Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2009, 09:25   #23
Idylla
 
Idylla's Avatar
 
Reputacja: 1 Idylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znanyIdylla wkrótce będzie znany
[ Kristobal A’randez ]

Król wyczekiwał go z niecierpliwością. Siedział dumnie na swoim tronie. Nie było po nim widać trawiących go wcześniej problemów. Miał nadzieję, że przyprowadzić ze sobą Edgara. Poddani oczekiwali symbolicznego spotkania królewskiej rodziny z najbliższymi im dworzanami, a co za tym idzie pośredniego ogólnego z całym ludem Palasti. Święto Lazar było ku temu doskonałym powodem. Artur obawiał się, że nagłe zniknięcie jego syna spowoduje niepokój narodu. Nie mógł do tego dopuścić. Nie, gdy w grę wchodziła realizacja jego planów względem sąsiedniego państwa – Kri’ Stog. Już niebawem przyjmie w audiencję posłów z kolacji. Mogą oni uznać, że naród jednak nie jest gotowy na wojnę, mimo stanowczych zapewnień Istvana. Zdenerwowany i zagubiony król potrzebował niezwłocznie dobrych wiadomości. Wydarzenia ubiegłej nocy i znaczący list od hrabiny nie polepszyły stanu jego zdrowia. Podupadł na duchu, a zatajana przez cały personel medyczny monarchy powoli nie potrafił sobie z nią radzić. Już wkrótce będą widoczne objawy choroby. Jeżeli społeczeństwo odkryje jego słabość zbyt wcześnie nie poprzez go w działaniach. A bunt i rosnąca siła Anarchistów mogą zapobiec wybuchowi wojny. Zamiast tego obalą go i w ten sposób przejmą władzę.
Król zwykle w takich chwilach radził się zaufanego namiestnika, jednak z powodu święta i znaczącej roli Palasti, ten udał się do kulturalnej stolicy kraju już ubiegłego popołudnia, aby na czas zdążyć z przygotowaniami. Nie było z nim kontaktu przez tę głupią tradycję. Próbował ją znieść, jednak parlament skutecznie blokował jego starania. Popierany przez lud miał siłę. Nie tak dużą, aby zagrozić królowi, ale wystarczającą, aby do nich należało decydujące słowa w sprawach tradycji i kultury.
Kiedy oficer wszedł sam przez jedno z otwartych szeroko skrzydeł ogromnych pałacowych drzwi, króla spotkał wielki zawód.
- Wiedzę, że nie odnalazłeś mojego syna. – Stwierdził z goryczą. Oczekiwał pełnego raportu z przebiegu poszukiwań. Uważnie wysłuchał relacji generała. Pomrukiwał sporadycznie, dając znać, że słucha każdego słowa, kilka razy zaś kręcił głową, protestując.
- Zatem generale, jakie jeszcze przynosisz wieści? – Tym razem nie pozwolił oficerowi odpowiedzieć na pytanie. Uniósł dłoń i zaprzeczył minimalnym ruchem głowy, aby stojący przed nim mężczyzna nie odpowiadał. – Zanim opowiesz mi o czymś jeszcze, ja chciałbym ci powiedzieć o kilku rzeczach.
Stojący po obu stronach tronu gwardziści postawili dwa kroki przed siebie, wykonali pół obrotu, skłonili się i opuścili pomieszczenie. Król odczekał chwilę po ich zniknięciu. Nie był pewien, czy powinien wyjawiać tak wiele poufnych informacji generałowi, wierzył jednak w jego umiejętności i darzył go wyjątkowym, choć nie bezgranicznym, zaufaniem.
- Zapewne doszył cię już słuchy, że w Palasti organizują zamieszki. Namiestnik powinien poradzić sobie z rozgniewanym tłumem. To idealna okazja do przeprowadzenia śledztwa. – Ponownie uniósł dłoń. Choć nie widział, żeby generał protestował. – Zabawne. Prowadzę rozmaite śledztwa, wszczynam awantury na posiedzeniach parlamentu, aby tylko przepchnąć korzystne ustawy, a mimo to znajduję się obecnie w sytuacji bez wyjścia. – Dodał z goryczą i nutką ironii w głosie. Głowie państwa nie przystoi jawne krytykowanie samego siebie. Nie w obecności poddanego.
Spojrzał wreszcie na generała i uśmiechnął się.
- Oficer taki jak ty powinien mnie rozumieć. Wszystko dla dobra moich ludzi. Znamy się wiele lat, dlatego nie ukrywam, że obawiam się zamachu na moją osobę. Doszły mnie słuchy z zaufanych źródeł, że zamieszki są jedynie pretekstem. W drugi dzień święta Lazar mam zostać zabity. – Zaczekał chwilę, aby oswoić się z tą wiadomością. Oczekiwał również reakcji generała. Nie widząc do końca, czy wywarł porządny efekt na mężczyźnie, kontynuował: - Takie otrzymałem informacje. Naturalnie nikt o tym nie wie. Informacja jest poufna.
Nie spuszczał z generała wzroku. Wpatrywał się w oczy mężczyzny, nim nie uzyskał pewności, że wszystkie te wiadomości zostaną między nimi.
- Dlatego zamierzam zostawić cię przy moim boku. Smuci mnie, że nie przyprowadziłeś mojego syna. Jednak bardziej potrzebuję cię teraz tutaj. Przygotuj oddział. Spędzicie kilka najbliższych nocy w pałacu.
„Będę się czuł pewniej.”
Rozmowa nie trwała długo. Generał został poinformowany dodatkowo o niepokojących kradzieżach na terenie pałacu, znikających służących oraz zagadkowym pojawieniu się tuzina listów do członków rodziny królewskiej. Zawartość wszystkich przesyłek była skromna, jednak znacząca. Zawierała alfabetyczną listę imiona i nazwiska osób. Nie byłoby w nich nic niepokojącego, gdyby nie fakt, że w liście zaadresowanym do konkretnego członka rodziny, nie widniało jego nazwisko. Dwanaście przypadków wykreślenia z listy osoby adresata.
Król zakończył szybko rozmowę, tłumacząc się bólem głowy. Podziękował generałowi za wizytę i nakazał niezwłoczne wszczęcie odpowiednich działań.

[ ... ]


[ Nett Curio ]

- Już wam mówiłem, że nie zamierzam zamykać interesu. Zwłaszcza w tak płodny dzień. – Warknął zdenerwowany lekarz, zaciskając mocniej pięści. Skrzyżował ręce na piersiach, aby grupka nie widziała jego zdenerwowania.
- Ale teraz nikt nie pracuje! Taki obyczaj. Wiem, że przyjezdnym trudno zrozumieć...
- Jestem przyjezdny, więc mnie wasz zwyczaj nie dotyczy.
- Zamierzasz jednak zostać naszym obywatelem. Dziecko w drodze, niebawem się żenisz. Już i tak dobrze, że tolerujemy nieślubne dziecko.
- Moje dziecko nie ma tu nic do rzeczy.
- Ależ ma, tylko ty tego nie widzisz. – Upierał się przywódca bandy. Nachodzili go już od kilku godzin z uciążliwą dokładnością.
- Wytłumacz mi zatem, czego nie widzę, jeżeli łaska? – Zadrwił Kalim. Skoncentrował uwagę na przywódcy. Raz czy dwa razy musiał ręką powstrzymać napastnika, żeby nie wszedł do środku i, prawdopodobnie w przypływie pomocy sąsiedzkiej, zdemolował całej izby.
- Ludzie w Sirionionie hołdują tradycji. Król, namiestnik, nawet ten ignorant książę podporządkowuje się właśnie obyczajom. Tak to już jest. A ty zwyczajnie musisz to zaakceptować, żeby zostać jednym z nas. Obywatelem Sirionionu.
- Wybacz, ale może nie zamierzam nim zostawać? – Zapytał zaczepnie Kalim.
- Urzędnik do spraw obywatelskich powiedział mi coś innego. Oczywiście z chwilą przekroczenia granic naszego państwa stajesz się obywatelem, jednak nie przysługuje ci pełnia praw, a zarazem nie spoczywają na tobie obowiązki bywatelskie. - Zbyt wyraźnie zaznaczył ostatnie słowo, aby można było pomyśleć, ze jedynie się przejęzyczył.
- Będzie musieli mnie znosić, jeszcze jakiś czas.
- Planujesz wyjazd? – Zaciekawił się przywódca i zbliżył się do lekarza, aby odczytać jego prawdziwe zamiary.
- Wyjazd? Nie, nie mógłbym was zawieść... – Urwał, słysząc zbliżające się odgłos końskich kopyt uderzających o bruk.
- Ktoś nam znowu przerywa. Niech to licho porwie! – Fuknął przywódca. – Idziemy, jeszcze sobie z doktorem porozmawiamy na osobności. Świadkowie nam nie potrzebni. – Uśmiech na jego twarzy miał w sobie obietnicę. Sadystyczną, podłą obietnicę, którą w bliżej nieokreślonym czasie spełni.
Nim nieznajomy pojawił się na horyzoncie, Kalim zniknął w zaciszu swojego spokojnego, piętrowego domu. W oknie na piętrze po prawej paliło się światło. Wszyscy przebywali w jednej izdebce zajęci swoimi sprawami. Na parterze znajdował się gabinet, w którym na co dzień Kalim przyjmował chorych i rannych. Spodziewał się ofiar spowodowanych zamieszkami. Na razie było spokojnie, ale gęste powietrze nie tylko odbierało oddech, ale również zwiastowało burze. Bardzo potężną burzę.
- Tato, gdyby ktoś za chwilę oczekiwał ode mnie pomocy, powiedz mu, że nie przyjmuję nikogo. Nawet ciężko rannego. Przywódca tego małego, rewolucyjnego ugrupowania tylko czeka na moje potknięcie. A ten człowiek będzie dobrą wymówką, że nas zaatakować.
- Nie martw się. Poradzimy sobie. – Pocieszyła go żona. Wstała z wygodnego fotela i podeszła do Kalima. Uśmiechnęła się do niego życzliwie i pogłaskała po głowie.
- Nie powinnaś się denerwować i przemęczać. Lepiej odpoczywaj, niebawem nasze dziecko przyjdzie na świat. – Odwzajemnił uśmiech i zamknął oczy wtulając się w jej ramię.
Nieznajomi przyszli szybciej niż spodziewał się Kalim.
Przed drzwiami zastał dwóch mężczyzn, z których jeden wydawał się być w ciężkim stanie. Stracił przytomność. Był blady. Staruszek od razu dostrzegł krew spływającą z ramienia. Szybko rozwiał wszelkie wątpliwości.
- Nie nazywam się Kalim. Mój syn nie przyjmuje dzisiaj nikogo – odparł. - Wybacz, młodzieńcze, ale dość mieliśmy dzisiaj kłopotów. Proszę udać się do innego lekarza. Zapewne jakiś świętuje na placu głównym. – Nie czekając na odpowiedź, zamknął drzwi z trzaskiem, aby podsłuchujący anarchiści wiedzieli, że nie pomogli im, żeby wreszcie dali im spokój.
Nett nie poddawał się. Uderzył kilkakrotnie w drzwi z niebywałą siłą, ale jedynie nadwerężył zawiasy, bo już nikt mu nie otworzył. Chciał krzyczeć, ale to wzbudziłoby kolejne podejrzenia, więc jedynie zdusił w sobie złość.
- Jeżeli potrzebujesz pomocy lekarza, to pomożemy ci. – Zagadnął go jakiś przechodzień. Chyba nie do końca przypadkiem pojawił się w tej okolicy, akurat kiedy potrzebował pomocy.
- Twój przyjaciel chyba znalazł się po niewłaściwej stronie pistoletu. – Nagle pojawił się drugi nieznajomy. Obaj pragnęli nieść bezinteresowną pomoc ubogim, strapionym przybyszom, którzy nie znali miasta, w dodatku jeden z nich był ciężko ranny w ramię. Nie, to zdecydowanie było nie w porządku.
- Jestem lekarzem, a w każdym razie się przyuczam. Mogę ci pomóc. Zaprowadzimy cię do prawdziwego lekarza, a nie oszusta, do którego cię skierowano.
Drugi z rozmówców podszedł do Gianniego i nieznacznie uniósł jego głowę. Przyjrzał jej się z kilku stron. Złapał ramię i, z pomocą noża, rozdarł prowizoryczny opatrunek.
- Kula powinna być wyciągnięta, a rana zszyta inaczej się wykrwawi. – Zdał relację przywódcy grupki, której pozostali członkowi chowali się za rogiem.
- Racja, powinniśmy się udać do sir – słowo to po prostu wysyczał – Tristana Ghosta. Pomoże ci. Zajmuje w prawdzie odpowiednie stanowisko, ale zapewne znajdzie czas dla takich uczciwych obywateli jak wy. Ja nazywam się Sylur. To jest mój przyjaciel Dewon. Pójdziecie z nami? – Zachęcił go, lekko pchając do przodu, jakby był małym dzieckiem. W tym czasie dał dyskretnie znać reszcie, żeby poszli za nimi. Tak na wszelki wypadek.

[ ... ]


[ Ares Nailo]

Ashgan i Krusk podjęli się prowadzenia żmudnych poszukiwań pozostałych członków bractwa, którzy mogli okazać się pomocni w wypełnieniu zadania, jakie otrzymali. Czasu nie było wiele, a i środków do realizacji celów ubywało. Wsparcie finansowe było teraz niezbędne. Wkrótce policjanci i stróże w miejscowych wsiach będą zbierali coroczne składki na skarb państwa. Taka pomoc materialna dla biednego króla, który nie jest w stanie utrzymać się z własnych dochodów. Wprowadzono je po burzliwych obradach parlamentu, w którym decydujący głos należał do króla i przewodniczącego. Starcie tych dwóch sił przyniosła dość wymierny skutek. Obniżono wartość składek o prawie połowę.
Lia znajdowała się pod czujnym okiem Armisa i Aresa. Obaj zajmowali się nią w wolnej chwili. Zielarz z medycznego punktu widzenia dawał jej dwa dni na sen, którego powinna się potem obudzić, jeżeli do tego nie dojdzie, będzie oznaczało to problemy, którym on sam nie zaradzi. Potrzebna będzie pomoc fachowego lekarza.
Ares zaczynał układać w głowie kilka wersji wydarzeń, jakie nastąpią, a przynajmniej powinny w chwili zebrania pozostałych. Książę był najważniejszy. Należało się nim zająć. Pozostało mu jedynie czekać na przybycie Ashgana i Kruska. Nie zamierzał opuszczać towarzyszki, mimo, że Armis rzucał aluzjami o domniemanym zauroczeniu nieodpowiednimi kobietami.
 
Idylla jest offline