Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2009, 02:44   #128
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Szczery zawód. Rozczarowanie. Frustracja. Te uczucia przepełniały rozgoryczonego światem pośrednim Virgila Windermare. To było to? Labirynt jakichś korytarzy rodem z godnego pożałowania Yorku? Ani bestii, ani elfów. Konsekwencja bez poprzedzającej przyjemności. Niesmaczny dowcip losu. Nawet towarzystwo dwóch pięknych dam nie poprawiało mu humoru. Oto bowiem musiał zacząć myśleć racjonalnie nad swoim położeniem, a nie było ono specjalnie mu na rękę... choć zapewne perspektywa zaginięcia w tej łamigłówce archaiczny korytarzy wraz z Olimpią i Adą budziła parę ciekawych pomysłów. Spojrzał na Włoszkę. Grymas niezadowolenia przebiegł mu przez ułamek sekundy przez twarz. Nie. Nie wiedział czemu, ale nie mógłby. To by było zbyt osobiste. I nagle poczuł strach. Jakby oddech najgorszego wroga zaraz na swoim karku. Nie o siebie. Virgil nie miał wątpliwości, że da sobie radę z każdą sytuacją i z lubości wyszukiwał tych, którym jednak nie sprosta. Nie. Konsekwencje mimo iż drażniące, nie miały dla niego znaczenia. Ale ona tu była bo wierzyła. Głupia dziewczyna, która z paru przeczytanych wersów pełnych absurdu wydarzeń, potrafiła utworzyć dla siebie bajkę na dobranoc. Przyjemność sprawiało mu wbijanie igieł w ten jej sen, ale... na myśl o tym, że to nie on, a właśnie ten przewrotny splot wydarzeń sam we własnej osobie może stanąć przeciw niej i skrzywdzić ją... sam nie wiedział, ale mierziła go ta myśl. Poczucie niechcianej odpowiedzialności spłynęło mu po gardle niczym łyżka kropli miętowych. Siedziała obok niego stykając się z jego ramieniem i chyba o czymś myślała...
- Przepraszam Emy... - powiedział to? Czy mu się wydawało? Ostatnio co do wielu rzeczy nie mógł mieć pewności. Słyszał swój cichy głos, ale... go nie pamiętał. Ada dalej chodziła w kółko przygryzając dolną wargę w skupieniu i co chwila wypowiadając jakąś liczbę, lub „cholera”. A Olimpia się nie obejrzała. Nie słyszała, czy udawała? - Za wszystko...

Śpiew? Zdecydowanie. Zdziwienie jednak trwało tylko chwilę. Baronet podniósł się i pomógł wstać Olimpii. Jakby zupełnie nic się nie stało.

Śpiew oznaczał, że ktoś w tym labiryncie był oprócz nich i w dodatku był to ktoś beztroski. A beztroska oznaczała, że wiedział jak się wydostać z labiryntu. Przez chwilę w milczeniu wsłuchiwali się w słowa starej angielskiej piosenki:

Hi! says the blackbird, sitting on a chair,
Once I courted a lady fair;
She proved fickle and turned her back,
And ever since then I'm dressed in black.

Hi! says the blue-jay as she flew,
If I was a young man I'd have two;
If one proved fickle and chanced for to go,
I'd have a new string to my bow.

Hi! says the little leather winged bat,
I will tell you the reason that,
The reason that I fly in the night
Is because I lost my heart's delight.

Hi! says the little mourning dove,
I'll tell you how to gain her love;
Court her night and court her day,
Never give her time to say "0 nay."

[...]



Bzdura, pomyślał. I co z tego. Przecież nie będą tu siedzieć i czekać aż któreś z drzwi się otworzą i wyjdzie z nich pułk żołnierzy jej królewskiej mości.
- Myślę, że powinniśmy iść za tym głosem. Ktokolwiek to śpiewa, robi to zbyt spokojnie, by być tu zagubionym.

[...]
She proved fickle and from me fled,
And ever since then my head's been red.

Hi! says the robin, with a little squirm,
I wish I had a great, big worm;
I would fly away into my nest;
I have a wife I think is the best.*


_________________________________________
*fragmenty "The Bird Song"; autor nieznany
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline