Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-07-2009, 23:30   #111
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Ezechiel był kiedyś idolem Kurta. Odwaga, całkowite oddanie się sprawie, lojalność i nieprzeciętny intelekt. Te cechy imponowały młodemu mężczyźnie, chociaż wiedział, że nigdy nie będzie taki jak on. Ich charaktery różniły się, sposoby rozwiązywania problemów również. "Front" funkcjonował nieco inaczej, gdy dowodził nim Ezechiel. Z czasem, po jego wygnaniu, organizacja zaczęła się przystosowywać do panujących w Pierwszym Mieście warunków, a doświadczenia zdobyte podczas rządów poprzedniego przywódcy odegrały kluczową rolę w tym procesie. Właściwie można było podzielić dzieje organizacji na "czasy Ezechiela" i "czasy po Ezechielu". Teraz Kurt był dojrzalszy. Postrzegał wszystko nieco inaczej, dawne postępki budziły w nim mieszane uczucia, tak jak i sam Ezechiel, który teraz wydawał się być równie genialny, co zepsuty. Bezkompromisowy, pyszny, oschły. Mimo wszystko, nawet po tych trzech latach, Kurt czuł, że byli do siebie bardzo podobni. Mieli kilka wspólnych cech, zainteresowań, tematów do rozmów. Mieli wspólny cel, pomóc ludziom. Obaj chcieli go osiągnąć, jednak z różnych powodów. Kurt był młody, bardziej zależało mu na osiągnięciu czegoś wielkiego oraz na działaniu w konspiracji. Ten etap przechodzi duża część nastolatków, a książki, filmy i gry szpiegowskie tylko pogłębiają te, często nierealne, marzenia. Z czasem zaczął się przekonywać, że życie bywa okrutne i pomoc, czy to ludziom, czy skrzydlatym, należy się "z zasady". Aż nadszedł dzień, w którym Gabriel zaczął czynnie szukać i zamykać w więzieniu działaczy "Frontu". Wtedy to Kurt zdecydował się oddać w jego ręce dobrowolnie. Nadal nie zrozumiał, dlaczego to zrobił, czym tak naprawdę był ten impuls, który nakazał mu poświęcić całe swoje życie na rzecz innych, skrzydlatych walczących o prawa ludzi... Jednak, gdy trafił do tej sali, gdy rozmawiał z Lucjuszem w głowie zaświtała mu pewna myśl. Czyżby wreszcie zrozumiał poświęcenie Ezechiela? Czyżby dorósł do tak poważnej decyzji, do prawdziwego oddania się sprawie? Cóż, byłoby miło, gdyby to było prawdą... Albo i nie...
Miał taką nadzieję na spotkanie Ezechiela tutaj, na ziemi, tutaj, w tej organizacji. I niewiele się pomylił...
Wieść o jego śmierci była jak cios w nerki, bolesny, lecz nie zostawiający śladów. To dziwne, ale inaczej przyjmuje się wiadomość o śmierci osoby, którą przez kilka lat uważało się za zmarłą... Gdy już raz opłaczesz tę osobę, gdy będziesz chodził w żałobie, gdy będziesz wspólnie z przyjaciółmi wspominał tę osobę, drugi raz będzie prostszy. Oczywiście, było to dość szokujące, mimo iż Kurt brał pod uwagę taką opcję. Nie dało się też uniknąć napływających nagle najwspanialszych wspomnień związanych z Ezechielem. Na szczęście, tym razem dało się powstrzymać łzy.
Rachel położyła mu rękę na ramieniu i zaproponowała, że zaprowadzi ich do przeznaczonego dla nich mieszkania. Kurt przytaknął i spojrzał na starca. Wspomnienie śmierci Ezechiela wyraźnie go przybiło. Nic dziwnego, na pewno w pełni poświęcił się sprawie, pewnie doskonale się dogadywali... "... kontynuować jego dzieło..." Te słowa zabrzmiały trochę tak, jakby to Ezechiel był pomysłodawcą i przywódcą ugrupowania. Kurt zastanawiał się, czy były to tylko niezręcznie użyte słowa, czy może coś więcej. Nie chciał teraz tego drążyć, jednak w przyszłości, gdy jego stosunki z Lucjuszem się polepszą, nie omieszka zapytać o starego druha.
Na życzenia dobrej nocy Kurt odpowiedział staremu skrzydlatemu z taką samą dozą smutku i uprzejmości.
Dostali trzypokojowe mieszkanie na piętrze, dokładniej dwa pokoje i kuchnia. Pierwszy był salon. Ubogi, chociaż Kurt nie oczekiwał rewelacji. Oczywiście, nie było śladu elektroniki. Radio, komputer, wiatrak, kino domowe i wiele innych rzeczy codziennego użytku brakowało. A, co najgorsze, nie było mowy i kupieniu czy sprowadzeniu żadnej z tych rzeczy. Były za to dwa fotele, kanapa, stół pusta szafa i stojak na wino, z jedną butelką. Cóż, dobre i to. Na jednej ze ścian wisiał też kawał prześcieradła czy jakiejś innej tkaniny z wyszytym krajobrazem. Tak naprawdę, było to drzewo i okolice. Kurt chyba widział już coś takiego w jakimś skansenie czy muzeum, nie pamiętał jednak nazwy tego czegoś, więc w myślach nazwał to po prostu wyszywanym obrazem.
-Kanapę można rozłożyć, dwie osoby powinny się wtedy na niej zmieścić.- zakomunikowała Rachel. Kurt nie dopytywał, czy mówiąc "osoby" ma na myśli ludzi, czy skrzydlatych. Jakby co, panie będą mogły się tu przespać. Chyba... Dobrze by było jednak, żeby nie było takiej potrzeby...
Druga była kuchnia. O ile sprzęt w salonie zapewniał przeważnie rozrywkę i można się było bez niego obejść, o tyle tutaj było już gorzej. Brak lodówki, kuchenki, o mikrofalówce nie wspominając. Był tu tylko piec i jakiś czajnik, oczywiście, nie elektryczny, ale jakiś taki zwykły, ze stali...
Ostatnia była sypialnia. Tu rozczarowanie było chyba najmniejsze. Oczywiście, brak lampki nocnej był bolesny, łóżko z materacem również pozostawało w sferze marzeń, ale na tych siennikach dało się spać... Dzień był upalny, wieczór duszny, mona więc spokojnie spać na kołdrze, zawsze będzie odrobinę miękcej.
-No to chyba tyle. Miłej nocy, wpadnę do Was rano i oprowadzę po mieście.- dziewczyna wydawała się być zadowolona z zadania, jakie jej przydzielono. A może to tylko złudzenie?
Zmęczenie dawało o sobie znać, szczególnie na widok łóżek. Tak, Kurt całym sobą chciał wreszcie odpocząć po tym szalonych dniu. Z resztą, nie tylko on. Bartel zwalił się na pierwsze od strony drzwi łóżko, zamruczał coś, i zamknął oczy.
Tak, to było niepokojące. Brak łazienki. Był zmęczony i nie chciał gonić za dziewczyną. Jeśli chodzi o prysznic, o ile tu mają coś takiego, to nie było pośpiechu, mógł poczekać do rana, w końcu kąpał się po południu. Ale co ma zrobić, jak zachce mu się siusiu? Musi szybko iść spać i zasnąć, może przetrzyma do rana. Tak, powinien przetrzymać do rana.
- Dobranoc- powiedział półszeptem kładąc się do ostatniego, znajdującego się najbardziej w kącie, siennika. Chciałby zasnąć i obudzić się znowu w swoim domu. Albo, co lepsze,w domu Emmy, u jej boku... Wiedział jednak, że tak się nie stanie. Już nigdy.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 26-07-2009, 12:09   #112
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
garnizon straży miejskiej; Achrol, Asael i dzikus
Achrol mimo rannej ręki siał spustoszenie wśród zombiaków, ognisty miecz definitywnie odsyłał byłych strażników do piekła.
Kiedy heretyk kładł drugiego przeciwnika, Beczka sieknął jednego w biegu (a biegał szybko) i wypadł na podwórek. Cięcie nie było śmiertelne i tylko rozłościło trupa, który rzucił się na Asael. Rudowłosa zdając się na tarczę nie sparowała i sama cięła od dołu, cięciem, które każdego żyjącego mężczyznę bardzo by zabolało. Klinga z czarnych mgieł przecięła byłego strażnika prawie na pół. Niestety kolejna dwójka podbiegła do skrzydlatej a jej miecz ugrzązł gdzieś w okolicach mostka trupa. Cholera! Zombiaki nieskutecznie tłukły o jej magiczną tarczę, która mogła już długo nie pociągnąć. W końcu wyszarpnęła miecz z ciała i przystąpiła do kontrataku...
W tym samym czasie Uk robiąc wygibasy próbował oślepić nekromantę. Białowłosy patrzył zdziwiony na dzikusa i te zdziwienie prawie by go kosztowało oczy. Uratowało je tylko dzięki szybkiemu szarpnięciu głową do tyłu a uderzenie zamiast w oczy trafiło w... nos, rozrywając obie dziurki. Dzikus wylądował, amortyzując skok przykucnięciem a skrzydlaty padł na ziemię i starał się odsunąć od morderczego Indianina. Ten szykował się właśnie do skończenia walki gdy ni stąd ni zowąd pojawił się przed nim jeden z nieumarłych, nim Uk sobie z nim poradził białowłosy zdążył wstać i... O cholera! Skąd on ma takie paznokcie?!
Paznokcie skrzydlatego wydłużyły się o jakieś pięć centymetrów i zaostrzyły się w szpic, całość wygląda bardzo ostro i bardzo niebezpiecznie.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 26-07-2009, 21:29   #113
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny


Leciał. Wzbił się ponad chmury, zastygł w miejscu i runął głową w dół na spotkanie ziemi. Skrzydła trzepnęły, raz, drugi i Bartel szybował teraz równolegle do powierzchni ziemi. Piruet wokół własnej osi. Trzepot skrzydeł i znowu wzbija się w powietrze. Skrzydlaci - wybrańcy jedynego czuli się wolni właśnie dzięki skrzydłom. Włosy ciągnęły się za nim jak liczne serpentyny uwiązane masztów statków powietrznych na regatach dookoła Miasta Pierwszego. Tak, Bartel w długich, czarnych włosach, to wzbijał się to pikował ku ziemi. Skrzydła lśniły bielą.

Prawo było jasne. Żadnych pobytów na ziemi. Ci skrzydlaci co to robili mieli odpowiednie pozwolenie własnoręcznie podpisane przez Gabriela. Gabriel trzymał swoje skrzydła na wszystkim. No i miał swoją wspaniałą Gwardię - ludzi bezwzględnie mu posłusznych. Cudownie nieprawdaż? Nie. Cudowne jest niebo usiane pluszowymi chmurami i możliwość unoszenia się między nimi.

Chmurki przybierały różne kształty. Misie, twarz ojca, ludzkiej kobiety, zwierząt przeróżnych. Czasami takiej zwykłej rysunkowej chmurki. Bartel latał gdyż jego egzamin na Gwardzistę Jedynego dobiegł końca i wynik był zadowalający. Latał gdyż nie potrafił usiedzieć. Tyle się do tego przygotowywał. Tyle pracy w to włożył, tyle wysiłku.

Nagle, jak z bicza trzasnąć, pojawił się przed nim Gabriel. Na czas krótszy niż mrugniecie oka zrobiło się całkowicie ciemno...

... To było coś jak błyskawica - tylko odwrotne. Bartel szybko wyhamował. Był już z jakieś 7 kilometrów od miasta. Ukląkł.

- Panie..
.
- Zostałeś skazany za częste pobyty w piekle! - rozległ się gromki głos lecz usta Gabriela nie poruszyły się.
- Nie, panie...
- Milcz! - Gabriel podniósł ręką i za plecami Bartela pojawiło się dwóch gwardzistów. - Do piwnicy z nim!

Błysk - jasny, czerwony, wręcz karmazynowy. Krwisty! Błysk tak oślepiający, że jeszcze przez długi czas King nie mógł otworzyć oczu. Łzy popłynęły policzkami. Były błękitne. Stał obejmując twarz rękoma, do których miał przypięte kajdany. Płakał bez powodu, po prostu płakał. Rozległo się głośne szuranie.

- Rżnij! - krzyknął ten sam głos co wcześniej. Bartel otworzył oczy zaskoczony. To co zobaczył przebiło jego najśmielsze i najokropniejsze oczekiwania. Przed oczami miał nagą kobietę przypiętą do stołu. Ów stołem było Madejowe łoże a ów kobietą jego ukochana.
- Rżnij! - głos rozległ się ponownie a łańcuchy opinające jego ręce poluzowały się. Niewiasta z łoża podniosła głowę wijąc się ile sił. Piersi nabrzmiały. Krągłe piersi.

- nie, niee, nieee. NiiEE!!! - głos Bartela na początku cichy, potem rozległ się jak grzmot. - NIIIEEE!!

W rogu sali pojawia się postać Gabriela. Tym razem bez skrzydeł. W cieniu. Ruszyła w kierunku skazanego a w ręku zamajaczył płomień. Płomień stał się mieczem. Mieczem, na który Bartel nie mógł spojrzeć bojąc się obłędu.

- Rżnij mówię! - Głos ponownie zabrzmiał lecz usta ponownie były nieruchome. - Bartelu King, zostałeś skazany za zbyt częste przebywanie w piekle. Lecz nie wiesz jeszcze co to jest piekło. OTO jest piekło!

Płomienie powędrowały w stronę kobiety. Komnatę zaczął wypełniać krzyk. Krzyk i smród przypalanej tkanki. Kompozycja, którego Batel nie mógł znieść.



W komnacie w ziemskiej kamienicy, pewnemu, śpiącemu mężczyźnie, popłynęła łza po policzku.

 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline  
Stary 27-07-2009, 11:58   #114
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Czy ten świat do reszty powariował? Zombiaki- to się jeszcze da zrozumieć, ale pobyt w jednym pomieszczeniu z tym Dzikusem? Nie wyglądało to najlepiej...
Miecz odebrany wcześniej istocie która najwyraźniej nie została stworzona do machania ostrym narzędziem, gdyż machała nim jak cepem, w rękach achrolowych pokazywał swe prawdziwe oblicze. Nie był to cud technologii. Do tego co miał "na górze" nie mógł się nawet porównywać, ale wraz z wiecznym ogniem który został nań rzucony komponował się wręcz wyśmienicie, a i pokazywał, że gdy się chce to potrafi.
Tabuny, eszelony, hordy śmierdzących i gnijących nieumarłych kroczyła na nich wszystkich. Achrol przerzucał zręcznie miecz z jednej ręki do drugiej, wyczekując. Czekał. Czekał na odpowiedni moment. Głupotą było rzucanie się w wir walki. Nie miał sprawnej ręki. Nie miał skrzydeł...
Czas mijał nie ubłagalnie. Pamiętał jak zawsze mu wmawiano, że gdy się stoi na przeciw wroga i czeka, to wszystko jest takie wolne, jakby ktoś się bawił w boga i włączył bullet time. Obłuda. Kłamstwo! Czas mijał nie ubłagalnie.
Wyczuł ten jeden moment. Ten krótki, prawie nic nie znaczący moment i zatańczył tak jak orkiestra, albo raczej garażowa kapela zagrała. Był to taniec nieczysty, pełen drobnych, ale znaczących błędów. Ręka dawała mu się we znaki. Oręż stawał się coraz cięższy. Nieumarłych... praktycznie nie ubywało... O czym skrzydlaty myśli w takich chwilach? Myśli Achrola były daleko. Walka nie miała znaczenia, a każdy ruch robił intuicyjnie, bez przemyślenia.
Wzrok wewnętrzny został skierowany ku chwili która działa się stosunkowo niedawno. Kilka godzin temu. Może nawet jeszcze mniej? Chwila gdy zostali tu zesłani. Gdy dotarli to pierwszego miejsca gdzie mogli odpocząć. DO tej dzikiej przystani która stała się ich więzieniem. Chwila która była tak radosna zmieniła się diametralnie. Co było przyczyną? Wejście do miasta? Stawianie się temu skrzydlatemu który tak go poturbował? Dlaczego nie dał sobie rady? Dlaczego... dlaczego wciąż myśli o sobie? Spojrzał na Asael. Pomogła mu. Nie raz. Nie znała go. On był oschły w stosunku do niej mimo to pomogła mu. Pomogła...
Przyjaźń odpłacona wdzięcznością będzie.
Przysługa spłacona zostanie.
Nienawiść będzie karą odpłacona.
Dlaczego Achrol kara Asael mimo iż według tego jak go nauczano powinien być jej wdzięczny. Powinien brać z niej przykład. Dlaczego nie potrafił odwzajemnić uśmiechu tym samym? CZy świat aż tak sparszywiał i skrzydlaci stali się nieczuli, czy jest on odmieńcem który nie pasuje nigdzie? A może on nie potrafi się zmienić?
Widział jak rozbebesza jednego wroga. Pomocna, w pewien sposób sympatyczna, ale i potrafiąca sobie dać radę. Nie tak jak...
Nagle zrozumiał, że jest ich trochę za mało. Na otwartej przestrzenie dali by sobie może radę. Ten mag miał rację, trzeba było się wydostać. Parł na przód do drzwi frontowych. Rzucił jeszcze wzrokiem na Uka iii... na przerośnięte paznokcie...
Widział jak Asael też idzie na przód.
"We dwoje będzie łatwiej!"
Skierował się w kierunku rudowłosej.
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
Stary 28-07-2009, 15:25   #115
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
- AJ!
Zawył UK. Dźwięk jaki wydał nie był związany z odniesioną raną, a raczej z zawodem jakiego doznał. W czasie wykonywania ewolucji widział dokładnie cel swego ataku. Białowłosy zdawał się być oczarowany jego tańcem i wpatrywał się w niego jak sroka w gnat.. przypłacił by to wzrokiem, jednak w ostatniej chwili odchylił głowę.
Uk poczuł jak jego palce zagłębiają się w ciele napastnika. Nie zagłębiły się co prawda w oczach, ale i tak nie było źle. Uk zgiął paluszki w nosie blondasa, po czym wyrwał je z całej siły. Efekt był całkiem sympatyczny. Fontanna posoki przemknęła nad dzikusem, ten był zmuszony kontynuować ewolucję i zakończyć ją na własnych plecach. Ku jego uciesze przeciwnik również znalazł się na podłodze.
- AJ!
Tym razem w krzyku słychać było zadowolenie. Uk powstał wykonując sprężynkę... i na jego drodze pojawił się kolejny nieumarły przeciwnik. Nie było czasu na jakiekolwiek zastanowienia. Uk wykonał szybki skok to przodu przelatując pomiędzy nogami przeciwnika i unikając zarazem uderzenia. Gdy leżał za umarlakiem, odwrócił się, ujął z całej siły jego stopy a ramionami naparł na uda przeciwnika. Powstała w ten sposób dźwignia spowodowała, że martwy nieszczęśnik niczym kłoda powędrował na spotkanie ziemi... Uk natomiast wybijając się w powietrze, po sekundzie zdającej się trwać wieczność, wylądował kolanem na wrażej potylicy. Wypełnił w ten sposób cały pokój głośnym <hhhrruup>.
Uk szybko sprawdził jak radzili sobie towarzysze wspólnej niedoli. Asael zdawała się działać jak ktoś znajdujący się w swym żywiole, niemy mężczyzna natomiast ożywił się dość wyraźnie... i bohatersko zdecydował się wesprzeć kobietę. Chwali się!

Dzikus natomiast odwrócił się twarzą w kierunku przeciwnika, z którym taniec tak brutalnie mu przerwano.
- AJ! AJ!
Tym razem, w tak prosty sposób Uk wyraził swe zaniepokojenie. Nieznajomy miał bowiem w dłoniach... czy może raczej na dłoniach dość niebezpiecznie wyglądające paznokcie... pazury znaczy się. Uk nie miał bladego pojęcia jak w tak krótkim czasie można było się dochować czegoś tak potwornego, musiał jednak przyznać, że typ z którym walczył mógł być kimś na kształt szamana... kolejnego. Czy w tym budynku wszyscy umieli korzystać z mocy duchów? Tylko on był wierny walce twarzą w twarz?
Nie było to już jednak istotne.
Uk ponownie pobiegł w kierunku pazurzastego. Przed momentem samego zwarcia, upadł wykonując coś na kształt „tygryska”. Przewrót ten spowodować miał, iż znalazł by się na wysokości podbrzusza przeciwnika... znaleźć tak aby pewnie uderzyć w krocze, lub szybko odskoczyć w kolejnym przewrocie.
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 29-07-2009, 03:47   #116
 
Diriad's Avatar
 
Reputacja: 1 Diriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnieDiriad jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Czy ten cały Kevin powiedział ci coś jeszcze?
- Niestety nie – odpowiedział Diriael. – Pytałem go raczej o samo miasto i o martwych ludzi, których widzieliśmy na polanie. I, szczerze mówiąc, niewiele się dowiedziałem – już chyba wszystko wiesz. Mimo wszystko wydaje mi się, że był przyjaźnie nastawiony. I to naprawdę przyjaźnie, a nie nie-wrogo. Nie popiera tych tu, i, jeśli się nie mylę, nie tylko dlatego, że uważa obalenie Gabriela za całkowicie nierealne. To wszystko jest mocno podejrzane. Aha, mówił, że da się go znaleźć po prostu pytając w karczmach o Kevina. Ja na pewno go poszukam, dobrze będzie pójść razem – tylko kiedy będzie okazja…

Diriael był zadowolony z tej krótkiej rozmowy z Bartelem. Wydawało mu się, że stanowiło – przynajmniej potencjalną – pierwszą nić porozumienia z Kingiem. Porozumienia, które opierało się nie tylko na wspólnym celu, ale jednak i sympatii.

Reszta drogi upłynęła w milczeniu. Oczywiście nie tylko w milczeniu; oprócz niego w zamyśleniu, w deszczu, w chłodzie i… w ogóle. Tak, to najbardziej.

* * *

A więc przybyli do organizacji, o której tyle słyszeli. Jasne, nie wiedzieli nic konkretnego, jednak to na dobrą sprawę jedyna rzecz, której doświadczyli i na której koncentrowali się od przybycia na Dół. Absorbowała całą ich uwagę, a teraz miało się okazać, na co to wszystko było. Co teraz. Co dalej.

Ebriel przedstawiła wszystkich przybyłych, a Lucjusz, przywódca organizacji, postanowił opowiedzieć im historię stworzenia świata.
Ten człowiek właśnie opowiadał wersję wydarzeń sprzeczną ze wszystkim, co na górze przyjmuje się jako aksjomat.
To nie było takie hop-siup.
I co, liczył, że przyjmą to od tak i lekko przejdą do następnego punktu programu? To było albo lekceważące (żeby nie powiedzieć nieprzemyślane), albo… podejrzane.
Espello potrząsnął głową, żeby ochłonąć. OK., dla niego to pół biedy – zawsze patrzył w teraźniejszość i przyszłość bardziej niż w przeszłość. Roboczo można przyjąć obie wersje za prawdopodobne…

Na dźwięk imienia Samaela zmarszczył brwi. Ale nie, przecież to nie ten. Może to nie Jan, ale Samael też nie jeden na świecie.

…za to dalsza część nie była zgodna z tym, czego Diriael dowiedział się od Kevina. Lucjusz utrzymywał, że ważniejsza jest działalność na dole, dla ludzi. Kevin – wręcz przeciwnie. Kolejny powód, żeby porozmawiać znów z Wilkiem.

* * *

Rachel zaprowadziła ich na piętro, do ich tymczasowego mieszkania. Diriael czuł się w nim zdecydowanie nieswojo. Już nie chodziło nawet o wygody jakie dawały wszystkie nowoczesne sprzęty, ale… o klimat. Świadomość, że obok jest telefon, odtwarzacz mp3 czy co tam skrzydlaty chce.
Kiedy pracuje się na co dzień w hi-tec, dziwnie czuje się nie mając nic ze swojej domeny dookoła siebie.

No, właśnie… Espello chciał wrócić na górę. Prędzej czy później, w ten czy inny sposób. Nie dopuszczał do siebie myśli, że los mógłby się potoczyć inaczej. Ale tak czy siak, przynajmniej na razie jest tu. Nie może siedzieć i nic nie robić. Najsensowniejsze wydawało się być zachowanie kontaktu ze skrzydlatymi. A czy w takim wypadku była inna możliwość niż przyłączenie się do Lucjusza? Sądząc po tym, że Kevin, który jest im tak przeciwny nadal jest ich najemnikiem, nie bardzo. OK., przyjmijmy, że się do nich dołączy. Co to znaczy? Na czym polega życie i praca? Diriael próbował przeanalizować to, co wiedział i przesiać przez lekką dozę fantazji – tak, żeby ze skrawków informacji uzyskać coś na kształt obrazu. Według Lucjusza chodzi o pomoc ludziom i ich ochronę. Dobra… Espello nie miał nic przeciwko ludziom, ale i będąc na Górze nie rwał się do działalności charytatywnej. Jasne, to dobrze, ale… Raczej nie czułby się w tym dobrze.
Miał jakieś dziwne przeczucie, że ta organizacja (Boże, jakżesz ona się nazywa?!) nie ma takiego charakteru.
Po co byliby najemnicy?
A więc z listy można wykreślić wolontariat. To już coś.
Więc może idą bardziej w stronę walki z tymi, jak im tam, podziemnymi? To nie jest wykluczone… Diriaelowi pasowałyby wtedy elementy układanki. Oczywiście nie musiała to być jedyna słuszna kombinacja, ale to już pewne oparcie. Coś, na czego podstawie można korygować i klarować wizję…
Czy to tylko mylne wrażenie, czy z walki z podziemnymi bliżej do walki z Gabrielem, niż do wejścia na górę i „głoszenia prawdy”?

Porozmawia z Kevinem. Koniecznie.

* * *

Tymczasem w pokoju Bartel i Kevin od razu usnęli. Diriael nie dziwił się, też był wyczerpany. Mimo wszystko wstał jeszcze raz z siennika, na którym uprzednio usiadł i obszedł mieszkanko jeszcze raz. Szukał lustra. Że też za pierwszym razem nie zwrócił uwagi na to, czy było...
 
__________________
Et tant pis si on me dit que c'est de la folie - a partir d'aujourd'hui, je veux une autre vie!
Et tant pis si on me dit que c'est une hérésie - pour moi, la vraie vie, c'est celle que l'on choisit!
Diriad jest offline  
Stary 29-07-2009, 15:05   #117
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Uk całkiem nieźle radził sobie z siwym pięknisiem. Może on był siwy ze starości? Nie, to raczej Uk był taki bojowy i dziki.
- Zjedz, zabij! - Asael rzuciła niedawno usłyszanym dopingiem.
Achrol tymczasem jakby otrzeźwiał niespodziewanie. Z niedowierzaniem przetarła oczka, wpatrując się w niego. Zrobił głębszy wdech... Asael wstrzymała nerwowo oddech... Spojrzał na nią... Skrzydlata dostała gęsiej skórki... Rozchylił lekko usta... przetarła spocone czoło, zacisnęła pięści, spięła każdy mięsień i każdy nerw [o ile to możliwe, ale chyba się jej udało]. Serce dudniło jej jak oszalałe. Achrol był w pełni skupiony i...
I...
IIiiii...?!?!
TERAZ!!!
Teraz coś powie!!!...

Zaczęła dygotać.
JUŻ!!! TERAZ!!! DAJESZ!!!
Odezwiesięodezwieodezwietakwidzętoterazteraaaaaa azzzzz!!!
Poczuła, że jej pęcherz chyba zaraz nie wytrzyma napięcia. A Achrol chyba nie wytrzymał tremy, zacisnął usta i nie wykrztusił ani słowa.
Nyyyyyyyeeeeeee!!! - chciała wyć.
Widać nie był jeszcze gotowy... Milcząc zatem ruszył w jej kierunku, na co przystanęła, zostawiając Beczkę. Wywinęła elipsę mieczem i z uśmiechem spojrzała na Achrola, zamierzając zabrać się za pełzający wokół nich kompost.

"Moje piękne Mgły, szepczcie, nie opuszczajcie mnie!"
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline  
Stary 30-07-2009, 08:49   #118
 
Szarlej's Avatar
 
Reputacja: 1 Szarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputacjęSzarlej ma wspaniałą reputację
Achrol
Przerzucanie miecza z dłoni do dłoni opanowałeś do perfekcji, był to już odruch, który wykonywałeś mimowolnie. No cóż, teraz to nie było zbyt mądre w końcu masz kilka złamań z tego co mówił Aronax. Zamiast spektakularnej sztuczki w jakże ciekawy sposób się rozbroiłeś. Krótki miecz upadł na podłogę a ogień go pokrywający zgasł. No pięknie... Horda zombiaków w liczbie trzech rzuca się na Ciebie, w unikach nigdy nie byłeś dobry co widać. Ciosu pałki unikasz jeszcze w miarę sprawnie, unik przed cięciem miecza był w połowie potknięciem a w połowie unikiem za to przed sztychem nie zdążyłeś nawet się zasłonić ręką. Twoim ciałem targnął tak dobrze znany każdemu wojownikowi ból. Tępawa klinga z olbrzymią siłą przebiła ubranie, skórę, tłuszcz i zrobiła niezłą sieczkę wśród organów wewnętrznych. Wzrok Ci się zamglił i został przysłonięty przez czerwoną mgiełkę. Przynajmniej ból w ręce był mniej odczuwalny, po prostu nowa rana tak bolała, że te kilka złamań zdawało się draśnięciami. Zagryzasz jednak wargi, musisz to skończyć zanim oni skończą z Tobą. Wnosisz w myślach modlitwę do Jedynego by dał Ci siłę do walki z tym tworem, który go obraża samym istnieniem.

Asael
Zapatrujesz się w Achrola i wzdychasz, że aż zapomniałaś o żywych trupach, ale one nie zapomniały o Tobie. Dwóch byłych strażników uparcie próbuje przebić Twoją tarczę ale nie udaje im się. W końcu otrząsasz się ale jest już za późno. Tarcza pęka z głośnym trzaskiem, no nic trza nauczyć te trupki pokory. Unikasz zręcznie sztychu i ciosu pałą, tniesz tego z pałą z zamiarem pozbawienia go jego własnej pały i... Twój miecz znika. Co jest?! Cholera, musiało już zajść słońce! Stoisz bez miecza na przeciwko dwóch zombi, ryzykujesz krótki rzut oka do tyłu. Broń strażników się wala po ziemi, jakiś krótki mieczyk, włócznia a nawet topór no i oczywiście solidna dębowa pała. Ale nie to przykuwa Twój wzrok, Achrol walczy z trzema i przegrywa. Jeden zombiak właśnie nabił go na miecz. ACHROL! On nie może umrzeć! Skrzydlaty jednak jest twardy bo po tym jak zombi wycofał miecz dalej stoi na nogach. Nie ma broni i zaraz się chyba wykrwawi ale jeszcze żyje. Cholera! Znowu się zagapiłaś i prawie znów zarobiłaś. Co robić? Możesz albo uratować (po raz kolejny) Achrola albo zabić swoich przeciwników.

Uk
Twój przeciwnik nie spodziewał się takiego zachowania i szpony przecięły powietrze za to Twoja dłoń trafiła dokładnie tam gdzie miała. Pociągnąłeś w dół i walnąłeś w splot słoneczny. Skrzydlaty upadł na plecy, oczy mu się wytrzeszczyły a z ust zaczęła kapać ślina. Cios go sparaliżowało i to porządnie, póki co leży trzymając się za krocze i nie wydaje się zdatny do walki.

Diriael
Widzisz lustro, wisi sobie ładnie nawet w sypialni. Upewniasz się, Bartel i Kurt śpią na pewno, Kurt zaczął nawet pochrapywać. Jedynie Ebriel nie spała, leżała na łóżku i Ciebie obserwowała.

siedziba rebeliantów
Rachel zbiegła po schodach, chciała jak najszybciej znaleźć się u siebie w domu. Na parterze, przy drzwiach wejściowych stał Aronax, minę miał... dziwną, taką jak wtedy.
-Chcesz mnie odprowadzić? Dziękuje ale dam sobie sama rade.
-Nie wątpię ale ja nie w tej sprawie. Masz broń?

Mina Rachel pokazywała kompletne niezrozumienie sytuacji.
-Mam... Ale o co chodzi?
-Chodźmy tu nie możemy rozmawiać.


ulice Tails
Słońce zaszło już chwilę temu, deszcz ciął ich po twarzach w najlepsze. Zarówno płaszcz Aronaxa jak i jej tunika były mokre na wylot. W oddali, za miastem uderzyła błyskawica. Szli przez miasto, które zdawało się opuszczone.
-Teraz możesz mi powiedzieć o co chodzi?
-Dwójka z nowych skazańców jest w więzieniu, co gorsze wraz z nimi jest zamknięty jeden z diabłów. Lucjusz wysłał Mortifera do zabicia całej trójki.

Mortifer, najmroczniejszy ze wszystkich skazańców i jedyny, którego dziewczyna szczerze nie lubiła.
-Może zasłużyli...
Jej głos był niepewny i ledwo słyszalny przez ulewę.
-Nie nam ani tym bardziej Lucjuszowi to oceniać. Wiem, że jedyni skazańcy którzy zasłużyli na śmierć to członkowie Sfory.
-Nie mów tak! Wiem, że śmierć Amber ciągle boli ale...
-Rachel, zamilcz. A kto jest normalny? Mortifer, którego rajcuje śmierć i bawi się w ożywianie zwłok? Wiem, że lubisz Karen ale ona też jest dziwna. Jest jeszcze mniej ludzka niż najemnicy Adieu. A Lucjusz i Samael... Znałem ich już jako dziesięcioletni gówniarz, obaj się nie postarzeli. Oni coś knują, zresztą to wyszło podczas pogromu. Zostawili nas pamiętasz? Lucjusz uciekła a Samael zrobił wszystko by zabić Gabriela.
Dziewczyna szła przez chwilę w milczeniu.
-Czemu zabrałeś mnie? Nie Kevina czy Adieu?
-Kevin jest na polowaniu z Karen i kondotierami, Adieu też jest w jakiejś misji. Rachel posłuchaj mnie. Wtedy, dałaś radę, ja nie. Tylko na Tobie mogę polegać.
Dziewczyna wolała przemilczeć, że oboje przeżyli tylko dzięki Kevinowi. Przyśpieszyli kroku. Za miastem błyskawice biły raz po raz tylko w jedno miejsce.
 
__________________
[...]póki pokrętna nowomowa
zakalcem w ustach nie wyrośnie,
dopóki prawdę nazywamy, nieustępliwie ćwicząc wargi,
w mowie Miłosza, w mowie Skargi - przetrwamy [...]
Szarlej jest offline  
Stary 30-07-2009, 23:22   #119
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Zanurkował pod zamykającymi się nad nim pazurami. Udało mu się. Dalej poszło już łatwiej. Szybkim ruchem wypchnął lewą, otwartą pięść w chwycie "gohon" w kierunku kocza przeciwnika. Palce rozczapierzone w szpon, zacisnęły się na wrażym kroczu.
Uk z dzikim wrzaskiem pociągnął starając się wyrwać, to do dla oponenta mogło być jedną z cenniejszych części ciała, wykorzystując jednocześnie skręt bioder i barków uderzył prawicą w splot słoneczny przeciwnika. Trafił.
Powietrze z usta tego siwego Szamana uszło. Uszło dokładnie w taki sposób w jaki uchodziło z płuc innych ludzi... a więc równie łatwo można go było zabić. Znaczy, że cierpiał ból dokładnie tak samo, jak inni. Znaczy można było to wykorzystać. Po uderzeniu puścił przyrodzenie przeciwnika... trzymanie go nie miało najmniejszego sensu. Wróg z krzykiem, tocząc panię z ust padł na klepki podłogi.
Uk badawczo przekrzywił głowę przyglądając się jak ten kto jeszcze przed chwilą dybał na go życie miota się starając się o odrobinę tlenu... W widoku tym było coś co urzekało. Było coś okropnego i pociągającego zarazem. Uk jednak nie delektował się chwilą. Nie aż tak by zapomnieć o reszcie świata... a przede wszystkim, o tych którzy jeszcze przed kilkoma chwilami pomogli mu wydostać się z zamknięcia.
Podskoczył w powietrze. Jego ramiona zakreśliły dwa okręgi w powietrzy, a nogo podążyły za nimi równe szybko, kończąc salto Uk starał się wylądować kolanami na przeciwniku. Jednym starając się trafić w klatkę piersiową... drugim w grdykę białowłosego.
- Ajiiiii
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline  
Stary 31-07-2009, 12:08   #120
 
Faurin's Avatar
 
Reputacja: 1 Faurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znanyFaurin nie jest za bardzo znany
Achrol nie zabłysnął inteligencją... Nie chciał się popisać, jednak tak, dla zbycia czasu przyrzucał broń z jednej dłoni do drugiej. A raczej przerzucałby gdyby mu nie wypadła. Cóż za irytujący moment. Miecz spadł i stracił swą magiczną moc...
Był już całkowicie bezbronny. Kilka uników, ot co mu się udało zrobić. Więcej nie wytrzymał. Miecz przeciął go na wskroś... To było kompletnie głupie i kompletnie bolesne. Brakowało mu sił na cokolwiek. Jedyne co mógł to wycofać się... Tylko to... chyba, że...
Po plecach przeszedł mu dreszcz. Poczuł taką ekstazę, że za chwilę mógłby wybuchnąć. Nie liczyło się nic więcej. Tylko to... tylko ten krótki dzień, ten krótki moment, zapamiętany na zawsze. Chwila od której nie chciał uciekać. W której chciał zostać, zatopić się w niej, zagłębić...
Życie nie dawało mu takich sytuacji. Ciągle był sam. Ten moment chociaż na chwilę go zmienił. Pokazał, że tkwi w nim rozpalający się ogień. Lekki jak wiatr, łagodny jak...
Odskoczył do tyłu i dobiegł do Asael. Odtrącał po drodze kilku nieumarłych. Nie to się teraz liczyło! Swymi dłońmi chwycił za jej twarz. Swymi ustami znalazł jej usta.
... ona. Od początku go urzekała. Od początku widział w niej coś, przez co nie mógł momentami przestać na nią patrzeć. Świat zastygł w tej jednej chwili. Już nie było odgłosu walki. Już nie było ciał leżących pośród nich. Tylko on i ona. Zagubieni, ale jednak odnalezieni...
 
__________________
Nobody know who I realy am...
Faurin jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:44.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172