Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-07-2009, 16:13   #16
Penny
 
Penny's Avatar
 
Reputacja: 1 Penny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemuPenny to imię znane każdemu
Ilekroć pomyślał o tym, że zostawił za sobą nie tylko port w Istrii i księstwo Arish, ale także cały znany mu dotąd świat ogarniało przedziwne uczucie lekkości. Tak jakby nagle zdjęto mu z ramion okropny ciężar. Uczucie było dziwne i niepokojące, ponieważ nigdy nie czuł się źle na ziemiach Starego Świata. Nigdy nie mieszał się w politykę ani w wojnę, więc nie czuł także odpowiedzialności związane z tymi dziedzinami życia społecznego. Ale jednak, gdy ostatnie niewyraźne zarysy kontynentu zniknęły za bezkresnym horyzontem, poczuł się tak, jakby opuścił go jakiś ciężar.
Pojawiło się inne uczucie, jak gdyby jego świadomość chciała zapełnić puste miejsce po odejściu tamtego.

Głód przygody.

Nie mógł jednak owego głodu zaspokoić. Wokoło rozciągało się niespokojne lustro błękitnego morza, a ich statki wydawały mu się pływającymi wyspami. Godzinami obserwował je jak pokonują kolejne morskie mile kołysząc się na falach, łopoczą żaglami i banderami. Przy dobrej pogodzie widział jak na sąsiednich statkach załoga miota się po pokładzie.

Obserwował także ludzi na „Ostrzu Powracającego”, tą barwną zbieraninę osobowości. Kręcili się po pokładzie to tu to tam niczym krążące nad portem mewy. Niektórych z nich zaczynał już rozpoznawać, niektórzy wciąż pozostawali obcy. Jeśli pominie się zwyczajowe stricte grzecznościowe pozdrowienia jakie wymieniał z niektórymi osobami to Oscar podczas całego rejsu nie zamienił z nikim ani jednego słowa.

On zaś oddawał się temu co lubił najbardziej i co pozwalało mu zapomnieć na chwilę o dręczących go ponurych myślach. Szkicował pośpiesznie starając się uchwycić wszystkie szczegóły tego, co widział. Tych ulotnych chwil, które zapierały mu dech w piersi, a blakły w pamięci tak szybko jak topniejące na skórze płatki śniegu.

Tak robił i tego wieczoru, gdy słońce chyliło się ku swojemu spektakularnemu zachodowi barwiąc wodę swoim szkarłatem. Wyglądało jak świeżo ścięta róża albo krew… Tak, woda barwiona krwią była najlepszym tego określeniem, gdyż przypominał mu słowa pewnego poety (którego imienia zresztą nie pamiętał tak samo jak reszty owego utworu). „Słońce krwawo zachodzi, z nim reszta nadziei… ale co dalej?” Oscar za żadne skarby świata nie mógł sobie przypomnieć. Pamiętał, że był to sonet w zbiorze z wytartymi od częstego używania okładkami.

Westchnął ciężko i spojrzał na swój ostatni szkic. To już ósmy szkicownik, który będzie musiał poczekać na odrobinę spokoju i lepsze czasy. Za każdym razem, gdy patrzył na swoje ilustracje oczyma wyobraźni widział pełne żywych soczystych barw obrazy, a nie marne, czarno-białe szkice. Chciał zabrać się za urzeczywistnianie marzenia podczas tego rejsu, który jeszcze tydzień temu wydawał mu się nudną koniecznością. Przerażała go myśl o spędzeniu miesiąca w jednym miejscu. Teraz czuł tylko radość płynącą z obcowania z morzem i co wieczór z niejakim przerażeniem odkrywał, że jego zbiór ilustracji jest coraz większy i większy, a płótna wciąż są puste.

Pochylił głowę by poprawić na rysunku jakiś szczegół olinowania, a potem wrócił do kreślenia spienionych fal uderzających o smukły dziób sąsiedniego statku. Majestatyczne łuki wyobrażały napełnione wiatrem żagle, lekko wygięte linie budowały smukły kadłub i maszt sąsiedniego statku, proste kreski dawały oparcie żaglom i tworzyły olinowanie, zaś splątane zawijasy, deformujące linie nadawały charakteru wciąż niespokojnemu morzu.

Zbyt zajęty rysowaniem nie usłyszał nawet jak ktoś do niego podchodzi. Dopiero niski, męski głos wyrwał Oscara ze świata jego prywatnych imaginacji sprawiając, że żołądek podjechał mu do gardła, a serce zaczęło bić mocniej. Starzec go najzwyczajniej w świecie przestraszył.
- Pozwoli pan… - mężczyzna zawahał się, a Oscar nie miał mu tego za złe: delikatną urodę odziedziczył po matce, i była jego przekleństwem i błogosławieństwem zarazem – że się przedstawię. Sepuribal Stary, prosto z dworu naszego wszechpotężnego Imperatora, kronikarz dziejów współczesnego nam świata.

Na twarzy Oscara odmalowało się zdziwienie tak głębokie, jak głębokie jest morze po którym płynęli.
- Oscar Duval. Naukowiec, można tak powiedzieć…
- A przy tym niezgorszy artysta – z uśmiechem stwierdził kronikarz, co niemal sprawiło, że młody człowiek oblał się szkarłatnym rumieńcem. – Nie pasuje mi pan zbytnio do pozostałych piewców wiedzy, którzy bez poparcia w dziełach mistrzów nie potrafią się nawet przywitać, a narysowanie odbicia słońca w morzu bez odpowiednich wzorów to dla nich herezja…

„Oh, naprawdę?” spytał ironicznie w myślach, ale taktownie milczał nauczony, że starszym się nie przerywa.
- Zresztą, ja nie o tym – ciągnął dalej. - Bardzo ładne ilustracje, naprawdę. Jak cała ta wyprawa. Chociaż… Mam złe przeczucia. Strasznie złe. Czasem mi się to zdarza, może to kwestia doświadczenia, a może i czegoś więcej… Nie wiem. Sam nie wiem.

Oscar przypomniał sobie list, który odczytał niedługo przed wejściem na pokład statku. Tak, ewidentnie coś było nie tak z tą wyprawą.
- No, ale znów nie o tym chciałem mówić! Bez zbędnych dygresji, krótko, zwięźle, bo znów przejdę do innego tematu – czy zgodziłby się pan użyczyć mi kilku szkiców do wydania historii tej wyprawy mojego pióra? Oczywiście z należytym honorarium prosto ze skarbca Króla Królów! – zaśmiał się ponownie starzec.

„O-o. Tego nie dało się przewidzieć”, pomyślał zaskoczony tą niecodzienną propozycją. Na pozór obronnym gestem przycisnął do piersi szkicownik i potarł nos zostawiając na nim węglową smugę. Zapomniał wytrzeć ręce. Znowu.

- Oh. Ja… - zaczął i zająknął się. Z tej opresji wybawiło go nagłe zamieszanie po drugiej stronie pokładu. Rozległy się strzały, a potem wysoki obezwładniający pisk. Szkicownik wysunął się z rąk Oscara, gdy ten uniósł ręce do góry by zasłonić sobie uszy. Jednak wciąż słyszał ten potężny wibrujący dźwięk, który rozrywał jego mózg na tysiące malutkich kawałeczków. Zgiął się w pół w wymiotnym odruchu, ale powstrzymał nudności. Tak nagle jak się pojawił pisk urwał się. Oscar wyprostował się czując, że nogi ma jak z waty. Rozejrzał się zdumiony, ale nigdzie nie zobaczył źródła tego potwornego dźwięku.

Spojrzał w bok, na swojego rozmówcę. Sepuribal był zielony na twarzy, a wzrok miał mętny jakby zaraz miał zemdleć. Zachwiał się i gdyby Oscar go nie podtrzymał na pewno zwaliłby się na twardy pokład. Młodzieniec poprowadził starego kronikarza do relingu by mógł się oprzeć.
- Proszę oddychać głęboko – nakazał. – Bardzo głęboko. To zaraz minie, na pewno.

Gdy kronikarz skinął głową na znak, że mu lepiej Oscar wrócił do porzuconego szkicownika, po czym wcisnął go w drżące ręce starca.
- Zaraz wracam – zapewnił go Oscar odchodząc. – Pójdę spytać co to było.
Rozejrzał się ponownie po pokładzie, po czym ruszył do niemałej już grupki po przeciwnej stronie pokładu. Wśród nich zauważył kilku wojskowych, więc na pewno będą wiedzieli co się działo. Wprawdzie strzały wskazywałyby na jakiś bunt na pokładzie, ale z drugiej strony żaden umierający człowiek nie wydawał z siebie tak mrożącego krew w żyłach wrzasku.
 
__________________
Nie rozmieniam się na drobne ;)
Penny jest offline