Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2009, 13:29   #171
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
- Gotowa? - Grzes badawczo spojrzał w oczy Dagmary.
- Bardziej już, kurwa, nie będę - poinformowała go sucho prawniczka.
- Chcesz jeszcze chwili? - zatroszczył się, nieoczekiwanie dla samego siebie Euthanatos. Cienie kładły się nieprzyjemnie wymownie na twarzy hermetyczki. Żadna wizja tym razem nie zgwałciła psychiki i dyskusyjnej równowagi ducha Grzegorza, ale tak jak w przypadku Joli miał podłą pewność, że Dagmara nie opuści klasztoru żywa. Tym paskudniej się czuł, gdy zobaczył, że cienie wirują wokół talii kobiety, klejąc się do łona.
I wtedy się zawahał.
- Słuchaj...
- Ty słuchaj! - Dagmara przeszła od razu do ataku, oczywiście. - Jestem prawnikiem i jestem w tym dobra! Umiem improwizować! A teraz rób, co masz robić!


Palec Grzesia zawisł nad wszechmocnym pilotem.
To nie był dobry pomysł - zdążył jeszcze pomyśleć - od tygodnia nie spotkałem się z żadnym dobrym pomysłem.

KLIK!

***

To nie był dobry pomysł. Naprawdę. Jak mógł pomyśleć, choć przez chwilę, nie oszukując samego siebie, że przejażdżka w przeszłość na plecach mordercy to właściwe posunięcie?

Obraz pokazał się bardziej rzeczywisty od filmu.
Mógłby przewinąć oczywiście tę scenę. Ale utrudniał to fakt, że Grzesiu rzygał i nie mógł przestać.

Patrzył oczami Breslauera. Czuł chłód i ciężar zębatego noża w swojej-jego dłoni. Po łokcie oblepiała go krew.



A przed nim, na stoler, leżało to, co zostało z dziewczyny.

***

Dagmara miała rozterkę. Euthanathos odleciał niekontrolowanie. Rąbnął głową o podłogę i znieruchomiał. Leżał tak sobie przez chwilę, więc hermetyczna magini zaczęła się zastanawiać, czy to normalne i czy było to zaplanowane. Rozważanie, czy skłonność do ekstatycznych omdleń to element sztuki Euthanatosów, przerwało jej sykliwe westchnięcie Grzesia.

Który sapnął, jęknął, a potem rzygnął rzęsiście.

Bezradna Dagmara szarpnęła go za ramiona.
- Sugeruję przekręcić mu głowę na bok, bo się zakrztusi - rozbrzmiał za nią spokojny, profesjonalny głos. Zapachniało dobrym tytoniem. Baade.
Dagmara przekręciła głowę Grzesia tak energicznie, aż coś strzeliło mężczyźnie w karku.
W wymiocinach pojawiła się krew.
- Kurwaaaa! Coś ty zrobiła? - wrzasnęła Jolka od drzwi.
- Jeszcze jakieś sugestie, Herr Docteur? - jęknęła Dagmara.
- Sugeruję policzek.
- Co?!
- Z kim ty rozmawiasz? - darła się rozjuszona kultystka.
- Strzel mu po pysku, Fraulein - objaśnił Baade precyzyjnie.
- Z rozkoszą.

Odgłos policzka zlał się z wściekłym "Coooooooo?" Joli.

***

Krew zniknęła. W jednej chwili Breslauer katował dziewczynę, w drugiej żarł wątróbki z cebulką na statku na Odrze.







Dagmara musiała czuwać.

No to jedziemy.


KLIK!

***

Kolejne. I kolejne. I kolejne.
Grzesiu prawie wydzióbał palcem dziurę w pilocie. I chociaż widok krwi nie był mu obcy - musiał się zmuszać, żeby trzymać otwarte oczy.

Potem rozprawa. Oburzone słowa Lencknera, które już znał z dokumentów sądowych. Ale na papierze. tylko upomnienia sędziego, przywołujące biegłego do porządku, świadczyły o gniewie, z jakim stary psychiatra przyjął wyrok.

I Baade. Którego diagnoza ocaliła Breslauerowi życie. Chyba największy przegrany.

Potem Breslauer w Leubus. Takie czy inne terapie. Długie rozmowy z doktorami.

Grzesiu niemal czuł jego rozbawienie.

KLIK!

Uchylają się drzwi. Baade ma na sobie biały kitel. Jest jakiś taki żółtawy na twarzy i ma podkrążone oczy.
- Jak się pan dzisiaj czuje, panie Breslauer?
- A dobrze, dobrze. Herr Docteur... te nowe lekarstwa bardzo mi pomogły. I nie mdli po nich jak po valium.
- Cieszę się... - Baade podnosi jedną z kartek spod pióra Breslauera, unosi brwi.
Na kartce wyrysowany krąg kamieni.
- Megality. Fascynująca sprawa. Ale zamknąłem już ten temat. Znalazłem ciekawą wzmiankę.

Na kartkach na biurku, i tych na podłodze, i tych na wąskim łóżku SAME BREDNIE. Grzesiu czerpał swoją wiedzę zaledwie z kanałów tematycznych Discovery, ale już na tej podstawie mógł stwierdzić, że choć między książkami wśród steku bzdur stało kilka wartościowych pozycji, to wśród notatek Breslauera próżno było szukać sensu. Breslauer popisał bzdury, porysował krzywe kręgi i niestworzone ustawienia planet. A także doniesienia niby-historyczne, które wymyślał chyba pod wpływem leków, którymi szprycował go Baade.
- Proszę opowiedzieć - Baade przysiadł na krześle.

Cóz to była za opowieść! Gdyby nie wspomnienie ciał dziewczyn, które widział wcześniej, gdyby nie ich wyrwane oczy, Grzesiu łyknąłby kłamstwa mordercy jak młody pelikan.

Baade nie miał wiedzy Grzesia. I uwierzył.

Łyknął podane mu okrągłe zdania o XIX-wiecznym uczonym amatorze, który odkrył krąg megalitów w okolicach Ślęży i rozpoczął amatorskie wykopaliska archeologiczne.



Łyknął i opowieści o Celtach, którzy mieli osiąść na tych ziemiach. Pokiwał głową z uznaniem nad nieśmiałą sugestią Breslauera, że w kręgu czczono boginię płodności pod postacią białej klaczy. Dał się wciągnąć. Dał się omamić enigmatycznymi przesłankami z rzekomo naukowych źródeł.

I obiecał przynieść książkę.

Kulte. Autorstwa Franza Gottfrieda Stillera.

Grzesiu zarechotał. I przeszedł do części trzeciej planu.

***

Grześ leciał Joli przez ręce. Krew bluznęła mu mu tym razem z nosa.

Dagmara odsunęła się parę kroków.
- Czego chc... pan chce? - spytała podejrzliwie ducha.
- Od ciebie, Fraulein? - oczy Baadego były twarde jak granit. - Żyjesz, bo ona ocalała. Spłać dług. Znajdź nas. Zabij.
- Książka...
- Gdybym mógł, nigdy nie udałoby wam się choćby ruszyć na jej poszukiwania.
- Pomogłeś mi, kiedy Grześ się dusił.
- Bo Breslauer mi kazał. A najczęściej potrafi mnie nagiąć do swojej woli. Zdał sobie sprawę, że popełnił pewne... niedopatrzenie, nie podając wam tytułu.
- Nie powinniśmy go poznać?
- Nie.
- Dlaczego?

Baade nie odpowiedział. Uniósł lekko głowę. Jakby nasłuchiwał.
- Muszę iść, Fraulein.
- Ale...
- Później.

***

To nie był dobry pomysł.
Stanowczo.
Chociaż Grzesiu mógł się domyślić, że taka księga będzie... no magiczna. I jak to magiczne księgi, zabezpieczona. Magicznie.

Księga stała się paszczą szeroką jak cały świat.
Wionęło z niej zepsutym mięsem, a z głębi dobywały się głosy tych, którzy w jakiś sposób jeszcze żyli tam na dni.

A potem książka ugryzła Grzesia w rękę, którą po nią sięgał.




***

Adriana z łóżka wyciągnął opętańczy krzyk brata Halinki. Interwencja w sąsiednim pokoju wykazała, że Grzesiu klęczy na podłodze, trzyma się za łokieć prawej ręki i ogląda ją podejrzliwie. Była nietknięta. Jola właśnie tłumaczyła mu cierpliwie, że nie trzeba opatrunku ani szczepionki przeciw tężcowi. Dagmara paliła papierosa z miną sugerującą, że odczuwa odrazę do wszystkich aspektów palenia, ale zapali sobie i tak. Jeszcze jednego.

- Chyba coś mnie się przewidziało - mruknął w końcu Euthanatos. - Ale to było wredne. Siostra mi mówiła, że hermetycy czasami zabezpieczali wrednie swoje cenne woluminy, sukin... - Grzesiu popatrzył po dwójce przedstawicieli Porządku Hermesa. - Hm, hm... - zachrząkał. - Mówi wam coś Kulte, pióra niejakiego Franza Gottfrieda Stillera?

Dagmara pokręciła głową, chwilę później zaprzeczył również Adrian.
- Ja, ja, ja - mruknął Lucjan przy jego kolanie.
- Co?
- Ja wiem!
- To mów, a nie chowaj dla siebie - powiedział Grzesiu - jak pies hermetyka, znaczy, tfu, ogrodnika.
- To rękopis palanta, który grzebał za Ślężą w tym, co Werbena uznali na Ślęży za złe, więc to usunęli i zakopali z dla od góry.
- Co to było?
- Czy ja wyglądam na kumpla Werben?
- Co było książce?
- Nie czytałem. Nikt jej nie czytał w całości poza potomkami Stillera. Stara, hermetycka rodzina. Jeden to nawet żyje tu, w Lubiążu. Córka mu zginęła w czasie wojny.

Adrian odwrócił się pomału.
- Przepraszam na moment.
Wrócił po chwili ze swoim aparatem. Przeglądał pomału zdjęcia, które porobił gablotom na wystawie. Była tu. Nie mógł się mylić.

Była.


Terese Stiller
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 19-07-2009 o 17:47.
Asenat jest offline