Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-07-2009, 21:43   #107
Szarlej
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
siedziba skrzydlatych; Ebriel, Kurt, Bartael i Diriael
Tak jak Lucjusz prosił pośpieszyliście się z pytaniami a raczej jednym pytaniem, zadał je Kurt.
- Mam jeszcze jedno pytanie, czy znasz może skazańca o imieniu Ezechiel? Wysoki i szczupły, ma długie jasne włosy.-elektryk chwilę się zastanawiał -Wygnano go jakieś... trzy lata temu
-Ezechiel...-stary skrzydlaty wyraźnie posmutniał-Znałem go. Zmarł podczas Pogromu, postanowił oddać życie za swoje idee, to dzięki niemu część z nas przeżyła i może kontynuować jego dzieło.
Wiadomość o śmierci skrzydlatego nazywanego Ezechielem wyraźnie przybiła Kurta. Cisza, która nastała, nie była niezręczna, była grobowa. Nikt nie odważył się jej przerwać. Dopiero Rachel odważyła się ja przerwać, podeszła do Kurta i wspinając się na palce położyła mu dłoń na ramieniu. Jej cichy głos był słyszalny w całym pokoju.
-Może pokażę Wam mieszkanie? Przyda Wam się odpoczynek po tym ciężkim dniu.
Tak też było, amputacja skrzydeł, uganianie się pół dnia po lasach i "miastach" w towarzystwie morderców... Właśnie mordercy, pewnie już chrapią na łóżkach w celach. Wyśpią się a rano ich wypuszczą.
Wyszliście z gabinetu słysząc tylko "dobranoc" od Lucjusza, wyglądał na jeszcze bardziej przybitego niż Kurt.
Poszliście za Rachel na piętro kamiennicy, nikt nie miał ochoty na pytania, zmęczenie dawało Wam się we znaki. Dziewczyna otworzyła drzwi kluczem, który wzieła z biura Lucjusza.

Mieszkanie było nie duże, trzy pomieszczenia. Pierwszy pokój był czymś w rodzaju salonu. Kanapa, stół i dwa fotele stały na środku, standard. Ale gdzie tu telewizor? I komputer? Zamiast tego na jednej ścianie widzieliście gobelin.

Oprócz tego w pokoju znajdował się drewniany stojak na wino na którym była aż jedna butelka i szafa w której znajdowało się... nic.
-Kanapę można rozłożyć, dwie osoby powinny się wtedy na niej zmieścić.
To były jedyne słowa jakie padły w tym pomieszczeniu. Następna była kuchnia w drodze do której Diriael rozbił głowę zapominając ze zmęczenia schylić głowy przy wychodzeniu z pokoju.
Rachel spojrzała na niego zaniepokojona.
-Nic Ci nie jest? Tu jest trochę niżej...
"Trochę" oznaczało, że przy wychodzeniu z pokoju nawet Ebriel z Kurtem musieli schylić głowy. Diriael pokręcił głową.
-Nie, nic mi nie jest. Dzięki.
Kuchnia okazało się... W pełni wyposażoną kuchnią, tak przynajmniej mówiła Rachel? Gdzie jest mikrofala? A lodówka? I kuchenkę gdzieś zgubili. Fajnie kominek ale co macie zrobić? Wrzucić tam jedzenie? Gdzie ten czajnik ma włącznik?
Ostatnim pomieszczeniem była "sypialnia". Sypialnia był ni mniej ni więcej a małym pokojem z czterema, prostymi łóżkami (drewniana rama, siennik a na to kołdra i poduszka z pierza) i piecem. Również to tu znajdowało się drewno do palenia w kominkach.
W całym domu okna były szczelnie zamknięte przed deszczem a za oświetlenie robiły liczne świeczki, które rozpaliła dziewczyna (przynajmniej mają zapałki, chwała Jedynemu!).
-No to chyba tyle. Miłej nocy, wpadnę do Was rano i oprowadzę po mieście.
Dziewczyna wyszła pozostawiając Was samych w mieszkaniu ogarniętym półmrokiem... Zaraz, zaraz! Łóżek jest pięć a Was szóstka, licząc więźniów. Co prawda panowie nie mieli nic przeciwko wizycie Asael w ich łóżku ale na samą myśli o możliwości nocowania z Achrolem wzdrygali się.

cela; Asael, Achrol i dzikus
Podczas gdy największym problemem reszty było kto gdzie będzie spał Wy walczyliście o życie.
Achrol zręcznie manewrując kawałkiem żelaznego pręta rozbroił przeciwnika i dobił go jego własnym mieczem. W tym samym czasie Asael walczyła z dwoma innymi martwymi strażnikami, co prawda ich było dwóch ale to ona miała tarczę. Jeden został sieknięty przez twarz, jednak niezrażony atakował dalej a drugi stracił w walce rękę. Najmniej szczęścia miał dzikus, który dzięki swym nie małym umiejętnościom akrobatycznym ominął zombi i rzucił się prosto na szkieleta. Gdy próbował oderwać mu głowę ten silnym ciosem posłał go na ziemię. Ból jaki w klatce piersiowej odczuwał człowiek sugerował na oberwanie młotem kowalskim nie pięścią. Czwarty zombiak właśnie nachylał się by dobić biednego Uka gdy płonący miecz posłał go na zawszę w objęcia śmierci. To Achrolowi udało się rozpalić miecz i z imieniem Jedynego na ustach rzucił się na szkielet. Ten uniknął ciosu (jak martwiak może być tak szybki? jak on wogóle może się poruszać mając tylko kości). W tym czasie dzielna Asael poradziła sobie z jednym przeciwnikiem i zabrała się za drugiego gdy... Gdy z kamiennej podłogi wyrosły stalagmity i nabiły jeszcze ruszające się trupy. Nie było agonalnych drgawek tak znanych dla całej trójki, tylko bezruch.
-Ruszajcie się!
To grubas podniósł się z klęczek i właśnie podnosił z ziemi miecz jednego z martwych.
-Na górę, trzeba dorwać ich pana.
Nim pobiegliście Achrol podszedł do Uka i położył mu zdrową rękę na ramię.
-Niech Jedyny wynagrodzi Ci krzywdy, które poniosłeś w walce za niego!

Uk
Nie wiesz co powiedział ten ranny człowiek ale poczułeś się od tego lepiej, klatka przestała boleć, czułeś się wypoczęty jakbyś spał długo po dobrej kolacji.

Asael, Achrol, Uk
Wbiegliście na górę, pierwszy biegł Achrol z ciągle płonącym mieczem. Wybiegliście do głównego pomieszczenia straży. Ktoś tu stoczył niezłą walkę, biurka, krzesła i inne meble były poprzewracane, jedna ściana była cała zakrwawiona jakby ktoś się tam rozpękł. Nie mieliście dokładnie czasu na rozglądanie się, martwi strażnicy podążyli od razu w Waszym kierunku. Było ich koła dziesięciu, dużo... Przynajmniej macie tu trochę więcej miejsca. Oprócz Was i martwych strażników był tu ktoś jeszcze.
Mężczyzna, który stał z tyłu stanął w pozycji bokserskiej, rękawice na jego dłoniach z pewnością nie były dziełem ludzi, tylko skrzydlaci mają taka technologie.

-Musimy się przedostać na zewnątrz, tu nie działają moje moce. Tak możemy mieć z nim kłopoty.
Białowłosy skrzydlaty tylko się uśmiechnął, zombi ruszyły do ataku.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline