Amaryllis Vivien Seracruz -Amy, odleciałaś niemalże., znaczy się straciłaś przytomność. To normalne? To normalne czy zobaczyłaś coś złego i mam się niepokoić?
Głos Isamu z trudem dochodził do oszołomionej dziewczyny. - Normalne? - spytała rozcierając drżącą dłonią czoło - Normalne...? - Mimowolnie roześmiała się rozbawiona stwierdzenie, że cokolwiek w tej Fundacji i w sytuacji w jakiej byli mogło być tak określone. Po chwili śmiech urwał się gwałtownie, a amerykanka wstała krzywiąc się lekko. - Nie, to nie jest normalne. To było... Trudno powiedzieć, coś otworzyło do czegoś bramę... Chyba najlepiej powiedzieć, że do piekła. A przynajmniej tak najłatwiej mi to opisać. Zresztą sam zobacz... - mruknęła zamykając oczy i przesyłając towarzyszącemu jej mężczyźnie to, co czuła próbując zbadać dziwne zjawisko - uczucie zimna, wszechobecne cierpienie, śmierć... To wszystko i jeszcze więcej z tego co czuła.
Gdy jakiś czas później zerwała kontakt i otrzepała się ze śniegu nie patrząc na maga ruszyła w drogę powrotną w stronę Fundacji, czas mijał, a Amaryllis w milczeniu tuliła do siebie Richiego rozmyślając o wszystkim, z czym miała ostatnio do czynienia. Chęć by jak najszybciej rzucić to wszystko i wrócić do domu wzrastała wraz z każdym krokiem.
Wreszcie po ponad godzinie magini stanęła przy wejściu do Fundacji - wbrew sobie tęskniąc do miejsca, w którym przynajmniej było ciepło...
__________________ Co? Zwiesz dekadentami nas i takoż nasza nację?
Przyjacielu, ciężko myślisz, w innych czasach miałbyś rację.
Czyżbyś sądził, żeśmy tylko tępo w siebie zapatrzeni?
Nie wiesz, lecz to się nazywa ironia i doświadczenie. |