Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2009, 16:57   #14
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Człowiek, który podszedł do nich gdy w drogę wyruszyli, sprawiał dobre wrażenie. W dodatku kapłan był mile widzianym towarzyszem w każdej awanturze, zaś kapłan Tymory... To już było podwójne szczęście.

- Nie mam nic przeciwko temu, by wsparło nas błogosławieństwo Uśmiechniętej Pani - powiedział. - Jestem Jaxam - przedstawił się - i jak łatwo się domyślić, param się magią.

'Łatwo się domyślić' było lekką przesadą. Jaxam nie miał na czole wypisanego słowa MAG. Nie wyglądał również na kogoś, co pół życia spędził w izbie, nad księgami.

- A teraz przyspieszmy nieco - powiedział. - Lepiej być parę minut za wcześnie, niż oglądać plecy tych, którzy ruszą na spotkanie z nękającym miasto potworem - dodał z leciutką ironią w głosie.




- Którędy do wykopu z potworem? - spytał Jaxam strażnika, co wraz z dwoma innymi pilnował rogatek.

Zagadnięty dość obojętnym spojrzeniem obrzucił całą trójkę, po czym bez problemów pokazał drogę do wykopu. Nim jednak ruszyli w drogę Jaxamowi do głowy wpadło jeszcze jedno pytanie.

- Czy wśród legend miejskich jest jakaś, co miejsca owego dotyczy? Co tam było kiedyś? Stara świątynia? Cmentarz jakiś? Siedziba maga? Miejsce kaźni czy bitwy?

Strażnik spojrzał na niego zaskoczonym nieco wzrokiem.

- Tam gdzie wykop... - machnął ręką. - Ludzie gadali od zawsze, że to złe miejsce, że jakieś licho pod ziemią siedzi, ale nikt nigdy licha tego na oczy nie widział. Wielu mówiło, że to jeno starców bajanie, którym pamięć szwankuje, albo fantazja nadmierna upust sobie daje. Ale widno prawdy w tym coś być musiało, skoro tamtych dwóch potwór porwał. Teraz za to gadają, że skarbów pilnuje.

- Tam podobno mieszkał kiedyś jeden z Braci... - drugi strażnik podrapał się po dziobatej twarzy. - Ponoć najmłodszy miał tam kiedyś dom, w którym spędzał każdą jesień. To było ponad 100 lat temu, miasto było wtedy dużo mniejsze, tam rósł jeszcze las, kiedy ja się urodziłem. Podobno ci bracia, mówiłem już, że byli potężnymi magikami? Ci bracia uratowali miasto. Wygnali wodę, która zatapiała dolinę i uwięzili ją w kamieniu. Tak mówią dziady, jednak kto by im wierzył? Taki za kufel piwa niejedną bajędę wymyśli.

- Dzięki! - rzekł Jaxam, z uśmiechem głową skinąwszy w podziękowaniu, po czym wraz z towarzyszami we wskazaną stronę ruszył.



Rację miał strażnik, drogę wokół miasta wskazując.
OKolica miła dla oka była, trakt, chociaż pod górę nieco wiódł, nie wspinał się zbyt stromo, a że wschód słońca dopiero z wolna się zbliżał, to i do upału bardzo, ale to bardzo daleko było.
Wędrówka zatem bardzo przyjemna była. I stwarzała okazję do małej pogawędki.

- Macie jakieś doświadczenia w walce z potworami? - spytał. - Bo ja, prawdę mówiąc, nie miałem jeszcze do czynienia z czymś, co żyje w podziemiach i poluje na ludzi.

Miał nadzieję, że - nawet jeśli ich doświadczenia nie są większe, niż jego - dowie się czegoś ciekawego.

- Doświadczenie stoi na drugim miejscu, ważniejszy jest duch. A wiedz, że nigdy żadnej walki nie unikałem i tym razem jestem gotów stanąć na wysokości zadania. - Oczy Mekkora zapłonęły, widać było, że brakuje mu walki.

Jaxam uśmiechnął się lekko. Wiedział aż za dobrze, że doświadczenie niekiedy bardzo się przydaje...


Trudno by było przegapić tłum, który zgromadził się w okolicach drewnianego podwyższenia.
Trójka towarzyszy zjawiła się, przynajmniej tak się zdawało, odrobinę przed czasem. Dzięki czemu można było rozejrzeć się za kimś, kto mógłby mieć pożądane informacje.
Wkrótce Jaxam wypatrzył człowieka, którego siwe włosy wskazywały na to, że przeżył już dosyć wiosen, by znać wszystkie legendy, podania i opowieści, jakie krążyły po mieście od początku jego powstania.

- Przepraszam bardzo - powiedział Jaxam bardzo uprzejmie. - Czy mogę zająć panu parę chwil?

Staruszek, brzemieniem lat nieco już przygnieciony, wzrok miał jednak nad wyraz bystry.

- A czegóż potrzebujesz, chłopcze? - spytał.

- Chciałbym się dowiedzieć, co ludzie w mieście opowiadają o tym miejscu - powiedział Jaxam. - Że mieszka tu jakieś licho, to już słyszałem. Może wie pan ciut więcej? Stała tu jakaś świątynia? Mieszkał jakiś zły mag? Było cmentarzysko? A może coś innego?

- Aleś ty ciekawski... - roześmiał się staruszek. Głos miał zachrypnięty, ale słychać go było całkiem wyraźnie. - Wybierasz się tam? - Głową wskazał wykop.

Jaxam skinął głową.

- Ech, ci młodzi. Tacy zapalczywi... - staruszek pokiwał głową. Jakoś, dziwnym trafem, nie dodał, że sam kiedyś był taki. - Ale skoro tam chcesz leźć, to nie będę cię zatrzymywać na siłę. I powiem ci, co ludzie mówią o tym miejscu...
- Tam miał swoją rezydencję jeden z Braci Le Roy i co jesień tu przyjeżdżał, by jakieś swoje czary czy badania robić. Potężni to byli magowie... Dziś się już takich nie spotyka. Wodę potrafili ujarzmić, co dolinę zalewała. W kamieniu ją uwięzili, za co im pomnik... nie, no, ten, obelisk... Ku pamięci w środku miasta im go postawili, co by pamiętali wszyscy, że bracia miasto uratowali. A i odnawiają go zawsze, jak tylko uszkodzenia jakieś kto zauważy.
- Mnie przy tym nie było, jak to robili - mówił dalej staruszek - ale mój ojciec historię ową mi opowiadał, którą sam od swego ojca słyszał...


No cóż... To, co powiedział staruszek, stanowiło pewną, nieco rozszerzoną wersję opowieści strażnika. Tyle tylko, że o kuflu piwa - nagrodzie za opowieść - słowa nie rzekł...



Parę chwil później było już jasne, dla kogo zbudowano to podwyższenie. Wielmożny kupiec Herman, pośredni sprawca całego zamieszania, pojawił się w towarzystwie czwórki rycerzy.

- Wezmą rycerzy, a nie nas - powiedział Jaxam cicho. - Możemy się pożegnać ze sławą i pożytecznym czynem.

W tym momencie padły jednak słowa, które nieco zmieniły postać rzeczy.

- Co to za tradycja? - Jaxam zwrócił się do swego poprzedniego rozmówcy. - Były tu już jakieś zajścia z potworami? Jakiś kupiec czy rzemieślnik uwolnił miasto od jakiegoś złego stwora?

Staruszek, jakby ogłuchł. A może nie miał zamiaru odpowiadać...

"Może to chodzi o braci de Loy" - pomyślał Jaxam. - "Niby uratowali stolicę. Ale czy kogoś, kto bywał w mieście od czasu do czasu można uznać za obywatela miasta?"



- Chociaż jestem rdzennym, że tak powiem, mieszkańcem tej akurat Doliny - Jaxam zwrócił się do swoich towarzyszy - to do mieszkańca stolicy nieco mi brakuje. Ale warto się zgłosić, bo może widząc nas zechce się kto z tutejszych przyłączyć. A wtedy mielibyśmy większe szanse, niż ci ze Smoczych Szponów.

W tym momencie rozległ się głos chłopaka, który deklarował chęć udziału w wyprawie. A sądząc z reakcji zgromadzonych mieszkańców, był dość znany. I to nie do końca z nieposzlakowanej opinii.
Słuchając przemowy młodzieńca Jaxam zastanawiał się, jakiż to przymus pcha owego młodziana w podziemia. Bo jakoś trudno mu było uwierzyć w to, że przyszłego herosa skłania do ryzyka li tylko chęć zdobycia sławy i chwały. Oraz potrzeba przyczynienie się do rozwoju miasta, czy też chęć niesienia komuś pomocy.
Na bohatera również nie wyglądał. Chociaż pozory mogły mylić...

W końcu Konrad, bo tak się ów młodzian przedstawił, zakończył swą perorę, apelując do zebranych o przyłączenie się do niego.

- Masz rację - szepnął wesoło Jaxam do Mekkora. - To nasza przepustka do podziemi . Podniósł potem głos, by słyszeli go wszyscy zebrani i mówił dalej.

- Nie jestem mieszkańcem tego miasta, ale urodziłem się w tej Dolinie i jej dobro leży mi na sercu. Nie może być tak, by jakiś potwór bezkarnie pustoszył nasze piękne ziemie - tu Jaxam nieco przesadził, ale nie nie było to spowodowane uniesieniem, czy oratorskimi zapędami; w końcu nie mógł powiedzieć, że chce przeżyć przygodę - albo zjadał naszych krajanów.

- Dlatego też z chęcią się dołączymy - wskazał na swych towarzyszy - do tej ekspedycji i przyczynimy się do tego, by mieszkańcy naszej stolicy mogli spać spokojnie.

Zastanawiał się przez moment, którzy z tu obecnych uznają go za bohatera, a którzy za głupca. A pewnie znajdą się i tacy, którzy połączą jedną i drugą opinię.

- Sądzę - mówił dalej - że wobec obecności w gronie tej wyprawy mieszkańca miasta - spojrzał na Konrada - nasza wyprawa spełni wymagania tradycji i otrzymamy pozwolenie na zejście do podziemi.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 24-07-2009 o 17:44.
Kerm jest offline