Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-07-2009, 20:51   #59
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Plan był doskonały. No może jak na te kilka sekund namysłu. Wykonaniu też nic nie można był zarzucić. Skradanie się, skok, przyspieszenie i lądowanie. Ba! Nawet ominął zdradziecki wybój w chodniku. Wszystko szło gładko. Miecz unosił się już w powietrzu.

Jednak mrocznym bogom nie spodobało się to. A dlaczego śmiertelnikowi może iść tak prosto? Niech się męczy na tym ziemskim padole. No i nie dali mu wyjść z pełną godnością z tej potyczki.

Gdy człowiek unosił miecz do cięcia - paskudnego przez całe plecy niczego niespodziewającego się wilkołaka - jego lewa noga natrafiła na coś czego nie powinno tam być. Niewielka kostka brukowa wystawała ponad swe siostry. I za co płaci się podatki?! Niewyobrażalny ból jaki towarzyszył cienkiemu piskowi z ust wojownika przeszył jego całe ciało. Ból ten musiał oznaczać jakieś poważniejsze uszkodzenie nogi. Szlag by to. W takim momencie. Jak jaki gówniarz. Spojrzał tylko na plecy nieuszkodzonych wilczurów. No rzesz kurwa...

Tyle szczęścia, że Son nie był sam. Jego nowi towarzysze zaczęli rozgramiać potomków zła. Dwóch z trzech padło od razu z ręki paladyna. Trzeci jął imać się ucieczką. Napotkał śmierć z ręki rannego człowieka. Son nie zastanawiając się wyciągnął przed siebie miecz nie pewnie trzymany przez jego rękę. Ból nie pozwalał mu się skoncentrować do dobrego ciosu lecz pęd bestii nadrobił straconą energię. Wilkołak nadział się jak szaszłyk. Jednak te stworzenia nie miały by renomy przerażających gdyby ten nie próbował zabrać ze sobą czarnego dowódcy. Podniósł rękę do ciosu i już miał opuścić ją z tragicznym dla białowłosego skutkiem gdyby nie lata doświadczeń jego przeciwnika. Sonnillon uśmiechając się szyderczo przekręcił miecz w trzewiach stwora. Ten skonał w cierpieniu.
- Ból? Boli gnido? Bo ma boleć! - krzyknął prosto w twarz konającego. Wyszarpnął miecz i strzepnął krew. Nie było już więcej wrogów do zabijania. Nic tu po nich.

Wreszcie usłyszeli długo wyczekiwany dźwięk rogu. Mrok się wycofywał. Wygrali tę batalię. Obronili miasto. I po co? Son tego nie wiedział. Zresztą nie przejmował się tym był bardziej zmartwiony stanem swojej nogi. Upadł na tyłek i powoli zdjął buta by puchnąca noga nie zaklinował się w nim. Sprawdził dokładnie cóż to się stało z jego stopą.

- Mores! Mam problem taki. Znacie się trochę na pomocy medycznej? Nogę żem chyba uszkodził. Trza też nam pozostałą trojkę znaleźć. Bez nich nasz glejt jest gówno wart.

Jeśli paladyn spróbuje opatrzyć nogę:

- No dobra. Musimy się rozdzielić i poszukać naszych zgub. Za godzinę widzimy się pod bramą miejską. Tą którą na początku broniliśmy. Ja pójdę do strażnicy i pobliskich budynków znaleźć ich. Może elf tak jak w karczmie śpi gdzieś w bezpiecznym miejscu. Jakbyście ich martwych znaleźli to trza nowe mięs... nowych kompanów znaleźć. Jest nas trzech. Musi być czterech. Nie Tatko, demon się nie liczy. Pomóżcie wstać. Znajdzie się kostur jaki? Boję się o tą nogę. No dobra! To szukamy ich. jak znajdziecie jakieś sakiewki ze złotem bądź wierzchowce to też nie musicie zostawiać tego bez właściciela. No nie patrz tak na mnie. Wolisz kraść ze stajni? Idziemy! Pamiętajcie, za godzinę pod bramą.
 
__________________
Why so serious, Son?

Ostatnio edytowane przez andramil : 17-07-2009 o 20:55.
andramil jest offline