Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-07-2009, 13:48   #12
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Manni oddał swoje naczynia Alexowi. Kiedy każdy rozszedł się do swoich zajęć on ruszył w stronę szamana. Indianin, sądząc po tatuażach plemiennych pochodził ze szczepu Cheyennów… odważni… aż do samobójstwa. Młody metys czuł szacunek do kontaktującego się z duchami Kota. Duchy były potężne, sprzyjając komuś, mogły zadecydować o powodzeniu misji, karały także nierozważnych, którzy byli tak głupi by im się sprzeniewierzyć. Manni nigdy tego nie robił…pamiętał zawsze by skończonych łowach, złożyć im ofiarę z krwi splugawionych, tak by Matka Ziemia, mogła nasycić się zemstą za jej niszczenie.

Kot był już starszym mężczyzną, a jego smagła twarz, poorana była głębokim zmarszczkami. Manni zastał go akurat siedzącego na dywaniku twarzą ku słońcu. Palił jakieś zioła, zwinięte w bibułkę. Co jakiś czas z namaszczeniem podnosił do ust skręta i pociągał mocno.

Metys podszedł ostrożnie i usiadł obok Cheyenna. Poczekał chwilę, aż starszy zwróci ku niemu twarz i nieco wzdrygnął się widząc, jego szkliste oczy i twarz, wykrzywioną grymasem niczym maskę.

- Czcigodny Starszy. Czy duchy nam sprzyjają? – odezwał się językiem ludzi pustyni – Czy droga przed nami jest bezpieczna?

Szaman znowu uniósł do ust skręta… cały czas milcząc. Manni cierpliwie spoglądał, jak mężczyzna pali fajkę raz za razem, nie ponaglał go ani nie przerywał. Szamani tego nie lubią, a na bezczelnych potrafią zesłać gniew Duchów. Nie tego teraz potrzebował.

Wreszcie po kilku minutach, szaman podał Manniemu resztę skręta, wskazując na jego usta. Metys ostrożnie uniósł resztkę palących się ziół i zaciągnął się mocno. Poczuł, że płuca zapłonęły żywym ogniem, ale na szczęście udało mu się nie zakrztusić. Pociągnął jeszcze raz i wypalił do końca fajkę. Dopiero wtedy szaman przemówił:

- "Duchy przemówiły do mnie dzisiejszej nocy bracie, z trwogą i troskę spoglądają na ścieżkę na którą wstępujemy gdyż na jej końcu spoczywają Oczy Boga a bladolice Anioły, stworzone a nie zrodzone na tym padole spoglądają w płomienie śmierci.”

Przerwał na chwilę a jego szkliste oczy wydawały się Manniemu sądować jego własną duszę. Potem znowu przemówił:

- "Najbliższy czas będzie próbą- próbą braterstwa, wiary i pamięci w przodków, będzie pojednaniem lub rozłąką, chwilą w której zadecydujemy o losie dzieci bożych.”

Indianin odwrócił głowę z powrotem ku słońcu i zamilkł.

Manni próbował zadać jeszcze kilka pytań o wyjaśnienie tych trudnych słów, ale szaman nie odpowiadał. Więcej nie próbował, wiedział, że nic więcej już się nie dowie. Został z złowróżbną wiadomością.

Podszedł do pozostałych i przekazał im słowa Cheyenna.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline