Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-07-2009, 20:10   #11
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Krótka dyskusja przy ognisku w zasadzie niczego odkrywczego nie dokonała, bo słysząc słowa starego Vasqomba, Sky zwyczajnie się z nim zgodziła. Ot, wzruszyła ramionami, powiedziała "ok, poczekam do Antonito" i na tym temat kończąc, przestała mówić już w ogóle. W milczeniu obserwowała więc, jak pozostali szybko i sprawnie zabierają się do swych porannych zadań, ale sama stanęła przed z pozoru wcale nie trudnym wyborem - skoro wyjazd dopiero za pół godziny, to co z tym pół godziny uczynić? Dziewczyna, będąca w karawanie w zasadzie tylko przewodniczką, jak na razie ani nie musiała niczego już planować, ani do niczego też specjalnie się przygotowywać. Nie znała się na radiach, więc nawet, gdyby chciała, przydać się MJ nie mogła - z ciekawością jednak obejrzała sobie jej solowy występ z Rocketem w roli drugoplanowej, i musiała w duchu przyznać, że rudowłosa żadnej pomocy nawet by nie potrzebowała. Potem Sky spojrzała w stronę Manniego, ale potrzeby wtrącania się w jego rozmowę ze starym szamanem nie widziała żadnej. Obu w zasadzie trudno jej było rozgryźć. Kota głównie z wyboru - jego skryty sposób bycia i dziwne maniery do zapoznania się nie zachęcały, więc po co miałaby to robić, skoro on sam najwyraźniej sobie tego nie życzył. Metys zaś, choć przyjazny i spokojny, zachowywał jakąś niezrozumiałą dla dziewczyny ostrożność. Być może tylko jej się wydawało - nie mogła przecież powiedzieć o sobie, że znała się na ludziach tak samo, jak na ich łataniu - ale w każdym razie młody mężczyzna stanowił się dla niej zagadkę. Każdego z grupy dałoby się określić jednym słowem - dla Manniego Sky nawet tego jednego znaleźć nie umiała.

Mimo wszystko dziewczyna postanowiła jednak do czegoś się przydać, zbyt głupio było jej bowiem stać jak kołek i tylko się gapić bez emocji na wszystko, co się podwinie. Im szybciej zaś uda im się zapakować graty, tym lepiej. W milczeniu dołączyła wię do pomagających Mortimerowi Daytonów, lecz krzątając się wokół kątem oka wyłapała jakiś błyszczący w świetle porannego słońca przedmiot. Gdy podeszła bliżej, okazało się, że była to jedna z metalowych łyżek, o której Alex musiał przypadkiem zapomnieć. A że łyżka - cenna sprawa, wypadało ją młodemu oddać. Oby nie miał gubić tak po drodze garnków, chochli i talerzy...
Podeszła do chłopaka i nie czekając, aż w ogóle mógłby ją dostrzec, zaczęła:
- Hej, chyba zostawiłeś to przy ognisku - powiedziała zwyczajnie. - Znalazłam w piachu.
I Sky zdążyła młodego poznać już na tyle, że bez trudu była w stanie przewidzieć jego reakcję. Zrobił się czerwony jak burak, a oczy komicznie wyszły mu na wierzch.
- Raaaany, przepraszam! - z nerwów złapał się za głowię. - Naprawdę, co za bałwan ze mnie, ja nie wiem. Strasznie przepraszam, nawet nie wiem, kiedy mi wypadła. Super, że znalazłaś. Dzięki, serio. Muszę być bardziej ostrożny, bo tatko nie lubi, jak się gubi sprzęt. A palcami jajecznicy nikt by chyba nie chciał jeść - zaśmiał się nerwowo, ewidentnie zmieszany całą sytuacją. Sky nie była pewna, czy denerwował się tak przez sam fakt rozmawiania z dziewczyną, czy też z konieczności przyznania się do winy. Dało się poznać, że młody Vasqomb wszystko chciał robić dobrze, a wszelkie niepowodzenia zbywał uśmiechem. Dziewczyna nie mogła wtedy odpędzić się od myśli, czy czuł się przy swoim ojcu aż tak niedowartościowany.
- Jeszcze raz dzięki, naprawdę - wyszczerzył się, niby naturalnie, ale Sky dobrze umiała wyłapać jego zakłopotanie.
- Nie ma sprawy, nie przejmuj się.
Co prawda nie uśmiechnęła się, ale przez jej twarz przemknął miły wyraz. Potem luźno, żeby odwrócić myśli Alexa od jednej głupiej łyżki, zapytała:
- Coś jeszcze trzeba pomóc przy ciężarówce?
- Niewiele, chyba już tylko sprawdzić zapięcia.
Na to Sky rzuciła krótkie "ok" i bez emocji pomogła Alexowi przy ostatnim zabezpieczaniu towarów. Zupełnie, jakby nie była tego w ogóle świadoma, nie zwracała uwagi na bijące od niego zażenowanie. Był w końcu młody, a hormony w tym parszywym środowisku jeszcze nie wyginęły.
 
Aeth jest offline  
Stary 19-07-2009, 13:48   #12
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Manni oddał swoje naczynia Alexowi. Kiedy każdy rozszedł się do swoich zajęć on ruszył w stronę szamana. Indianin, sądząc po tatuażach plemiennych pochodził ze szczepu Cheyennów… odważni… aż do samobójstwa. Młody metys czuł szacunek do kontaktującego się z duchami Kota. Duchy były potężne, sprzyjając komuś, mogły zadecydować o powodzeniu misji, karały także nierozważnych, którzy byli tak głupi by im się sprzeniewierzyć. Manni nigdy tego nie robił…pamiętał zawsze by skończonych łowach, złożyć im ofiarę z krwi splugawionych, tak by Matka Ziemia, mogła nasycić się zemstą za jej niszczenie.

Kot był już starszym mężczyzną, a jego smagła twarz, poorana była głębokim zmarszczkami. Manni zastał go akurat siedzącego na dywaniku twarzą ku słońcu. Palił jakieś zioła, zwinięte w bibułkę. Co jakiś czas z namaszczeniem podnosił do ust skręta i pociągał mocno.

Metys podszedł ostrożnie i usiadł obok Cheyenna. Poczekał chwilę, aż starszy zwróci ku niemu twarz i nieco wzdrygnął się widząc, jego szkliste oczy i twarz, wykrzywioną grymasem niczym maskę.

- Czcigodny Starszy. Czy duchy nam sprzyjają? – odezwał się językiem ludzi pustyni – Czy droga przed nami jest bezpieczna?

Szaman znowu uniósł do ust skręta… cały czas milcząc. Manni cierpliwie spoglądał, jak mężczyzna pali fajkę raz za razem, nie ponaglał go ani nie przerywał. Szamani tego nie lubią, a na bezczelnych potrafią zesłać gniew Duchów. Nie tego teraz potrzebował.

Wreszcie po kilku minutach, szaman podał Manniemu resztę skręta, wskazując na jego usta. Metys ostrożnie uniósł resztkę palących się ziół i zaciągnął się mocno. Poczuł, że płuca zapłonęły żywym ogniem, ale na szczęście udało mu się nie zakrztusić. Pociągnął jeszcze raz i wypalił do końca fajkę. Dopiero wtedy szaman przemówił:

- "Duchy przemówiły do mnie dzisiejszej nocy bracie, z trwogą i troskę spoglądają na ścieżkę na którą wstępujemy gdyż na jej końcu spoczywają Oczy Boga a bladolice Anioły, stworzone a nie zrodzone na tym padole spoglądają w płomienie śmierci.”

Przerwał na chwilę a jego szkliste oczy wydawały się Manniemu sądować jego własną duszę. Potem znowu przemówił:

- "Najbliższy czas będzie próbą- próbą braterstwa, wiary i pamięci w przodków, będzie pojednaniem lub rozłąką, chwilą w której zadecydujemy o losie dzieci bożych.”

Indianin odwrócił głowę z powrotem ku słońcu i zamilkł.

Manni próbował zadać jeszcze kilka pytań o wyjaśnienie tych trudnych słów, ale szaman nie odpowiadał. Więcej nie próbował, wiedział, że nic więcej już się nie dowie. Został z złowróżbną wiadomością.

Podszedł do pozostałych i przekazał im słowa Cheyenna.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 19-07-2009, 23:01   #13
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
W obozowisku zawrzało. Słońce, które zdążyło wychynąć już zza gór ogrzewało plecy pakujących i sprawdzających towary członków karawany. Niewielkie białe obłoki leniwie napływały znad zachodnich szczytów rzucając fantazyjne cienie na pustynną kotlinę.

Jedediasz Job, przetarł zmęczony oczy palcami jednej dłoni, drugą cały czas trzymając w kieszeni płaszcza. Wymięty i zniszczony garnitur, był tylko smutnym wspomnieniem dawnego statusu mężczyzny. Job odwrócił pooraną zmarszczkami twarz od płonącej nad horyzontem kuli i grzejąc plecy zlustrował poczynania towarzyszy podróży.

Nie zrażony pyskówką MJ, Rocket ruszył w stronę swojego pojazdu nucąc sprośne piosenki. Przy kolejnej odzywce radiooperatorki odwrócił się do niej i wyciągnąwszy z pomiędzy warg papierosa zgasił go sobie na otwartej dłoni. Z drapieżnie uśmiechniętych ust gangera dobiegł syk przypominający odgłos jaki towarzyszył hartowaniu rozgrzanej stali w zimnej wodzie. Chłopak wyrzuciwszy daleko za siebie kiepa głośno zamruczał, niczym kotka w rui i uniósł szelmowsko brwi. Wyglądało na to, że sposób w jaki potraktowała go kobieta, tylko zachęcił go do dalszej zabawy.
Stary monter westchnął tylko pod nosem i położywszy delikatnie dłoń na ramieniu MJ powiedział:
- Nie przejmuj się ten pacan jest nie szkodliwy. Zajmij się swoim radiem a ja rzucę okiem na ten jego odtwarzacz. - Uśmiechał się szczerze i łagodnie, jak dziadek albo wujek na przedwojennych pocztówkach bożonarodzeniowych.

Dwaj bracia Dayton uwijali się jak w ukropie pakując towary Vasqomba na pakę jego wojskowej ciężarówki. Co chwila starszy handlarz wykrzykiwał, by uważali co robią z tym lub tamtym pakunkiem. Ochroniarze kiwali znacząco głowami, po czym w większości wypadków i tak robili swoje. Znać było, że chcą już ruszyć na szlak rządni ciekawszych widoków i jakiejś rozrywki.

Tymczasem Alex i Sky sprawdzali linki i zaczepy plandeki sześciokołowego wozu. Mimo lat ciężarówka trzymała się naprawdę świetnie. Było to głównie zasługą troskliwej opieki Morta, jak i częstych napraw, które na pojeździe dokonywał stary Ed. Samo sprawdzanie wielkiej, zielonej, nieprzemakalnej płachty, nie było zadaniem wielce absorbującym, dlatego też młoda przewodniczka zauważyła, jak chłopak co jakiś czas przyglądał się jej dłoniom i twarzy, szybko odwracając wzrok gdy tylko na niego spoglądała. Czerwienił się przy tym nie znacznie, co jakiś czas chrząkając.
Gdy w którymś momencie dał się przyłapać na przyglądaniu się Sky i wiązaniu sobie linki mocującej wokół palca, zakrztusił się i cały czerwony na twarzy wymamrotał wbijając wzrok w piach pod kołami wozu:
- eh ten pył - no normalnie wszędzie mi włazi, pójdę sprawdzić czy Tata zażył swoje leki na alergię, zaraz wrócę ok.? – nie czekając na odpowiedź, odwrócił się na pięcie i pobiegł przygarbiony w stronę namiotu ojca.

Bracia Dayton odprowadzili go roześmianym wzrokiem, a po chwili Gert, który zdążył już powiadomić Coxów o wymarszu, załadował pokaźną metalową skrzynię na pakę wozu i puścił oko do dziewczyny uśmiechając się serdecznie. Ciężarówka zdawała się sprawdzona i załadowana. Należało więc poczekać tylko na resztę.

Wielki gladiator powoli składał namiot siostry. Ubrany w podkoszulek i bojówki, zręcznymi ruchami zwijał linki i składał rurki stanowiące szkielet dla nieprzemakalnego materiału. Lila wkładała pudła z książkami do niewielkiego bagażnika małej terenówki.
Była ubrana w czarną koszulę opinającą się na jej niewielkich, acz kształtnych piersiach. Cienki skórzany pasek podkreślał jej talię spinając jednocześnie obcisłe czarne jeansy, wpuszczone w brązowe kowbojki. Bujne smoliste włosy dziewczyna związała niedbale tasiemką.

Gdy skończyła, zatrzasnęła tylne drzwiczki i otarła pot z czoła. Widząc, jak brat męczy się z namiotem podeszłą do przodu samochodu i przechylając się przez otwartą szybę wyciągnęła z schowka niewielkie czerwone pudełko. Następnie siadając na masce otworzyła przybornik i zaczęła nakładać na twarz delikatny makijaż. Robiła to praktycznie każdego dnia, za wyjątkiem tych momentów podróży, kiedy przed dłuższy czas jechali pustkowiem nie natrafiając na żaden ślad życia.



Tymczasem, po krótkiej rozmowie z Mannim, ponury szaman wstał ze swego koca, podszedł do jego krawędzi i zaczął zwijać go w rulon. Ruchy jego dłoni były powolne i ociężałe, a na twarzy malował się wyraz ogromnego skupienia, jakby ta właśnie czynność wymagała w tej chwili od Kota sporego wysiłku. Gdy skończył, wstał z trudem i nie zwracając już żadnej uwagi na metysa, który oddalał się by przekazać jego wizje reszcie ekipy, ruszył chwiejnym krokiem w stronę własnego motoru. Powoli przytroczył koc pod kierownicą jednośladu i zabrał się za sprawdzanie sakw wiszących po obu stronach tylnego siedzenia.



Zdawało się, że praktycznie wszyscy są już gotowi do drogi, Jedediasz zwinął swój śpiwór i szybkimi ruchami wpakował go do niewielkiego plecaka. Sekundę później jego ręka znów tkwiła w kieszeni płaszcza. Mężczyzna uniósł się znad tobołka i spojrzał na Mortimera Vasqomba wychodzącego wraz z synem z namiotu. Handlarz z aprobatą skinął głową w stronę Sky i Daytonów pakujących ciężarówkę, po czym nakazał ochroniarzom i Alexowi zwinąć także jego namiot. Sam ruszył w stronę Eda, Rocketa i MJ. Po chwili podszedł do niego Tropiciel.


Gdy tylko Rocket z niechęcią uprzątnął papierki, resztki skrętów i cześć własnych ciuchów z Buggy, Ed i MJ przystąpili do pracy. Radiooperatorka musiała przyznać, że dzięki drobnym wskazówką Montera szybko i sprawnie wmontowała radio pod skąpą deskę rozdzielczą łazika. Nie dało się jednak uniknąć przykrego faktu zmniejszenia ilości miejsca na nogi pasażera pojazdu. W tym przypadku Manni będzie musiał przez najbliższy czas trochę się pogimnastykować. Będzie miał jednak łatwy dostęp do włącznika radia i mikrofonu.
Chwile później MJ zamontowała również bez problemów antenę na rurowej konstrukcji maszyny i wróciła do aparatu. Szybko przebiegła po pokrętłach radia sprawdzając dostępne częstotliwości. Wszędzie jednak słyszała tylko delikatny szum fal radiowych z drobnymi zakłóceniami - nigdzie nie natrafiła na jakiekolwiek komunikaty. Ustawiła więc jedną wybraną częstotliwość i spojrzała na Eda, który klął pod nosem na plątaninę kabli wystającą z przymocowanego taśmami do deski rozdzielczej starego odtwarzacza MP3. Niestety barwna feria drucików i niewielki czarny wyświetlacz nie kojarzyły się jej z żadnym znanym ci do tej pory schematem. MJ choćby nawet chciała, nie była w stanie pomóc mężczyźnie w żaden sposób. Na szczęście po chwili Barnackie z okrzykiem triumfu spiął razem kabelki i czarny wyświetlacz ożył ukazując nazwy folderów z dostępną muzyką.
Z wyrazem satysfakcji wymalowanym na twarzy, Ed wepchnął wszystkie druciki do obudowy i przykręcił przedni panel.
- No masz dzieciaku ! – stęknął gramoląc się z niskiego fotelika kierowcy i spojrzał z góry na gangera.
- Świetnie – ryknął z radością kierowca. Nie zwróciwszy nawet uwagi na wyniosłą postawę montera uściskał go pobieżnie i puścił oko do dziewczyny
- To co MJ, może mała przejażdżka przy dźwiękach muzyki ?-

Nadchodzący od strony obozowiska Mortimer powstrzymał go jednak wyciągniętą dłonią i przeczącym ruchem głowy. Chwile już szedł rozmawiając w skupieniu z Mannim i wymieniwszy z nim kilka zdań krzyknął do Sky i reszty karawany prosząc by się zbliżyli. Gdy wszyscy zebrali się w koło samochodu Rocketa, Vasqomb odetchnął głęboko i powiedział:
- Jesteśmy już praktycznie gotowi do drogi, chciałbym już ruszać, ale najpierw chcę byście wysłuchali Manniego. Powtórzy Wam teraz to co pokazały duchy naszemu szamanowi, a ja chciałbym byście powiedzieli co o tym sądzicie.
Metys odtworzył słowa Cheyenna:

Duchy z trwogą i troską spoglądają na ścieżkę, na którą wstępujemy, gdyż na jej końcu spoczywają Oczy Boga, a bladolice Anioły, stworzone a nie zrodzone na tym padole spoglądają w płomienie śmierci.
Najbliższy czas będzie próbą- próbą braterstwa, wiary i pamięci w przodków, będzie pojednaniem lub rozłąką, chwilą w której zadecydujemy o losie dzieci bożych.

Słowa zawisły w ciszy.

Znad zachodnich szczytów Gór Skalistych leniwie płynęły niewielkie, poszarpane niczym skrzydła drapieżnych ptaków, szare chmury.

Na większości twarzy zebranych malowała się konsternacja. Jednak Rocket przerwał pierwszy milczenie. Prychnął ironicznie wsiadając za kierownice swojego Buggy:
- Pieprzyć ćpuna !
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 19-07-2009 o 23:24.
Nightcrawler jest offline  
Stary 24-07-2009, 23:03   #14
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
Zamontowanie radia odbyło się bez większych problemów, w zapowiedzianym przez MJ czasie. Przez pierwsze minuty dziewczyna myślała, że nie uda jej się skoncetrować na pracy. Rocket wkurwił ją tak bardzo, że jeszcze przez kilkanaście minut po odbytej konfrontacji kobieta czuła, jak trzęsą jej się ręce. Z odrazą splunęła na ziemię koło pojazdu stręczyciela i układając w głowie scenariusz możliwych sposobów na wykończenie imbecyla, z furią zaatakowała kable, śrubki i części zamienne. Obecność Eda pomogła jej psychicznie. Mężczyzna zwolnił ją z konieczności dotykania oślizgłego sprzętu Rocket'a i tym samym pozwolił jej zachować dumę. Kręcąc gałką celem wyszukania częstotliwości fal radiowych, MJ przygądała się postępom Eda. Zdecydowanie był on dobrym fachowcem, z pewnością bardziej doświadczonym niż ona, do czego MJ mogła się przyznać, ale tylko w zakamarkach swojej świadomości. Szczerze mówiąc, nie wiedziałaby jak ujarzmić odtwarzać Rocket'a, a tym samym wyszłaby na idiotkę i wywołała koleją falę zaczepek tego gnojka. Dziewczyna uśmiechnęła się z ulgą do zadowolonego z siebie Eda.

- No masz dzieciaku! - zawołał mechanik do Rocket'a, na co ten, szczerząc pożółke od palenia petów zęby, nie mógł sobie darować kolejnego żałosnego tekstu, poniżej jakiegokolwiek poziomu krytyki.

- To co MJ, może mała przejażdżka przy dźwiękach muzyki ?

MJ była dosłownie o krok od poczęstowania kretyna prawym sierpowym. Dawno nie miała tak ogromnej ochoty, by komuś przywalić. Gdyby nie Mortimer, który stanowczo uciął dalsze zaczepki grangera, koleś pożegnałby się z częścią uzębienia. Logiczna strona MJ podpowiadała jej, że jakakolwiek reakcja na podpuszczanie Rocket'a tylko dodatkowo go stymuluje i że najlepiej zrobiłaby milcząc i udając, że Rocket to tylko wytwór boskiej pomyłki. Jednak temperament MJ wygrywał jak dotąd z logiką, wobec czego zgrzytając zębami dziewczyna cisnęła gangerowi najbardziej pogardliwe spojrzenie na jakie było ją stać i zwróciła swą uwagę na przepowiednię niesioną przez Manniego. Słowa indianina nieco ostudziły jej nerwy. Przeczucie, że stanie się coś złego, przeszyło ją niczym prąd biegnący wzdłuż kręgosłupa. Przez ułamek sekundy przed oczami MJ przewinął się obraz Tima - upadającego wśród kanonady pocisków. Serce dziewczyny momentalnie zaczęło walić jak młotem.

- Nigdy się od tego nie uwolnię - pomyślała MJ przemieszczając się między ekipą Mortimera, aby zająć miejsce w jednym z pojazdów. Ostatnie słowa Rocket'a, mającego za nic wszelkie atorytety, nawet do niej nie dotarły...
 
Ribesium jest offline  
Stary 26-07-2009, 12:33   #15
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Słowa szamana zmartwiły Manniego. Duchy im nie sprzyjały, mimo to musieli wyruszyć w drogę. Niebezpieczną drogę… choć w dzisiejszych czasach innych już nie ma. Manni nie włączał się w dalszą rozmowę. Nikt zresztą po tak ponurych wieściach nie miał ochoty na dłuższą konwersację. Każdy wiedział co ma robić i tego musieli się trzymać, mieć oczy z tyłu głowy.

Słowa szamana cały czas jednak dźwięczały mu w uszach.

Do tego Rocket podsumował to wszystko z typowym dla gangerów brakiem szacunku i ignorancją:

- Pieprzyć ćpuna!!!

- To niebezpiecznie mówić tak o człowiek, któremu Duchy ukazują swoją wolę… - odpowiedział zimno metys. – Duchy potrafią zniszczyć nawet najsilniejsze charaktery… a Kot mówi że są bardzo złe.

Rocket zbył go pobłażliwym spojrzeniem i ruszył do buggiego.

Manni wpatrywał się przez chwilę w jego plecy, a potem ruszył na skraj obozowiska.

Uklęknął na kamienistej glebie. Wyjął z pochwy przy pasie mały nóż. Wygrzebał ręką w ziemi małe zagłębienie. Potem spojrzał w kierunku nieba i zamruczał pod nosem:

- Matko Ziemio, przyjmij tę krew i spraw by duchy były nam łaskawe. Nasyć się nią i kieruj naszymi ścieżkami.

Wyciągnął rękę przed siebie i naciął nożem skórę na przedramieniu. W milczeniu i z kamienną twarzą wpatrywał się w kapiącą i wsiąkającą w podłoże krew. Po chwili przestał. Przygotowanym wcześniej kawałkiem materiału obwiązał przedramię, tamując wypływ krwi. Miał silne i zdrowe ciało… utrata tych kilku kropel krwi mu nie zaszkodzi… a Duchy być może zostaną zaspokojone.

Wstał i ruszył do buggiego, gdzie Rocket czekał już z włączonym silnikiem.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 26-07-2009, 20:51   #16
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Kilka chwil skupienia na siłowaniu się z plandeką ciężarówki pozwoliło Sky odprężyć się i zapomnieć o nieprzyjemnym uczuciu bezużyteczności. Nie lubiła go, i to nie lubiła bardzo - a lenistwo, bezużyteczność z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego, pokręconego wyboru, było dla dziewczyny jak plaga karaluchów, którą należałoby zgnieść, wypalić, potopić, zmieść z powierzchni ziemi i oddać Molochowi na pożarcie. Byłaby w stanie pokusić się nawet o stwierdzenie, że to właśnie ono, brak zupełnej ochoty do zrobienia czegokolwiek, przyczyniało się do obecnego zapłakanego standardu życia. Bo gdyby ludziom się chciało, gdyby coś budowali, gdyby nad czymś, razem, pracowali... A Sky się chciało. Zbyt długi czas spędziła w objęciach niemożności, by poddawać się jej dobrowolnie teraz, gdy wreszcie mogła się do czegoś przydać. Chociażby do wcale nie wymagającego mocowania zaczepów i linek jednej ciężarówki. Może nie polepszy to świata, ale może nie sprowadzi im na głowy dodatkowych kłopotów. Bo jakby linki miały się w trakcie jazdy poluzować...

Przez cały czas była świadoma niezwykłego zainteresowania, jakie okazywał jej Alex, ale w żaden sposób nie dawała tego po sobie poznać. Nie mogła jednak przestać się zastanawiać, cóż tak strasznie ciekawego było w jej dłoniach, że akurat je chłopak upodobał sobie na jeden z głównych celów swoich obserwacji. Przez głowę w zasadzie przeszła jej pewna myśl, ale przezornie, nim wyobraźnia zaszłaby za daleko, zdusiła ją w zarodku. Tak czy inaczej, wcale jej nie zdziwiła jego nagła, paniczna ucieczka - robota i tak była generalnie skończona, a jego dziwne zachowanie w gruncie rzeczy nie było dla dziewczyny żadnym utrudnieniem. Śmichy-chichy Daytonów wpuściła jednym, a wypuściła drugim uchem.

Z ulgą powitała później fakt, iż krótki przystanek przy ciężarówce zabił czas potrzebny do wyruszenia w drogę. Byłaby nawet odetchnęła z uglą, gdyby komukolwiek miało to zrobić jakąś różnicę, ale że był to gest absolutnie zbędny i swym charakterze zupełnie nieprzydatny, to i szybko z niego zrezygnowała. W skupieniu wsłuchała się więc z przekazaną przez Manniego przepowiednię. Dla Sky, pragmatycznej z przekonania, wierzenie w takie wizje było jednak jak powiedzenie dziecku, że na świecie nie ma potworów - dziecko uwierzy, a potem się na własnej skórze przekona, że wierzyć wcale nie powinno. Po co więc miałaby chcieć dobrowolnie się oszukiwać? Wiedza o przyszłości nie była jej do niczego potrzeba. Do tego, by ją sobie stworzyć, wystarczała Sky przeszłość.
Mimo wszystko odnalazła w słowach proroctwa coś, co zabrzmiało w jej głowie dość znajomą nutą. Zmarszczyła brwi, zapatrzona gdzieś w ziemię, ale choć próbowała przypomnieć sobie, o co dokładnie chodziło, nie była w stanie wydobyć z pamięci żadnych szczegółów. Odpowiedziała jednak na prośbę Vasqomba:
- Chyba słyszałam coś wcześniej o "Oczach Boga", ale nie pamiętam, gdzie ani jak. Nie wiem, co to dokładnie było - wzruszyła ramionami. Być może chciała nawet dodać, że przeprasza, ale nawet gdyby, to żadnej skruchy i tak nie wyczytałoby się z jej obojętnej twarzy. Po chwili zabrała też głos w bardziej przyziemnej sprawie:
- Wydaje mi się, że może zacząć padać około południa, albo jakoś tak. Tamte chmury nie wyglądają za ładnie - wskazała ruchem głowy kępkę obłoków. - Chociaż nie ręczę, czy cokolwiek do nas dotrze. Lepiej już ruszajmy.
Mało kto chyba nauczył się na nowo przepowiadać skażoną chemią pogodę...
 
Aeth jest offline  
Stary 28-07-2009, 00:29   #17
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Pocierając krótki, siwiejący zarost Mortimer Vasqomb wsłuchiwał się w rozmowę swoich kompanów.
Nie pytał już o zdanie Daytonów, ani Coxów. Znał je. Trójka braci popędziła by na złamanie karku za przygodą i niebezpieczeństwem. Wielki gladiator, mimo, że zdawał się trzymać dystans do wszystkiego tak naprawdę uwielbiał testować swoje umiejętności. Jego siostra zaś wierzyła, że czego nie załatwią pieści Craiga, załatwi jej urok osobisty.

Mimo to handlarz wahał się. Choć był raczej typem racjonalisty a nie dewota, czuł się odpowiedzialny za swoich towarzyszy. Co prawda większość z nich podróżowała z nim tylko i wyłącznie przez wzgląd na Gamble, on sam nie potrafił jednak przestać myśleć o nich jak o części rodziny.
Wiedział, że w tych parszywych czasach, ludzie musieli współpracować, by w ogóle myśleć o przeżyciu, a żeby razem żyć musieli sobie ufać i wzajemnie sobie pomagać. Nie chciał więc narażać ich na niebezpieczeństw, których dało się uniknąć.
Z drugiej strony nie wierzył już w żadnych bogów, duchy, czy anioły.
- Dobra - mruknął – pojedziemy wyznaczoną trasą, ale cholera bądźmy wszyscy nadzwyczaj ostrożni. – spojrzał w stronę trzech ochroniarzy.
- Słyszycie darmozjady ?- macie dbać o tyłki każdego z nas, a nie tylko szanownych Pań – parsknął krótkim śmiechem spoglądając na trzech mężczyzn. Jego łagodna twarz pojaśniała szerokim uśmiechem. Widać było, że chciał odegnać ponure myśli z głów swoich kompanów.
- A Ty bandito miej oczy na około głowy i meldujcie z Mannim o każdym, najdrobniejszym podejrzanym szczególe jaki wyniuchacie na szpicy, zrozumiano ? – ryknął w stronę Rocketa.
- Aye, aye, capt. – rozradował się ganger odpalając silnik niewielkiego pojazdu.
- No to do wozów i ruszamy !
Ponury nastrój dopadł go jednak, jak tylko się odwrócił…



Rozdział 1
Skrzydła Kruka

[media]https://cid-91f127a9f80fee4a.skydrive.live.com/self.aspx/Kypck/08-KYPCK%20%7C_%20Ocherednye.mp3[/media]https://cid-91f127a9f80fee4a.skydrive.live.com/self.aspx/Kypck/08-KYPCK%20%7C_%20Ocherednye.mp3

Śmierć - jest domeną człowieka.
Od niepamiętnych czasów ludzkość walczy.
O ogień. O terytorium. O rację.
Przez słowo. Przez gest. Jednostki przelewają krew. Setki giną nieświadome powodu. Tysiące miażdżą marzenia milionów. Ludzkość płaci krwawą daninę za błędy jednego człowieka. Obracając w perzynę dorobek cywilizacji. Pycha, duma, nienawiść, obojętność – zabiły świat.
Atom, chemia, choroba - były tylko narzędziami ludzkich emocji. Algorytmu, który sami stworzyliśmy. Programu, który wyparł się swych twórców i ich ułomności. Maszyny, która dostrzegła chorobę w sercu człowieka. Chorobę, która zabrała matkom synów, a dzieciom ojców.
Maszyna poznała lek na tą chorobę…
Eksterminacja – tak jak człowiek, niszczył szarańcze, wirusy, myślących inaczej…
Rozkład, rdza, pył…


Miasto powoli obracało się w pył. Dumne niegdyś budynki sterczały niczym palce szkieletu uniesione ku niebu w błagalnym geście. Odrapane z tynku betonowe ściany ziały czernią wypalonych okien. Uliczki między stalowymi żebrami zniszczonych bloków były zagruzowane, obsypane szklanymi odłamkami niczym śnieżnym puchem. Ochłapy myśli ludzkiej, w postaci połamanych i powykręcanych kikutów lamp, zmurszałych ławek rozerwanych posągów, zaścielały porośnięty chorobliwie żółtą trawą park.

Rocket ostrożnie prowadził Buggy, starając się nie przebić opon na sterczących zewsząd kawałkach prętów zbrojeniowych. Przejeżdżając obok parku widzieli razem z Mannim szereg zapadniętych podmiejskich domków. Przed nimi zaś ciągnęła się długa aleje popękanego asfaltu, wokół której jeżyły się strome i ostre ściany blokowisk.

Miasteczko, choć niewielkie musiało być kiedyś miejscem odpoczynku zblazowanych biznesmenów. Obrzeża zajmowały zarośnięte, zapadające się domki myśliwskie, rancza i hoteliki, samo jednak centrum wciąż nosiło ślady markowych sklepów typu Gucci, Rossi, Boss czy Peek.
Szare bryły bloków, zamieszkiwali za to urzędnicy, sklepikarze i pracownicy luksusowych hoteli w centrum miasta.
Tych samych, które teraz odstraszały czernią wypalonych ścian i pustką splądrowanych pomieszczeń, wkoło niewielkiego placu w centrum Antonito.
Tu nie było bomb, ani chemikaliów. Tu rządził mord, pokusa, grabież i gwałt. Tylko to było przyczyną jego upadku.

Manni nie wiedział, jakie znaczenia miały niektóre znaki na odrzwiach i neonach wybitych witryn. Czuł jednak strach i żądze bijące od smutnych zdewastowanych ruin. Nie chciał nawet zastanawiać się czemu szkielety w strzępach ubrań wisiały niczym marionetki na latarniach wzdłuż głównej ulicy.

Już miał sięgnąć po radio by powiadomić Vasqomba o makabrycznym odkryciu, gdy między gruzami starego szpitala przemknął jakiś cień. Metys skupił wzrok na wyłomie w murze, lecz nie zauważył już żadnego ruchu. Zaczął lustrować bacznie okolice i po chwili dostrzegł znikającą za załomem jednego z budynków, brudną twarz owiniętą wokoło poczerniałym turbanem.
Rocket również musiał coś zauważyć, gdyż zwolnił i z zagryzłszy wargi rozglądał się nerwowo w około.

Tropiciela martwiła cisza panująca wokoło. Nie słychać było wiatru, ani nawet najmniejszego szelestu. Wydawało się jakby ruiny wstrzymały oddech czekając na ruch nieoczekiwanych gości. Był jednak pewny, że nie są w mieście sami...



Sky wyjrzała spod plandeki okrywającej ciężarówkę Mortimera. Strzępy chmur ciągnące od zachodu zmieniły się w jednolity szary całun, który zakrył słońce i błękit nieba. Choć jeszcze nie padało.
Na wpół leżąc tuż obok niej, Pyro drzemał pochrapując od czasu do czasu. Daytonowie lustrowali okolice stojąc na schodkach szoferki i przytrzymując się prowizorycznych uchwytów po bokach kabiny. MJ siedziała obok Alexa i wsłuchiwała się w jednostajny szum radia, nie wychwytywała jednak niczego ponad to. Chłopak oddzielał ją od prowadzącego wóz ojca. Reszta karawany ciągnęła się leniwie za sześciokołówką.
Prócz szumu silników, nic nie mąciło martwej ciszy panującej w kotlinie…
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 28-07-2009 o 00:33.
Nightcrawler jest offline  
Stary 03-08-2009, 19:13   #18
 
Aeth's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetnyAeth jest po prostu świetny
Choć Sky nie podzielała dobrego nastroju Vasqomba, i w żaden sposób nie zareagowała na jego radosne zaganianie wszystkich do roboty, to mimo wszystko doceniała jego starania kierowane w utrzymanie wśród członków karawany dobrej atmosfery. Jej samej nie trzeba było dwa razy powtarzać, jaka należała do niej robota, ale doskonale rozumiała, jak sprawa mogła się mieć z męską częścią ich towarzystwa - a ci co rusz dawali wszystkim do zrozumienia, że najbardziej to uwielbiali się bawić. Od czasu dołączenia do karawany dziewczyna nie miała jeszcze okazji przekonać się o tym, czy z zagrożeniami radzili sobie tak śpiewająco, jak z dowcipkowaniem na prawo i lewo, a zdecydowanie wiedzieć to wolała. Ot, chociażby po to, aby pozbyć się drażniącej niepewności. Wierzyła jednak, że Vasqomb nie dotarłby tak daleko, gdyby faktycznie nie miał do dyspozycji dobrych ludzi, zatem była w stanie co-nieco im zaufać.
Przynajmniej do czasu, aż się coś na serio nie spieprzy.

Podróż tak czy inaczej do rzeczy specjalnych nie należała, a jedyną rozrywką, jaką Sky, chcąc nie chcąc, mogła sobie zapewnić, było obserwowanie kłębowiska zbierających się na niebie chmur. Ciągły pytaniem - "zacznie padać, czy nie zacznie padać?" - mogłaby odmierzać dzielące ją od celu sekundy, ale nawet, gdy usilnie próbowała wyrzucić te natręctwa z głowy, wciąż i wciąż powracały jak bumerang, kiedy tylko znów podnosiła w górę wzrok. Mimo wszystko było w niebie coś o wiele bardziej hipnotyzującego, niż w sunącym pod kołami wozu asfalcie. Niebo przynajmniej mogło stanowić jakiś niedościgniony symbol, jakieś marzenie o wolności - pomijając jego obecny chemiczny stan - a asfalt, swym dosłownie przyziemnym istnieniem tylko sprowadzał wszystkich na glebę. Brutalnie przypominał, że ludzkość po prostu utknęła w miejscu.
I tak metr za metrem, kilometr za kilometrem, jakby wręcz samo jechanie było wiecznym potępieniem. Coś w końcu musiało się stać. Dobrze byłoby schronić się w Antonito nim spadnie deszcz, bo zapowiadało się na jedną, wielką cholerną ulewę, a czekanie na sygnał od zwiadowców zdawało się ten napływ burzowych chmur jedynie przyspieszać. Kto będzie pierwszy? Deszcz czy oni? Sky może i nawet rzuciłaby Vasqombowi sugestię, by sam odezwał się do grupy na przedzie, lecz zdawała sobie sprawę z ryzyka. Jeśli oni nie byli jeszcze gotowi, dźwięk gderającego radia mógł okazać się śmiertelny w skutkach. Pozostawało więc tylko cierpliwie czekać...

I coraz częściej odganiać nieproszone wrażenie, że coś w tym Antonito było nie tak...
 
Aeth jest offline  
Stary 03-08-2009, 20:45   #19
 
Ribesium's Avatar
 
Reputacja: 1 Ribesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znanyRibesium wkrótce będzie znany
MJ siedziała obok Alexa w telepiącym się na boki wozie i starała się skupić na przeczesywaniu fal radiowych w poszukiwaniu jakiegokolwiek śladu życia. W sumie lepiej by było, gdyby takowych nie znalazła. Wróżba szamana brzmiała nad wyraz niezachęcająco i wskazane by było, żeby nie miała szansy na weryfikację z rzeczywistością. Jak to mówią - brak wiadomości to dobre wiadomości? Ciemne chmury zbierające się nad Antonito mogły być wywołane przez wszechobecne radioaktywne zanieczyszczenie, ale równie dobrze mogły być znakiem ostrzegawczym potwierdzającym przepowiednię. Dziewczyna spojrzała podejrzliwie na niebo. Panująca wokół susza aż błagała o solidną ulewę. MJ też nie miałaby w sumie nic przeciwko orzeźwiającemu prysznicowi. Deszcz miał dla niej magiczną, oczyszczającą moc, jak dawne dalekowschodnie rytuały polegające na oczyszczeniu ducha poprzez oczyszczenie ciała. Być może dziewczyna podświadomie pragnęła rozgrzeszenia po tym co spotkało ją w Denver. Deszcz mógłby być znakiem, że jej winy zostały odpuszczone. Nawet jeśli nie była bezpośrednio winna temu co się stało, poczucie winy przepełniało ją z ogromną destrukcyjną siłą. Bywały momenty, kiedy chciała umrzeć. Pragnęła przestać w końcu żyć traumatyczną przeszłością, przestać się męczyć z dobijającą teraźniejszością i oczekiwać na niepewną przyszłość. Każda bardziej emocjonalna myśl przyprawiała jej serce o szaloną gonitwę, coraz trudniejszą do opanowania. Powinna brać leki. Brała je. Na początku. Aż do Denver. Potem zaczęła odpuszczać. Przedtem miała jakiś cel. Teraz została sama ze swoją pustką, goryczą, złością i zadziornością. Było jej wszystko jedno.

Radio trzeszczało niemiłosiernie, lecz ani przez chwilę nie dało się uchwycić bardziej artykułowanego dźwięku. Leniwie odwróciła głowę w stronę Alexa. Młodzieniec najwyraźniej również prowadził wewnętrzną walkę, jednak zupełnie innego kalibru niż MJ. Jego zakłopotany wzrok wędrował co jakiś czas ku Sky, a zwłaszcza jej dłoniom. MJ uniosła nieco brwi w rozbawionym spojrzeniu i rónież przyjrzała się bliżej Sky. Przewodniczka siedziała niewzruszenie wpatrując się w niebo, ignorując ukradkowe zerknięcia Alexa. Ładna była, skubana. MJ musiała to obiektywnie przyznać, co nie przyszło jej z trudem. Nie czuła zazdrości ani też nie miała najmniejszej ochoty na adorację ze strony któregokolwiek z otaczających ją mężczyzn, walka o hegemonię nie wchodziła więc w grę. A Sky, choć nie była klasyczną pięknością, miała w sobie siłę i odwagę - dwie cechy, które MJ imponowały u kobiet. Nie ma nic gorszego, niż typowa baba, roztkliwiająca się nad sobą, nie umięjąca podjąć decyzji i poszukująca rozpaczliwie męskiego wsparcia. Sky wydawała się bardzo pewna siebie i niezależna.

"Jak tylko się zatrzymamy wypiję z nią w końcu bruderschaft" - pomyślała MJ z ledwo widocznym uśmiechem, ignorując kołatanie serca i mrowienie w rękach. Wjechali do miasta. Trzeba zachować czujność. Jedną rękę dziewczyna położyła odruchowo na przyczepionej do pasa bereccie.
 
Ribesium jest offline  
Stary 03-08-2009, 22:21   #20
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Wśród szumu fal radiowych MJ nagle usłyszała znajomy trzask - ktoś uruchomił nadawanie na ich częstotliwości. Dziewczyna przycisnęła mocniej słuchawki do uszu i spróbowała wyregulować sygnał.
- ...Manni do MJ, słyszycie nas ? Piiii - krótki pisk wwiercił się niemiłosiernie w bembenki radiooperatorki. Głos tropiciela co chwila przycichał lub rwał się w trzaszczącym wyładowaniu. Gdzieś nad Górami Skalistymi zadudnił grom rozświetlając na chwile szary horyzont cienka linią błyskawicy.
- ...ntonito jest zamieszkane... są agresywni, tylko obserwują. Powtarzam nie są agresy wziwszszszzzzz... Za to na głównej ulicy... wisi pełno szkieletów w szszczzzzzzzz... - przez chwilę wszystko utonęło w jednostajnym szumie, jakby wielka nawałnica właśnie przetaczała się w słuchawkach a nie dopiero na oddalonych urwiskach Gór.

Vascomb zauważywszy ożywienie na twarzy MJ i jej pośpieszne manipulacje pokrętłami zwolnił i ruchem ręki wskazał reszcie jadących za ciężarówką by się zbliżyli. Gdy wozy Eda i Lili zrównały się z szoferką, Mortimer nakazał postój i spojrzał na dziewczynę mocującą się z radiem.

Daytonowie zeszli ze stopni sześciokołówki i z wyciągnięta bronią lustrowali okolice. Skupienie i zacięte wyrazy twarzy trójki braci dziwnie nie współgrały z dotychczasowymi ich wygłupami. Z policzkami przytulonymi do drewnianych kolb swoich M14 ze skupieniem omiatali okolice wzrokiem synchronicznie poruszając lufy w stronę, w którą patrzyli.

Wszyscy czekali, nawet Pyro, który ocknął się w momencie gdy silniki zamilkły, siedział w milczeniu patrząc przez prześwit w kabinie na kierowce i pozostałych pasażerów.

- ...większość z nich ukryła się w budynkasssszzzz... Manni wysiądzie i przeprowadzi pieszy zwiad, Rocket pojedzie do centrum...
Indianin nagle rozłączył się pozostawiając MJ dźwięczącej ciszy. Dziewczyna ściągnęła jedną ze słuchawek i spojrzała na towarzyszy. Szybko przekazała im informacje, które zrozumiała z poszarpanego przekazu. Alex pobladł i powtórzył pod nosem cześć o ilości wiszących szkieletów. Mortimer tylko mruknął niezadowolony.

Sky mogła tylko przypuszczać, że w tym momencie miasto zamieszkiwał albo gang, który wieszał swoje ofiary na drodze do swoich włości. Choć Gangi preferowały raczej widok rozkładających się ciał. Szkielety mogły być pozostałością po zamieszkach jakie kiedyś toczyły się w tej części stanów, może po najeździe Meksów albo jakiś Mutantów. Okolice raczej nie ucierpiały podczas wojny jako takiej, słyszała jednak, że w czasie wojennej zawieruchy, cześć "łobuzów" korzystając z okazji próbowała przewrócić wszystko do góry nogami, lub po prostu przejąc władzę. Tak czy siak Antonito, zaczynało tracić w jej oczach jako tymczasowy azyl. Problem jednak polegał na tym, że szare opary łączące chmury z Górami przed nimi zwiastowały nadciągającą powoli ulewę. To przypuszczenie potwierdzał wyjący już między murami domów wiatr i odległy blask błyskawic.

Znajomy trzask wyrwał MJ z zamyślenia
- ...zielonego pojęcia gdzie ten Indianiec... jeden z tych łachmytów właśnie wyszsz... mi pod koła. To są piepszczzzz... słyszycie ? SZCZURY ! ZŁOMIARZE, ZBIERACZEEEEeeeeeee - głos chłopaka przeszedł w dziwną kakofonie dźwięków, by po chwili, gruchnąć w słuchawkach wyraźnym śmiechem.
- nie ma co trząść dupą... biorę tego cioła, coś mamrocze o Centrum... pewno tam są jego Ziomy... zawiozę go tam - Szum zupełnie zagłuszył resztę słów chłopaka, tężejąc po chwili w ciszy przerwanego połączenia.

Operatorka szybko przekazała słowa gangera towarzyszom.
Vasqomb plasnął się w czoło otwartą dłonią i sarknął
- Co za kretyn !- wychylił się przez otwartą szybę i rzucił:
- Daytony pakować się, ruszamy do centrum, ruchy ruchy ! MJ spróbuj się z nim połączyć i powiedz mu żeby się nie ruszał !- sam odpalił już silnik i wrzucił bieg. W momencie gdy popędzeni ochroniarze, wskoczyli na schodki ciężarówki, przewieszając wcześniej broń przez ramię, handlarz ruszył z piskiem opon. Zaraz za nim ruszyła Lila i Ed.

Mijali w pędzie zniszczone budynki, wybite witryny niegdyś modnych sklepów. Mijali latarnie z targanymi burzowym wiatrem szkieletami.

Gdy, po ryzykownym slalomie wśród gruzów, dotarli wreszcie do centrum Antonito zauważyli ze zdziwieniem, że młody ganger najechał na hałdę śmieci wywracając Buggy do góry kołami. Sam Rocket potykając się, z zakrwawionym czołem uciekał w stronę nadjeżdżającej karawany. To co zobaczyli gdy, chłopak potknął się i zarył twarzą w popękany bruk, sprawiło, że wszyscy równo depnęli pedał hamulca w swoich wozach.

Przed nimi piętrzył się bury budynek przedwojennego kościoła. O dziwi, prócz brudu, wybitych witraży i opadających płatów tynku, budynek wyglądał na nienaruszony. Sporej wielkości wrota stały otworem, ziejąc bezdenną czernią. Z wrót wychodziła właśnie istota. Z tej odległości ciężko było ocenić wzrost olbrzyma, musiał jednak mierzyć około trzech metrów. Ze zwalistego korpusu wyrastały na boki cztery mocarne ramiona, a z klatki piersiowej jeszcze dodatkowa para krótkich, chudych łapek o trójpalczastych dłoniach, zakończonych długimi pazurami.
Stwór kroczył ciężko na przykrótkich jak na swój rozmiar nogach. Maleńka główka podobna do świńskiego ryja łypała na wjeżdżających na rynek.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172