Lucjusz chyba czekał aż Wy powiecie coś o sobie ale uparcie milczeliście. Gdy już niezręczność osiągnęło apogeum rozległo się pukanie do drzwi. Nowy gość nie czekał na zaproszenie tylko wszedł do środka.

Młoda kobieta, która weszła musiała właśnie wrócić z dworu. Ulewa zmoczyła na wylot jej ciemne włosy a skóra butów pod wpływem żywiołu pociemniały. Ubrana była po męsku ale na modłę ziemską, proste zielone spodnie i taka sama tunika. Gdy szła w deszczu musiała mieć płaszcz lub inne wierzchnie nakrycie, tunika i spodnie były praktycznie suche. Jej sylwetce niczego nie brakowało jednak nie mała uroda nowo przybyłej gasła przy takiej piękności jak Ebriel. Jak na standardy skrzydlatych była bardzo niska, nawet niskiemu Kurtowi nie sięgała do ramienia, stojąc przy barczystym Bartelu wydawała się kruszynką.
Dziewczyna nie speszyła się widząc takich wielkoludów, patrzyła na Was z ciekawością. Lewą ręką dotknęła złotego naszyjnika, tik nerwowy a może użycie przedmiotu naładowanego przez skrzydlatego mocą?
Ubiór kobiety Bartelowi wydawał się... Niestosowny. Ze swoich poprzednich wizyt zauważył, że kobiety tutaj ubierają się w suknie lub spódnice nigdy nie noszą się po męsku.
Chwilę ciszy, która nastała po przybyciu dziewczyny przerwał Lucjusz.
-Poznajcie się. Ta urocza, młoda kobieta, która będzie Waszą przewodniczką to Rachel. Rachel to są nasi goście o których opowiedział Ci już pewnie Aronax. Nasz potężny towarzysz nazywa się Bartel, mężczyzna po jego lewej to Kurt a ich towarzysz po prawej nazywa się Diriael. Kobieta, której piękny głos przyćmiewa tylko powalająca uroda to Ebriel.
Dziewczyna uśmiechnęła się do Was i wyciągnęła rękę.
-Miło mi.
I znów Bartelowi zachowanie Rachel wydało się niestosowne. W Pierwszym Mieście mało, które kobiety podawały rękę na przywitanie co dopiero na Dole... Strażnik był pewny jednego dziewczyna na pewno nie była skrzydlatą.
I znowu odezwał się Lucjusz.
-Rachel jakbyś mogła im przez pewien czas potowarzyszyć. Ich nieznajomość zwyczajów może sprowadzić kłopoty.
Dalej stary skrzydlaty zwrócił się do Was.
-Jeśli macie jakieś pytania prosiłbym o pośpieszenie się. Chcę jak najszybciej załatwić uwolnienie Waszych przyjaciół. Dostaniecie ode mnie pieniądze na początek a Rachel zaprowadzi Was do mieszkania.

cela; Asael, Achrol i dzikus
-Rozumiem, że musimy się zwijać zanim któryś w końcu zechce tu wpaść po Achrolowy zad zanim ja go skopię. On jest mój! Skoro tak traktują tu jeńców to chyba nie mamy co liczyć na sprawiedliwy proces? Czy może lepiej być grzecznym kawałkiem zbrodniarza? -Sprawiedliwość to obce pojęte dla tej rasy.
-Jeśli mamy się zwijać za godzinę to może jakiś plan? Czy na żywioł, rozwalasz kraty i siekamy póki nas nie zamordują? Na pewno miałeś jakiś plan? Zanim nas tu wtrącono do was do przytulnej celi, zakładałeś, że sam jeden uciekniesz? Rozwalisz kraty i co dalej?
-I ich wyrżnę. Powinienem dać sobie radę z kilkoma strażnikami a z Waszą pomocą jest to pewne. A potem... Ja uciekam z miasta do przyjaciół.
Jakoś odechciało Wam się rozmów. Dzikus siedział w kącie co raz powarkując, Achrol siedział na jednym łóżku a mężczyzna na drugim. Asael chwilę stała w końcu jednak usiadła na Achrolowym łóżku, tuż przy małomównym skrzydlatym.
Czekanie było irytujące, bardzo... A brak zegarka był jeszcze gorszy. Ile już upłynęło? Po pewnym czasie usłyszeliście krzyki, krzyki mordowanych ludzi. Człowiek spojrzał pytająco na Was, Wy na niego, dzikus warknął. Grubas zaklął i zerwał się z łóżka. Z szybkością, która do niego nie pasowała podbiegł do krat. Wciśnięte między kraty dłonie zdawały się obejmować sześcian, słowa w nieznanym Wam języku były zagłuszane przez krzyki mordowanych do których po chwili przyłączyły się okrzyki strachu innych więźniów. Krzyki mordowanych umilkły, drzwi prowadzące z góry otworzyły się. Więźniowie umilkli, grubas nie przerywając inkantacji spojrzał w górę. Z góry schodzili strażnicy z mieczami i pałkami w dłoniach. Nic sobie nie robili z ran i braku kończyn. Jeden nie miał głowy, drugi ramienia, innemu wychodziły z ciała połamane żebra a czwarty miał nienaturalnie skręconą głowę. Za nimi schodził szkielet.

Achrol wpatrywał się z nienawiścią w oczach ożywieńcowi. Asael tylko raz słyszała o nekromanci, pewien kapłan Jedynego parał się nią z dwa lata temu. Strażników musieli wesprzeć Posłańcy by go dorwać, rudowłosa strażniczka nie brała wtedy udziału w tej akcji. Nekromanta został zesłany na dół...
Grubas skończył w końcu inkantacje i się odsunął. W miejscu gdzie były jego ręce unosił się kamienny sześcian, kamień zaczął się wydłużać i już po chwili dotykał obu krat na tym jednak nie poprzestał. Kraty po kolei wyłamywał się z hukiem, martwi strażnicy powoli schodzili do celi, byli już prawie przy Was. Gdy tylko pojawiło się przejście grubas wyskoczył przez nie i pobiegł w stronę przeciwną od wyjścia. Przyklęknął i zaczął znów coś inkantować. Drugi wybiegł Achrol nie zważając na ranną rękę porwał kawałek pręta i skoczył na pierwszego umarłego. Kawałek pręta uderzył o miecz krzesząc iskry…
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline