W zaciszu karczemnej izby Torin i Gerda wesoło gawędzili, przekomarzali sie, zupełnie jakby znali się od wieków. Czas szedł powoli, od czasu do czasu któreś z nich zerkało na drzwi wejściowe z nadzieją w oczach, że pozostali ich nie opuścili.
Głośny huk otwieranych drzwi przerwał ich zaciętą dyskusję. Do sieni weszła Zieleńsza,a ułamek sekundy za nią woźnica i Gustav...i Dieter! Torin szybko zerwał sie na nogi i podbiegł do nich.
-Co się stało? Czy on...--uciął w pół zdania- Nic mu nie będzie prawda?
Ze strachem w oczach wpatrywał sie w Gustava i Zieleńszą.
-Może trzeba lekarza?-chłopaka olśniło-Jest tu gdzieś człek na leczeniu się znający?-zagadnął nadbiegającą służkę. |