Przez cały okres przygotowań do „wyprawy” Grzesia, Dagmara miała wątpliwości, a im bliżej było godziny 0, tym gorsze wizje, dotyczące losu mężczyzny, stawały jej przed oczyma. Kiedy jednak nadeszła TA chwila, złe myśli przestały ją nawiedzać. Na tą krótką chwilę odnalazła w sobie pokłady siły, o której istnieniu do tej pory nie miała zielonego pojęcia.
- Ty słuchaj! – warknęła do Grześka, który w ostatnim momencie chyba próbował ją nakłonić do rezygnacji. - Jestem prawnikiem i jestem w tym dobra! Umiem improwizować! A teraz rób, co masz robić! – ostatnie zdanie wypowiedziała niecierpniącym sprzeciwu głosem, chociaż w głębi duszy znów odczuwała niepokój.
Ostatni raz przeszła się po pokoju, zasłoniła dokładnie okna, poprawiła ustawienie świec, domalowała zatarty fragment okręgu, wreszcie usiadła obok Grześka i uśmiechnęła się blado. Zdążyła jeszcze tylko kurczowo chwycić go za rękę; nie po to by dodać mu otuchy, lecz by ukryć drżenie dłoni. A potem mężczyzna nacisnął guzik pilota.
Od samego początku sytuacja nie wyglądała dobrze. Euthanathos odleciał niekontrolowanie. Rąbnął głową o posadzkę, potem znieruchomiał. Wreszcie sapnął, jęknął i zwymiotował. Bezradna Dagmara szarpnęła go za ramiona. To jednak nie pomogło.
Hermetyczka powoli traciła środki przekazu, a Mag wyglądał coraz gorzej. I właśnie wtedy na pomoc zjawił się doktor Baade. Tuż za sobą usłyszała jego spokojny, profesjonalny głos. Nie wrzasnęła z przerażanie tylko dlatego, że Grzesiek akurat topił się we własnych wymiocinach.
Przekręciła mu głowę, energicznie, zdecydowanie zbyt energicznie, aż coś chrupnęło w karku, a w wymiocinach pojawiła się krew.
- Niech ci się, kurwa, nie zdaje, że pozwolę ci tak po prostu umrzeć! – warknęła w kierunku nieprzytomnego mężczyzny. - Jeszcze jakieś sugestie, Herr Docteur?
- Z kim ty rozmawiasz? – wrzasnęła rozjuszona Jolka.
- Lepiej, żebyś nie wiedziała – odparła spokojnie Dagmara.
- Strzel mu po pysku, Fraulein - objaśnił Baade precyzyjnie.
- Z rozkoszą.
No i strzeliła. I pomogło. A wtedy do akcji wkroczyła Kultystka. Odepchnęła przerażoną Dagmarę i zajęła się Grześkiem. Prawniczka natomiast usunęła się gdzieś w kąt i westchnęła ciężko. Baade stał tuż obok niej i znowu wspominał o jej długu. O książce natomiast rozmawiać nie chciał, a szkoda. Po chwili uniósł lekko głowę. Jakby nasłuchiwał.
- Muszę iść, Fraulein – powiedział spokojnie.
- Ale...
- Później – uciął i zniknął.
- Byłoby kurwa łatwiej, gdybyś chciał współpracować – warknęła pod nosem doskonale zdając sobie sprawę, że on już tego pewnie nie słyszy.
Grzegorz powoli dochodził do siebie. Z czasem przestał nawet lamentować, że książka zżarła mu rękę. Przez cały ten czas Dagmara paliła jednego papierosa za drugim. Coraz mniej jej to smakowało, ale tylko w ten sposób była w stanie się opanować.
- Co teraz zrobimy?
- Może odwiedzimy potomka Franza Stillera? Skoro już jesteśmy na tym zadupiu, a on tu mieszka, żal byłoby nie skorzystać.