Wątek: Skrzydlaci
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-07-2009, 23:30   #111
Baczy
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ezechiel był kiedyś idolem Kurta. Odwaga, całkowite oddanie się sprawie, lojalność i nieprzeciętny intelekt. Te cechy imponowały młodemu mężczyźnie, chociaż wiedział, że nigdy nie będzie taki jak on. Ich charaktery różniły się, sposoby rozwiązywania problemów również. "Front" funkcjonował nieco inaczej, gdy dowodził nim Ezechiel. Z czasem, po jego wygnaniu, organizacja zaczęła się przystosowywać do panujących w Pierwszym Mieście warunków, a doświadczenia zdobyte podczas rządów poprzedniego przywódcy odegrały kluczową rolę w tym procesie. Właściwie można było podzielić dzieje organizacji na "czasy Ezechiela" i "czasy po Ezechielu". Teraz Kurt był dojrzalszy. Postrzegał wszystko nieco inaczej, dawne postępki budziły w nim mieszane uczucia, tak jak i sam Ezechiel, który teraz wydawał się być równie genialny, co zepsuty. Bezkompromisowy, pyszny, oschły. Mimo wszystko, nawet po tych trzech latach, Kurt czuł, że byli do siebie bardzo podobni. Mieli kilka wspólnych cech, zainteresowań, tematów do rozmów. Mieli wspólny cel, pomóc ludziom. Obaj chcieli go osiągnąć, jednak z różnych powodów. Kurt był młody, bardziej zależało mu na osiągnięciu czegoś wielkiego oraz na działaniu w konspiracji. Ten etap przechodzi duża część nastolatków, a książki, filmy i gry szpiegowskie tylko pogłębiają te, często nierealne, marzenia. Z czasem zaczął się przekonywać, że życie bywa okrutne i pomoc, czy to ludziom, czy skrzydlatym, należy się "z zasady". Aż nadszedł dzień, w którym Gabriel zaczął czynnie szukać i zamykać w więzieniu działaczy "Frontu". Wtedy to Kurt zdecydował się oddać w jego ręce dobrowolnie. Nadal nie zrozumiał, dlaczego to zrobił, czym tak naprawdę był ten impuls, który nakazał mu poświęcić całe swoje życie na rzecz innych, skrzydlatych walczących o prawa ludzi... Jednak, gdy trafił do tej sali, gdy rozmawiał z Lucjuszem w głowie zaświtała mu pewna myśl. Czyżby wreszcie zrozumiał poświęcenie Ezechiela? Czyżby dorósł do tak poważnej decyzji, do prawdziwego oddania się sprawie? Cóż, byłoby miło, gdyby to było prawdą... Albo i nie...
Miał taką nadzieję na spotkanie Ezechiela tutaj, na ziemi, tutaj, w tej organizacji. I niewiele się pomylił...
Wieść o jego śmierci była jak cios w nerki, bolesny, lecz nie zostawiający śladów. To dziwne, ale inaczej przyjmuje się wiadomość o śmierci osoby, którą przez kilka lat uważało się za zmarłą... Gdy już raz opłaczesz tę osobę, gdy będziesz chodził w żałobie, gdy będziesz wspólnie z przyjaciółmi wspominał tę osobę, drugi raz będzie prostszy. Oczywiście, było to dość szokujące, mimo iż Kurt brał pod uwagę taką opcję. Nie dało się też uniknąć napływających nagle najwspanialszych wspomnień związanych z Ezechielem. Na szczęście, tym razem dało się powstrzymać łzy.
Rachel położyła mu rękę na ramieniu i zaproponowała, że zaprowadzi ich do przeznaczonego dla nich mieszkania. Kurt przytaknął i spojrzał na starca. Wspomnienie śmierci Ezechiela wyraźnie go przybiło. Nic dziwnego, na pewno w pełni poświęcił się sprawie, pewnie doskonale się dogadywali... "... kontynuować jego dzieło..." Te słowa zabrzmiały trochę tak, jakby to Ezechiel był pomysłodawcą i przywódcą ugrupowania. Kurt zastanawiał się, czy były to tylko niezręcznie użyte słowa, czy może coś więcej. Nie chciał teraz tego drążyć, jednak w przyszłości, gdy jego stosunki z Lucjuszem się polepszą, nie omieszka zapytać o starego druha.
Na życzenia dobrej nocy Kurt odpowiedział staremu skrzydlatemu z taką samą dozą smutku i uprzejmości.
Dostali trzypokojowe mieszkanie na piętrze, dokładniej dwa pokoje i kuchnia. Pierwszy był salon. Ubogi, chociaż Kurt nie oczekiwał rewelacji. Oczywiście, nie było śladu elektroniki. Radio, komputer, wiatrak, kino domowe i wiele innych rzeczy codziennego użytku brakowało. A, co najgorsze, nie było mowy i kupieniu czy sprowadzeniu żadnej z tych rzeczy. Były za to dwa fotele, kanapa, stół pusta szafa i stojak na wino, z jedną butelką. Cóż, dobre i to. Na jednej ze ścian wisiał też kawał prześcieradła czy jakiejś innej tkaniny z wyszytym krajobrazem. Tak naprawdę, było to drzewo i okolice. Kurt chyba widział już coś takiego w jakimś skansenie czy muzeum, nie pamiętał jednak nazwy tego czegoś, więc w myślach nazwał to po prostu wyszywanym obrazem.
-Kanapę można rozłożyć, dwie osoby powinny się wtedy na niej zmieścić.- zakomunikowała Rachel. Kurt nie dopytywał, czy mówiąc "osoby" ma na myśli ludzi, czy skrzydlatych. Jakby co, panie będą mogły się tu przespać. Chyba... Dobrze by było jednak, żeby nie było takiej potrzeby...
Druga była kuchnia. O ile sprzęt w salonie zapewniał przeważnie rozrywkę i można się było bez niego obejść, o tyle tutaj było już gorzej. Brak lodówki, kuchenki, o mikrofalówce nie wspominając. Był tu tylko piec i jakiś czajnik, oczywiście, nie elektryczny, ale jakiś taki zwykły, ze stali...
Ostatnia była sypialnia. Tu rozczarowanie było chyba najmniejsze. Oczywiście, brak lampki nocnej był bolesny, łóżko z materacem również pozostawało w sferze marzeń, ale na tych siennikach dało się spać... Dzień był upalny, wieczór duszny, mona więc spokojnie spać na kołdrze, zawsze będzie odrobinę miękcej.
-No to chyba tyle. Miłej nocy, wpadnę do Was rano i oprowadzę po mieście.- dziewczyna wydawała się być zadowolona z zadania, jakie jej przydzielono. A może to tylko złudzenie?
Zmęczenie dawało o sobie znać, szczególnie na widok łóżek. Tak, Kurt całym sobą chciał wreszcie odpocząć po tym szalonych dniu. Z resztą, nie tylko on. Bartel zwalił się na pierwsze od strony drzwi łóżko, zamruczał coś, i zamknął oczy.
Tak, to było niepokojące. Brak łazienki. Był zmęczony i nie chciał gonić za dziewczyną. Jeśli chodzi o prysznic, o ile tu mają coś takiego, to nie było pośpiechu, mógł poczekać do rana, w końcu kąpał się po południu. Ale co ma zrobić, jak zachce mu się siusiu? Musi szybko iść spać i zasnąć, może przetrzyma do rana. Tak, powinien przetrzymać do rana.
- Dobranoc- powiedział półszeptem kładąc się do ostatniego, znajdującego się najbardziej w kącie, siennika. Chciałby zasnąć i obudzić się znowu w swoim domu. Albo, co lepsze,w domu Emmy, u jej boku... Wiedział jednak, że tak się nie stanie. Już nigdy.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline