Sierbiej Bielyj
Blake z przyzwyczajenia chodził ze słuchawkami Discmana zawieszonymi na szyi. Wystawały bezładnie skryte w lisopodobnym, sztucznym opuchu jego kurtki. Słyszał grającą w nich muzykę. Słyszał jak skończyła się płyta, a maszyna wsłuchiwała się dźwiękiem w świat duchów.
-
Przepraszam. - przerwał niezręczną ciszę przerywaną ogólnikami, obawiając się kierunku, w którym poszedł Mistrz. -
Pozwolę sobie przerwać. Wyjaśnić sytuację. - machnął ręką w geście obojętności. Spojrzenie
Siergieja spotkało się z tym
Aureuliusza. Bezemocyjnie dało znak, iż nie przebył drogi po to, by spokojnie obserwować.
-
Szlachetny Cirnie.. - złożył ręce razem, potem je rozłączył pokazując wewnętrzną część obu dłoni w otwartości. -
Przyznaję, że każde słowo.. - przerwał.
-
..które dobieram, napawa mnie lekką obawą. Chcę zaznaczyć, iż całe życie poznawałem świat duchów, traktują jako drugi dom oraz.. szanuję wilczy lud. Przenigdy, nigdy - - zaznaczył podnosząc brwi -
nie dopuściłbym do siebie myśli, aby cokolwiek stało się dziczy.
Milczał. Mlasknął ostentacyjnie przy cichym westchnieniu, aktorsko wykazując załamanie jakimś faktem.
-
Pragnę jednak zaznaczyć Cirnie, iż toczy się wojna. - posturę i twarz miał nieruchomą, lecz oczy w tym momencie punktowo spotkały się z każdym Garou. -
I ona po nas przyjdzie, jeśli spróbujemy się od niej wywinąć, ukrywać. Łudzić, że nas nie dotyczy.
-
Kiedy my kryjemy się tutaj, w dziczy, poróżnieni, to tam, w mieście spoczywa zagrożenie. Znacznie większe, niż wygląda. Jesteśmy polowani. Obława na nas. Na pradawny lud Garou. I na nas, oświeconych, którzy poszukujemy własnej drogi w świecie, a także bardzo często popełniamy błędy. - przerwał na chwilę. -
Straszne błędy. Nigdy jednak...
-
...nie chcielibyśmy mieć pośród Was wroga. Nigdy, nie chcielibyśmy ranić Gaji, choć wiem, że są wśród Przebudzonych tacy, którzy zadają wiele ran Tellurii, cyklowi. Możemy jedynie błagać o przebaczenie za te zagubione dusze, sami zaś poszukując mądrości i przychylności waszego ludu. Oraz duchów.
Widział je wszędzie. Kamień gryzł swoją istotą. Śnieg otulał ich bezwzględną pieśnią chłodu. Drzewa miały w sobie wciąż tyle energii, by strząsnąć śnieg z ześniadziałych igieł. -
Duchy.. widzę je wokół. Widzę jak opiekują się zarówno wami, jak i nami. Tymi z nas, którzy umieją patrzeć. - podszedł bliżej wilkołaka. Podszedł bliżej, niż sam Mistrz Aureuliusz. -
Wiem, że nie ufacie. Zaufanie.. to najcenniejszy w dzisiejszych czasach skarb. Zapytajcie jednak duchy, jaki składają wobec nas osąd. Są wokół. Ciekawe. Obserwują. Wspierają. Zapytajcie najwyższych arbitrów. Sam oddaję się w ich osąd. Sam pragnę żyć w ich pieśni i mowie. Nauczyły mnie wiele, tak jak nauczyły i was. Niechaj osądzą nas duchy. Są tutaj. Czuję jak wyczuwają nasz ból. Nasze oskarżenia. Nasz gniew.. Czuję jak opłakują nad tym stanem. A jedynie wiatr będzie świszczał, jeśli pozwolimy poddać się konfliktowi, szałowi.
-
Niechaj one przemówią.