Adrian nie był w najmniejszym stopniu rad z przebiegu zdarzeń. Chwile jeszcze sam przyglądał się zdjęciu nim podał go reszcie. Rzucił trochę weselsze spojrzenie w kierunku Lucjana.
-Czy było kiedykolwiek coś o czym nie możesz powiedzieć nawet pół zdania.
-Kiedyś było... Ale to teraz nie ważne. Chwytaj dzień!
Hermetyk westchnął, omiótł wzrokiem magów.
-Siedzimy w tym szambie wszyscy. Ja ce względu na mą magye mogę się najmniej przydać.
Wnet z dołu dobiegło poszczekiwanie Lucjana który bardzo radośnie machał swym ogonem sprawiając wrażenie odpowiednika ludzkiego śmiechu.
-Aj, przestań Adrian. Na pewno będzie trzeba coś hajcować!
Adrian uśmiechnął się lekko rozbawiony. Faktycznie, mógł coś spalić. Tylko tyle i aż tyle?
-Uważam, że powinniśmy się udać do do staruszka. Tylko czy... To może nas śledzić?
-To skurwysyństwo wydaje się przymocowane do tego rejony. Ale pewności nie daje.
-Świętnie, Lucjanie.
Adrian dotychczas miał głowę opuszczona u dołu i wdawał się w pogawędkę ze swym psem. Z niezwykła swobodą tak jakby mówił do starego przyjaciela i druha. Czyż nie było było właśnie tak. Wtedy coś go olśniło – skoro Lucjan służył wszystkim magom w jego rodzinie, z jakich oni byli Tradycji? Sam poniekąd reprezentował starą rodzinę przebudzonych, w której co prawda przebudzenia nie były zbyt częste i zdarzały się nie raz. Pies zapewne miał rozeznanie jak postępować w takich sytuacjach.
-Ufam, że mamy na podkładzie studenta Ars Manes? Przydałby się także ktoś biegły w Ars Mentis. Moje myśli krążą wokół jakiegokolwiek duchowego maskowania.
Sztywniak. Jak dobrze, że leżąc odwiązał krawat, tak było o niebo lepiej. Prócz sztywnego zachowania, spalania każdego dowcipu i trudności w kontaktach nieoficjalnych, miało to zaletę – zazwyczaj jasny umysł.
__________________ Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura. |