| Kilka chwil skupienia na siłowaniu się z plandeką ciężarówki pozwoliło Sky odprężyć się i zapomnieć o nieprzyjemnym uczuciu bezużyteczności. Nie lubiła go, i to nie lubiła bardzo - a lenistwo, bezużyteczność z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego, pokręconego wyboru, było dla dziewczyny jak plaga karaluchów, którą należałoby zgnieść, wypalić, potopić, zmieść z powierzchni ziemi i oddać Molochowi na pożarcie. Byłaby w stanie pokusić się nawet o stwierdzenie, że to właśnie ono, brak zupełnej ochoty do zrobienia czegokolwiek, przyczyniało się do obecnego zapłakanego standardu życia. Bo gdyby ludziom się chciało, gdyby coś budowali, gdyby nad czymś, razem, pracowali... A Sky się chciało. Zbyt długi czas spędziła w objęciach niemożności, by poddawać się jej dobrowolnie teraz, gdy wreszcie mogła się do czegoś przydać. Chociażby do wcale nie wymagającego mocowania zaczepów i linek jednej ciężarówki. Może nie polepszy to świata, ale może nie sprowadzi im na głowy dodatkowych kłopotów. Bo jakby linki miały się w trakcie jazdy poluzować...
Przez cały czas była świadoma niezwykłego zainteresowania, jakie okazywał jej Alex, ale w żaden sposób nie dawała tego po sobie poznać. Nie mogła jednak przestać się zastanawiać, cóż tak strasznie ciekawego było w jej dłoniach, że akurat je chłopak upodobał sobie na jeden z głównych celów swoich obserwacji. Przez głowę w zasadzie przeszła jej pewna myśl, ale przezornie, nim wyobraźnia zaszłaby za daleko, zdusiła ją w zarodku. Tak czy inaczej, wcale jej nie zdziwiła jego nagła, paniczna ucieczka - robota i tak była generalnie skończona, a jego dziwne zachowanie w gruncie rzeczy nie było dla dziewczyny żadnym utrudnieniem. Śmichy-chichy Daytonów wpuściła jednym, a wypuściła drugim uchem.
Z ulgą powitała później fakt, iż krótki przystanek przy ciężarówce zabił czas potrzebny do wyruszenia w drogę. Byłaby nawet odetchnęła z uglą, gdyby komukolwiek miało to zrobić jakąś różnicę, ale że był to gest absolutnie zbędny i swym charakterze zupełnie nieprzydatny, to i szybko z niego zrezygnowała. W skupieniu wsłuchała się więc z przekazaną przez Manniego przepowiednię. Dla Sky, pragmatycznej z przekonania, wierzenie w takie wizje było jednak jak powiedzenie dziecku, że na świecie nie ma potworów - dziecko uwierzy, a potem się na własnej skórze przekona, że wierzyć wcale nie powinno. Po co więc miałaby chcieć dobrowolnie się oszukiwać? Wiedza o przyszłości nie była jej do niczego potrzeba. Do tego, by ją sobie stworzyć, wystarczała Sky przeszłość.
Mimo wszystko odnalazła w słowach proroctwa coś, co zabrzmiało w jej głowie dość znajomą nutą. Zmarszczyła brwi, zapatrzona gdzieś w ziemię, ale choć próbowała przypomnieć sobie, o co dokładnie chodziło, nie była w stanie wydobyć z pamięci żadnych szczegółów. Odpowiedziała jednak na prośbę Vasqomba:
- Chyba słyszałam coś wcześniej o "Oczach Boga", ale nie pamiętam, gdzie ani jak. Nie wiem, co to dokładnie było - wzruszyła ramionami. Być może chciała nawet dodać, że przeprasza, ale nawet gdyby, to żadnej skruchy i tak nie wyczytałoby się z jej obojętnej twarzy. Po chwili zabrała też głos w bardziej przyziemnej sprawie:
- Wydaje mi się, że może zacząć padać około południa, albo jakoś tak. Tamte chmury nie wyglądają za ładnie - wskazała ruchem głowy kępkę obłoków. - Chociaż nie ręczę, czy cokolwiek do nas dotrze. Lepiej już ruszajmy.
Mało kto chyba nauczył się na nowo przepowiadać skażoną chemią pogodę... |